Rozdział 11

POD ROZDZIAŁEM JEST BARDZO WAŻNA NOTATKA ODE MNIE, TO BARDZO WAŻNE WIĘC MAM NADZIEJE ŻE PRZECZYTACIE:)

Siedziałam nerwowo stukając paznokciami o stolik, dochodziła 11:30. Miła kelnerka przyjęła moje zamówienie i moja karmelowa latte i szarlotka leżały przede mną. W końcu drzwi ponownie się otwarły a w nich pojawiła się wysoka brunetka o twarzy i figurze modelki. Długie smukłe nogi, brązowe włosy i nieskazitelny makijaż. Usiadła naprzeciwko mnie i ruchem dłoni zawołała ponownie kelnerkę. Jedno beztłuszczowe latte i ciasto owsiane. Rzuciła torebkę na stolik i zgromiła mnie wzrokiem. Siedziałyśmy kilka minut w ciszy czekając na zamówienie.

- Jak wczorajsza praca? - spytała obdarowując mnie ironicznym uśmiechem.

- Całkiem dobrze, a Ty jak spędziłaś wieczór? - spytałam. Nagle wyciągnęła telefon z torebki szukając w nim coś chwile, ekran pojawił się przed moją twarzą a ja zaczęłam powoli czytać artykuł. Rozszerzyłam oczy z niedowierzaniem. To byłam ja. Ja i Kamil. Spojrzałam na nią skruszona gdy zabrała telefon.

- Ile to już trwa? - spytała beznamiętnie, patrzyła na mnie tym swoim stanowczym wzrokiem r

- Zaczęło się właściwie w Zakopanem ale... - mówiłam dopóki mi nie przerwała.

- Nie mów że sypiacie ze sobą od Zakopanego – warknęła groźnie.

- Daj mi dokończyć - upomniałam ją - Całowaliśmy się tam, ale nie byłam wtedy z Maćkiem. Ale w Engelbergu my znowu się całowaliśmy, ale uznaliśmy że to pójdzie w niepamięć, że to głupi błąd. Po parapetówce gdy Maciek wyjechał miałam tą sesje co mi kazałaś na nią jechać i...

- i?

- i my się przespaliśmy.. - zakończyłam cicho.

- Ale przecież Ty i Maciek? Uh, gdybyś nie była moją przyjaciółką to w tym momencie wyciągnęłabym Cię stąd za kudły - mruknęła upijając łyk kawy. Rozumiałam ją, po tym gdy jej były narzeczony - Dominik - zdradził ją na delegacji z jakąś sekretarką z którą podobno teraz żyje i spodziewa się dziecka, brzydzi się tym.

- Wiem co teraz powiesz, żebym zapomniała i nie mówiła nic Maćkowi - mówiłam szeptem - Ale ja nie mogę tego zapomnieć rozumiesz? Próbowałam, i nie potrafię.

- Ana ale ty go kochasz prawda? - zapytała mnie. milczałam. - prawda?

- Ja.. nie wiem, naprawdę nie wiem - wyrzuciłam z siebie - On jest cudowny ale przy Kamilu nigdy tak się nie czułam...

Patrzyła na mnie zamyślona.

- Musisz mu powiedzieć - w końcu odparła - jak najszybciej.

- Powiem mu, ale jeszcze nie teraz - odpowiedziałam - Nie potrafię.

- Chcesz go jeszcze bardziej zranić? Wiesz, coś ci powiem - mówiła - Jeśli zakochasz się w dwóch mężczyznach zawsze wybieraj drugiego. Bo gdybyś kochała pierwszego nigdy nie zakochałabyś się w tym drugim.

Jeśli zakochasz się w dwóch mężczyznach zawsze wybieraj drugiego. Bo gdybyś kochała pierwszego nigdy nie zakochałabyś się w tym drugim.

Jechałam taksówką do domu Kamila, kierowca chyba już miał mnie dość bo pospieszałam go co dwie minuty. Zapłaciłam i szybko wyskoczyłam z samochodu, pociągnęłam za uchyloną furtkę i już po chwili byłam pod drzwiami głośno pukając. Uchyliłam cicho drzwi i szłam długim korytarzem do salonu.

- Kocham tylko Ciebie rozumiesz? - mówił znajomy głos - Tylko Ciebie i nikogo więcej, to była tylko znajoma i to nie powinno się stać....

Stanęłam patrząc na ten widok, płacząca skulona blondynka siedziała na kanapie a brunet przytulał ją do siebie. W końcu podniosła głowę i spojrzała na mnie i na Kamila, aż ten odwrócił twarz w moją stronę. Moje wewnętrzne ja trzęsło się od tego co przed chwilą usłyszało, to był jego głos. Chciałam uciec, płakać i wyć w wniebogłosy. A stanęłam wryta patrząc na ten obrazek, twarz Kamila zbladła na mój widok do koloru białej ściany w salonie.

- Ja... Ja przepraszam, miałam coś przekazać Kamilowi ale.. ale nie ważne, za-zadzwonię potem - wydukałam powstrzymując się od płaczu, szybkim krokiem który po chwili przeistoczył się w bieg wyleciałam z domu potykając się o każdy schodek, usłyszałam głos krzyczący moje imię ale zignorowałam go, pędziłam przed siebie. Usłyszałam pisk opon, nagle mocny ból zaczął rozrywać moją klatkę piersiową i głowę. Z trudem łapałam oddech, nade mną biegały dwie postacie. Zemdlałam.

- Gdzie jestem? - wyszeptałam otwierając oczy, czułam się jak po dobrze wstawionej imprezie i nie do końca wiedziałam co się wokół mnie działo, okryta czerwonym kocem leżałam skulona i przytulona do poduszki. Słyszałam dudniący o parapet deszcz i stłumione pojedyncze kroki, wzięłam głęboki oddech i agresywnie zakaszlałam. Ból rozsadzał moją klatkę piersiową jak i głowę tak jak wtedy gdy byłam w Zakopanem. W końcu odwróciłam głowę, stał oparty o kanapę i pisał SMS, nagle podniósł wzrok na mnie i schował telefon do kieszeni. Kucnął przy mojej głowie i pogłaskał mnie po włosach, odgarnęłam jego rękę. Nie chciałam żeby mnie dotykał, żeby mnie kochał, żeby dalej kłamał. Chciałam uciec stąd jak najdalej ale byłam pewna że gdy tylko się podniosę to upadnę. Znowu chciałam uciec. Chyba faktycznie ucieczka była moim sposobem na uwolnienie się od problemów. Westchnął głęboko, mój telefon za wibrował, złapał go szybko a gdy chciałam zaprotestować po prostu wyszedł.

- Kamil... - krzyknęłam ale mój głos załamał się gdy tylko wydobyłam z siebie jego imię, rzuciłam się na wodę stojącą koło mnie i upiłam jej kilka łyków. - Kamil.

- Co?

- Odwieź mnie do domu - wysapałam cicho łapiąc oddech.

- W tym stanie się stąd nie ruszysz.

- Chce wrócić do domu - ponagliłam a ten spojrzał na mnie spokojnie, jakby nawet nie myślał o tym jak wściekłe i złamane jest moje serce. Podszedł do mnie i złapał moją dłoń, wyrwałam mu ją. - Nie dotykaj mnie.

- Ana, chyba nie myślisz że to co mówiłem to była prawda - spojrzał na mnie trzepocząc rzęsami - Co ja miałem zrobić?

- Nie wiem, może nie wmawiać komuś miłości - mruknęłam ironicznie - Może powiedzieć prawdę?

- Nie łap mnie na prawdę, sama Maćkowi nic nie powiedziałaś - rzucił kąśliwie wpatrując się we mnie - Bo nie powiedziałaś, prawda?

Zagryzłam wargę.

- Powiedział, że jeśli będę szczęśliwa to pozwoli mi odejść... I że zawsze mogę na niego liczyć...

Uderzył pięścią w szklany stół, wzdrygnęłam się i spłoszona podwinęłam kolana pod brodę sprawiając sobie ból jakiego nigdy nie czułam.

- Myślałam że ty tego chcesz.

- Ana to nie takie proste, chce tego ale nie mogę Cię narażać rozumiesz - powiedział cichnąc - nie mogę.

- Na co ty mnie masz narażać?

- Na to co się dzieje.

Kamil P.O.V

Wyszedłem z domu, wybrałem szybko numer do Klemensa. Byłem pewien że On jak nikt inny mi pomoże i mimo mojego chorego planu będzie trzymał ze mną sztamę.

- Co jest stary? - usłyszałem jego zaspany głos, ziewnął prosto do słuchawki a ja zapiąłem pas w samochodzie.

- To się znowu stało - mruknąłem odpalając silnik. - Jej nie może się nic stać.

- Nie mów mi że...

- Tak. - bąknąłem wyjeżdżając samochodem z uliczki - Myślałem że to koniec, że jest bezpieczna ale to nic nie dało.

- Myślisz że to Ona? - spytał.

- Jestem pewien, chce zniszczyć mnie i to co jest dla mnie najważniejsze - mruknąłem. Murańka wiedział o tym że łączy mnie z Aną coś więcej, gdy uśmiechał się do niej, Ona nie rozumiała o co chodzi. A ja wiedziałem. On wiedział. Siedząc na konferencji tylko my to wszystko rozumieliśmy. Był dla mnie jak młodszy brat, lekko zwariowany ale stanowczy i dążący do celu, czasami zbyt uparty ale oddany przyjaciel. Stanąłem przed Wiślanymi Tarasami, nagle przede mną pojawił się drobny chłopak który wskoczył po chwili na siedzenie obok mnie.

- Ale pizga.. - mruknął otrzepując rękawiczki nad moją nową tapicerką, spiorunowałem go wzrokiem na co ten przeklnął cicho pod nosem. - Mam adres.

Wziąłem od niego małą karteczkę. Wierzbowa 24a. Wbiłem adres w GPS i z piskiem opon ruszyłem do celu. W głowie tłoczyło mi się tysiące myśli i nawet nie spostrzegłem się gdy byłem koło niewielkiego domu rozciągającego się za laskiem bierzyńskim. Wystrzeliłem z fotela i wbiegłem na teren posesji, zatłukłem dłonią w drzwi czekając na jakikolwiek odzew, po chwili dobiegł do mnie Klimek odciągając mnie do tyłu. Drzwi uchyliły się a zza nich wyszła blondynka, uśmiechnęła się ironicznie na mój widok.

- Jak się czuje Anastasia? Podobno miała wypadek - zachichotała szczęśliwa, rzuciłem się bliżej niej a ta odepchnęła mnie od siebie.

- Kurwa, jeszcze raz coś takiego zrobisz to nie ręczę za Siebie Ewa - krzyknąłem trzymając drzwi które chciała zamknąć. - Czy ty w ogóle jesteś świadoma że mogłaś ją zabić?

- Ty serio myślisz że to ja? - odparła oburzona robiąc nadąsaną minę - Faktycznie, nienawidzę suki ale postanowiłam odpuścić. Nie będę walczyć z jakąś małolatą a tym bardziej starać się ją zabić.

- To skąd do cholery wiesz co się stało - wycedziłem.

- Wszyscy już wiedzą, i wszyscy też wiedzą o waszym romansiku Kamil - mruknęła bawiąc się kosmykiem włosów - Biedna Nadia, tak długo ją okłamywałeś.

- Odpierdol się od Nadii, to nasza sprawa - warknąłem wściekły - Nie zbliżaj się do niej, ani do mnie. Zniknij z mojego życia raz na zawsze.

Zbiegłem ze schodów pociągając za kurtkę młodego Murańke.

- Naprawdę nie chcesz wiedzieć kto to zrobił? - usłyszałem jej głos, odwróciłem się. Czyli jednak coś wiedziała.

- Co chcesz? - warknąłem idąc ponownie w jej stronę, uśmiechnęła się szelmowsko.

- Przysługę którą oddasz mi w dalekiej przyszłości - kiwnąłem głową zgadzając się na to. - Twoja kochaneczka obrobiła jednego gościa na dużą kasę, podobno byli razem i nagle zniknęła. Był w twoim wieku, więc uważaj na siebie.

Trzasnęła drzwiami, wgapiałem się w nie bezuczuciowo myśląc o tym co mi powiedziała. Jak mogłaby coś takiego zrobić, do cholery, ona ma tylko 19 lat. Nagle odezwał się mój telefon, Klimek mówił coś do mnie ale zanikało to gdzieś w moich myślach. W końcu ocknąłem się na słowo ''Policja'' i spojrzałem na ekran telefonu. Nadia prosiła mnie o spotkanie.

*********

Wszedłem spokojnym krokiem do domu. Siedziała przy stole popijając herbatę i cicho oglądając film lecący w telewizorze, na mój widok wzdrygnęła się i gdy chciała wstać dłonią pokazałem jej aby siedziała. Ściągnąłem mokrą od deszczu koszulkę i rzuciłem na fotel, krzątałem się chwile w ciszy po kuchni przygotowując posiłek.

- Alan przyjedzie po mnie za pół godziny, nie chce siedzieć ci na głowie - rzuciła upijając łyk naparu który trzymała w dłoniach, zacisnąłem pięści starając się nie wybuchnąć złością, odłożyłem nóż i odwróciłem się do niej.

- Nie siedzisz mi na głowie, masz takie samo przebywać tu jak i ja bo tak - warknąłem patrząc na nią, obdarowała mnie zdziwionym spojrzeniem - I nie pozwolę by jakiś debil odwoził Cię do domu kiedy mogę to zrobić sam.

- O co ci chodzi? To mój przyjaciel, a ja nie chce marnować twojego cennego czasu - mruknęła z ironią.

- Tak samo jak czasu tego chłopaka co zwędziłaś mu tysiące a potem uciekłaś? - odwarknąłem nie przemyślanie, a po chwili sam pożałowałem tych słów, popatrzyła na mnie smutna i przerażona tym że wiem. Milczała a ja miałem coraz większe wyrzuty sumienia że o tym wspomniałem, i to w takim momencie. Stoch, jesteś skończonym idiotom.

- Zrobiłbyś to samo gdybyś musiał ratować swoją siostrę... - wyszeptała spuszczając głowę, patrzyłem z niedowierzaniem analizując każde słowo które przed chwilą wyszło z jej ust.- Ona miała raka, potrzebowaliśmy pieniędzy. Rodzice nie wiedzą skąd je miałam, ale gdy je zdobyłam nie mogli odmówić. Zdrowie (...) było najważniejsze. Ona umierała a ja nie mogłam tak na to patrzeć.

- Ana, ja... - wyszeptałem gdy mi przerwała.

- Ty nie wiedziałeś, tak wiem że powinnam ci powiedzieć ale nie mogłam - rzuciła cicho - Nie jestem tak zła aby kraść komuś pieniądze bez przyczyny. Kiedyś mu je oddam.

Podszedłem do niej przytulając się do jej ciała, chwile mnie odpychała ale w końcu wzięła głęboki oddech i zatopiła dłonie w moich włosach a jej ciało przyległo do mojego. Nie chciałem się na nią złościć, nie chciałem sprawiać jej przykrości. Po prostu nie wiedziałem że zrobiła to z tak dramatycznego powodu, właściwie gdyby Julka była chora a ja nie byłbym skoczkiem to myślę że starałbym się zdobyć te pieniądze za wszelką możliwą cenę.

- Oddzwoń do Alana, zostajesz u mnie -powiedziałem z troską opierając swój podbródek na jej głowie, podniosła twarz i spoglądając na mnie delikatnie się uśmiechnęła. Była taka urocza i niewinna jak mała dziewczynka a za razem była już mocną kobietą. cz

- Nie chce ci sprawiać kłopotu, mam swoje mieszkanie - odparła zmieszana, pochwyciłem jej twarz i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach.

- Chce żebyś była moim kłopotem każdego dnia Ana - wymruczałem przyciskając swoje usta do jej szyi. Cicho zasyczała z bólu. Stoch, matole. Ona kilka godzin temu miała wypadek a ty już się do niej dobierasz. To chyba testosteron albo jakoś tak. No nie ważne, uśmiechnęła się przez ból, moja ciemno włosa.

*******

Mój telefon za wibrował, nieznany numer. Odebrałem.

''Lepiej pilnuj jej Stoch, nie wiadomo gdzie czyha niebezpieczeństwo...''.

Rozłączył się.

NOTATKA OD AUTORA:

Witajcie, trudno mi zacząć w ogóle to pisać ale w nie mogę się z tym męczyć. Od jakiegoś czasu coraz trudniej pisze mi się to ff, mam coraz mniej pomysłów, coraz bardziej to wszystko kręcę, mącę, rozdziały są coraz krótsze, coraz mniej dopracowane. Nie jestem z tego zadowolona, przez 10 dni nie potrafię sklecić fajnego i dobrze opisanego rozdziału. Jest mi przykro z tego powodu, czasami przez kilka dni nie potrafię napisać kilku sensownych zdań.  Dlatego zwracam się z pytaniem do was, bo właściwie to od was zależy czy to ma jeszcze sens powstawania w dalszym ciągu, nie chce obdarowywać was tak słabymi rozdziałami bo według mnie właśnie takie są. Stworzyłam sondę na temat tego ff, jej wypełnienie zajmie wam 10, góra 20 sekund. Zaznaczcie odpowiedz którą uważacie za słuszną, i pamiętajcie że to wpłynie na to co pisze i jeśli zobaczę że jednak chcecie abym to kontynuowała, to właśnie to dostarczy mi motywacji do wzięcia się za to opowiadanie, bo jak na razie bardzo mi jej brakuje. Link podrzucam wam tutaj w komentarzu pod tym rozdziałem FF ponieważ nie da się go tutaj dodać w formie linku. Oraz dostarczę jej na końcu notatki. Możecie także tutaj w komentarzach wyrazić swoją opinie ale myślę że sonda będzie szybszą opcją. Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania, mam nadzieje że przywróci mi to wiarę w to że jednak ktoś czyta moje ''wypociny'' i mu się podobają. 

LINK DO SONDY W KOMENTARZU POD TYM ROZDZIAŁEM!!!



Miłego dnia! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top