Rozdział 5.


Parę tygodni później wszystko wróciło do normy, życie toczyło się swoim własnym rytmem, czasami przyspieszało a czasami wręcz zwalniało i dłużyło się z dnia na dzień. Minął już jakiś czas od konkursu w Zakopanem i tej pamiętnej nocy, tego pamiętnego weekendu. Anastazja skończyła już ferie i pogrążyła się w nauce, mimo to skoki dalej były wielką częścią jej życia. Nadal je oglądała, kwalifikacje, konkursy i wywiady ale poświęcała na to coraz mniej czasu. Głównie interesowały ją wywiady z nim, z Kamilem. Chciała wiedzieć co u niego, potrafiła to rozpoznać po jednym zwykłym wywiadzie. Darzyła go sympatią, niczym więcej. Dowiedziała się że On i Ewa nie są już razem, właściwie trudno było się tego nie dowiedzieć. Media trąbiły o tym głośniej niż o jego zwycięstwie PŚ w 2013 roku, co z jednej strony nie było dziwne, w końcu to osoby publiczne, ale z drugiej denerwujące że media zamiast zająć się tym co robi Kamil - skokami, ingerują w jego życie publiczne. Ten tydzień należał do Engelbergu, już w sobotę zostaną rozegrane zawody. Ale na razie mamy środę, plan na ten tydzień - przetrwać.


Środa, środa, środa. Dopiero środa, a ja leże na kanapie, oglądam głupi hiszpański serial i jem ciasto. Moje życie po Zakopcu zmieniło się w pasmo braku czasu, lub jego nadmiaru i braku pomysłu na wykorzystanie. Te dwie rzeczy przeplatały się co jakiś czas tworząc niezły rozgardiasz. Myślę że gdyby nie to że jestem dość mało aktywną osobą pewnie teraz biegałabym po okolicy delektując się świeżym powietrzem, rozmyślając o fotografowaniu, i skokach. Tak, na pewno. Moja komórka zaczęła wibrować a na jej ekranie pojawił się napis o połączeniu, przymknęłam oczy i głośno westchnęłam. Tak bardzo potrzebowałam tego wypoczynku, tej godzinki sama w domu, spokoju, ciszy, dobrego jedzenia i filmu. Otworzyłam je i odblokowałam swojego iPhone, po chwili nie kryjąc szczęścia a zarazem zdumienia szybko odebrałam. To był On.

- Miło że w końcu odebrałaś, jak tam słońce? - spytał znajomy głos, przełknęłam ślinę nie wiedząc czy mówić zgodnie z prawdą czy udawać że wszystko jest okej.

- Wszystko dobrze, coraz lepiej a u Ciebie? - mówiłam siląc się na jak najbardziej realistyczny ton jaki potrafiłam zrobić.

- A tak naprawdę? - spytał bez entuzjazmu.

- Nie wytrzymuje tutaj, nie mam na nic czasu, mam ochotę rzucić tą szkołę w cholerę, wyjechać gdzieś daleko, bez tej presji i... nie potrafię - mówiłam próbując nie rozpłakać się w jednej chwili, niestety na próżno, czułam płynącą łzę po moim policzku. Głos łamał mi się w gardle do tego stopnia że trudno było mi cokolwiek powiedzieć. Miałam kompletnie dość, czasami zaczynałam myśleć czy nie przełożyć matury na później, dać sobie spokój teraz, gdy nie potrafiłam znieść tej presji.

- Musisz dać rade, przecież wiesz że jestem cały czas przy tobie, może nie dosłownie ale jestem blisko. - szeptał, a jego głos koił rany na moim sercu.

- Wiem, tylko ty odbierasz moje telefony o 3 w nocy - zaśmiałam się przez łzy. Chwile potem usłyszałam dzwonek do drzwi, odrzuciłam koc i pobiegłam otworzyć. Stanęłam jak wryta a gula w moim gardle rosła z sekundy na sekundę.

- Mówiłem że jestem cały czas przy tobie - usłyszałam głos w telefonie. Rozpłakałam się i mentalnie stałam się małym dzieckiem. Poczułam silne ramiona obejmujące mnie mocno, otarłam łzy i mój uścisk zacisnął się na jego torsie. Nie chciałam go puszczać, tak bardzo nie chciałam, czułam że gdybym to zrobiła rozpadłabym się na kawałki. Teraz on trzymał mnie w tym wszystkim troszcząc się i delektując każdą chwilą. Spojrzałam w jego oczy, jak zwykle piękne i wyraziste. Patrzył na mnie uśmiechając się tym swoim uśmiechem którym porwał mnie już jakiś czas temu, rezolutnym, zadziornym, kompletnie nie pasującym do mojego. A mimo to, tak pięknym. Schylił się żeby mnie pocałować, miał zimne usta, wzdrygnęłam się gdy dotknęły moich, roześmiał się łapiąc mnie za dłoń, położył torbę a ja pociągnęłam go za sobą do salonu, usiadł na łóżku spoglądając na mnie wyczekująco, liczył pewnie że od razu padnę mu w ramiona, niestety nie tak prędko. Parę minut później szłam z dwoma kubkami pełnymi parujących naparów, jego ulubiona malina z goździkami i moja żurawina z imbirem. Nawet w kwestii herbaty byliśmy różni, usiadłam koło niego tuląc się w jego ciało. Trzymałam nerwy na wodzy aby tylko nie rozpłakać się w jego koszulkę.

- Co tu robisz? - spytałam cicho.

- Przyjechałem bo mnie potrzebowałaś. - odparł bawiąc się kosmykiem moich włosów.

- Nie mówiłam ci przecież... - mówiłam po czym mi przerwał.

- Wiem kiedy mnie potrzebujesz a kiedy nie - powiedział - nawet mimo tego że nie znamy się bardzo długo. Zresztą mam dla Ciebie niespodziankę i zarazem świetną wiadomość.

- Uwierz mi że nic nie sprawi że poczuje się lepiej - mruknęłam zasmucona - chociaż ewentualnie jakbyś mi coś ugotował to możemy dyskutować.

- To potem - roześmiał się przytulając mnie mocniej - lecisz ze mną do Engelbergu.

- Rodzice się nie zgodzą - rzuciłam wlepiając beznamiętny wzrok w telewizor. 

- Masz 18 lat, możesz decydować o sobie - rzucił głośno - poza tym ja Cię zapraszam.

- Ale ja nie mam teraz pieniędzy, przecież...

- Zapraszam Cię, nie chce się powtarzać Nastazja, jedź ze mną proszę. - odpowiedział patrząc głęboko w oczy, patrząc? Świdrując mnie na wylot sprawiając że po moim ciele rozchodziły się dreszcze z zimna, i dziwne uczucie gorąca w środku. To fizjologicznie chyba nie jest możliwe? Zastanawiałam się, głęboko się zastanawiałam. Jak teraz nie wyjadę, to będę kuć do matury. Jak wyjadę, to odpocznę. Wybór wydaje się prosty prawda? Otóż nie, moi mili państwo, panie, panowie. Życie Anastazji Roztockiej jest zbyt skomplikowane, ponieważ gdy nie wyjadę to będę miała depresje ze względu że odrzuciłam taką propozycje, ale w końcu matura, nauka, nauka no i rodzice mnie nie zabiją. Ale gdy wyjadę, znowu przeżyje to co wtedy w Zakopanem, tą samą magie, będę szczęśliwa, ale w domu będę mieć kłopoty, rodzice mnie znienawidzą, obleje maturę, nie znajdę pracy, zostanę w końcu sprzątaczką, urodzę dzieci, dzieci też mnie znienawidzą bo będę... czekaj, stop. Co to w ogóle za dedukcja?! Wracając, podjęcie decyzji było chyba proste. Jadę! Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jak zareagują na to moi rodzice. Zobaczyłam uśmiech na twarzy bruneta, pocałował mnie w szyje a ja roześmiałam się.

- Więc kiedy jedziemy? - spytałam wyczekując na odpowiedź.

- Dziś o 22 - mruknął speszony. Serce wyskoczyły mi z piersi tak jak i jemu pewnie mózg z głowy gdy wpadł na pomysł aby powiedzieć mi o tym w ostatniej chwili. Nawet już nie chciałam mu prawić ''kazania'', natychmiast wyskoczyłam spod koca i pobiegłam do pokoju. Otworzyłam szafę i wyrzuciłam z niej wszystkie ubrania jakie miałam, ostatkami sił wyciągnęłam walizkę z górnej półki. Ujrzałam bezmyślnego ale mimo to mojego Maćka spoglądającego na mnie jak na wariatkę, rzuciłam mu złowrogie spojrzenie. Usiadł na fotelu i przyglądał mi się z zaciekawieniem co jakiś czas komentując moje pakowanie się, a ja patrząc na niego skupiając się na pakowaniu próbowałam nie rzucić się na niego i nie udusić. Uf, spakowana. Ulubione rzeczy leżały już w walizce, buty, kosmetyki, i najważniejsze drobiazgi wpakowałam do dużej skórzanej torebki. Podniosłam walizkę i położyłam ją ku jego nogom, wymownym gestem wskazałam parter pokoju gdzie ma ją zanieść, a on ze spuszczoną głową ruszył w stronę schodów. Szłam za nim, pilnując tego co robi, odłożył ją po chwili i niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie. Miałam wielką ochotę odepchnąć go za to że nic mi nie powiedział, ale miałam go przy sobie tylko raz na jakiś czas, czasami raz na tydzień, czasami raz na parę tygodni. Odpuściłam, za bardzo się za nim stęskniłam. Złapałam go za szyje i po chwili czułam jego dłonie na moich udach, niósł mnie do mojego pokoju a ja błądziłam swoją dłonią zatapiającą się w jego włosach.

Dochodziła godzina 22, spakowana i siedząca jak na szpilkach czekałam na taksówkę, z kuchni dochodziły tylko krzyki rodziców, wzajemnie obwiniali się o to że właśnie wyjeżdżam i rzucam wszystko aby pojechać na skoki. Właściwie miałam te wyrzuty sumienia, w końcu przeze mnie się kłócą ale nie wytrzymałabym tu dłużej, potrzebowałam odpoczynku tak samo jak Oni. Spoglądałam na telefon gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, podskoczyłam z przerażenia, w tym samym momencie wparowała moja siostra rzucając mi złowrogie spojrzenie przez które moje ciało przeszedł dreszcz. Wbiegła do kuchni a po chwili krzyki ustały, nie wiem co zrobiła, ale będę dziękować jej za to na kolanach. Do salonu weszła wraz z rodzicami, usiedli naprzeciwko mnie wpatrując się bezwzględnym wzrokiem w moją osobę. W tej chwili jedyne na co miałam ochotę to uciec gdzieś daleko od tego ich zawiedzionego spojrzenia, że ich córeczka rzuca wszystko by wyjechać z chłopakiem. Nie rozumieli mnie.

- Masz wszystko spakowane? Bilety? Pieniądze? - spytała mama spuszczając wzrok.

- Maciek ma wszystko przy sobie - rzuciłam błądząc spojrzeniem po pokoju.

- D-Dominika Cię odwiezie, po co masz tłuc się taksówkami - dodała.

- Ale nie trzeba, naprawdę...

- Anastazja, trzeba i już. Wytłumaczę ci wszystko w samochodzie. - mruknęła akcentując słowo ''wytłumaczę'' po czym wstała. - idziemy?

- Jasne - rzuciłam, i ruszyłam w stronę drzwi. Przytuliłam mamę obiecując że jak wrócę nadrobię wszystko. Widziałam że nie była zadowolona, ale miałam już 18 lat, swój mały świat, małe życie. I była tego świadoma. Tata stał z niewzruszoną miną, był wkurzony, ale wolałabym żeby na mnie nakrzyczał niż żeby stał i nie wyrażał żadnych uczuć. Odwrócił się i poszedł na piętro, nie mogłam za nim iść, nie miałam już czasu. Wsiadałam właśnie do samochodu, zapięłam pasy i chwile później jechałam nocnymi ulicami Krakowa, wetknęłam swój wzrok w widoki za oknem, sprawdzając co jakiś czas komórkę.

- Czemu to robisz?

- Ale co robię?

- Widzisz jak rodzice na to zareagowali, Ana ty nie możesz... - mówiła po czym jej przerwałam.

- Mogę, mam 18 lat, więc teoretycznie mogę - rzuciłam naburmuszona.

- Masz 18 lat tylko na piśmie, a zachowujesz się jak dziecko - prychnęła.

- Domi, ja nie mogę tu zostać, szkoła mnie przerasta, to wszystko mnie przerasta - mówiłam - myślałam nawet żeby przełożyć maturę...

- Zastanów się nad tym, wiesz że cokolwiek będę za tobą, ale nie przesadź. - rzuciła - A rodzice się tylko martwią, nie wiń ich o to jak reagują. Sama bym pewnie była zła, i sprała Cię na kwaśne jabłko. Dziwie się tylko tego nie zrobili

- Ale masz dzisiaj ciętą ripostę - warknęłam - szkoda że nie miałaś jej gdy parę lat temu uciekłaś z chłopakiem.

- Dorosłam Ana, dorosłam - odpowiedziała uśmiechając się do mnie co zamknęło mi buzie na kłódkę. 

Rozmyślając o tym co się dziś działo, nie zauważyłam nawet że zaczęliśmy podjeżdżać pod lotnisko, gdy już się ocknęłam zauważyłam Maćka, w dresach i kurtce stał na zewnątrz paląc papierosa. Wysiadłam a gdy tylko mnie zobaczył, zgasił fajkę i skierował się z moją stronę. Przytulił mnie i przywitał się z Domi, czekałam aż wyciągną walizki i udamy się do oprawy. Z myśli wyciągnął mnie czyjś dotyk, odwróciłam się i ujrzałam Pitera, chwile potem tkwiłam w jego uścisku a on wypytywał mnie co tu robię. Najwidoczniej Maciek nie wspomniał nikomu nic że jadę z nimi, westchnęłam i opowiedziałam mu historie. Roześmiał się po czym wrócił do hali, gdy Maciek stanął koło mnie, czule  pożegnałam się z Dominiką, a raczej ona nie chciała wypuścić z objęć swojej małej siostrzyczki, obiecując jej tysiąc razy że będę na siebie uważać w końcu odpuściła. Ruszyliśmy do hali, trzymałam Kocura mocno za dłoń i czekałam aż spotkam team polski, widziałam biegające Norki, Tande gonił Forfanga potrącając randomowych ludzi po drodze, Domen stał wpatrując się w swój telefon a Peter najprawdopodobniej prawił mu kazanie, nie wiem co przeskrobał ale aż było mi go szkoda, aż za bardzo. Starszy Prevc czerwienił się ze złości, a ten najmłodszy fenomenalnie go ignorował. Powinnam brać od niego lekcje. Odwróciłam się i zobaczyłam Andrzeja, grał z Kubackim i Hulą w piłkę (tak, właśnie, na lotnisku) co jakiś czas krzycząc niezrozumiałe słowa. Im bliżej nich byliśmy tym byłam coraz bardziej pewna że brakuje jednego, tego właściwie najważniejszego z nich. Szukałam go wzrokiem ale z drugiej strony bałam się że nie zareaguje na niego tak jak planowałam, licząc że zaraz skądś wyjdzie i obdaruje mnie swoim uśmiechem nadal błądziłam spojrzeniem po całej hali. Ale tak się nie działo, Stękała zdążył mnie już zauważyć, informując o tym wszystkich krzycząc moje imię, jak zwykle pozytywny wariat, już leciał aby mnie przywitać, Kubacki i Hula podążali za nim, o wiele spokojniejsi i ciekawi tego co tu robię obdarzyli Maćka znaczącym uśmiechem, i przywitali się ze mną. Usiedliśmy wdając się w rozmowę ale ja zanim się na niej skupić, interesowałam się czymś innym.

- Kocur, nie mówiłeś że Ana leci z nami - rzucił Kubacki opierając się o ścianę.

- Ona sama do południa o tym nie wiedziała - odparł beztrosko wpatrując się we mnie.

- Jakiś ty romantyczny - wciął się Piotrek pokazując język Maćkowi - pewnie leci w bagażu.

- No na 100%, zaliczymy ją do bagażu ciężkiego - brunet dał mi kuksańca, ale nawet się tym nie przejęłam.

- C-co?

- Weź nie rób tego dziewczynie, przerażona jest - mruknął jakiś głos, najwyraźniej stał za mną a ja z niechęcią się odwróciłam i spojrzałam w jego twarz. Powtórzyła się ta sama sytuacja co w hotelu gdy go spotkałam, znowu mój wzrok wylądował na jego torsie i znów jego ciało znajdowało się parę centymetrów od mojej twarzy. Ujrzałam tego którego szukałam cały czas, uśmiechał się do mnie wyraźnie czekając na moją reakcje. Wydukałam tylko drobne cześć, spoglądając na Kamila i Maćka na zmianę.

- Coś ty zrobił mojej dziewczynie - rzucił złowrogo do Kamila - peszysz ją i zaburzasz jej bańkę prywatności.

- Ana, czy ja Cię peszę? - spytał świdrując mnie wzrokiem. Nie Kamilu, wcale, stoisz ode mnie tylko parę centymetrów patrząc na mnie z góry, uśmiechając się beztrosko. Wspominałam że bywam nieśmiała? No to już wiadomo. Spuściłam głowę i uśmiechnęłam się sama do siebie. To się nie dzieje naprawdę.

- No to chyba mamy odpowiedź - rzucił kąśliwie Stoch - miło mi Cię znowu zobaczyć. - powiedział i przytulił mnie na powitanie. Pachniał tymi samymi wspaniałymi perfumami które czułam w Zakpanem, a przytulając mnie przekazał to ciepło które ma w sobie.

- Dobra, gołąbeczku, bo jeszcze mi dziewczynę poderwiesz - mruknął Maciek odpisując na SMS-a. Odsunęłam się od Stocha i usiadłam na fotelu na którym przed chwilą siedział kocur. Przeglądając telefon, co jakiś czas kierowałam wzrok na Kamila siedzącego naprzeciwko mnie, miał przymknięte oczy, słuchał muzyki relaksując się przed odlotem, po chwili otworzył je łapiąc moje spojrzenie i uśmiechając się delikatnie, odwróciłam szybko wzrok udając że tego nie było i wracając do swojego telefonu. Jakiś czas później szłam już środkiem lotniska do samolotu trzymając się kurczowo Maćka który zauważając to roześmiał się i dał mi buziaka. Dobra faktycznie, to sprawiło że odrobinę się rozluźniłam, co nie zmienia faktu że stresowałam się na swój pierwszy lot samolotem, i to ze skoczkami. Podążałam krok w krok za swoim wybrankiem, aż odwrócił się do mnie i wskazał mi miejsce, idealnie pod oknem. Nie wiem, czy on chce przyprawić mnie o zawał? Z wymuszonym uśmiechem usiadłam i zapięłam pasy mocno do tego stopnia, ze po paru chwilach dziwiłam się że się nie dusze, nie czekając na instrukcje stewardessy, wcisnęłam się w fotel trzymając podpórki pod rękę. Jak przez mglę słyszałam polecenia personelu samolotu, ale skupiłam się na tym aby nie zemdleć w jednym momencie. Kot złapał moją dłoń która najwidoczniej tak się trzęsła że patrzył na mnie współczującym wzrokiem, widział że się denerwuje, czyżbym aż tak źle wyglądała? Otworzyłam lusterko zamocowane w siedzeniu przede mną, no tak, blada twarz, rozkojarzony wzrok. Nie zauważyłam nawet gdy zaczęliśmy startować a ja zostałam nagle wciśnięta mocno w fotel. Przymknęłam oczy modląc się w duchu abyśmy już znaleźli się w powietrzu, podniosłam lewą powiekę aby zobaczyć czy już lecimy, czy ja w ogóle żyje, spojrzałam na Maćka, jak gdyby nigdy nic rozmawiał ze Stewardessa.

- Lampkę szampana dla tej zdenerwowanej pani - powiedział rezolutnie pokazując na mnie, skinęłam głową.

- Toaleta na końcu? - spytałam cicho, przytaknął i postanowiłam odważyć się i wstać. Mijałam po kolei fotele Czechów, Niemców i Słoweńców, minęłam Domena który obdarzył mnie wzrokiem ''Co ty tu..?'', zignorowałam go i ruszyłam dalej. Przystanęłam i oparłam się o ścianę, biorąc głęboki oddech.

- Zdenerwowana? - spytał znajomy głos, zaraz wyłaniając się zza ściany. Kamil przystanął koło mnie i oparł się o drzwi personelu.

- Odrobinę, nie leciałam jeszcze - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Ciesze się że lecisz, dawno się nie widzieliśmy - rzucił Kamil poprawiając włosy. - jak wam się układa z Maćkiem?

- Jest dobrze, wspiera mnie mocno, jest cudownym człowiekiem - odparłam spoglądając na niego - a u Ciebie jak? - rzuciłam po czym szybko zamilkłam.

- Przepraszam, głupie pytanie - szepnęłam i spuściłam wzrok, nie powinnam go o to pytać, nie teraz gdy On i Ewa...

- Nic się nie stało, jest okej - wyszeptał bawiąc się obrączką na swoim palcu- czasami ciężko ale dobrze. Chyba powinienem już ją zdjąć.

- Ciesze się że wszystko dobrze...

Staliśmy tak parę minut w ciszy patrząc w jeden punkt.

- Coś się stało? - spytał.

- Nie, dlaczego?

- Widzisz jak wygląda między nami rozmowa...

- Po prostu jestem zmęczona - powiedziałam kłamiąc w żywe oczy, nie byłam zmęczona. Gdy tylko go zobaczyłam przypomniałam sobie tamtą noc w Morskim Oku, ten pocałunek, ten wzrok Maćka. Śniło mi się to parę razy, i za każdym budziłam się przerażona, prawie płacząca. Zastanawiałam się czy On o tym zapomniał, czy pamiętał tą noc czy tylko ja to tak ciągle wspominałam, w końcu wtedy jeszcze był z Ewą. Dziwnie się czułam w jego towarzystwie, tak niepewnie, chyba zbyt długo trzymałam to wszystko w sobie. Może powinnam mu powiedzieć że dalej to pamiętam, może sprawiłoby to że przestałabym się tym zadręczać? Nie, nie mogę. Nie mogę do tego wracać, On już zapomniał, Maciek też, przecież jest ze mną szczęśliwy i wszystko jest dobrze.

- Nie wierze w ani jedno twoje słowo - wyrzucił to z siebie co sprawiło że zdziwiona zesztywniałam na chwile i z delikatnie otwartą buzią zastanawiałam się ''o co kurcze chodzi?!''

- Kamil, o co ci chodzi? - spytałam wreszcie. 

- No, nie wierze żeby rozmowa między nami nie układała się dlatego że jesteś zmęczona, powiesz mi co się dzieje?

- Nie - odparłam i postanowiłam wrócić do Maćka, wolałam całą drogę przesiedzieć niż znowu się z nim spotkać i opowiadać mu o tym, co powinnam już dawno wymazać z pamięci. Odwracając się już poczułam szarpnięcie do tyłu, przerażona wpadłam na Stocha który wylądował z prędkością światła na ścianie. Stewardessa uspokajała siedzących skoczków że to delikatne turbulencje, ale ja przed oczami miałam już sytuacje w której spadamy i rozbijamy się o górskie szczyty. Oddychałam głęboko próbując uspokoić moje skołatane nerwy i rozdygotane ciało, nie zważałam nawet na to że Kamil dalej był przyciśnięty ale tym razem przeze mnie. Ocknęłam się kilka chwil potem, patrzył na mnie skołowanym wzrokiem, przepraszając za to co się stało mimo iż to nie była nawet jego wina, wzięłam głęboki oddech i weszłam na pokład pasażerski, szybkim krokiem szukałam Maćka, zastałam go śpiącego na fotelu z słuchawkami w uszach, delikatnie przeszłam koło niego siadając na fotelu, co mimo wszystko zbudziło go na chwile. Patrzył na mnie śpiącym wzrokiem a ja uśmiechnęłam się niewinnie, usiadłam i oparłam się o jego ciało przytulając się przy tym, pocałował mnie w czoło i powrócił do swojej drzemki. Kamil minął nasze miejsca, obdarzając mnie po drodze swoim zawiedzionym spojrzeniem. A ja bijąc się z myślami, poddałam się w końcu i usnęłam.

WAŻNA NOTKA OD AUTORA!

https://youtu.be/jErJimwom94

Tak, wiem, pewnie wszyscy mnie znienawidzicie ale od początku miałam taki pomysł na to opowiadanie. Zdziwieni tym że Maciek i Ana są razem? Nawet jeśli nie to od razu tłumacze, to ff nadal jest o Stochu, nie o Maćku więc spokojnie, nie musicie się martwić że przeszłam na Kocura (który w gruncie rzeczy odegra tu sporą role) Zapewnie zastanawiacie się czemu po Zakopanem Kamil i Anastazja nie są razem. Nie chciałam aby to ff było takie proste i poukładane. Spotkanie, on rzuca żone, i zakochuje się w Anie. Proste prawda?  A ja chciałabym rozbudować to tak aby Oni musieli przebrnąć złe chwile, przeszkody które postawi na ich wspólnej drodze życie, aby potem odnaleźć siebie i miłość która ich połączy. Pokazać przez to prawdziwą miłość i to co musimy zrobić, przetrwać aby w końcu ją zdobyć. Ile trzeba poświęcenia od obu osób aby im się udało. Mam nadzieje że to mimo wszystko tak rozległy pomysł (fabuła)  Was nie zrazi a nawet zachęci do częstszego wpadania. Mam nadzieje że ten rozdział się Wam spodoba, obiecuje że ich drogi ponownie się skrzyżują w Engelbergu i już raczej nie rozejdą :) Peace! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top