Rozdział 41
- Jak miło Cię znowu spotkać! - roześmiała się, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. Poczułem, jak przeszywa mnie dreszcz. Nie było mi ani miło, ani równie do śmiechu, jak i jej. Ostatnie kłopoty w moim związku były właściwie przez nią i naprawdę nie chciałem, aby Ana zobaczyła nas ponownie razem w żadnej sytuacji. Wolałem odciąć się od tej kobiety niżeli stracić najważniejszą dla mnie osobę.
- Tak... - zagryzłem wargę. - Co tu robisz?
- Przyjechałam do siostry, ale musiałam zmienić hotel - odsunęła krzesło, przysiadając się do mojego stolika i stawiając mnie w naprawdę niezręcznej sytuacji. - A Ty? Czyżby zawody?
- Po części - skwitowałem prędko. - Wybacz, ale mam naprawdę ważne spotkanie.
Uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie.
- No tak - złapała swoją kopertową torebkę. - Anastasia nie życzy sobie, żebyśmy się widzieli.
Wyczułem w jej tonie nutkę szyderczości i złośliwości zarazem.
- Nie o to chodzi...
- Nie musisz mi się tłumaczyć - mruknęła wstając. - To przykre, że dajesz sobą kierować jakiejś nastolatce.
- Ona jest dorosła - wtrąciłem.
- Młodsza od Ciebie o 10 lat - dodała kąśliwym tonem. - Nie sądzisz, że to zbyt duża różnica?
- Nie - postawiłem na swoim. - Naprawdę nie sądzę.
Położyła swoją dłoń na mojej, automatycznie ją cofnąłem. Nie wiedziałam, w co pogrywa ze mną ta kobieta, ale zdecydowanie mi się to nie podobało. Mój związek to tylko i wyłącznie moja sprawa.
- Wiesz jaką sympatią Cię daże - zaczęła potulnie. - Po prostu nie chce, abyś cierpiał. Ona jest młoda i chce się wyszaleć, ty już to zrobiłeś. Nie myślisz, że to pora zacząć myśleć o stabilizacji?
Patrzyłem w jej oczy, widząc troskę. Faktycznie byłem już stary na szaleństwa, swoje odrobiłem.
- Nie chce się wtrącać, po prostu się martwie - westchnęła cicho. - Pójdę już.
Jak powiedziała tak i zrobiła, zostawiając mnie z kompletną pustką, a jednocześnie nawałem myśli, czy to, co mówi, jest prawdą.
- Ziemia do Kamila!
Spojrzałem na uśmiechniętą Roztocką, która po chwili obdarowała mnie buziakiem w policzek. Oddałem jej słaby uśmiech, wysłuchując opowieści z dzisiejszego dnia i tego, jak świetnie bawiła się podczas warsztatów fotograficznych. Jej ciemne oczy błyszczały z ekscytacji i szczęścia. Czy faktycznie mogę być dla niej tylko ograniczeniem ze względu na wiek?
A może nie tylko wiek, bo kiedy ja już osiągnąłem wszystko, co chciałem, Ona nadal szukała swojej pasji, tego, co kocha i zdobywała coraz to nowsze wspomnienia. Czułem się jak kłoda stojąca na jej drodze i mówiąca ''sorry, miłość albo życie pełne wrażeń''. Czułem się jak przeszkoda którą ona musi codziennie pokonywać, aby cieszyć się życiem. Po prostu czułem się źle ze świadomością, że przeze mnie, zamiast jeździć po świecie, uczyć się i zdobywać nowe wspomnienia stoi w miejscu. I mimo wspaniale spędzonych chwil, dopiero teraz dostrzegłem, że potrzebuje wolności i świeżości, której ja jej nie daje.
- Jedź do Austrii.
- Co?
- Słyszałaś - wypaliłem beznamiętnie. - Potrzebujesz tego.
- Ale Kamil...
- Nie chce być dla Ciebie przeszkodą - rzuciłem, wstając z miejsca. - Kocham Cię, ale nie chce byś stała w miejscu, tylko dlatego, że ja jestem w takim wieku gdzie szaleństwa mi nie w głowie.
- Kamil...
Usłyszałem po raz ostatni, jak wypowiada moje imie, zanim wyszedłem z pomieszczenia. Chciałem się schlać i przestać myśleć o tym, jak do dupy jestem, jak ograniczam własną dziewczynę. Czy kiedykolwiek będę mógł kochać i być kochany?
Nie sprawiając przy tym bólu?
******
ANA POV
Wściekła pobiegłam na piętro naszego pokoju, nie myśląc nawet o windzie. Nie wiedziałam, czy góruje nade mną chęć płaczu, czy chęć dania Kamilowi w twarz za te bzdury, które wygaduje na swój temat.
- Kamil! - wleciałam niczym torpeda do naszego pokoju, widząc siedzącego na łóżku Kamila. - Co to kurwa było?
- Ana... - westchnęł chowając twarz w dłoniach. - Uświadomiłem sobie coś, wiesz?
- To była największa głupota jaką...
- Nie mów tak - odpowiedział. - To była prawda. I sama dobrze o tym wiesz.
- Kamil... - podeszłam do niego, próbując ścisnąć jego dłoń, wyrwał się. - Dlaczego mi to robisz?
- Nie chce ci tego robić, nie chce stać na twojej drodze do marzeń - wydukał w końcu. - Nie ważne jak będę się starał, zawsze będę przeszkodą. Chce twojego szczęścia.
- Ty jesteś moim szczęściem, rozumiesz?
Złapałam dłońmi jego twarz, nie pozwalając mu się wyrwać i wręcz zmuszając go do spojrzenia mi prosto w oczy. Miał w nich tyle bólu, jakiego nigdy nie widziałam w nim, tyle żałości i nienawiści w jednym, że samo spojrzenie bolało. Oddalał się ode mnie a ja nie mogłam temu zaradzić.
- Ana... - wyszeptał w moją stronę. - Muszę to przemyśleć, przepraszam.
Złapał mnie za nadgarstki i odsunął od siebie, a w do moich oczu napłynęły łzy. Był taki zimny jakby nagle wszystkie uczucia, którymi mnie darzył, uleciały gdzies w powietrze. Drzwi trzasnęły, a ja zostałam sama pośród czterech ścian, nie wiedząc co z sobą zrobić. Jednocześnie chciałam drzeć się i płakać, przerażały mnie nachodzące mnie myśli. Nie wiedziałam, czy wariuje, czy po prostu to uczucie odrzucenia daje mi się we znaki. Rzuciłam się do łazienki, przeszukując swoją kosmetyczkę, w której miałam papierosa i zapalniczkę. Trzęsącymi się dłońmi opaliłam fajkę i zaciągnęłam się do płuc, po chwili krztusząc się dymem. Usiadłam na zimnej posadzce łazienki i zaczęłam ponownie łkać, co jakiś czas biorąc do ust papierosa. Wyglądałam gorzej niż kiedykolwiek. Spuchnięte od łez oczy, rozmazany tusz i czerwone policzki. Liczyłam już setną łze spływającą po mojej twarzy, spoglądając w ogromne wiszące llustro, próbując jednocześnie zrozumieć co się stało. I nadal nie potrafiłam. Czułam się żałośnie i taka też byłam. Nie wiedziałam tylko, co zrobiłam źle, nie wiedziałam, w którym momencie dałam Kamilowi powód, aby czuł się jak jakaś przeszkoda w moim życiu, jak to ujął. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Spierdalajcie wszyscy ode mnie - załkałam głośniej niż wcześniej.
- Otwórz te jebane drzwi - usłyszałam znajomy słoweński akcent. - Wywarze je jak tego nie zrobisz.
- Kurwa, nie chce nikogo widzieć, rozumiesz? - wydukałam między łzami. - Dlaczego Prevc musisz pojawiać się w najgorszym momencie?
- Liczę do trzech...
Dałam za wygraną, przekręcając kluczyk, po chwili do pomieszczenia wpadł Peter, patrząc na moją niepotrzebną nikomu osobę. Byłam nawet zbyt słaba aby olać tego idiote.
- Wszystko dobrze?
- Czy ty widzisz, aby cokolwiek było dobrze? - wrzasnęłam na niego w niekontrolowanym ataku histerii. - Mój własny chłopak myśli, że jest jakimś jebanym problemem w moim życiu, a Ty mnie pytasz, czy wszystko jest dobrze. Jest kurwa świetnie, ptaki śpiewają, słońce świeci to idealny dzień, aby popełnić samobójstwo.
Roześmiał się.
- Naprawdę, spierdalaj.
- Nie histeryzuj - odpowiedział spokojnym głosem. - Jesteś piękną i bystrą dziewczyną, nie masz co płakać nad rozlanym mlekiem.
- Łatwo ci mówić, masz coś do stracenia?
- Teoretycznie nie ale nie chce spędzić całego dnia na pocieszaniu Ciebie.
- Więc po co tu przyszedłeś? - siorbnęłam nosem. - Nie chce twojego towarzystwa.
- Nie chce twoich łez - odparł.
********
Dziś krótko i zwięźle ponieważ następna część to epilog :) Aż sama nie wierze, że kończe swoją przygodę z tą częścią opowiadania ;)
Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania!
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top