Rozdział 29
:)
- Anastasio, zaczekaj.
Usłyszałam znajomy głos, odwróciłam się szybko i ujrzałam Pape Tajnera truchtającego w moją stronę. Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się przyjaźnie do mężczyzny, który tutaj, w Kuopio zastępował mi prawie ojca.
- Tak panie Tajnerze? - spytałam uprzejmie jak zwykle. Właściwie lubiłam tego człowieka, ogarniał wszystko i wszystkich. Był takim dobrym ojcem całych skoków, biegów i innych sportów.
- Mówiłem ci, żebyś przestała mówić mi na pan - odpowiedział pobłażliwym uśmiechem. - Masz jakieś plany na dziś?
Nie. Wcale. Urodziny Kamila to żadne plany przecież.
- A o co chodzi?
- Nawiązałem współprace z braciami Prevc, będą nosić kombinezony, które szyje Marcelina Hula, potrzebujemy fotografa na dosłownie już. - opowiadał. - Kombinezony są przyszykowane, mamy salę i sprzęt, ale brakuje nam jednej osoby.
Spojrzał na mnie ojcowskim wzrokiem pełnym nadziei. Bracia Prevc równa się kłopoty. Kłopoty równa się Kamil, który mnie zabije. Kamil równa się moja śmierć. Spojrzałam jeszcze raz na Apoloniusza.
- Zgadzam się.
No i w ten oto sposób wylądowałam w dużej sali, z trójką braci z których dwóch nie za bardzo lubiłam, dwoma paniami od makijażu i fryzur, Marceliną i jakąś dziewczyną od zachcianek skoczków. No ładnie, nie powiem. Usiadłam na stoliku i wzięłam aparat w dłoń, aby zmienić ustawienia pod moje ja. Nagle usłyszałam trzask drzwi i mimowolnie podniosłam na chwile wzrok, do sali wpadł Cene, rzucając torbę w kąt i głośne ''sorry''. Prychnęłam cicho. Nienawidziłam spóźnialstwa, jak się z kimś umawiasz na daną godzinę, to masz o tej być, koniec kropka. Włożyłam aparat do statywu i podeszłam do Marceliny, która walczyła z zamkiem na ciele Domena.
- Co Cię tak bawi? - prychnął chłopak, wykrzywiając się bardziej w grymasie niż uśmiechu.
- Ty - odparłam, spokojnie biorąc łyka kawy. - Nie toleruje dziecinady, więc nie prychaj ani nie wzdychaj mi tu.
- Powiedziała 19-latka. - uśmiechnął się ironicznie, po czym zasyczał, gdy żona Stefana przypadkiem przycięła mu skórę zamkiem.
Wybuchłam śmiechem, odziany w swój strój znikł mi z oczu kierując się w stronę makijażystek, dzięki którym nie będę musiała ponownie zaprzyjaźniać się z photoshopem.
- Jemu tez będziesz tak dogryzać, jak mi?
Usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców, odwróciłam się dość zamachlę i... I nie sądziłam, że będzie stać tak blisko, połowa wrzątku z mojego kubka wylądowała na jego koszulce, na co cicho zasyczał.
- Boże.. Ja-Ja przepraszam - speszyłam się. - Nic ci nie jest?
Rzuciłam się na leżące obok chusteczki, wyciągając jedną, spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- No co?
- Przecież nic się nie stało - wymamrotał cicho, nagle uniósł ręce, ściągając z siebie koszulkę i rzucając ją na stolik. No i tak jakby wprowadzając mnie w dziwny stan paraliżu, bo znowu byłam kilka centymetrów od niego, kiedy nie miał górnej części odzieży. I patrzył na mnie zielonymi tęczówkami, czekając na moją reakcję, jakby robił to... specjalnie?
Cholera, że ja wcześniej o tym nie pomyślałam.
Pieprzony Peter Prevc i jego pieprzona klata przede mną.
Nagle niespodziewanie dotknął mojego policzka, zjeżdżając opuszkiem kciuka aż do ust. I w tym momencie kompletnie nie wiedziałam co się tutaj dzieje, ale coś nie pozwalało mi tego przerwać. Może szok? A może chęć zobaczenia co działoby się dalej? Cokolwiek by to nie było, byłam idiotką, że od razu się stamtąd nie zmyłam.
- Twoje usta - wymruczał. - Muszą smakować naprawdę dobrze.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego, wyglądał tak męsko i chłopięco zarazem. To aż niemożliwe.
Ziemia do Anastazji.
Cofnęłam się w końcu kilka kroków od niego, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę Domena, łapiąc po drodze w dłoń najmniejszy kombinezon, jakby to, co działo się kilka sekund temu, nie miało nigdy możliwości bytu.
- Przebieraj się - rzuciłam mu kombinezon na kolana. - Jesteś pierwszy.
- Zawsze jesteś taka stanowcza? - odburknął, chowając telefon w kieszeń.
- Tak.
- Wiesz, możemy to zmienić - uśmiechnął się znacząco, wzięłam kolejny oddech, tym razem licząc do dziesięciu. - Co ty robisz?
- Liczę do dziesięciu, ale to nie pomaga - warknęłam do niego. - Więc albo przebierzesz się w ten ciasny kombinezonik, albo pozbawię Cię jaj jeszcze dzisiaj a może nawet i teraz.
Jak te Prevce potrafią wyprowadzić człowieka z równowagi, no boże panie. Daj mi przeżyć do końca tej sesji, a obiecuję, że na kolanach do Częstochowy pójdę.
Przez całą sesję ignorowałam najstarszego z trojga najbardziej denerwujących ludzi świata aż do momentu, gdy wszedł mi przed obiektyw a sala nagle jakby opustoszała. Jak najbardziej profesjonalnie starałam wykonać się całą swoją pracę, ale on mi to uniemożliwiał, posyłając zalotne spojrzenia i obserwując każdy mój ruch, przeszywając każdy cal mojego ciała. Nie było to tak niezręczne co denerwujące, że moje myśli od dobrych paru godzin krążyły wokół niego, jego spojrzenia i tego, jak cholernie mnie denerwuje i sprawia, że się rumienie.
- To na tyle, dziękuje - mruknęłam, przeglądając zdjęcia w aparacie. Szykowała się jedna z lepszych sesji, jakie kiedykolwiek wykonałam. O dziwo Prevc bez słowa minął mnie i poszedł się przebrać. Dupek. Przewiesiłam aparat przez szyję i skierowałam się w stronę drzwi, pociągnęłam za klamkę, która nie chciała puścić. No i zaczęłam szarpać ją jak idiotka, bo chciałam wydostać się z tego cholernego pomieszczenia.
- Peter - zawołałam w końcu po kilku minutach mojej nieudolnej szarpaniny. - Peter chodź tu.
Brązowowłosy wyłonił się zza parawanu, miał na sobie swoje dresy i nową koszulkę.
- Co jest?
- Otwórz to.
Szarpnął mocno za drzwi. Nic.
Zrobił to ponownie.
Nadal nic.
Próbował przez kilka następnych minut.
Bezskutecznie.
Wybrałam numer Stocha z nadzieją, że jest już po treningach i odbierze, ratując mnie z opresji.
- Tak?
- Kamil, bo ja... - zamilkłam na chwilę. - Zatrzasnęłam się w sali.. Tak jakby.
- Jakiej znowu sali? - spytał wyraźnie czymś zdenerwowany. To będzie trudna rozmowa.
- Na dole, miałam sesje z Prevcami. - usłyszałam jak bierze oddech po usłyszeniu słowa Prevc. - Klamka nie chce puścić.
- Jesteś sama?
No to po mnie.
- Jestem z Peterem.
Cisza jak makiem zasiał.
- Proszę Cię, nie denerwuj się na mnie. Zadzwoń do recepcji, niech coś z tym zrobią. - zakończyłam wręcz płaczliwym tonem. Nie chciałam siedzieć tu z Peterem, który wyraźniej próbował zdobyć moją sympatię w sposób, który mi się niezbyt podobał. Rozłączyłam się, wkładając komórkę do torebki. Przebywanie tutaj przez być może następne godziny z Prevcem nie za bardzo mi się podobało. Właściwie było złym, bardzo złym pomysłem.
- Czyli zostaliśmy tu sami?
- Tak.
- Na przynajmniej dobrą godzinę?
- Tak.
Nie podoba mi się to, dokąd ta rozmowa zmierza. Usiadłam, opierając się o drzwi i chowając twarz w dłoniach. Zrobił to samo.
- Przecież jeszcze nic nie powiedziałem - odparł uśmiechając się.
- Jesteś tu - syknęłam. - To wystarczy.
Przez następne 15 minut próbował nawiązać ze mną jakąkolwiek rozmowę, a ja go ignorowałam. Wiem, to niegrzeczne. Ale czułam, że gdybym z nim porozmawiała to, zeszłoby na jakiś zły tor. Tym bardziej, że zauważyłam to, że nie jestem mu obojętna. Inaczej nie odwalałby tego całego cyrku.
- Nie rozumiem, czemu jesteś ze Stochem.
- Co proszę? - podniosłam wzrok i otworzyłam szerzej oczy, zdumiona jego arogancją i pychą.
- Nie wierzę że nie chciałabyś się wyszaleć - mruknął, przeczesując włosy. - Co jak co on ma te swoje 28 czy 29 lat i pewnie chce założyć rodzinę.
- Gówno widziałeś, gówno wiesz.
- Widziałem Cię dziś i to jak reagujesz na, to gdy jestem koło ciebie - jego kąciki ust uniosły się pewnie. - Nie reagowałaś tak nigdy na nikogo, prawda?
- Peter, przestań - mruknęłam, odsuwając się od niego na wszelki wypadek.
- Po cholerę się bronisz, przecież mogę Ci dać to, czego potrzebujesz - nagle zbliżył się do mnie, wciskając w róg pokoju. Jego twarz była centymetry od mojej a jego oddech czułam na moich ustach, spojrzał na nie, po chwili zagryzając swoje wargi. - Trochę szaleństwa, jesteś taka młoda.
- Pe...
- Powiedz mi, a przestanę - uniósł rąbek mojego swetra, odsłaniając kawałek brzucha i powoli gładząc go dłonią, przeszły mnie dreszcze. - Nie widziałem tak delikatnej istoty.
Pociągnął w dół moje legginsy, odsłaniając koronkowe majtki, które miałam na sobie. Uniósł brew, biorąc je w dłoń i strzelając nimi o moją skórę. Mayday, pora się ewakuować. Nagle usłyszałam szamotanie drzwi, które naglę, drzwi otwarły się a Prevc odskoczył jak oparzony, ja sama prędko się uniosłam. Do pomieszczenia weszła Marcelina a tuż po niej Kamil. Spojrzał na Petera wzrokiem pełnym goryczy i piorunów, podbiegłam do niego, zarzucając ręce na jego szyję, poczułam, jak ściska mnie wokół talii, a po chwili składa buziaka w kąciku ust. Tak bardzo cieszyłam się, że jest tu ze mną.
- Pora się zbierać mała.
*****************
- Nadchodzi!
Usłyszeliśmy kroki.
- Niespodzianka!
Wykrzyknął tłum ludzi, nagle światła rozbłysły się, a ja spojrzałam na twarz zaskoczonego chłopaka. Wszyscy rzucili się, aby składać mu życzenia, postanowiłam poczekać. Stałam koło Marity ubrana w czerwoną sukienkę opinającą moje ciało, w dłoni trzymałam czarną kopertówkę, a na obolałych wciąż stopach, założone miałam czarne szpilki. Czego się nie robi dla mężczyzn? W tłumie spostrzegłam masę znajomych twarzy, Severin składał życzenia Kamilowi, kawałek dalej Michi i Stefan rozmawiali o czymś, szczerząc się wzajemnie do siebie. Ruszyłam do norek, które w grupce stały kawałek dalej.
- No, młoda - Tom spojrzał na mnie. - Odstrzeliłaś się. Aż zazdroszczę temu Kamilowi, nie powiem.
Roześmiałam się.
- Nie poznalibyśmy Cię, gdyby nie Tom, który znajduje sobie nowych przyjaciół w trybie natychmiastowym - roześmiał się Tande, Fannis spoglądał na mnie zaciekawionym wzrokiem.
- Mam coś na twarzy? - spytałam w końcu, odnosząc wrażenie, że tylko na to czekał.
- Jedyne co masz to kawałek zbędnego materiału na ciele.
Padłam, nie wstanę.
- Anders, w snach. W snach. - poklepałam go po ramieniu, zauważając, że zaczyna się robić miejsce wokół Stocha, przeprosiłam ich i ruszyłam w jego stronę. Spostrzegł mnie i rozpromienił się jeszcze bardziej.
- Wyglądasz pięknie - wymruczał mi do ucha, obejmując mnie i przyciągając do siebie.
- Wszystkiego najlepszego kochanie - odparłam, spoglądając w jego oczy wypełnione migocącymi iskierkami. - Nie potrafię składać życzeń, nigdy się nie zmieniaj, dąż dalej do swoich celów i nigdy mnie nie zostawiaj. Nic więcej ci nie życzę, bo resztę już masz.
Poczułam jego usta i to, że wszystko jest tak, jak być powinno.
- Mam dla Ciebie prezent, ale w pokoju.
- Czekam - uniósł sugestywnie brew, uszczypnęłam go delikatnie, przywołując do porządku. - No już dobrze. Kto to wszystko zorganizował?
- Oni - wskazałam dłonią na panów stojących koło ''wodopoju'' czyli zgrzewki polskiej wódki. Piotrek, Maciek, Dawid, Stefan i najmłodszy Andrzej wyszczerzyli się, spoglądając na nas i unosząc kciuki do góry. - I ja delikatnie im pomogłam, Marita i Borys również.
- Czym ja zasłużyłem na Ciebie jako dziewczynę i tych bęcwałów jako przyjaciół?
- Słyszeliśmy - nagle Piotrek krzyknął na pół sali, czym zwrócił na siebie uwagę prawdopodobnie całego zebranego towarzystwa.- Lepiej chodź się napić.
Roześmiałam się.
- Czym ja zasłużyłam na Ciebie?
PETER POV
Wyszedłem na taras wziąć kilka głębszych oddechów, obserwowałem zamglone Kuopio, które w tym roku zdecydowanie nie chciało przynieść mi szczęścia. Skoki były marnę, moja psychika również a w dodatku dziewczyna mojego wroga namieszała mi w głowie. Teraz pewnie tańczyli wolnego na jego jakże wspaniałej imprezie urodzinowej.
Nagle spostrzegłem dwie postacie idące parę metrów ode mnie, wyraźnie mnie nie zauważyły. Po stukocie obcasów poznałem, że jedna z nich to kobieta, zapewne masę ich na tej całej imprezie urodzinowej Stocha. Nawet nie chce się tam kręcić, bo będzie rozróba i znowu Goran się do mnie przyczepi. Postanowiłem podejść trochę bliżej, zaciekawiony tym, kto tam stoi. Dobrze wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale niestety zwyciężyła. Poznałem ich głosy bez większego problemu, jego i jej. Schowałem się za kolumną i obserwowałem ich.
- Wracamy? - spytała śpiewnym tonem. - Też potrzebuje Cię na wyłączność.
- Spokojnie, cała noc przed nami - wyszeptał na tyle głośno, abym mógł to usłyszeć.
Oparła się o barierkę, stanął nad nią. Złapała go za szyję, przyciągając do siebie, całowali się. Miała krótką sukienkę, idealnie opinała jej kształty, na których on teraz położył swoje dłonie. Namiętnie jak cholera i dalej nie rozumiałem, czemu Ona go chce. Złapał ją w talii, po czym przeniósł swoje pocałunki na jej szyję, wyginała głowę i wiła się pod jego dotykiem. Powinna to robić po moich. Zachichotała i po chwili wrócili do pomieszczenia.
KAMIL POV
Weszliśmy do pokoju, nie odrywając ust od siebie. W końcu puściła moją dłoń, śmiejąc się i ściągając swoje szpilki ze stóp. Była wstawiona, kilka kieliszków za dużo jak na nią.
- Chodź tutaj - wyszeptała. - Mój prezent zostawiłam na koniec.
Złapała kopertę w dłoń, czekając, aż pojawię się u jej boku. Podała mi ją, przyglądając się bacznie temu, co z nią robię. Przytuliła się do mojego boku, całując moją rękę.
- Nie mogę Ci dać zbyt wiele - westchnęła cicho. - Popatrz, gdzie jesteś ty, a gdzie ja. Ale starałam się, jak mogłam. Wszystkiego najlepszego kochanie.
W końcu otworzyłem kopertę i przeczytałem jej zawartość.
'' Mamy zaszczyt zaprosić pana Kamila Stocha na kurs szybowcowy w Krakowskiej Szkole Lotnicze''
Będę latać.
- Jesteś wspaniała. - przytuliłem ją do siebie. - Spełniłaś moje marzenie, wiesz?
Wtuliła się we mnie mocno.
- A najlepszym prezentem, jaki mogłem dostać, jesteś Ty. To, że jesteś tu ze mną teraz. - wymruczałem. - Dziękuje.
Cofnęła się i wskazała palcem na zamek jej sukienki, posłusznie go odsunąłem. Sukienka delikatnie opadła na ziemie, oglądałem jej ciało skąpane w światłach ulicy. Rozwiązałem sznurek jej stanika. Wtuliła się we mnie, a ja czułem jej piersi na swoim ciele. Czułem ją całą.
I to, że cała jest moja.
KOCHANI MOI MILI!
Więc witam was wszystkich po tej nieobecności, oczywiście dziś za dużo nie mam do napisania przez to że nadal żyje Lillehammer i próbuje opanować mojego parkinsona rąk chociaż minął już dzień od zwycięstwa Kamila i drugiego miejsca Maćka. Więc dzisiaj jedynie liczę że spodobał wam się rozdział, miłego wieczoru!
No i zaczyna się nowa era w skokach :)
Ps: zapraszam do gwiazdkowania i komentowania, to daje mega motywacje!!
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top