Epilog

Kamil POV.

- Musisz ją zostawić - rozkazała.

Skinąłem głową, czując, jak moje serce rozpada się na dwie części.

Anastasia POV

Pędziłam w stronę najbliższego parku w Oslo. Zbliżała się dwudziesta trzecia, a moje serce już parę razy chciało wyskoczyć z piersi. Szczególnie w momencie, gdy Kamil wysłał mi sms, a ja bez skrupułów opuściłam siedzącego i pocieszającego mnie Petera. Jeśli mogę uratować swój związek to teraz albo nigdy. Dobiegłam do fontanny, rozglądając się chaotycznie, szukając, chociażby cienia postaci, z którą miałam się zobaczyć. Poczułam, jak ktoś dotyka mojej dłoni.

- Kamil... - rzuciłam się na jego szyję, czując jak, sztywnie obejmuje moje ciało. - Tak... się martwiłam, boże, myślałam, że więcej do mnie nie wrócisz. Wróciłeś.

- Ana - wyszeptał w moją stronę, delikatnie odsuwając mnie od siebie. Zauważyłam, że trzyma coś w dłoni. - Nic nie mów.

Był to złoty chiński lampion.

Podał mi zapałki, a sam uniósł go w delikatny sposób. Zapaliłam zapałkę, rozpraszając mrok który nas opatulił, spojrzałam na jego spuchnięte oczy. Jednym ruchem zapaliłam knot lampionu, który po chwili uniósł się w górę, a my oboje wpatrywaliśmy się w niego do momentu, gdy światełko na niebie znikło.

- Chodźmy - Kamil złapał mnie za dłoń, ciągnąc w swoją stronę, a ja z nadzieją, że to koniec takich scen w naszym związku uśmiechnęłam się do samej siebie, przytulając do jego barku. Szliśmy w ciszy, napawaliśmy się nią wzajemnie. Gdy w końcu dotarliśmy do hotelu, od razu ruszyliśmy do naszego pokoju.

Odblokowałam drzwi karta i weszłam do pomieszczenia oświetlonego jedynie latarnią na zewnątrz. Obserwowałam każdy ruch Kamila, który przybliżył się do mnie, oplatając swoimi rękoma moją talię. Nie zaprzeczę, czułam się tak dobrze, i czułam, że wszystko wraca do normy, gdy pocałował mnie w czoło i zastygliśmy w uścisku.

Dopóki miałam go przy sobie, nie zwa­ża­łam na to, co się dzieje wokół nas, czułam jego oddech na swoim karku, płytki, a zara­zem nie­spo­kojny, wytrą­cony z rytmu tak jak bicie jego serca.

Sły­szę słowa, które szep­cze mi do ucha, ale nie zważam na nie, zatracałam się w tej chwili, na którą cze­ka­łam, zignorowałam co do mnie mówił, napa­wa­łam się tą chwilą i wie­rzyłam, że będzie trwać i trwać.

- Znienawidź mnie.

- Co?

Opuścił mnie i cofnął się, jego załza­wione oczy sprawiają, że cała drę­twieje, a wszystko wokół mnie zaczyna wirować.

- N-nie rozumiem. - zajadałam się, próbując go dotknąć.

- Tak bardzo Cię kocham...

- Ka-kamil...

- Przepraszam.

Wpatrywałam się w każdy jego ruch, gdy dotknął moją dłoń i trzymał mocno, po chwili pusz­cza­jąc. Moja pod­świa­do­mość zaczynała szaleć i sama siebie wypytywałam, co się dzieje, pod­cho­dziłam, a gdy chciałam dotknąć jego ciała, cofał się. Łzy napłynęły mi do oczu, zaczynając po chwile cicho łkać, widząc strużkę świa­tłą, a po chwili słysząc odgłos zamy­ka­nych drzwi. To sprawiło, że zrozumiałam, co się stało.

Zostawił mnie. Jednak mnie zostawił.

Bez powodu, wytłumaczenia, wyszedł.

Położyłam się na łóżku, marząc, aby cała ta sytuacja okazała się jakiś słabym żartem, abym mogła obudzić się z tego fatalnego snu i znowu rankiem zobaczyć jego twarz. Chciałam, aby ten ból, ta chęć płaczu. Ściągnęłam nasze wspólne zdjęcie ze stolika i przytuliłam do siebie, uczu­cie gorąca przeszywało moje ciało, co sprawiało, że wariowałam z rozpaczy.

I uczucie pustki ogarniające moje ciało.

Jakbym część mnie umarła.

Gdybym wiedziała, że tak ciężko będzie puścić twoją rękę, nigdy bym jej nie dotknęła.

******

Nie potrafiłam tego napisać  bez łez w oczach, wyszło to tragicznie ale to był najtrudniejszy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieje, że nie płaczecie przeze mnie bo wystarczy tych łez. 

Będę bardzo wdzięczna jeśli napiszecie tu coś od siebie, na sam koniec tego opowiadania, naszej wspólnej przygody. 

Dziś wrzucę jeszcze podziękowania.

NOBODY LIKE YOU - PROLOG JUŻ DOSTĘPNY NA MOIM PROFILU.




All love,

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top