twenty
Znalazła się w dziwnym miejscu. Wszystko było białe, wliczając w to kwiaty i widok za oknem. Spojrzała na swoje dłonie, które były czarne. Im dłużej się im przyglądała, tym bardziej wierzyła w to, że są czarną dziurą.
ㅡ Nie masz imienia ㅡ szepnął ktoś, a raczej wiele osób. ㅡ Nie masz...
Rozejrzała się do okoła, jednak to co przyciągnęło jej uwagę był sufit. Były na nim namalowane gwiazdy, planety, czarne kontury lilii i małe ludziki rozsypane po nim całym. Czasami uśmiechały się, a czasami pokazywały kły robiąc groźną minę.
ㅡ Jesteś Bezimienna...
Ukucnęła i zakryła uszy dłońmi, jednak nic jej to nie pomogło, ponieważ z czarnych dziur słychać było ich głośniej. Jakby siedzieli w jej ciele i tylko czekali na to, aby złamała się wewnętrznie.
ㅡ Bez imienia ㅡ zachichotały.
Położyła się na falującej podłodze, czując się jak na tratwie. Wpatrywała się w malunki, które wirowały i mieszały się ze sobą. Zamknęła mocno oczy, a gdy je otworzyła ujrzała jego twarz.
ㅡ Żyjesz? ㅡ zapytał nachylając się nad nią.
ㅡ Wolałabym nie... ㅡ mruknęła.
ㅡ Straciłaś przytomność ㅡ poinformował ją Changkyun.
ㅡ Ah tak...
Była oparta plecami o ścianę. Podniosła głowę i ujrzała pięciu nieznajomych. Choć podejrzewała, że Changkyun wcześniej ich znał.
ㅡ Długo byłam nieprzytomna?
ㅡ Koło dwudziestu minut... ㅡ mruknął najwyższy. ㅡ Jestem Hyungwon.
ㅡ Cześć, ja jestem... ㅡ pokręciła głową. ㅡ nie wiem, zresztą to nieważne.
ㅡ Ja chciałbym kiedyś je poznać ㅡ oznajmił Changkyun i spojrzał na nią zagadkowym wzrokiem. ㅡ Bardzo.
Wszyscy spojrzeli na niego.
ㅡ Wiedziałem, że dorasta.
ㅡ Przymknij się, Kihyun... ㅡ syknął Jooheon.
ㅡ Jak dobrze się znaliśmy?
ㅡ No wiesz Channie... Do takiego stopnia, że robiliśmy wspólne memy. Nie mogę pojąć, że nas nie pamiętasz...
ㅡ Spokojnie, Wonho... ㅡ położył tamtemu dłoń na ramieniu. ㅡ Jestem Minhyuk.
Wszyscy przedstawili się tak jak dawniej, w podstawówce na szkolnym boisku, gdy ich kolega siedział sam na trawniku i oglądał jak ktoś gra w piłkę nożną.
Wtedy Kihyun wystawił do niego dłoń i podniósł w górę. I gdy ich oczy znalazły się na tej samej wysokości, uśmiechnął się szeroko, zapytał "chcesz uczestniczyć w naszych przygodach?".
Changkyun, tamtego czasu drobny i nieśmiały, skinął głową i przyjżał się każdemu z osobna.
To było wspomnienie, które każdy z nich miał zakodowane głęboko w umysłach, ich wspólne wspomnienie.
ㅡ Jak się tu dostaliście? ㅡ zapytał czarnowłosy patrząc głównie na Kihyun'a.
ㅡ Beczką ㅡ odparł tamten.
ㅡ No tak, beczką... ㅡ mruknął pod nosem chłopak.
ㅡ Lepiej powiedz nam, ㅡ odezwał się Minhyuk ㅡ jak TY się tu dostałeś?
ㅡ Kiedyś wam opowiem, okej? ㅡ uśmiechnął się niemalże niewidocznie. ㅡ Już nie masz gorączki ㅡ zwrócił się do dziewczyny.
ㅡ Czuję się dziwnie ㅡ stwierdziła.
ㅡ Nie marudź... ㅡ szepnął Hyungwon.
Czarnowłosa widząc pytający wzrok Changkyun'a, zignorowała uwagę i kontynuowała.
ㅡ Śniły mi się dziwne rzeczy.
ㅡ O nie... ㅡ jęknął Hyungwon ściągając tym samym na siebie zirytowane spojrzenia reszty. ㅡ No co? Nie ma nic nudniejszego jak słuchanie czyichś snów... Proszę was.
ㅡ A może byś się przymknął, co? ㅡ warknął Wonho.
ㅡ A ty się tak nie trzęś, bo każdy widzi, że się boisz ㅡ odgryzł się tamten.
ㅡ Zamknij się, wcale się nie boję.
ㅡ Oh, oboje bądźcie cicho ㅡ mruknął Jooheon. ㅡ Stajecie się nieznośni...
ㅡ Co ci się śniło? ㅡ zapytał ciepło Changkyun.
Dziewczyna zdziwiona tonem chłopaka drgnęła. Było to dziwne, nowe doświadczenie. Miała wrażenie, że pierwszy raz ktoś tak do niej powiedział ㅡ ciepło i troskliwie.
ㅡ Ludziki na suficie i w moich dłoniach powtarzały, że jestem Bezimienna... ㅡ wyszeptała.
Hyungwon prychnął.
ㅡ Musiała oszaleć.
ㅡ Pewnie masz rację ㅡ mruknęła. ㅡ Oszalałam... Totalnie mi odbiło.
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top