16. "Co oni ci zrobili..."
*Lucas*
Powoli otworzyłem oczy. Byłem znowu w tej zatęchłej fabryce. Luke i Thomas najwyraźniej musieli mnie tu przywieźć, gdy zasnąłem w lesie.
- Lisa... Tęsknię za tobą - szeptałem. - Kocham cię, kochanie...
Przy drzwiach leżały dwie czyste kartki i długopis. Moje obie dłonie były sklejone ciemną, ciasną taśmą (każda z osobna), przez co nie mogłem nawet ruszać palcami. Na szczęście udało mi się złapać do ust długopis i napisać krótką wiadomość.
Wersal, stara fabryka. Kiedyś tam pojechaliśmy.
Byłem pewien, że się zorientuje. Z trudem zgiąłem kartkę dwa razy na pół i wsunąłem ją do kieszeni.
Oparłem się plecami o ścianę i zacząłem nucić kołysankę, którą kiedyś śpiewałem Liskowi.
The snow glows white on a mountain tonight
Not a footprint to be seen
A kingdom of isolation
And it looks like... I'm the king
The wind is howl...
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a ja się wzdrygnąłem. Zobaczyłem, jak do środka wchodzą Thomas i Luke, a w ręce trzymają jakąś fotografię. Pokazali mi ją.
Nie mogłem w to uwierzyć.
Ojciec przyciskał Lisę do ściany...
- Do cholery, nie. To jest fotoshop, prawda? - patrzyłem na nich, wściekły. - Prawda...? - mój głos ucichł, gdy Thomas znowu wycelował we mnie broń.
- Chciałbyś. To nie jest fotoshop. W żadnym razie.
Uwierzyłem im.
- Gnój zasrany. Nikt nie będzie obmacywał mojej siostry.
Natychmiast chciałem się podnieść i uciec stąd, żeby z całej siły przywalić tacie.
Ale nie mogłem.
Byłem związany.
Miałem go za porządnego faceta. Takiego, który kocha swoją żonę oraz syna i córkę. Ale dlaczego kocha córkę tą chorą miłością...?
Pokręciłem głową, czując zbierającą się we mnie wściekłość.
- Jak tylko się stąd wydostanę, przywalę mu z całej siły.
- Pamiętaj, że mają jeszcze dwa dni, żeby cię odszukać.
- Pamiętam - i muszą to zrobić, dodałem w myślach.
*Lisa*
- Boże drogi, gdzie on jest... - wymamrotałam, gdy przejechaliśmy już chyba setny kilometr, a ciągle nie było śladu po moim bracie.
Jeździłam z tatą po całym mieście, natomiast mama była u wujka Lysa, cioci Aiko oraz Yoshi. Bała się zostać sama w domu.
- Nie bój się, znajdziemy go - powiedział tata.
- Tato, nie damy rady. Dzisiaj jest poniedziałek. Jutro ja także zniknę, a potem oboje zostaniemy... - nie potrafiłam wymówić tego słowa. Nie potrafiłam się pogodzić z tym, że już jutro mnie tu nie będzie.
Tata zahamował ostro. Spojrzał na mnie wzrokiem zabójcy.
- Dziecko, przestań - mówił. - Jeśli dalej będziesz tak mówić, to cię tutaj wysadzę i będziesz na piechotę wracać do domu. Przestań mówić teraz o śmierci. Teraz żyjesz i on na pewno też.
- Przepraszam - wyszeptałam i spojrzałam w szybę.
Jechaliśmy dalej, a ja ciągle miałam w głowie najgorsze scenariusze.
W kieszeni białej bluzy miałam telefon mojego brata, w razie gdyby jego szef chciał się z nami skontaktować. Po chwili usłyszałam jego dzwonek - piosenkę zespołu .
Szef
Natychmiast odebrałam.
- Słucham? - powiedziałam.
- Lisa, namierzyliśmy jego telefon! - usłyszałam głos szefa Lucasa.
- Jaki telefon? Przecież ja go mam.
- Ale on miał jeszcze jeden telefon. Służbowy. Udało się nam go namierzyć.
- Żartuje pan!? Boże drogi, to wspaniale! - krzyknęłam, czując zbierające się w oczach łzy. - Gdzie on jest!? - tata znowu zahamował i odwrócił się w moją stronę.
- W Wersalu. Wyślemy wam zaraz SMS-em dokładny adres. A póki co, módl się, żeby on był żywy.
- Dobrze, dziękuję bardzo - rozłączyłam się.
Rozpłakałam się jak dziecko. Tata włączył światła awaryjne i usiadł obok mnie.
- Co się stało, dziecko? - spytał.
- Tato, oni namierzyli telefon Lucasa. Ma jeszcze jeden służbowy i wiedzą, gdzie on jest! Namierzyli go!
Tata przytulił mnie mocno do siebie, a w jego oczach widziałam łzy. Po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Pokazałam tacie adres. Ten od razu ruszył z piskiem opon. Patrzyłam za okno i modliłam się gorąco, aby Lucas, gdy go odnajdziemy, był żywy...
*Lucas*
- Spieprzajcie ode mnie! - wrzeszczałem, podczas gdy Luke i Thomas ciągnęli mnie za skute za plecami ręce do auta.
- Zamknij się wreszcie, szczeniaku! - krzyknął ten pierwszy i uderzył mnie w fioletowy od siniaka oraz czerwony z krwi policzek.
Rzeczywiście się zamknąłem. Ale nie dlatego, że mi kazali. Dlatego, że byłem całkowicie obolały. Nie potrafiłem nawet chodzić. Moje stopy ciągnęły się po ziemi, gdy moi oprawcy prowadzili mnie na zewnątrz. Wrzucili mnie siła do samochodu. Thomas został przy mnie, a Luke wsiadł za kierownicę. Wywieźli mnie do tego samego lasu, co ostatnio, gdy w nocy kopałem grób...
Nawet zaprowadzili mnie w to samo miejsce. Kazali mi klęknąć obok dziury. Gdy to zrobiłem, Thomas wycelował we mnie broń. Złożyłem ręce i szybko odmawiałem "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Mario". W pewnym momencie usłyszałem krzyk jakiejś dziewczyny. Wołała "Zostawcie go!". W tym momencie usłyszałem huk, wpadłem do dziury oraz poczułem przeszywający ból klatki piersiowej. Wrzasnąłem z bólu. Przyłożyłem do tego miejsca rękę. Zobaczyłem płynący spod niej strumień krwi.
Postrzelił mnie.
Zaraz po tym, jak wylądowałem w "grobie", dziewczyna wskoczyła za mną. Klęknęła obok i ułożyła moją głowę na swoich kolanach. Przymrużonymi oczami zobaczyłem, że płacze.
- Boże drogi, Lucas, co oni ci zrobili... - dotknęła miejsca, gdzie powinny być moje palec i ucho.
Od razu wiedziałem, kto to jest.
- Lisa... - wyciągnąłem rękę w jej stronę, ale od razu straciłem przytomność...
*Lisa*
Gdy zamknął oczy, przycisnęłam swoją dłoń do jego rany.
- Tato, dzwoń po pogotowie! - krzyknęłam.
Szef Lucasa oraz paru jego kolegów dotarło zaraz po nas. Aresztowali Thomasa oraz Luke'a, po czym zawieźli ich na komisariat. Natomiast ja ułożyłam nieprzytomnego, ale oddychającego Lucasa na boku. Dotknęłam miejsca, gdzie brakowało ucha.
- Jezu, błagam... - szeptałam. - Nie pozwól mu odejść. Nie mogę go stracić.
Przeczesywałam jego piękne brązowe włosy i ocierałam łzy. Byłam przerażona, widząc jego zmasakrowaną twarz. Pęknięcia pod oczami. Ucięte palec oraz ucho. Rozcięty łuk brwiowy oraz popękane wargi. A na dodatek... Ta krwawiąca rana. Mocno ją uciskałam swoją ręką.
Wreszcie usłyszeliśmy dźwięk przyjeżdżającej karetki. Wydobyli Lucasa z dziury i ułożyli na noszach. Zmierzyli ciśnienie, cukier i saturację. Chwilę później jednak mój brat dostał wstrząsu hipowolemicznego.
(aut. oznacza to, że coś jest nie tak z organizmem, bo ktoś stracił za dużo krwi)
Zabrali go do szpitala paryskiego. Ja i tata pojechaliśmy po mamę, a następnie do szpitala. Powiedziano nam, że Lucas jest na bloku operacyjnym. Miał krwotok wewnętrzny i są niewielkie szanse, że przeżyje, ponieważ stracił zbyt dużo krwi oraz miał zadanych mnóstwo ran.
Ciągle jednak mieliśmy nadzieję. Siedzieliśmy przed blokiem i czekaliśmy.
Wreszcie wyszedł do nas chirurg...
**********
Hejka kochani!
I kolejny rozdział z głowy ^^
Mam nadzieję, że się podobał. Natomiast za kontrolę nad jego tworzeniem dziękuję mojemu kochanemu internetowemu bratu. Kocham Cię, Misiek ♥
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Rag'n'Bone - "Human"
("I'm only human after all...")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top