10. "Kocham cię, Lisku"
*Lisa*
- Gdzie się tak stroisz? - spytał mój brat, stojąc w drzwiach i patrząc, jak nakładam na twarz makijaż.
- Idę się spotkać z Nicodemem i jego kumplami - rzuciłam, poprawiając powieki cieniami.
- Tylko uważaj, żeby cię nie zgwałcili - i odszedł.
- Żeby zaraz ciebie ktoś nie zgwałcił! - krzyknęłam, kładąc nacisk na słowo "ciebie".
- Dzieciaki, co się tam znowu dzieje!? - usłyszałam głos mamy.
- Lucas życzy mi, żeby ktoś mnie zmolestował! - nie ma to jak zrzucać wszystko na starsze rodzeństwo.
- Lucas!
- Dlaczego zawsze starszy obrywa!? - usłyszałam trzask drzwi.
- I tak mnie kochasz! - krzyknęłam, po czym zabrałam z szafy czarną skórzaną kurtkę.
Przejrzałam się w lustrze.
Miałam na sobie jasnoniebieską bluzkę z krótkim rękawem i białe dżinsy z dziurami na kolanach. Na nogach miałam czarne adidasy.
Zarzuciłam kurtkę na ramiona i opuściłam pokój. Wyszłam z mieszkania i szłam w stronę parku. Nagle poczułam cudzą rękę, mocno zaciskającą się na moim brzuchu oraz drugą, na moich ustach.
Zaczęto mnie gdzieś ciągnąć. Szarpałam się i mocno machałam nogami, chcąc, aby ta osoba mnie puściła. Ciągnęła mnie w jakąś ciemną uliczkę.
Zabiję cię, jasnowidzu, pomyślałam, przywołując w głowie obraz mojego przybranego brata. Zabiję, jeśli nie skończę martwa.
Zostałam przyparta do ściany. Pomimo strachu, zebrałam się w sobie ugryzłam "porywacza" w dłoń, ciągle trzymaną na moich ustach.
- Ał! - krzyknął mój oprawca, natychmiast zabierając rękę. - Co ty robisz!?
Nie wierzę... To Shane. Nasz ułożony... Prawie ułożony pan gospodarz.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz? - warknęłam. - Nie rozumiesz, że ten rozdział jest już skończony?
(aut. ale kłamiesz, Lisa. Jeszcze nie skończyłam pisać :p)
- Nie, nie rozumiem - chwycił mnie za rękę. - Proszę, dajmy sobie jeszcze jedną szansę.
- "My"? Już nie ma "my". Jesteśmy "ja" i "ty".
- Błagam cię, wybacz mi...
- Co mam ci wybaczyć? To, że byłam w twoich rękach tylko zabawką, którą chciałeś przelecieć?
Spuścił głowę.
- Nienawidzę cię. Nigdy ci nie wybaczę. - chciałam odejść, ale wpadłam na pewien pomysł. - Aha, i jeszcze mam dla ciebie coś na pamiątkę.
- Co? - spojrzał na mnie z nadzieją.
- To - wymierzyłam mu siarczysty policzek. Aż zaczęła mnie piec ręka.
Zatoczył się, a ja skorzystałam z okazji i uciekłam. Gdy dotarłam do parku, rozglądałam się dookoła, szukając Nico i jego grupy. Wreszcie ich zobaczyłam. Wszyscy mieli na sobie czarne ubrania. Razem, jako grupa, wyglądali dość strasznie.
Stanęli w rzędzie
Nico, brązowooki szatyn, zielonooki brunet, błękitnooki blondyn...
Szarooka dziewczyna z rudymi włosami, brązowooka blondynka, zielonooka szatynka i niebieskooka brunetka.
Spojrzałam na nich po kolei. Im dłużej to robiłam, tym bardziej byłam przekonana, że to spotkanie nie skończy się tak, jak chciałam.
- Lisa - Nico podszedł do mnie i objął ramieniem. - Oto cała grupa moich przyjaciół. Luke, Eric, Mick, Maggie, Vanessa, Rose i Olive. Hej, nie bój się - powiedział miękko. Chyba zobaczył, że się boję. - Wszystko będzie dobrze. Nikt cię tu nie skrzywdzi.
- Jesteś pewien? Powiem szczerze, że... Jak by to określić... Wyglądacie trochę... Przerażająco.
Zaśmiał się cicho.
- Może na pierwszy rzut oka. Ale tak naprawdę wszystko jest z nami w porządku.
Spojrzałam na grupę i przyjrzałam się każdemu z osobna. Może Nico ma rację...
- Chcesz? - spytał Luke, podając mi papierosa.
Wszyscy po kolei wyjęli po jednym ze swoich kieszeni i zapalili, siadając na trawie. Usiadłam obok i spojrzałam z obrzydzeniem na papierosa.
- Raczej sobie odpuszczę, dzięki - odpowiedziałam.
- Nie palisz? - spytała Rose.
- Nie. Nigdy nie próbowałam.
- To może najwyższy czas spróbować. Trzymaj - Nico podał mi swojego papierosa.
Chwyciłam go w palce i przyjrzałam się mu. Wzięłam wdech i wsunęłam go do ust. Już pierwsze zaciągnięcie się dymem sprawiło, że prawie wyplułam płuca. Zaczęłam się krztusić gorzkim smakiem, który ciągle miałam na języku.
- Ludzie, jak wy to robicie? - rzuciłam z lekką chrypką po napadzie kaszlu.
- Kiedyś się nauczysz - rzuciła Rose. - Każde z nas zaczynało tak samo. Spróbuj jeszcze raz.
Wykonałam polecenie dziewczyny, ale gorzki smak oraz ciężki kaszel sprawiły, że chwilę później papieros został przeze mnie zgaszony i wyrzucony gdzieś w bok.
- Nie ma mowy - powiedziałam. - Nie smakuje mi.
- Jak chcesz - Rose wzruszyła ramionami i wróciła do palenia swojego papierosa. - Następnym razem przyniesiemy e-papierosa. Może to będzie dla ciebie lepsze.
- Nie. Nie ma mowy. Nie chcę nic.
- Przestań robić z siebie taką niewinną cnotkę - wtrącił się Luke, którego z całej grupy bałam się najbardziej. - Nie wierzę, że jest osoba, która kiedykolwiek nie próbowała palić.
- Jest - rzuciłam. - Moja mama - tata próbował zapalić raz, w liceum, po biegu na orientację, a Lucas pali okazjonalnie. Zazwyczaj wtedy, gdy nie uda się uratować kogoś na czas jemu i reszcie komendy. Wtedy najlepiej go zostawić samego, doświadczenie mnie tego nauczyło.
Luke wywrócił oczami.
- Jedna na siedem miliardów ludzi. Poza tym, spójrz na siebie. Ty też nie jesteś już taka niewinna. Ty też zapaliłaś.
Westchnęłam. Poczułam, jak ktoś mnie obejmuje ramionami. To Nico.
- Wiecie co? - powiedziałam. - Ja na dzisiaj mam już dosyć. Skontaktuję się z Nicodemem w razie czego. Na razie - wstałam i poszłam do domu, zszokowana, że im uległam.
*Nicodem*
- Kurwa, nie sądziłem, że to będzie takie trudne - warknął Luke, patrząc na mnie.
- Mówiłem ci, że to jakaś pieprzona good girl. Spróbuję się z nią dogadać w szkole. Raczej mnie posłucha. Wczoraj powiedziała, że mi ufa.
- Mam nadzieję. Bo jeśli nie - wyjął pistolet z tylnej kieszeni spodni. - to odstrzelę wpierw ją i będziesz patrzeć, jak zdycha, a potem ciebie.
Kiwnąłem głową.
Muszę się postarać. Inaczej oboje skończymy martwi.
*Lisa*
Wróciłam do domu i od razu weszłam na górę, do sypialni Lucasa. Miał mieć nockę, więc już go nie było. Było mi to na rękę. Podeszłam do jego kurtki i wygrzebałam stamtąd paczkę fajek. Jedną od razu mu zabrałam. Wzięłam także zapalniczkę, po czym od razu poszłam do swojego pokoju.
Usiadłam na parapecie. Patrzyłam to na fajkę, to na zapalniczkę. Ciągle nie miałam pewności, czy powinnam spróbować jeszcze raz. Zapaliłam papierosa... I wreszcie się przełamałam. Włożyłam go do ust. Gorzki dym dotarł ponownie do moich płuc, powodując kaszel. Jednakże nie zatrzymało mnie to. Wypuściłam dym z ust i ponownie się nim zaciągnęłam. Z każdym kolejnym razem było coraz lepiej. Wreszcie udało mi się wypalić fajkę do końca. Zgasiłam ją i wyrzuciłam przed siebie.
- Wreszcie - powiedziałam do siebie.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Szybko schowałam zapalniczkę do szuflady biurka i zaczęłam się przebierać.
Zdjęłam z siebie sukienkę i w tym momencie ktoś otworzył drzwi do mojego pokoju...
- Lucas! - wrzasnęłam, zakrywając się sukienką.
- No no - uśmiechnął się chamsko. - Nie ma mnie chwilę, a jak chcę cię spytać, jak spotkanie, to się dla mnie rozbierasz? Oj, nieładnie.
Strzeliłam facepalma, nie zauważając, że sukienka wypadła mi z rąk. Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy poczułam rękę Lucasa na ramieniu, sunącą w dół. Spojrzałam na niego.
- Lucas... Co ty...
- Jeszcze się nie zorientowałaś? Kocham cię, Lisku.
Wziął mnie w ramiona i pocałował, wsuwając swój język między moje wargi. Przez chwilę oddawałam pocałunek. Jednak kiedy jego ręka wylądowała na moich piersiach, odepchnęłam go, szybko zabrałam piżamę i weszłam do łazienki. Zakryłam usta dłonią.
Mój własny brat... Mnie kocha?
Ciągle będąc w szoku, wzięłam prysznic, przebrałam się i weszłam do sypialni. Lucasa już tam nie było. Schowałam leżącą na podłodze sukienkę do szafy, położyłam się do łóżka i zasnęłam po paru minutach.
**********
Hejka kochani!
Nie ma to jak pisać rozdział przed lekcjami 😂
Wiem, że trochę to trwało... Ale wreszcie jest ^^
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Gnash - "I hate you, I love you"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top