26. "To chyba jakaś przepowiednia"
Hejka kochani...
No, dzisiaj notka na górze.
Takie, powiedzmy, wprowadzenie do rozdziału.
Chciałabym poruszyć temat poprzedniej części, tej z Jeffem.
No cóż... Napisałam ten rozdział, ponieważ myślałam, że wyjdzie z tego coś ciekawego. Chciałam, żeby było coś wow, żeby coś się działo. Nawet coś niezwiązanego z rzeczywistością.
Ale, jak widać, coś mi nie wyszło.
Długo rozmawiałam z KsuKsu1909 na Messengerze na ten temat... I ledwo powstrzymała mnie od usunięcia tego rozdziału. I pomogła mi w wymyśleniu, co mogłabym napisać w kolejnej części, aby rozwiązać tą poprzednią. A więc wszelkie zażalenia proszę zgłaszać do niej (sama kazała mi o tym wspomnieć).
Mam nadzieję, że się Wam spodoba...
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Escape the Fate - "Lost In Darkness"
("She feels his breath down skin and bones...")
No dobra... To ryzykujemy. Zapraszam.
Aha. I z góry mówię, że od... Właściwie poprzedniego rozdziału, opowiadanie to zmieni odrobinę styl. Przestanie być w stu procentach realistyczne. Nie kręci Cię taki rodzaj? W porządku.
***
*Lisa*
- Hej, Lisek, wszystko w porządku? - poczułam delikatne uderzenia w oba policzki.
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam twarz Lucasa. Patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami, w których widziałam ogromną troskę i strach.
- Lucas... - powoli się podniosłam, z pomocą mojego brata.
- Wszystko okej? - spytał, trzymając moje dłonie. - Dobrze się czujesz?
- Tak... Co właściwie się stało? - spojrzałam na rodziców.
- Nagle straciłaś przytomność - rzuciła mama, po czym kucnęła obok mnie i przytuliła mnie mocno. - Jak się czujesz, dziecko?
- Trochę mnie boli głowa, ale jest w porządku.
Wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wujkowie i ciocie już poszli, zostali tylko tata, mama i Lucas.
Patrzyli na mnie z troską w oczach. Uśmiechnęłam się delikatnie, żeby pokazać im, że wszystko jest dobrze i nie muszą się martwić.
W głowie jednak ciągle miałam tą myśl...
- Idę do toalety - rzucił Lucas, po czym opuścił salę.
Potrząsnęłam głową i natychmiast ruszyłam za nim.
To samo mówił tam, pomyślałam. A co, jeśli to prawda...?
Gdy weszłam do szkoły, od razu pobiegłam do łazienki, w której w mojej wizji zobaczyłam brata.
Stał tam, przerażony.
Spojrzałam na niego, a następnie na pomieszczenie.
Stanęłam jak wryta, wstrzymując oddech.
Po ścianie spływały strugi krwi, jasnej, jakby z tętnicy.
Natomiast na podłodze leżał nóż kuchenny, również poplamiony czerwoną cieczą.
Spojrzał na mnie.
- Lisa, skąd to się wzięło? - spytał.
W jego szeroko otwartych oczach widziałam strach. Nie dziwiłam mu się. Ja też byłam przerażona.
- To przez tę cholerną wizję - pokręciłam głową.
- Jaką wizję? - był zaskoczony.
Oparłam się o framugę i po kolei opowiedziałam mu wszystko. Wszystko, co wtedy "widziałam".
Gdy skończyłam, patrzył na mnie, jeszcze bardziej przerażony.
- Lisa... Ta wizja to chyba jakaś przepowiednia.
- Jaka przepowiednia? - zdziwiłam się.
- Cóż...
***
*Lucas*
- Ludzie złoci, zostawcie mnie wreszcie w spokoju! Co znowu robicie!? - krzyczałem, widząc, że Luke łączy przy stole różnego rodzaju substancje, a Thomas patrzy na niego i uśmiecha się złowieszczo.
- Zamknij się, szczeniaku - warknął Luke, pobierając skończoną substancję do strzykawki.
Włożył do strzykawki igłę i podszedł do mnie. Thomas mocno chwycił mnie za ramiona i zsunął z jednego z nich moją koszulkę. Luke przyłożył do tego miejsca igłę, nawet go nie dezynfekując.
- Co robisz!? Zostaw mnie! - krzyknąłem.
Na próżno.
Luke wprowadził do mojego organizmu tę dziwną ciecz z produktami niewiadomego pochodzenia.
Właściwie... Czułem się normalnie. Ale nie pasowało mi to.
- Co to jest? - spytałem, patrząc na oprawcę.
- Mały prezent. Dzięki tobie wszyscy pójdą spać. A na pierwszym miejscu twoja ukochana siostra. Jeśli oczywiście wcześniej uda ci się ją ochronić.
- O co ci chodzi!? - szarpałem się.
- Zamknij się, glino. Jeśli bezpiecznie wrócisz do domu, to po paru dniach sprawisz, że ona zaśnie. Będzie spała, z zaczerwienioną klatką piersiową. A ty co parę dni będziesz usypiał kolejne osoby.
I wyszli... A ja nie wiedziałem, że te słowa znałem dzięki creepypaście, którą czytała mi Lisa, trzy lata temu...
***
*Lisa*
- Cholera... - wyszeptałam, i zakryłam usta dłonią. - Czyli że to, co "widziałam"... To prawda? To będzie się działo?
- Tak, na to wygląda - patrzył na mnie i trzymał mnie za rękę. - Jak wyglądałem?
- Nie miałeś tęczówek, źrenice były cholernie malutkie. I ten Chelsea Smile... A skóra była blada, praktycznie przezroczysta. Nawet nie wiesz, jak się bałam - wtuliłam się w niego.
Przez chwilę stał jak sparaliżowany, ale po paru chwilach poczułam na swoich plecach jego delikatne dłonie.
- Nie bój się, kochanie - wyszeptał. - Nawet jeśli ta przepowiednia się spełni, obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci zginąć. Nigdy cię nie zabiję.
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać - spojrzałam na niego. - Oni ci sami powiedzieli, że mnie zabijesz jako pierwszą. Zadźgasz mnie. Nie mów, że tego nie zrobisz, bo zrobisz. Będziesz wprawdzie niepoczytalny, ale...
- Zamilcz - rzucił. Faktycznie, zamilkłam. - Nieważne, co myślisz, nie pozwolę ci umrzeć. Nie skrzywdzę cię.
- Daj spokój. I tak to zrobisz.
- Przestań wreszcie - chwycił mnie mocno za podbródek i skierował mój wzrok na swój. Jego oczy... - Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, bo nie mam na to ochoty. Ale powtórzę to po raz ostatni: nie. Skrzywdzę. Cię. I masz to sobie zapamiętać.
Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym mocniej przytuliłam się do brata. Odwzajemnił ten gest i ucałował czubek mojej głowy.
- Trzeba by było tu posprzątać, co? - spytałam.
- To nie jest nasza robota, tylko sprzątaczek.
- Jak ci nie wstyd!? Ja tobie też często robię porządek w pokoju! Mama też!
- Dobra, dobra, cicho - wywrócił oczami. - Niech ci będzie.
Na kaloryferze znaleźliśmy dwie szmatki. Namoczyliśmy je wodą, po czym zaczęliśmy sprzątać krew ze ściany i podłogi. Gdy wreszcie wszystko lśniło, trzeba było tylko odnieść nóż do kuchni. Nałożyłam szmatkę na dłoń, a potem złapałam narzędzie.
- Nauczyła się siostrzyczka czegoś ode mnie? - rzucił z uznaniem mój brat.
- Nauczyła, a teraz milcz, bo nas zdradzisz - warknęłam.
Zaniosłam nóż do kuchni i umyłam go tam, żeby nie było krwi. Wiedziałam, że mimo wszystko badania balistyczne by wykazały, że krew na nich była. Ale kto będzie te badania wykonywał w szkole?
Wróciłam do brata.
- Możemy już wracać - uśmiechnęłam się.
I wróciliśmy.
- A was czemu tak długo nie było? - spytał tata, z wyrzutem w głosie.
- Bo... Lucas zrobił takiego wielkiego kloca, że trochę mu to zajęło, a potem jeszcze zatrzasnął się w kiblu - mówiłam.
- A potem tak śmierdziało, że poszliśmy na dach, żeby nie wdychać tych spalin - dodał mój brat.
(aut. KsuKsu1909, serdecznie Ci dziękuję XDD)
Mama spojrzała na mojego brata jak na idiotę, a my dwoje ledwo powstrzymywaliśmy śmiech.
- Sam jesteś spalina, synu - powiedział do Lucasa tata. - Chodźcie. Wracamy do domu. Gdy was nie było, zdążyliśmy posprzątać.
Wróciliśmy.
Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać, uprzednio przebierając się w czystą bieliznę i koszulę nocną.
Prawie zasypiałam, gdy usłyszałam, jak do pokoju ktoś wchodzi...
- Śpisz? - to był Lucas. Bałam się na niego spojrzeć, ale to zrobiłam...
- Nie - zapalił światło. Wyglądał normalnie. Na szczęście.
Usiadł obok mnie na łóżku.
- Mogę wiedzieć, dlaczego wszystko zwaliłaś na mnie? - spytał z wyrzutem.
- Jakoś musiałam nas wytłumaczyć. Doceń, że próbowałam - odpowiedziałam mu.
- Jesteś dziwna, wiesz?
- A ty opętany.
- No, to akurat wiem. Opętany przez Jeffa the Killera.
- Nie o mi chodziło, ale interpretuj to jak chcesz.
- Oj tam. W ogóle, widziałaś wtedy ich minę?
Roześmialiśmy się.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Później Lucas wrócił do sypialni, a ja wreszcie zasnęłam.
**********
Hm...
Od czego zacząć...
Rozdział ten jest niejako wytłumaczeniem tego, co działo się w poprzednim. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam...
Tak, jak wspomniałam, od poprzedniego rozdziału książka nie będzie w stu procentach realistyczna - będą także momenty, gdzie będzie coś paranormalnego, nadprzyrodzonego. Mam nadzieję, że się Wam to spodoba.
Pozdrawiam jeszcze raz :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top