08. Przeprosiny.

Od momentu gdy Bucky zobaczył moje wspomnienia z nim związane, nie widziałam go nigdzie, tak, jakby po prostu rozpłynął się w powietrzu. Za to Tony siedział przy mnie cały czas, gdy przez trzy dni nie wychodziłam z pokoju, płacząc w poduszkę. Nie  chciałam, aby ktokolwiek widział mnie w takim stanie, zaraz wszyscy by chcieli wiedzieć co się stało, a Stark wiedział i nawet pozwoliłam mu koło mnie siedzieć. Dzisiaj mija tydzień odkąd to wszystko  się wydarzyło. Wróciłam do formy i normalnie funkcjonuję. A przynajmniej się staram. Niedawno odtworzone wspomnienia dają się we znaki. Najchętniej pozbyłabym się ich na zawsze.

   Wyszłam z pokoju, kierując się do windy. Na sobie miałam strój sportowy, iż miałam zamiar poćwiczyć w siłowni. Mam nadzieję, że nikogo tam nie będzie i będę miała spokój i ciszę. Wsiadłam do windy, naciskając numerek z odpowiednim piętrem i czekałam, aż winda zjedzie na dół. Bez żadnych zakłóceń dotarłam do siłowni. Założyłam słuchawki na uszy, puszczając muzykę i poszłam na bieżnię. Biegałam, wsłuchując się w melodię, płynącą z słuchawek. Przed oczami miałam cały czas twarze agentów Hydry, nigdy ich nie zapomnę za to, co mi zrobili. Mam nadzieję, że płoną teraz w piekle. Zamknęłam oczy, by pozbyć się wstrętnych obrazów. I to był błąd. Poczułam ostry ból w łokciu, kolanie i na twarzy. Wyciągnęłam słuchawki, odrzucając telefon na bok. Po chwili poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach. Uniosłam głowę do góry, napotykając przerażone spojrzenie Barnesa. Chłopak coś mówił, jednak ja nic nie słyszałam. Zacisnęłam szczękę, która niemiłosiernie mnie bolała. 

   - Musisz iść do skrzydła medycznego.- Usłyszałam cichy głos mężczyzny, jakby stał kilkanaście metrów ode mnie. Zmrużyłam oczy, spoglądając na niego. Pomachałam ręką, aby zbyć jego słowa.

    - Nie...- Próbowałam, coś powiedzieć, ale ból szczęki przy każdym ruchu mi to utrudniał. Zdziwiłam się, że Barnes wziął mnie na ręce jak pannę młodą i ruszył ku wyjściu. Kopniakiem otworzył drzwi. Wszedł do windy, prosząc Jarvisa, aby zjechał windą na odpowiednie piętro. Stał, patrząc na zmieniające się numerki na panelu nad drzwiami. Gdy drzwi windy się otworzyły, Stark biegł już w naszą stronę. Prawdopodobnie Jarvis go poinformował z prośby Barnesa. Tony nie był wystraszony, bo wiedział, że tak naprawdę nic mi nie jest i nie będzie, ale kazał Buckiemu położyć mnie na łóżko. 

   Poruszyłam ręką, która była złamana. Kość sama się nastawiła, tak samo jak rzepka w kolanie. Dotknęłam wcześniej wybitej szczęki, która już wróciła na swoje miejsce. Kość nosowa również się nastawiła. Bucky patrzył na mnie w szoku, a Tony podał mi chusteczkę, wskazując na nos. Prawdopodobnie w wyniku uderzenia, poleciała mi krew.

    - Zszokowany?- Spytałam ironicznie. Mężczyzna nie mógł znaleźć odpowiednich słów, więc w ogóle się nie odezwał.- Hydra zrobiła mnie nieśmiertelną. Gdy walczyliśmy ze sobą, wiedzieli, że nie dasz rady mnie zabić.- Wyjaśniłam, wyrzucając czerwoną już chusteczkę do kosza, który stal obok łóżka. Wstałam, patrząc po zebranych. Tony był smutny, jego oczy były czerwone, zapewne od wypitego alkoholu i łez, a Bucky wyglądał na zagubionego. Nie wiedział co powiedzieć, ani co zrobić. Stał obok łóżka, patrząc w dół, włosy zasłaniały jego twarz. Nagle nabrał powietrza i spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.

    - Nie wiedziałem... Dostałem rozkaz, byłem pod ich kontrolą. Gdybym był sobą, na pewno bym cię tam nie zabrał.- Wstrzymał na chwilę powietrze w płucach.- Zepsułem ci życie. Czuję się winny i jestem winny, ale gdybym ja nie poszedł, wysłali by kogoś innego.- Odszedł dwa kroki od łóżka, patrząc wszędzie tylko nie na mnie. Zrobił się blady, jak ściana. Stark był w gotowości, aby złapać go, by nie upadł na twardą podłogę.- Przepraszam cię. Bardzo mocno cię przepraszam. Ciężko mi jest z tym wszystkim, co zobaczyłem, co sobie przypomniałem. Współczuję ci i bardzo żałuje, ze takie coś cię spotkało.- Stanął w miejscu lekko się chwiejąc. Uniósł wzrok na mnie.- Nie oczekuję wybaczenia, bo wiem, że jestem potworem, a oni na to nie zasługują, ale cię przepraszam.- Dodał. Jego oczy były pełne smutku. Nie wytrzymując mojego spojrzenia, odwrócił wzrok.

    - Twoje przeprosiny nie zwrócą mi życia, którego pragnęłam. Chciałam być normalną nastolatką, z problemami typu szkoła, rodzice, a ty mi to zwyczajne życie odebrałeś. Co ja mogę mieć z twoich przeprosin? Nowe życie?- Spojrzałam na niego twardo. Zwilżył wargi, przeczesując włosy palcami.- Moje życie nie jest nic warte, tak samo jak twoje. Jeśli chcesz, abym poczuła się lepiej to nie wchodź mi w drogę.- Dodałam i szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę schodów. Wbiegłam po nich pięć pięter i zamknęłam się w swoim pokoju. Nie chciałam dzisiaj już nikogo widzieć, nie wszyscy chyba to rozumieli, bo po kilku minutach do pokoju wparował Tony.

    - Dlaczego go tak potraktowałaś? Chłopak cię przeprosił, błagał wręcz o wybaczenie, przyznał się do błędu, a ty go jeszcze bardziej zdołowałaś...- Zaczął na wstępie i trzasnął drzwiami. Usiadł obok mnie na łóżku, kładąc rękę na moim ramieniu.- Wszystko w porządku?- Spytał, patrząc na mnie.

    - Kij mi z jego przeprosin, wiesz? Prawie dziesięć lat mojego życia poszło w dupe, żadne przeprosiny tego nie zwrócą. A on jest głównym  tego powodem!- Warknęłam, siadając gwałtownie na łóżku, tym samym zwalając jego rękę z mojego ramienia.

    - Powodem była Hydra, dobrze o tym wiesz, a on był marionetką w ich rękach. Nie możesz go obwiniać. On po dłuższej przerwie od ciebie, nie pamiętał nic. Ponad pięćdziesiąt lat był pod ich wpływem. Prania mózgu, które na nim robili, spowodowały, że zapomniał wszystko, pamięta tylko, to, co mu pokazałaś i co powiedział mu Steve. Ponad pięćdziesiąt lat, rozumiesz? Kogo on ma za to obwiniać?- Spytał. Wiedziałam, że teraz wszyscy są po jego stronie, wszyscy go bronią. Patrzyłam na mężczyznę w milczeniu.

    - Wyjdź z mojego pokoju.- Oznajmiłam, wręcz mu to nakazałam. Stark podniósł się, wzdychając ciężko. 

    - Zachowujesz się jak dziecko. Zaraz będziesz miała trzydzieści lat, a zachowujesz się jak byś miała trzy. Przemyśl swoje zachowanie i zastanów się, które rozwiązanie będzie najlepsze.- Powiedział i wyszedł z pokoju. Warknęłam pod nosem i schowałam twarz w poduszkę. 

   Nie obchodzi mnie nic, co przydarzyło się Barnsowi. Zabrał mi cenne lata życia, które już nie wrócą. Będę żyć na tej planecie, aż do końca świata. Jestem niesmiertelna, nie starzeje sie, nikt nie jest w stanie mnie zabić, nawet sama się nie zabiję. Moje życie się nie skończy i będę wiecznie żyła z tym wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top