05. Impreza Powitalna.
Siedziałam w pokoju aż do wieczora. Na zewnątrz już się ściemniło. Próbowałam się skupić na książce, którą czytałam, ale przeszkadzała mi muzyka kilka pomieszczeń dalej. Mogę wnioskować, że bawili się dobrze. W końcu organizował ją Stark, inaczej być nie może.
Westchnęłam ciężko, zaciskając palce na książce. W końcu mam trochę czasu wolnego, ale nie mogę go poświęcić na nic, co lubię ja, bo akurat dzisiaj Stark musiał urządzić imprezę.
Zamknęłam oczy, wzdychając ostrożnie powietrze. Dołożyłam delikatnie książkę na bok, zaznaczając stronę, na której skończyłam czytać i wstałam z łóżka. Wyszłam z pokoju, kierując się w miejsce skąd dochodziła głośna muzyka.
Weszłam do pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Moje przypuszczenia, co do dobrej zabawy były omylne. Każdy siedział gdzieś w kącie, a muzyka zagłuszała nudę.
Odszukałam Starka i podeszłam do niego, rozglądając się czy gdzieś w pobliżu nie ma Barnesa. Czułam jak ktoś mi się przygląda, ale postanowiłam to zignorować. Patrzyłam prosto na Toniego, stawiając kroki w jego stronę. Siadłam koło niego przy barze, gdzie również znajdowała się Natasha, która kilka sekund później podała mi drinka. Podziękowałam jej lekkim uśmiechem, a ona odeszła do Bruce'a.
- Impreza chyba nie wypaliła, co? - spytałam z głupim uśmiechem. Stark spojrzał na mnie zmęczony. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Myślał, że wszyscy będą się dobrze bawić. Nie było dużo ludzi, sama ekipa Avengers. Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Uniósł brew, nie rozumiejąc o co mi chodzi. - Daj telefon, zaraz coś ogarnę - oznajmiłam. Przez chwilę patrzył na mnie podejrzanie, ale sekundy później miałam już urządzenie w ręku. Wypiłam drinka do połowy i odeszłam od baru.
Stark w telefonie miał więcej znajomych niż ja, znał wiele ludzi, którzy lubią imprezować. Ta impreza nie może okazać się klapą, bo wszyscy będą się później śmiać z Starka. Wieści szybko się rozchodzą po mieście. Mimo iż uważam, że należy mu się to, to jednak jest to impreza powitalna osoby, której szczerze nienawidzę.
Wyszłam na korytarz gdzie było zdecydowanie ciszej i weszłam w wiadomości. Napisałam, że jest impreza powitalna w Avengers Tower. Wejście to butelka dobrego alkoholu. Wysłałam to do prawie wszystkich kontaktów w jego telefonie. Zobaczymy ile osób się zjawi.
Wybrałam jeszcze numer do Happiego, który odebrał po drugim sygnale. Poprosiłam go, aby przywiózł ze sobą coś do jedzenia z fast foodów. On się zgodził i obiecał sir zjawić do godziny.
Zadzwoniłam jeszcze do pizzerii. Zamówiłam pięćdziesiąt pizz. Osoba, która przyjmowała moje zamówienie była zdziwiona, ale wytłumaczyłam, że jest impreza. Zapewnili mnie, że do trzech godzin powinni być z dostawą.
Zadowolona z siebie wróciłam do pokoju, a głośną muzyką uderzyła w moje bębenki. Skrzywiłam się lekko i podeszłam do baru, gdzie Stark nadal siedział. Oddałam mu telefon i dokończyłam drinka.
- Szykuj się na dobrą zabawę, Stark - uśmiechnęłam się szyderczo i machnęłam ręką do Natashy, aby zrobiła mi drugiego drinka.
- Dlaczego dzwoniłaś do Happiego? - spytał, sprawdzając telefon. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na niego. Był zszokowany. - Mój Boże, kobieto! Wysłałaś zaproszenie na imprezę do dwustu osób?! - krzyknął tak głośno, aż pewnie słyszeli go na drugim końcu pokoju mimo głośnej muzyki. Zaśmiałam się i upiłam łyk drugiego drinka. - Heh, podoba mi się ten pomysł z wejściówką - pochwalił. Wzruszyłam ramionami zadowolona z siebie. I nie tylko ja byłam z siebie zadowolona. Stark również się cieszył, że wkroczyłam do akcji. Gdyby nie ja, nadal by siedzieli na tej imprezie sami i zanudzili by się na śmierć.
- Idę się przebrać - zakomunikowałam i odeszłam od baru. Wyszłam z pomieszczenia. Kierować sama nie mogłam, a musiałam jechać do swojego domu, aby wziąć sukienkę. Tutaj już nic nie mam. Zjechałam do podziemnego garażu Starka. Na szczęście miał samochody, które miały autopilota, więc nie będę musiała prowadzić.
Gdy byłam już na dole wybrałam, ładne, czarne Bugatti. Nie będę się wozić w byle czym. Wpisałam w GPSa adres mojego domu, a samochód ruszył z miejsca.
Podróż nie trwała długo, zaledwie dwadzieścia minut. Było późno i nie było zbyt dużych korków, więc jechało się spokojnie.
Gdy już weszłam do pokoju i przegrzebałam całą szafę, zauważyłam, że nie mam odpowiedniej sukienki. Westchnęłam ciężko, biorąc torbę sportową i spakowałam ubrania na jutro oraz kosmetyki. Zabiorę je do wieży, aby mieć w co się przebrać gdy wstanę.
Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Automatyczny pilot zawiózł mnie do najbliższej galerii. Jak dobrze, że niektóre sklepy są otwarte długo.
Kupiłam czarną sukienkę, która sięgała mi do połowy uda. Pasowała do mnie idealnie.
Przebrałam się w samochodzie i zrobiłam lekki makijaż. Jak dobrze, że droga nie miała dziur, a samochód jechał w miarę wolno.
Wysiadłam z wieży w podziemiach po czym ustalam się na odpowiednie piętro.
Wrzuciłam torbę do swojego pokoju i obkręcając się wokół własnej osi poszłam dalej. Spojrzałam na zegarek. Nie było mnie dwie godziny. Zobaczymy co się zmieniło.
Weszłam do salonu i uśmiechnęłam się zwycięsko widząc mnóstwo ludzi, którzy świetnie się bawili. Odszukałam w tłumie Starka i podeszłam do niego. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął w moją stronę ręce. Był już wstawiony i to było po nim widać.
Przytulił mnie mocno i okręcił dwa razy w powietrzu. Zaśmiałam się i stanęłam na bezpiecznej podłodze. Mój drink nadal stał przy barze. Wzięłam go do ręki i wypiłam całą zawartość na raz. Odstawiłam szklankę i złapałam Toniego za rękę ruszając tanecznym krokiem na parkiet.
Tańczyliśmy jakiś czas i byśmy robili to nadal, ale przerwała nam Natasha, która zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że pizza już jest.
- Pizza! - krzyknęłam i pociągnęłam moje partnera w tańcu do baru. Musiał zapłacić, ja nie mam pieniędzy przy sobie, a on zawsze coś nosi w kieszeni. Kilka osób pisnęło zadowolonych. Stark zapłacił za dostawę, a dostawca wyszedł z pomieszczenia. Co i rusz ludzie pochodzili i brali kawałek pizzy po czym odchodzili, aby zrobić miejsce innym głośnym ludziom.
Impreza trwała w najlepsze. Miałam dzisiaj nie imprezować, ale widok zanudzonych przyjaciół nie podobał mi się. Teraz jest godzina trzecia w nocy, a ja ledwo stoję na nogach. Ogólnie to jakąś godzinę temu ściągnęłam szpilki, bo już mnie okropnie nogi bolały i teraz chodzę na boso.
Wraz z drinkiem, tanecznym krokiem podeszłam do Steve'a, który już od dwóch godzin siedział w kącie ze swoim przyjacielem. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i złapałam za rękę. Trochę się opierał.
- Chodź, Steve! Jeden taniec! - krzyknęłam, aby mnie usłyszał. Powiedział coś do Barnesa i ruszył razem ze mną. Zaśmiałam się pijana i zaczęłam z nim tańczyć w rytm głośnej muzyki.
Wieczór minął bardzo przyjemnie. Impreza już prawie dobiegła końca, co raz więcej osób leżało po kątach i spało. Steve wytrzymał najdłużej, bo on nie mógł się upić. Widziałam jak Barnes bardzo stara się to zrobić, ale nawet nie było po nim widać, aby chociaż był wstawiony.
Podeszłam do dwóch przyjaciół z czego tylko jeden był moim przyjacielem. Siadłam pomiędzy nimi i uśmiechnęłam się do nich. Byłam już pijana i zapomniałam, że mam się gniewać na Barnesa.
Wyciągnęłam nogi przed siebie i wypiłam do końca drinka. Jeszcze garstka ludzi bawiła się na środku pokoju.
- Jak wam się podobała impreza, hm? - spytałam szturchając ich łokciami. Zaśmiałam się cicho i położyłam głowę na ramieniu Steve'a. - Wiesz, że to była twoja impreza powitalna? - spytałam, patrząc na Buckiego. Wzruszył jedynie ramionami, nie odpowiadając nic. - Wiesz, że teorytycznie to ja byłam tą, która zorganizowała tę imprezę? Powinieneś mi dziękować, że wyszła - dodałam. Muzyka uciechła. Podniosłam głowę i spojrzałam na Starka, który stał na środku. Stał, to za dużo powiedziane. Ledwo utrzymywał się na nogach.
- Niech wszyscy idą spać - nakazał, machając rękoma. Zaśmiałam się jak głupia i wstałam z miejsca, podchodząc do bruneta. - Jutro się posprząta - dodał i o mało co się nie wywrócił. Złapałam go w ostatniej chwili. Przerzuciłam jego ramię przez swoją szyję i ruszyłam do wyjścia.
- A wiesz, że cieszę się, że zaprosiłaś ich wszystkich? - spytał, spoglądając na mnie. Po omacku trafił ustami w mój policzek i wydał głośno dźwięk całowania. - Ty zawsze rozkręcisz imprezę. Jesteś super, jesteś ładna, mądra i umiesz się bawić, nie to, co Barnes. Jest bardzo sztywny... - zaczął mówić jak najęty. Nie słuchałam go później zbytnio. Zaprowadziłam go do jego sypialni po czym rzuciłam go na łóżko.
- Miłych snów - mruknęłam i poszłam do siebie. Reszta powinna sobie poradzić, szczególnie, że Steve i Barnes nie są pijani. Powinni im pomóc.
Położyłam się na łóżku, w sumie to na nie spadłam. Długo nie zajęło mi zaśnięcie. Alkohol bardzo mi w tym pomógł.
⭐⭐⭐⭐⭐
Hej!
Kolejny rozdział!
Wow!
Jestem z siebie zadowolona XD
Z góry dziękuję za gwiazdki i komentarze ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top