02. Spotkanie.

Spojrzałam na mężczyznę stojącego na przeciwko mnie. Uśmiechał się lekko w moim kierunku i zapewne czekał na mój ruch. Puściłam rączkę od walizki i rzuciłam torbę na ziemię, ruszając biegiem w jego kierunku. Po kilku sekundach stałam w objęciach blondyna.

— Minęły dwa miesiące, a ty nic się nie zmieniłeś — powiedziałam w jego tors. Zaśmiał się i odsunął mnie na wyciągnięcie ramion.

— Oprócz tych siniaków zawiele w tobie też się nie zmieniło — przyznał. Wykręciłam oczami i razem z nim wróciłam po walizki. Mężczyzna wziął ode mnie torbę, zarzucając ją sobie przez ramię.

— Mały wypadek przy pracy, sam wiesz jak to jest — mruknęłam, przypominając sobie, to co robiłam przez ostatnie dwa miesiące.

— Sam po nas za chwilę przyjedzie — oznajmił gdy wychodziliśmy z lotniska.—  A co, do twojego zadania. Muszę ci powiedzieć, że wszyscy są zadowoleni. Stark myślał, że zajmie ci to o wiele dłużej — uśmiechnął się w ten swój sposób.

—  Cały Tony. Dziwię się, że wszyscy mnie tam tolerują i traktują... W miarę miło po tym, co zrobiłam i gdzie pracowałam. Jeszcze jesteś ty, gdzie walczyłam  z tobą i o mało, co cię nie zabiłam—  westchnęłam ciężko.

— Nie martw się o to. Wiem, co przechodziłaś, to nie byłaś ty. Sam już jest —  oznajmił, a przede mną zatrzymał się czarny Chevrolet. Steve pomógł mi wsiąść, a walizki spakował do bagażnika po czym zajął miejsce z przodu.

— Cześć Wilson — przywitałam się, a on machnął w moją stronę ręką. Zapiełam pasy i kierowca ruszył.

— Jak było na misji? — spytał gdy opuściliśmy teren lotniska.

—  W sumie to nic ciekawego się nie działo — zaśmiałam się, a mężczyźni do mnie dołączyli. Do końca drogi panowała cisza.

Sam zaparkował samochód w podziemnym garażu Avengers Tower i wszyscy udaliśmy się do swoich pokoi. Było grubo po pierwszej w nocy. Zapomniałam, że tutaj jest inna strefa czasowa niż w Rosji. Cóż, zdarza się.

Porzegnałam się z przyjaciółmi, życząc im dobrej nocy i weszłam do swojego pokoju. Postawiłam walizkę przy łóżku, a obok niej torbę poczym rzuciłam się na łóżko. Jedyne czego teraz chciałam to spać. Nawet nie miałam zamiaru się kąpać, za bardzo byłam zmęczona, aby teraz ruszyć się z tego bardzo wygodnego posłania.

W drużynie Avengers jestem od dwóch lat. To Steve mnie im polecił, powiedział, że Nick Fury jest zainteresowany moją osobą, umiejętnościami i wiedzą, którą posiadam. Oznajmił, że przyda nam się w walce. I tak się stało.

Po kolei bazy Hydry zaczęły znikać z powierzchni ziemi, a agenci wsadzani do więzień. Miejsca, w których przeżywałam katusze przestały istnieć. Moje wszystkie wspomnienia pochodziły stamtąd. Stark pomógł mi znaleźć informacje na temat mojej rodziny. Okazało się, że również byli agentami Hydry i dlatego ja też do nich należałam. W każdym śnie nawiedzają mnie koszmary, wspomnienia z lat służby. Najczęściej budzę się z krzykiem lub budzi mnie Steve i Sam. Ci dwaj są mi najbliżsi, są jak rodzina, której nigdy nie miałam. Przynajmniej nie pamiętam, aby ktoś taki był. Nie znałam swoich rodziców. Słabe punkty były niemile widziane w Hydrze. Musiałam być nienaganna. I taka byłam. Dopóki nie musiałam pracować z Zimowym Żołnierzem. Aż w końcu zjawił się Kapitan Ameryka. Przez kilka dni nie czyścili mi pamięci, pojawił się Steve. Baza płoneła, wiele agentów leżało martwych na ziemi. Na korytarzach było słychać alarm, który drażnił uszy. Chciałam walczyć z Rogersem, ale wtedy dostałam czymś, co sparaliżowało moje ruchy i przyćmiło umysł. Siły w pełni odzyskałam dopiero w więzieniu w Avengers Tower. Steve i Wilson cały czas ze mną siedzieli, próbowali mnie "naprawić". Z każdym dniem coraz bardziej im ufałam. Aż znów wylądowałam w Avengers Tower. Tym razem nie jako więzień, a jako agent. Na początku nie ruszałam się nigdzie bez Steve'a i Sama. Później Nick zaczął mnie wysyłać na samodzielne, małe misję, aż do ostatniego razu, gdzie musiałam wyjechać na dwa miesiące.

— Maze, wstawaj. Śniadanie czeka — usłyszałam nad swoich uchem. Zmarszczyłam czoło i otworzyłam powoli oczy. Światło słońca wpadało przez wielkie okno, rażąc mnie. Podniosłam się do siadu i spojrzałam na Steve'a, który siedział na brzegu łóżka.

— Która godzina?

— Jest po trzeciej po południu — oznajmił, a ja spojrzałam na niego, jak na idiotę. Przez dwa miesiące dużo się zmieniło. Jak oni teraz mają śniadanie po trzeciej po południu, to ja nie wiem, kiedy oni jedzą kolację.

— Okej — mruknąłem, przeciągając ostatnią sylabe. Wstałam z łóżka, podchodząc do walizki. Muszę się dzisiaj rozpakować. Jeśli będzie mi się chciało. — Wezmę prysznic i zaraz do was dołączę — zapewniłam, a chłopak kiwnął głową potwierdzająco i wyszedł z pokoju.

Po szybkim prysznicu, wyszłam z pokoju i udałam się do części jadalnej. Na stole stał tylko jeden talerz, co oznaczało, że reszta musiała zjeść wcześniej. Weszłam w głąb pomieszczenia i zauważyłam, jak Steve kręci się po części kuchennej. Siadłam na krześle przed talerzem i spojrzałam na jego zawartość.

— Tego mi było trzeba — powiedziałam, biorąc do buzi pierwszy kęs jedzenia.

Po zjedzonym śniadaniu, wróciłam do pokoju. Tak w sumie, to na chwilę obecną, to nie miałam nic do roboty, więc z szafy wyciągnęłam strój kąpielowy. Małe odprężenie mi nie zaszkodzi. Przebrałam się w łazience i wzięłam ręcznik, zarzucając go przez ramię. Wyszłam z pokoju, kierując się do windy.

— Panno Fray! — usłyszałam za sobą głos Starka. Odwróciłam się do niego przodem. — Gdzie podążasz w tym ubraniu?

— No, nie wiem. Na basen? — spytałam z sarkazmem i odwróciłam się na pięcie, kontynuując drogę.

Zjechałam windą na odpowiednie piętro i weszłam na basen. Rzuciłam ręcznik na bok po czym rozgorzałam się trochę. Wskoczyłam do wody i zaczęłam pływać.

— Panno Fray. Nick Fury oczekuje panią w Sali Konferencyjnej — usłyszałam komputerowy głos. Wykręciłam oczami, wychodząc z basenu. Człowiek nie może mieć nawet chwili odprężenia. Otarłam się w miarę z wody i owinęłam się ręcznikiem idąc do windy.

Wjechałam na odpowiednie piętro i wycierając włosy, weszłam do sali, w której czekał na mnie Nick. Jak się później okazało, nie było go. Zamiast tego, siedział Stark, Wilson, Barton I Parker.

— Gdzie Nick? — spytałam, rozglądając się dookoła.

— Mówiłem, że cudownie w tym wygląda. Dawać moje sto dolców! — wybuchł Stark, a reszta podała mu zielone banknoty.

— Czy ja się dowiem, o co tutaj chodzi? — spytałam, otualąjąc się bardziej ręcznikiem.

— Ee, nic. Chcieliśmy tylko cię zobaczyć — wzruszył ramionami Barton. Spojrzałam na nich jak na idiotów. Czy oni teraz mówią serio? Czy oni śmią nazywać się Avengers?

— Serio chłopaki? Myślałam, że choć w małym stopniu jesteście normalni.

— Myliłaś się, skarbie — odpowiedział Stark. Zacisnęłam ręcznik w dłoniach.

— Mam powiedzieć dla Papper? Albo dla twojej żony, Clint? Parker, słyszałam, że masz dziewczynę. A ty, Wilson?

— Ja jestem wolny w stu procentach — czarnoskóry uniósł ręce do góry. Prychnęłam zirytowana. Wyszłam z sali szybciej niż do niej weszłam i udałam się do swojego pokoju. Przebrałam się w suche ubrania i położyłam się na łóżku, biorąc do ręki książkę, którą ostatnio zaczęłam czytać.

⭐⭐⭐⭐

W końcu rozdział powstał. Jak mogliście zauważyć wcześniejsze zniknęły z książki, ponieważ kilka epizodów mi w nich nie pasowało i w ogóle musiałam wszystko zmienić.

Myślę, że będą pojawiać się częściej.

Oczywiście, rozdziały, nie przerwy.

Enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top