Rozdział 3 -CHATA

Obudziło mnie mruczenie kobiety. Miałam ochotę wydrzeć się przez okno w swoim pokoju na osobę przeszkadzającą mi w śnie. Lecz gdy w pełni otworzyłam oczy nie byłam u siebie w łóżku. Przetarłam je na wszelki wypadek, aby upewnić się czy to co widzę jest prawdziwe. Dostrzegłam przed sobą stolik z krzesłami. Obejrzałam się w dwie strony. Po prawej była mała choć wielofunkcyjna kuchnia, a z lewej zaś było łóżko. Leżało w nim dwójka dzieci. Spały. Ja byłam przywiązana, z tego co mogłam wymacać ręką z tyłu, to gorąca rura i sznur całkowicie przeszkadzały mi w nawet drobnym ruchu. Do domu weszła czarownica, stara, pomarszczona i ohydna. Postanowiłam, iż lepiej dla mnie będzie udawać ,że śpię jeszcze. Czułam jej obecność nawet z zamkniętymi oczyma. Zbliżała się do mnie powoli. Nachyliła się tak ,że aż poczułam jej śmierdzący oddech.

- Kurcze, czemu ona jeszcze śpi. Przecież pył miał działać do dziewiątej. No cóż, mam jeszcze chwilę dla siebie.-Powiedziała delikatnie odchodząc ode mnie.

Usłyszałam jakby wystukiwała coś. Wtedy zaczęła mówić.

- Witaj Mare. Wiesz bo mam dziś dobre jedzonko w domu. Świeżo spod mojej chatki i jeszcze żywe. Chcesz wpaść? Słyszałam ,że u ciebie ciężko ostatnio z jedzeniem.- Nie usłyszałam odpowiedzi ,ale partyclus zaczął coś mówić po chwili.

- Dobra to chłopca ugotuję za chwilę ,a dziewczynkę pomęczymy razem. Mam dla ciebie jeszcze nispodziankę. Śpiesz się bo wystygną.-Rzekła i zaśmiała się.

Odłożyła sprzęt przez który nie wiem jak rozmawiała na stolik i wędrowała po pokoju. Słyszałam jak odwróciła się w stronę kuchni. Po chwili było słychać tylko jak kroi różne warzywa jakimś ostrym przedmiotem. Najpewniej nożem bądź tasakiem. Szeptała chicho różne składniki ,tak cicho, że nie dałam rady ich usłyszeć. Myślałam teraz tylko o tym jak uratować dzieci z opałów. Zapewne to o mnie chodziło jako tą niespodziankę. Otworzyłam oczy delikatnie i widziałam trzy wielkie garnki na środku pokoju. Z jednej strony zaczęłam martwić się o siebie ,ale musiałam również ciągle myśleć o tych dzieciach. Możliwe, że jeśli nie zainterweniuje na czas nigdy nie zobaczą już swoich rodziców. Wiem jakie to uczucie. Ja straciłam swoich za młodu. Porwała mnie czarownica kiedy miałam około 5 lat. Co prawda zostałam odratowana przez łowce ,ale gdy wróciłam do domu. Ich tam już nie było.Nie mogę dopuścić do tego by zginęli. Patrzyłam jak czarownica wkłada składniki poćwiartowane wcześniej do garnków. W końcu podeszła do łóżeczka dzieci i chwyciła jedno zaspane za rękę.

- Dzień dobry pani, czy coś się stało?-Zapytał niczego nie świadomy chłopiec.

- Nie spokojnie, tylko musisz się wykąpać.

- Dobrze.- Powiedział dalej zaspany.

- Nie musisz nic robić, rozbiorę cię i zaprowadzę do wanienki.- Rzekła z uśmiechem niczym ukochana mama.

Już miała go podsadzić do garnka gdy nie wytrzymałam i z wszystkich moich sił wrzasnęłam.

- Nieee!- Wszystkie oczy zwrócone były w moją stronę.

Czarownica uśmiechnęła się i z prędkością światła pojawiła się tuż obok mnie.

- Dam ci popatrzeć, kochaniutka łowczyni.- Powiedziała i zawiązała mi chustkę wokół głowy, jednocześnie kneblując mi usta.

Znowu podeszła do chłopca i dokończyła to co zaczęła przed chwilą. Jedyne co usłyszałam to był krzyk dziecka.

Witam.

Chciałam zacząć wesoło jak to lubię, ale w takiej scenerii chyba nie przystoi. Ja mam wam do powiedzenia tyle, komentujcie i gwiazdukujcie. Do następnego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top