006
Weszłam na stołówkę chwilę po Percy'm. Chejron spojrzał w moim kierunku i skinął głową.
- Zebrałem was tutaj ze względu na przepowiednie, która nie tak dawno została nam przedstawiona - odezwał się centaur, ale teraz siedział na wózku inwalidzkim pod postacią zwykłego człowieka.
- Jaka przepowiednia? - zapytałam.
- W wielkim skrócie kwiat róży ma ostrzejsze kolce od łodygi, a jego przeszłość jest w mroku i coś tam dalej było o zagładzie dla świata - uniosłam brew na słowa Grover'a.
- Nie wiemy o kogo lub o co chodzi, ale herosi muszą powstrzymać zagładę - dodał Chejron.
Zastanawiałam się nad słowami satyra. Herosi, satyr i centaur zastanawiali się w ciszy o rozwiązanie przepowiedni.
- Chyba wiem - odezwałam się. - Kwiat róży to ja, wątpię, żeby było inne wytłumaczenie na to. To o ostrych kolcach to pewnie moje moce. Łodyga to jakby Bogowie z Wielkiej Dwunastki. Ostrzejsze kolce, bo mam ich moce. Moja przeszłość jest w mroku, bo urodziłam się w czeluściach Tartaru, a ta zagłada dla świata to słowa Bogów. "Meliboja u ludzi to zagłada dla świata". Często to słyszałam. Zagadka rozwiązana, nie macie się o co martwić. Nic złego się nie stanie. A wasze przepowiednie są słabe - prychnęłam cicho. Odwróciłam się. - Jeśli to wszystko to pójdę już. Di Angelo widzę cię w moim gabinecie po obiedzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top