#1

- Olivia! - Wrzasnęłam. Moja przyjaciółka zerwała się gwałtownie, a istota, która jeszcze przed chwilą siedziała na mojej twarzy uciekła w popłochu. - Mówiłam ci, żebyś trzymała tego sierściucha przy sobie, kiedy śpię!

- To tylko kot!

- Obudził mnie! Znowu!

- Dobrze ci tak - stwierdziła po chwili dziewczyna. - To za to, że wczoraj nie zostawiłaś mi ani okruszka z pizzy.

Fuknęłam zdenerwowana i wstałam. Po drodze do drzwi rzuciłam jeszcze kapciem w twarz przyjaciółki, za co obserwałam ładowarką. Tak właśnie zazwyczaj wyglądał nasz poranek.

Poszłam zrobić sobie śniadanie. Kiedy zalałam już herbatę i zrobiłam kanapki, ruszyłam do łazienki. Po porannej toalecie wróciłam do kuchni, ale to co zobaczyłam zmroziło mnie.

- Liv, ty małpo! - Warknęłam, a dziewczyna widząc mnie szybko wzięła ostatni łyk herbaty, po czym do ust wcisnęła sobie pół kanapki. - To było moje śniadanie!

- Masz rację, było. - Zaśmiała się i uciekła do sypialni.

Ugh, znowu zostawiłam jedzenie bez opieki, a ta zachłanna żmija znowu wszystko zjadła.

Szybko przebrałam się i lekko pomalowałam, po czym pożegnałam się z przyjaciółką życząc jej, żeby nie zdążyła na autobus.

W drodze do pracy wpadłam jeszcze do pobliskiej piekarni, aby kupić sobie coś na śniadanie. Zdecydowałam się na słodką bułkę.

Szłam przez tłum ludzi, każdy gdzieś szedł. Niektórzy spacerkiem z słuchawkami na uszach, wogóle się nie śpiesząc. Inni biegli na autobus lub po prostu szybkim krokiem omijali ludzi, niezwracając na nic uwagi. No i byłam jeszcze ja. Jenna Sommers, lat dwadzieścia jeden, truchtająca z bułką w zębach i grzebiąca w torebce w poszukiwaniu telefonu, który swoją drogą po chwili znalazła w kieszeni spodni.  Typowa ja.

Sprawdziłam godzinę. Miałam pięć minut na dotarcie do pracy. Trzeba by się sprężyć. Przyspieszyłam kroku i skończyłam jeść moje "śniadanie". Zadowolona możliwością, że nie spóźnię się do pracy prysnęła kiedy zobaczyłam, że światła zaczynają migać na zielono. Natychmiast zaczęłam biec w stronę pasów jak jakaś wariatka i dziękowałam samej sobie, że nie wybrałam dziś szpilek. W ostatniej chwili dopadłam przejścia, po czym przeszłam przez ulicę. Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę nie widziało mi się tam stać niewiadomo ile.

Byłam już niedaleko centrum handlowego, w którym pracowałam. Zerknęłam na telefon. Dwie minuty.

Tylko jakieś piętnaście metrów i będę na miejscu. Dziesięć. Pięć. I tak nie zdążysz.

Gdy w końcu dopadłam do wejścia, przepchnęłam się przez tłum i czym prędzej ruszyłam do sklepu odzieżowego.

Wpadłam do dużego pomieszczenia i ruszyłam w stronę zaplecza.

- Jen, jestem dumna, dzisiaj tylko trzy minuty spóźnienia. - Powiedziała z uzaniem Cassie zamykając kasę.

Parsknęłam śmiechem i wyminęłam brunetkę. Zamknęłam za sobą drzwi i zmieniłam koszulkę na tę z wielkim logiem, w której wyglądałam jak bezdomny - w sumie każda dziewczyna tak w niej wyglądała. Włosy związałam w wysokiego kucyka, po czym wyszłam na halę.

Dzień minął mi jak zawsze. Układanie ubrań, słuchanie jak jakaś pani narzeka, że M na nią nie wchodzi i mamy coś nie tak z rozmiarami, znów układanie ubrań i tak cały czas.

Skończyłam około piętnastej, więc udałam się jeszcze do księgarni, która znajdowała się dosłownie obok miejsca mojego pracy. Jak zwykle spędziłam tam trochę czasu, żeby wyjść z jedną książką i to na dodatek dla mamy. Niedługo miała mieć urodziny, a ja wolałam nie zostawiać kupowanie prezentu na ostatnią chwilę.

Zmęczona postanowiłam już wracać do domu. Jako iż moje stopy płakały, postanowiłam podjechać autobusem.

Było w nim jak zwykle tłoczno i praktycznie nie było gdzie usiąść, ale i tak wolałam to niż iść na piechotę.

Aby droga minęła mi szybciej, wyjęłam słuchawki. Podłączyłam je do telefonu i odpłynęłam w krainę muzyki. Obserwowałam jak za oknem mijają budynki, ulice, jak mija miasto i całe życie. Ale to dziwne. Taka Liv to pół życia spędza jeżdżąc autobusem.

Moje przemyślenia przerwało gwałtowne szarpnięcie do tyłu. Nie zdążyłam się nawet niczego złapać, więc poleciałam prosto na kolana jakiegoś faceta.

- Przepraszam. - Powiedziałam i wstałam pospiesznie.

- To nic. - Odparł chłopak i uśmiechnął się do mnie. Chwila, czy to...? Nie, to nie on. Uff... Wysoki szatyn wstał ze swojego miejsca i wskazał na nie ręką.

- Proszę, usiądź. Jestem...

- Dziękuję, ja już wysiadam. - Odparłam i szybko przedostałam się do drzwi. Po chwili znajdowałam się już kawałek drogi od przystanku. Dlaczego tak dziwnie się zachowałam? Znam odpowiedź, ale wolę o tym nie myśleć.

Kiedy dotarłam do odpowiedniego budynku już na schodach zaczęłam szukać kluczy. A one co? Jak zwykle wyparowały. Dlaczego?

Stanęłam pod drzwiami i zaczęłam od nowa przetrząsać torebkę. Przecież muszą gdzieś tu być!

Nagle drzwi otworzyły się i stanęła w nich Olivia.

- Czemu nie wchodzisz? - Zapytała zdziwiona, a ja natychmiast weszłam do środka.

- Myślałam, że cię nie ma. Co tu robisz? - Zdjęłam buty i odłożyłam je równo pod ścianą, ale na nic, bo moja przyjaciółka musiała je po chwili jak zwykle przypadkowo kopnąć.

- Wykrakałaś, szczurze. Nie zdążyłam na autobus, więc odpuściłam sobie dzisiaj. - Wzruszyła ramionami i skierowała się do salonu.

- W końcu cię wyleją, zobaczysz. - Stwierdziłam, po czym opadłam na kanapę tuż obok dziewczyny.

- Wtedy ty będziesz pracować dwa razy więcej, a ja będę całymi dniami spać, oglądać "How I Met Your Mother" i leżeć pod kocykiem.

- Chyba cię coś boli. - Wstałam i poczochrałam jej ciemne loki, za co zostałam podrapana.

Trzeba przyznać, jesteśmy nieco dziwne, ale lepszej przyjaciółki od Liv nie można sobie wymarzyć. No, może jest jeden wyjątek. Ale to co innego.

Ruszyłam do sypialni z myślą natychmiastowego położenia się i zrobienia sobie drzemki, ale postanowiłam wcześniej pobuszować trochę po internecie. Sięgnęłam po fioletowego laptopa - którego swoją drogą wybrała Olivia - i włączyłam go.

Po jakimś czasie wszystkie portale społecznościowe miałam sprawdzone i została mi tylko poczta. Zawsze wchodziłam w nią odruchowo, bo wiedziałam, że nikt nie napisze, a jeśli już coś dostanę do durne reklamy.

Znudzona zaczęłam usuwać nie potrzebny mi do szczęścia spam, ale nagle zatrzymałam się widząc coś, czego kompletnie bym się nie spodziewała.

Miałam jedną nieprzeczytaną wiadomość od Brittany Robertson.

***

Pierwszy rozdział!

Co myślicie? Ktoś myślał, że ten koleś w autobusie to Dylan?  Ee, nie ma tak łatwo 😁

Mam nadzieję, że wam się choć trochę spodoba.

MClarissaM


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top