Prolog.
Kolejną już godzinę wlepiałem wzrok w liczne ekrany komputerów, znajdujące się tuż przede mną. Każdy płaski, trzydziesto-pięcio calowy, pokazujący obraz w natywnej rozdzielczości Full HD. Pokrywały one praktycznie całą ścianę w moim osobistym azylu, pomieszczeniu, do którego wstęp miały tylko nieliczne osoby z mojego otoczenia. To miejsce, ten mały pokoik na poziomie zero w naszej willi, pomagał mi się ukryć przed całym tym bagnem. Przed światem, w którym żyłem od kilku ostatnich lat. Wszystko kontrolował jeden przycisk. Wystarczył jeden klik i mogłem być wolny. Czy tego właśnie chciałem? Zamieniłem dawne życie, które jak wszystko na świecie miało swoje wady i zalety, na coś, co nie miało żadnej przyszłości. Wiedziałem o tym, gdy się na to decydowałem, więc czemu byłem teraz równie pusty jak wtedy? Miało być inaczej. Ta zmiana miała wypełnić ogarniającą mnie pustkę, a jednak nadal ukrywałem się dokładnie w ten sam sposób, co dawniej. Za ekranem komputera.
Prawda jednak była taka, że to nowe życie dawało mi coś więcej. Dawało mi emocje. Emocje, których wcześniej tak bardzo mi brakowało. Wiecie czym jest Utopia? Idealny ustrój, w którym teoretycznie każdy powinien być szczęśliwy, jednak wtedy ludziom czegoś brakowało. Było... Zbyt dobrze. Może to brzmi głupio, bo jak może być "zbyt dobrze", ale doskonale rozumiałem takie podejście. Gdy ma się wszystko, o czym tylko się zapragnie, przestaje się przywiązywać wagę do czegokolwiek, do jakiejkolwiek wyższej wartości. Na niczym już nie zależy, niczego nie pragniemy, niczego więcej nie potrzebujemy... Pusty konsumpcjonizm nie zapełnia tego, co siedzi gdzieś tam głęboko i błaga o jakąkolwiek stymulację. Jakikolwiek impuls, który przywróciłby pragnienie istnienia.
To życie, życie z gangsterami, wyciągało mnie z tego cholernego marazmu, w który dawniej popadłem. Adrenalina, niepewność, zdeterminowanie, złość, nienawiść, zemsta. To wszystko było teraz moją codziennością. Moim wybawieniem i siłą napędową. Gdy zapominałem już jak to jest czuć, wystarczyło, że uruchomiłem komputer, wpisałem kilka kodów na klawiaturze i wszystko zaczynało się od nowa. Emocje wracały i pozwalały mi... Żyć. Później wystarczyło wyłączyć urządzenie i udawać, że jest się szczęśliwym.
- Oglądasz porno? - z ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos jednego z moich kupli, więc mimowolnie odwróciłem się na krześle w stronę drzwi wejściowych. Liam Payne, wysoki, dobrze zbudowany szatyn, opierał się nonszalancko o futrynę pokrytą graffiti, które zresztą sam mi namalował, żebym o nim nie zapomniał, gdy wyjeżdża ze swoją dziewczyną do innego miasta, gdzie ona studiuje. Czy ten koleś był normalny? Jakbym w ogóle mógł go zapomnieć po tym ile krwi mi napsuł. Uwielbiałem go, ale czasami naprawdę był dupkiem. Nigdy nie byliśmy jakoś mocno związani, właśnie przez tę jego arogancję i egoizm, ale i tak traktowałem go jak swojego brata. Do pewnego czasu mieliśmy tylko siebie. Był tylko Justin, Zayn, Liam, ja i Nathan. Dopiero po kilku latach pojawiła się reszta i wszystko się zmieniło. Czy na lepsze? Tego nie wiem. Dla mnie chyba nie, ale ważne, że moi bracia, nie z krwi, a z wyboru, byli szczęśliwi.
- Czy ja kiedykolwiek oglądałem tu porno? - uniosłem brew i wgryzłem się w pączka z jagodowym nadzieniem, którego kupiłem rano w swojej ulubionej cukierni, która znajdowała się pięć minut drogi od naszego miejsca zamieszkania. - Od tego to ja mam laptop w sypialni.
- No pewnie. Może byś się czasem prawdziwymi panienkami zajął, hm? Taka rada od starszego kumpla.
- Po pierwsze. - zabrałem mu pudełko z resztą słodkości, które chciał mi perfidnie zwinąć. - Jesteś ode mnie młodszy, a po drugie, na brak kobiet w swoim życiu nie narzekam. Nie ograniczam się do jednej jak wy.
- Zmienisz zdanie jak się zakochasz. - jego twarz przyozdobił tajemniczy uśmiech, jakby skrywał jakiś niesamowity klucz do magicznego świata szczęścia, przez co od razu zacząłem się zastanawiać czy czasem czegoś nie kombinuje razem z chłopakami. Odkąd oni znaleźli swoje drugie połówki, co chwilę próbowali mnie z kimś zeswatać, jakby nie rozumieli, że ja nie potrzebowałem dziewczyny na stałe. Ja chciałem wolności i spokoju, a mój pokój i komputery mi to w stu procentach dawały. Po kobiety sięgałem tylko wtedy, gdy naprawdę tego potrzebowałem. Po prostu, żeby się zrelaksować po większych akcjach, czy bardziej stresujących dniach.
- Nie sądzę.
- Nie mam zamiaru cię teraz przekonywać do swoich racji. Bieber zwołał spotkanie w salonie w jakiejś ważnej sprawie, więc zbieraj dupsko.
Nie powiedział już nic więcej, tylko wyszedł z pomieszczenia, więc i ja wstałem z dużego gamingowego fotela. No kto by pomyślał, że zgorzkniali gangsterzy stracą głowę z miłości? Takie rzeczy dzieją się przecież tylko w książkach.
Zerknąłem jeszcze raz na ekrany przede mną, aby się upewnić, że w magazynach, przed bramą i na naszej posesji wszystko jest w jak najlepszym porządku. Odkąd moi kumple byli zaaferowani innymi sprawami, na mnie spadała cała odpowiedzialność z pilnowaniem naszego dobytku, na co w sumie nie powinienem narzekać, bo chociaż miałem święty spokój i nie zwalali na mnie dodatkowej pracy.
W salonie siedział już Justin, a obok niego zdążyła się zebrać większa część chłopaków należących do gangu. Ta część, która akurat tutaj mieszkała. Ze stałego składu nie było tylko Zayna, który razem ze swoją ukochaną przeprowadził się na jakiś czas do Nevady, ku mojemu szczeremu zawodowi, bo akurat z Zaynem dogadywałem się chyba najlepiej. Usiadłem obok Nathana i wlepiłem wzrok w szefa, który jak gdyby nigdy nic, bawił się swoją komórką.
- Jai, w końcu. - mruknął, nie unosząc nawet na mnie wzroku. - Może byś częściej wychodził do ludzi, a nie tylko siedzisz w tej norze, hm?
- Ktoś jeszcze ma dla mnie jakieś rady na dziś? - mój ostry ton wywołał lekkie zdziwienie na twarzy blondyna, jednak w żaden sposób tego nie skomentował. Ani trochę nie bałem się Justina, bo przyjaźniliśmy się już od dawna i w naszym gangu panowały raczej neutralne relacje i nigdy nikt się nie wywyższał. To, że Bieber decydował i podejmował ostateczne decyzje, nie znaczyło, że uważał się za naszego pana.
- Wezwałem was tu, bo pojawił się pewien problem.
- Jaki znów? Ja jadę do Lizzie dziś wieczorem. - jęknął Liam i padł na kanapę obok mnie, celowo wbijając mi łokieć w brzuch za co dostał mięśniaka w lewe ramię, aż jęknął z bólu.
- Zamknij się.
- Wal się.
- Cisza. - blondyn wywrócił ze zirytowaniem oczami, jakby uświadomił sobie, że pracuje z idiotami. Rychło w czas. - Może to nawet i lepiej, że wyjeżdżasz. Bezpieczniej będzie jak każdy z was na jakiś czas się gdzieś ukryje, bo nasz szpieg w policji doniósł mi, że czai się na nas pewna grupa śledczych. Bym się tym nie przejmował, bo już nie jedna taka grupka powstała, ale tym razem dołączył do niej szef tutejszej policji, a on nie należy do osób, które łatwo odpuszczają, więc miejcie się na baczności. Jeśli złapią któregoś z was, szybko z pierdla nie wyjdziecie, bo każdy dobrze wie ile ma na sumieniu. Znajdą na każdego dowody, tego bądźcie pewni.
- Więc co? Gdzie ja mam wyjechać? - zmarszczyłem brwi. Nie bardzo mi to odpowiadało, bo myśl o jakichkolwiek zmianach, doprowadzała mnie do białej gorączki. Wszystko powinno zostać po staremu, przynajmniej na razie.
- Liam jedzie do Lizzie, Zayn jest bezpieczny z Hope, Cody gdzieś szlaja się z Cath, ale o nich to się raczej nie martwię, bo powiązać ich z nami będzie ciężko. Ja i Annie zrobimy sobie mały urlop, może na Hawajach, a reszta obstawia magazyny w San Diego i Meksyku. Ty i Nathan... - popatrzył raz na mnie, raz na mojego kanapowego sąsiada. - No cóż. Ktoś przecież musi mieć oko na dom, nie?
- Dobra, mi pasuje.
- Mi też. - Nath obojętnie wzruszył ramionami. Odkąd straciliśmy na akcji jego dziewczynę, stał się cieniem dawnego siebie. Kiedyś był pełen życia, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, natomiast teraz... Nic go nie interesowało.
- Zatem postanowione. Wstrzymujemy wszystkie akcje do odwołania. W mojej obecnej sytuacji nie mogę się narażać. Ani narażać was. - Bieber wstał ze swojego miejsca, co było równoznaczne z zakończeniem spotkania.
________________________________________________________________________________
Wybiło wczoraj (?) 600 obserwacji, więc jestem! Nawet nie spodziewałam się tylu komentarzy pod notatką o nowej historii. Jesteście naprawdę cudowni! Było dużo propozycji, aż nie mogłam się zdecydować. Często pojawiała się Ariana Grande, więc spełniam Waszą prośbę. Z mężczyzn najpopularniejszy był Cody, ale że nie chcę psuć na razie jego "szczęścia" z Cath to zdecydowałam się na Jai'a. Mam nadzieję, że jeszcze go pamiętacie.
Z rozdziałami może być różnie, zależy od natchnienia i chęci. Będę starała się dodawać jak najczęściej.
Jak zawsze zapraszam do komentowania i oceniania, bo to bardzo motywuje do pisania. Nadal nie dowierzam, że jest Was już 600 na moim profilu! ;o
Kocham Was i serdecznie pozdrawiam,
CrystallineGirl.
PS. Miłego czytania kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top