X. hope

Luke stracił już nadzieję.

Jedna chmurka, druga chmurka...

Patrzył na niebo, bo wiedział, że to może być jego ostatni raz na dworze. Tyler ciągnął go wgłąb lasku za ramię.

-Jak myślisz, pójdziesz do nieba, czy może do piekła? - dopytał chłopak - Dla puszczalskich dziwkogejów jest podobno jest oddzielne pomieszczenie, gdzie wszędzie leżą płonące kutasy. Spalisz sobie odbyt! - zaśmiał się.

-Nie no, to akurat nie było śmieszne, Tyler... - westchnął Luke - Wypalasz się, obyś zabił mnie jak najszybciej! - pisnął.

Weszli do bunkra w środku lasu. Luke w swoim telefonie cały czas miał włączoną lokalizację, cały czas miał nadzieję że Mike go znajdzie.

-Więc tak... - Tyler rozejrzał się po pomieszczeniu - Srasz tam - wskazał na wiadro - Myjesz się tam, żeby żaden z moich kumpli nie dostał HIV'a, ah... ta niepewność dzisiejszych czasów - pokręcił głową i spojrzał na zasłonkę - A ruchasz się na tym jakże pięknym materacu. Rozumiesz?- spytał i spojrzał na chłopaka, który gorączkowo pokiwał głową.

Luke usiadł w kącie pokoju, gdy Tyler poszedł. Przyciągnął kolana do brody i zaszlochał głośno. Nie pamiętał dosłownie nic z tamtej nocy, której rzekomo zdradził Michaela. Chciałby, żeby ostatni rok jego życia okazał się być jedynie nieśmiesznym żartem, a on sam zaraz miał się obudzić w pokoju pełnym balonów na swoim przyjęciu urodzinowym, podczas którego zemdlał - tego też nie pamięta.



Mike nie wiedział co ma robić. Szarpał swoje poniszczone włosy, bojąc się o chłopaka. Zamówił lot do Londynu i spakował jedynie najpotrzebniejsze rzeczy. Zamierzał znaleźć Luke'a, bo poddawanie się według Michaela brzmi dość chujowo.

-Ashtonie Irwinie, zechciałbyś się wybrać na podróż marzeń w poszukiwaniu mojego porwanego narzeczonego? - spytał, gdy Ash odebrał

Ashton zaśmiał się cicho, pijąc popołudniową herbatkę z Calumem 

- Ogarnij dupkę Mikey i mów o co chodzi, bo jakoś mało rozumiem.

-Ja pierdole - westchnął cicho - porwali Luke'a - powiedział powoli - lecę go szukać.

Ash popatrzył z przerażeniem na Caluma.

-Kogo pierdolisz?! - wrzasnął

Zrezygnowany zielonooki pokręcił głową i rozłączył się. Musi to zrobić sam.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

no hejka


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top