epilog

-Ssij mocniej, dziweczko - jęknął cicho Adam, kolega Tylera, szarpiąc Luke'a za włosy.

Tak wyglądał każdy dzień Hemmingsa. Robił za tanią dziwkę, którą można było ruchać do nieprzytomności, bo przecież taki ktoś jak on nie ma uczuć.

-Daję za niego piętnaście kafli, Tyler - powiedział Louis, kopiąc młodszego chłopaka w żebra - Jeśli chcesz, to też będziesz mógł go używać, nie będę ci zabraniał.

Tyler zaśmiał się kpiąco, unosząc brwi.

-On kosztuje co najmniej sto, piździelcu. Naraziłem się jego chłoptasiowi, policji i rodzinie porywając go, a ty mi mówisz piętnaście tysięcy?! - pchnął go na ścianę, gdy ten patrzył mu w oczy.

-Tyler, spójrz na niego. On już długo nie pożyje, już nie będziesz mógł zarabiać na nim. Wezmę go do siebie, nakarmię, umyję, kupię mu ciuchy... On musi odpocząć, zobacz tylko - kiwnął w stronę czołgającego się na materac chłopaka - Jest kościsty, ledwo widzi na oczy...

- Stój - przerwał mu - Jedyne, co mu się należy to śmierć - wyciągnął pistolet - Skoro i tak umrze, to po co ma się męczyć? - zaśmiał się - Bądźmy humanitarni.

Louis odsunął się od niego, patrząc jak powoli przykłada pistolet do skroni chłopaka. Jego niebieskie oczy straciły swój radosny kolor, a życie straciło sens. Usta nie wykrzywiały się już w tym cwanym uśmieszku, a serce nie miało dla kogo bić. Stracił nadzieję w to, że Michael go odnajdzie.

-Twój chłopaczek już nigdy się nie dowie, że twoja zdrada była podstawiona - odbezpieczył pistolet - Nawet cię nie szuka - zakpił.

-Tyler. - Louis złapał go powoli za nadgarstek - Odłóż broń, niepotrzebnie narobisz sobie syfu. Zabiorę go stąd, dam ci pięćdziesiąt tysięcy, jeśli chcesz.

Mężczyzna spojrzał na niego i jemu przystawił broń do skroni. Louis popatrzył na niego błagalnie, kręcąc głową.

-Co się z tobą stało, Tyler? Pomyśl... Co mama by na to powiedziała? - patrzył ze złością na wyższego chłopaka - Patrzy na ciebie z góry, wstyd jej za ciebie, za to jak bardzo się stoczyłeś. Ciekawe co powie na to, że wylądujesz w więzieniu.

Tyler skrzywił się, patrząc na niego.

- Nikt mnie nie sypnie, każdy się mnie boi.

-Nie byłbym tego taki pewien - uśmiechnął się lekko, gdy ktoś przestrzelił zamek.

Funkcjonariusze wbiegli do środka i obezwładnili go zanim zdążył strzelić. Za nimi przybiegli pielęgniarze z noszami, biorąc ledwo żywego Hemmingsa do szpitala.

Luke spoglądał na ten cały szum wywołany wokół jego osoby. Przymknął oczy, czując na skórze promienie słońca. Przed leśną piwnicą stała prasa oraz telewizja. Każdy chciał się do niego dostać, Luke stał się sensacją.

A Michaela nadal nie było.

Luke zamknął oczy gdy byli w ambulansie. Poczuł że odpływa...

Michael czekał w szpitalu, gdy dowiedział się o Luke'u. Lekarze pozwolili mu wejść do śpiącego Hemmingsa.

Usiadł przy nim, głaszcząc jego włosy pełne kołtunów. Oczy Michaela zaszły łzami, dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo za nim tęsknił. Luke obudził się, słysząc ciche szlochanie, Michaela. Zmierzył go swoim pustym wzrokiem i ujął jego rękę.

-Przepraszam - wychrypiał - Nie zdradziłem cię tamtej nocy, dosypali mi czegoś do drinka, tylko po to by zniszczyć mi życie i zabrać ciebie - pokręcił głową - Wybaczysz mi to, że byłem chujem?

Mike westchnął drżąco.

- Nie chowam do ciebie urazy, Lukey. Kocham cię, tak mi ciebie brakowało - zaszlochał głośniej.

Hemmings spojrzał w jego zielone oczy i wyszeptał:

-Kocham twoje zielone oczy, Mikey...

Po czym przymknął oczy a maszyna badająca jego puls wydała z siebie głośny pisk.

Od tamtej pory już nic złego mu się nie przydarzyło.

Prawie nic; nie mógł znieść widoku umierającego narzeczonego w ulicznej zamieszce, choć dzięki niej obaj mogli cieszyć się spokojem.

W niebie.

Już na zawsze.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam państwa, nie będę tu pierniczyć jak bardzo to ff zmieniło moje życie, bo to kontynuacja, która zakończyła się jak zakończyła oraz nie odniosła żadnego większego sukcesu. Jestem dumna z tych trzech tysięcy wyświetleń, chociaż i tak pod koniec odeszło od tego 'dzieła' wiele osób, wiele też przestało używać wattpada.

Dziękuje wam za to, że wytrwaliście, byłam momentami wkurwiająca, wiem, wiem, ale coż, takie życie.

Pewnie pomyślicie 'No, pewnie jak jej nie było to ino się leniła, brzuchem do góry leżała i żarła wszystko co popadnie, byleby tylko nie pisać!!!'

No właśnie że nie.

Próbowałam pisać, zaczęłam trzy opowieści, żądna z nich nie weszła jakoś bardziej w moje serdusio. Zaczęłam też dzisiaj pisać kryminał i coś psychologicznego, trzymajcie kciuki, żęby to wypaliło, bo jeśli nie, to oznacza, że moja rola na wattpadzie dobiegła końca.

Każdy kiedyś się wypala, right?

Napiszcie mi co u was, tracę kontakt z moimi czytaczami :((

Jeśli nie napiszecie, to będzie mi smutno, a chyba nie chcecie zasmucać ludzi, prawda?

Miłego wam ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top