R 9 - w KUCHNI

 Zatrzymuje się tuż przy lesie. Wysiadam z auta i ruszam ścieżką. Dawno tu nie byliśmy, a przynajmniej mnie tu nie było. Podejrzewam, że Harry często tu przychodził, przecież gdzieś musiał myśleć.

Szuram po ziemi butami. Cieszę się, że nie było śniegu. Tyle szczęścia w tym całym nieszczęściu mam Harry. Nie ma tego przeklętego śniegu i nie tkwię po kolana w białym, mokrym, zimnym puchu.

Jestem totalnie zmęczony i strasznie się boję co ten dzieciak znowu wymyślił.

Jedno jednak było pewne. Wiem jaką karę dostanie Harry jak dostanę go w swoje ręce.

Jak on może mnie tak oszukiwać i spotykać się z Grimshaw'em za moimi plecami?! Obiecał mi przecież, że będzie mnie o takich sprawach informował!

Przystaję gwałtownie, kiedy widzę nieopodal strumyka postać w ciemnym płaszczu. Widziałem go już dziś i po tym co się dowiedziałem od Cam mam ochotę go zabić.

- Gizmo, to znowu ty? - nawet nie udaję niechęci do tego człowieka, sama wychodzi. Nie mam zamiaru dzielić się z nikim Harrym, a szczególnie z tym dupkiem.

- No wreszcie. - podszedł do mnie i wepchnął mi kopertę do ręki. To coś nowego. Wkładam kopertę do kieszeni i przyglądam się mu.

- I co powiedziałeś Harry'emu? - w odpowiedzi na moje pytanie wzrusza ramionami. Olewa mnie i odwraca się  plecami do mnie. Pewnie chce odejść. - Nick! - pierwszy raz używam jego imienia i muszę powiedzieć, że mój język się „złamał".

Dupek odwraca się w moją stronę i ma zdziwioną minę. Niech mi lepiej ktoś powie, dlaczego zwracam się do niego po imieniu?

- Czego chcesz? - na jego twarzy widnieje sztuczny uśmiech.

- Tylko jeszcze jedno - robię zamach i moja pięść ląduje na jego szczęce. Mężczyzna zatacza się do tyłu i łapie za twarz, a mnie bolą kostki. Rozprostowuje bolącą dłoń.

Ała? To cholernie zabolało. Ten koleś ma twardy pysk.

- Co ty kurwa odpierdalasz?! -wrzeszczy na mnie

- Odwal się ode mojego chłopka. Mojego, rozumiesz? - podchodzę do niego. Mam ochotę jeszcze raz mu przywalić.

- Jaki z ciebie chłopak, skoro chcesz go zostawić?

- Gizmo, jesteś idiotą, czy idiotą? -zaczynam się śmiać. Poważnieje jednak szybko i dodaję - Mówię ostatni raz. Odwal się od mojego faceta!

Nick kręci głową i bez słowa odchodzi. Mam ochotę za nim iść i zrobić z nim porządek na wieki. Powstrzymało
mnie jednak to, że Harry mógłby mnie za to zabić.

Staję nad strumieniem i wpatruję się w niego. Marnuje czas.

Wyciągam kopertę z kieszeni i otwieram list. Kolejna kartka z mojego notatnika. Już się nawet tym nie przejmuje.

LouLou

Cieszę się, że dotarłeś aż tutaj. Nawet nie mogę opisać tego słowami co teraz czuję. Jestem z Ciebie dumny.

Uśmiechasz się teraz, prawda? - na mojej twarzy naprawdę zagościł uśmiech - Stoisz pewnie teraz nad strumykiem i wyklinasz mnie za to, że znowu musiałeś się spotkać z Nick'iem.

Przepraszam. Mocno przepraszam, ale nikt nie chciał tam przyjść! Niall powiedział, że mam gryźć kapcie, a Zayn? Lepiej nie będę powtarzać jego słów.

PRZYJACIELE!

No dobra, teraz kilka słów ode mnie.

Nawet nie wiesz jakim wspaniałym chłopakiem jesteś.

Nie wiem jakim cudem jeszcze Ci się nie znudziło zabieranie mnie na obiad dzień w dzień. Nie wiem jak Ty to zawsze robisz, że każdego dnia w porze obiadowej czekasz na mnie pod uczelnią. Masz przecież pracę! Dobra nie wiem jak, ale nie przestawaj tego robić. Jesteś cudowny!

Mógłbym tak wypisywać i wypisywać. Chwalić i chwalić, ale nie ma na to czasu.

Kolejne miejsce, kochanie.

Pamiętasz jak byłem chory? O mało nie spaliłeś kuchni! A przynajmniej tak wydawało się Gemmie.

Tak więc, gdzie jest Harry?

Powód 9

Kocham Cię, bo gotujesz dla mnie mimo tego, że nie potrafisz.

Wkładam list z powrotem do koperty i ogarnia mnie przeraźliwe wspomnienie. Zaciskam mocno powieki, kiedy w mojej głowie odzwierciedla się obraz Stana.

- Nie teraz! Nie teraz! - odwracam się od strumyka i wracam do auta. Muszę oczyścić umysł. Nie mogę myśleć o słowach Harrego, za mocno przypominają mi o Stanie. Nie jestem cudowny. Nie byłem!

Wsiadam do auta, zamykam z trzaskiem drzwi. Mam nadzieję, że to odizoluje mnie od wspomnień.

Nie bądź głupi, Louis. Nikt nie pokocha takie czegoś jak ty.

Tego już nie ma, nie ma! Jestem szczęśliwy!

Opieram czoło o kierownicę i liczę szybko do dwudziestu. Biorę głębokie wdechy. Chcę myśleć o Harry'm.

Myśl o Harry'm. O Harry'm. Tu nie ma miejsca na Stana.

Harry, Harry, Harry.

Potrzebuję Harrye'go. Tu i teraz!

Chowam twarz w dłoniach. To wszystko jest bolesne. Wspomnienia bolą. Wszystko co jest związane ze Stanem, jest bolesne.

Mam dwadzieścia pięć lat, a dalej to przeżywam jak jakiś dzieciak. Muszę się wziąć w garść. Nie jestem przecież już tym głupim szesnastolatkiem.

Pozbieranie się nie zajmuje mi dużo czasu, tak jak zawsze w takich momentach.

Drżą mi ręce kiedy przekręcam kluczyk w stacyjce.

Jestem głupi! Przecież nie mogę zrobić tego Harry'emu!

Nie jestem Stanem. Nie mogę nim być. W tym związku jesy nas dwóch. Dbamy o siebie nawzajem. Nie jestem sam.

Muszę jeszcze dobrze przemyśleć swoje postanowienie. Jednego jednak jestem pewny. Chęć rozstania się z Harry'm, malała z każmy miejscem, z każdą chwilą.

Na samo wspomnienie chłopaka o zielonych oczach uśmiecham się szeroko. Dzięki niemu wypomnienie o Stanie było tak dalekie. Zdawało się być złym snem, po którym mogę schronić się w jego ciepłych ramionach.

Ruszuszam do domu państwa Twist.

Droga mija szybko. Patrzę na drzwi prowadzące do domu i nagle ogarnia mnie strach. Nie jestem pewny czy powinienem tam wchodzić. Jeśli przekroczę próg tego domu, to rozpadnę się na milion tysięcy maleńkich kawałków. Nie zostawię go.

Jednak potrzeba odnalezienia Harry'ego jest większa, niż cokolwiek innego.

Dalej mam ochotę go zabić, ale chęć przytulenia go jest taka wielka, że praktycznie biegnę do drzwi.

Za nim jednak pukam, usiadam na bujawce. Często okupowaliśmy ją z Harry'm.

Jestem ponoć dobrą poduszką. No tak przynajmniej mówi Harry.

Wyciągam list z kieszeni. Trochę się zniszczył.

Retrospekcja:

Ugotuj Harry'emu rosół. Tak mamo, tak. Ale czy nie było łaska powiedzieć mi jak się go robi?

Jestem przecież zielony w gotowaniu. Nigdy nie stoję przy „garach", a kuchnia służy mi tylko i wyłącznie do tego, aby wypić kawę i zjeść kanapki. U mnie w mieszkaniu prawdopodobnie nie ma nawet garnków!

Po raz dziesiąty czytam jak ugotować rosół. Internet to dobra rzecz.

- Makaron - mruczę sobie pod nosem - Cholera, makaron! - podbiegam do garnka.

Gotowanie vs Louis  1:0.

Cholera! Makaron się przypalił,albo jak to tam nazwać. Ważnie jednak, że rosół wyszedł nawet smaczny. Sam bym go zjadł, ale teraz tu nie chodzi o mnie.

Jest weekend, a Harry leży powalony przez grypę. Nie ma to jak spędzić wolną sobotę przy łóżku chorego chłopaka.

Tylko ja się pytam, jak można zachorować w pełni upalnego lata?! Jak?!

Zamiast teraz leżeć sobie z innymi na plaży, my a raczej KSIĘŻNICZKA opala się w łóżku pod kołderką.

- Kim jesteś i co robisz w mojej kuchni - podskakuję, gdy słyszę tuż za sobą kobiecy głos. Odkładam miskę z rosołem na blat i ostrożnie odwracam się. Przede mną stoi niewysoka dziewczyna. Strasznie podobna do Harry'ego. Dlatego wnioskuję, że to Gemma. Nadopiekuńcza siostrzyczka.

- Jak widać stoję. -wzruszam ramionami.

- Pytałam co tu robisz i kim jesteś?!

- Przyszedłem do Harry'ego.

- Niby jak, skoro drzwi były zamknięte?

No fakt, drzwi były zamknięte. Jesteśmy parą od dwóch miesięcy i w pewnym momencie wymieniliśmy się kluczami do swoich domów. Harry, oczywiście jest bardzo częstym gościem w moich czterech kątach. Nieraz wracałem do mieszkania i znajdowałem go zakopanego pod tonom książek na mojej kanapie w salonie. Nie przeszkadzało mi to w ogóle. Odczuwałem radość, że ktoś na mnie czka, gdy wracam do domu. Nawet jeśli ta osoba śpi rozwalona w mojej sypialni.

- Lou - do moich uszu dochodzi przytłumiony i zachrypnięty głos Harrye'go. Idiota jeszcze próbuje krzyczeć - Przynieś mi wody.

Siostra Loczka odwraca się w stronę schodów prowadzących do góry.

- Rusz cielsko i sam sobie przynieś - odkrzykuje mu. Nalewam jednak wody do szklanki i wpycham ją dziewczynie, która patrzy na mnie zdezorientowana - Jestem jego chłopakiem, Louis. - posyłam jej uśmiech.

Jej oczy rozszerzają się. Są więc dwie opcje: albo Harry nie powiedział rodzinie, że jest gejem, albo nie powiedział, że ma chłopka.

- Myślałam, że poznamy się trochę w innych okolicznościach - uśmiechnęła się do mnie szeroko. No czyli jednak powiedział.

Dziewczyna odwraca się i idzie w stronę schodów. Przestaje się nią przejmować. Muszę jakoś zanieść do góry miskę pełną rosołu.

W połowie schodów słyszę jakiś huk i pojękiwania Harry'ego.

Może spadł z łóżka? Przyśpieszam kroku i o dziwo nie rozlewam ani kropli. Wpadam do pokoju i co widzę?

Harry leży na łóżku, zasłania twarz dłońmi, a Gemma stoi nad rozsypanym telefonem. Podchodzę bliżej, stawiam miskę na szafce i mam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok.

Mój telefon rozłożony na kilka części odpoczywa na podłodze. Klękam przy niem i go podnoszę.

-Harry, naprawdę?

- Odkupię ci go. Przepraszam -kręcę głową. Pierwsza zasada, nigdy nie zostawiaj telefonu na łóżku Harry'ego.

Jęczę, kiedy odkrywam, że ekran jest pęknięty. Po prostu cudownie.

-Harry - zaciskam zęby. Ogarnia mnie złość, ale kiedy widzę jego skruszoną minę, zapominam o tym.

Składam telefon i modlę się, aby się włączył. Na szczęście telefon działa. Na tapecie ukazuje mi się roześmiana twarz chłopaka i jedna nieodczytana wiadomość od Lotte.

Już nie mam ochoty zabić Stylesa, a moją siostrzyczkę. Jak to nie można zdążyć na autobus?

-Hazz, muszę lecieć.

- Już? - wydyma wargę i patrzy na mnie zaszklonymi oczkami.

- Przestań - śmieję się. Dobrze wie jak takie jego miny na mnie działają.

- Nie wiem o czym mówisz

-  Muszę iść. Lotte nie zdążyła na autobus. - nachylam się nad nim i całuję go w czoło. Czuję jak jest rozpalony. - Będę wieczorem, ok?

- Dobrze - odpowiada patrząc mi prosto w oczy. Był moją oazą.

To uczucie jest nie do opisania. Czuję się przy nim jakbym naprawdę znalazł swój własny kąt. Nie powinienem tego niszczyć tylko i wyłącznie przez moją przeszłość.

Tylko czy umiem to zrobić?

Tyle czasu minęło, że sam się zgubiłem i zatraciłem w tym całym syfie. Jestem zimny jak lód.

- Lou - podnoszę głowę do góry i napotykam oczy mamy Loczka. Patrzy na mnie z uśmiechem. Przepadłem. Po prostu przepadłem.

*****

To jest ostatni rozdział przed świętami, więc moi kochani... chcę wam życzyć...

dużo zdrówka, abyście się nie przejadły :)

i żeby ten futrzany "dupek" przyniósł odpowiednia ilość słodyczy :)

abyście święta spędziły w ciepłym klimacie rodzinnym...

suchego poniedziałku !!!

życzy kurczak Zbynio :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top