R 2 - Zabawy w Parku...

Idę potykając się o kolejny kamień. Mam już dość! Te pieprzone korki i pieprzone zakochane pary! Cholera! Chyba postradałem zmysły, aby się w to bawić. Jestem nienormalny!

Wchodzę do parku z chęcią mordu na Harry'm. Mam nadzieję, że go zobaczę i będę mógł go zabić, nakopać do tyłka. Teraz tu już nie chodziło o to, że chcę od niego odejść.

Przez całą drogę do parku myślałem o tym, że zatargam go do domu i zamknę w łazience, na najbliższe dwadzieścia lat.

- Niech ja tylko złapie cię w swoje ręce, Styles - mruczę do siebie, kiedy idę w stronę ławki, przy której pierwszy raz go zobaczyłem.

I nie będę mówić jak bardzo jestem zdziwiony, że zamiast Harry'ego widzę siedzącą na ławce Lauren, a przy jej boku jakiegoś kolesia. Facet wygląda jakby nie spał z tydzień, ale mu się nie dziwię. Lauren potrafi zajechać człowieka. Podszedłem bliżej i wtedy chłopak podnosi na mnie wzrok. Próbuje się nie roześmiać, koleś jest w stu procentach gejem. O tak! Jest gejem. No dobra jest bi. Pożerał też wzrokiem Lauren.

- Dłużej się nie dało?! -Lauren naskakuje na mnie. Przystanąłem gwałtownie i wyciągam dłonie z kieszen na wrazie jakby chciała się na mnie rzucić z pazurami. - Miałeś tu być piętnaście minut temu! Prawie zamarzłam

- Ej, ej. Spokojnie, maleńka - złapałem ją za ramiona i potrząsnąłem. Kiedy dziewczyna wpada w szał, nie do się jej opanować.

Jestem w szoku kiedy patrzy na mnie z uśmiechem i wskazuje na chłopaka obok niej - To jest Tom, mój chłopak.

Chłopak? Poważnie? Unoszę jedną brew.

- Wiesz, że on jest gejem? - uśmiecham się delikatnie do chłopaka, który automatycznie się czerwieni. Czyli mam rację.

- Co?! - Lauren odwróciła się w jego stronę i patrzy na niego ze złością.

- Ja... ja... - chce mi się z niego śmiać

- Spokojnie, maleńka. Jest bi. Ciebie też z chęcią przeleci - zaniosłem się śmiechem, gdy chłopak jeszcze mocniej się czerwieni. Cudownie, cudownie. Harry, też się tak milutko rumieni, kiedy przyłapuje go na śpiewaniu przy gotowaniu. Kiedy go rozbieram. Dlaczego do cholery, wszytko przypomina mi o Harry'm.

- No dobra moi mili, my tu gadu gadu, a ja przyszedłem szukać mojego faceta, którego jeśli znajdę, to nakopie mu do dupy, albo go zabiję. Mam nadzieję, że za nim to zrobię dobrze mi obciągnie. Czuję się strasznie sfrustrowany!

Bi chłopak mojej przyjaciółki patrzy na mnie z szeroko otwartymi ustami. Sama jego mina przypomniała mi o pełnych ustach Harry'ego. Matko Boska!

Cudowne usta mojego Harry'ego. Cholera! Nigdy nie nazywam go „swoim". Zawsze mówię: to jest Harry, to jest Harry z którym mieszkam. Nigdy nie mówię, to jest mój Harry.

- Masz sfrustrowany, zboczeńcu -Lauren wpucha w moje ręce kolejną czerwona kopertę. To jest to czego potrzebuję! Chcę tej kolejnej cholernej koperty!

Wzdycham i siadam na ławkę, gdy moja kochana przyjaciółka postanawia iść porozmawiać przez telefon. Zostawia mnie z tym jej kolesiem. Facet siedzi zbyt blisko mnie, kiedyś mi to nie przeszkadzało. Ale teraz? Teraz tylko potrzebuję przy sobie Harry'ego.

Otwieram drżącymi dłońmi kopertę. Tym razem nie znajduje się w nim kartka z mojego notesu. Gratuluję Panie Styles, nie wychudziłeś mojego notesu.

- Skąd wiedziałeś? - słyszę głos chłopaka. Muszę się skupić, aby przypomnieć jak ma na imię. To jest bardzo dziwne, ale odkąd jestem z Harry'm, mam problemy z zapamiętaniem męskich imion. Stałem się pantoflarzem i właśnie bawię się jak małe dziecko w podchody z moim księciem.

- Jestem gejem, więc czuję takie rzeczy na kilometr. A poza tym widziałem jak się na mnie patrzysz - nawet na niego nie patrzę. Mój wzrok jesy utkwiony w niebieskiej kartce, którą trzymam w dłoni.

- Naprawdę? Naprawdę, aż tak to widać? - patrzę na niego, bo jest za bardzo radosny, po usłyszeniu tej wiadomości. Co w tym radosnego, że jestem gejem i rozpoznaję innego geja? Na świecie jest miliony gejów i lesbijek - Może byśmy, kiedyś...

Otwieram szeroko oczy. Doprawdy jestem skołowany. Czy on chce mnie zaprosić na randkę? Czy on nie słyszy, że mam faceta?!

- Sorry, mam faceta - mruczę i otwieram list.

- Ale jak widać jesteś na niego trochę zły, więc jakby coś się stało, to moglibyśmy gdzieś razem wyskoczyć.

- Słuchaj, to że mojemu popieprzonego facetowi zachciało się bawić w podchody i zapewniam, że gdy go znajdę, to go zabiję. Nie mam ochoty umawiać się z nikim innym -rzucam - No chyba że chcesz zrobić mi tu i teraz loda - rzucam obojętnie i znowu patrzę na kartkę. Kątem oka spostrzegam jak chłopak robi się cały czerwony i odsunął się ode mnie. Mam ochotę mu pogratulować. Wreszcie zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Jest tylko Harry i w tym momencie liczy się to, abym go znalazł i no właśnie, co potem??

Drogi Tommo

Gratuluję, że dotarłeś aż tu. Jestem z Ciebie dumny. Bardziej niż przy dotarciu do garderoby.

Za nim dojdziemy do zagadki, pozwól, że powiem Ci kilka słów. Po pierwsze jeśli nazwałeś mnie idiotą, dupkiem, albo powiedziałeś, że ci obciągnę, to zapomnij, że to zrobię! Lauren wszystko mi powie!

A teraz druga sprawa. Piszę ten „List" drugi raz... - uch, nawet nie zauważyłem. Przecież nie piszesz na mojej kartce! - poznałeś Toma? Ja też. Podrywa Cię?! No pewnie, że to robi. Przecież jesteś Louis Tomlinson! Wszyscy na Ciebie lecą. Ale pamiętaj, jeśli choć powieka Ci drgnie w jego kierunku, to odgryzę Ci małego Tommo! - moja brew automatycznie idzie ku górze. Patrzę na chłopaka obok mnie i obdarzam go najszerszym uśmiechem jaki jestem z siebie w stanie wydobyć. Siedzi tam trochę spłoszony, jednak odwzajemnił uśmiech i trochę przysuwa się w moją stronę. - A teraz wróćmy do zagadki.

W tym miejscu pierwszy raz podałeś mi dłoń. Drwiłeś z moich włosów i komentowałeś moje buty. Pamiętasz?

To gdzie teraz jestem?

Kręcę z  niedowierzaniem głową. Czy on naprawdę musiał się nade mną tak znęcać? Czy musiał pogłębiać moją chęć mordu?! Czy on musiał zagłuszać we mnie myśl odejścia od niego?

Tak musiał, to był przecież Harry.

Retrospekcja:

Idę ulicą i oglądam witryny sklepowe. Chce mi się śmiać. Wyprzedaże po walentynkowe jeszcze trwały. Wchodzę do pierwszego lepszego sklepu i kupuję największą bombonierkę z czekoladkami jaką mają. Przynajmniej osłodze sobie czas.

Wchodzę do kawiarni, gdzie mam spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. Coś we mnie uderza, gdy widzę tego samego chłopaka co kilka dni temu w parku. Ma na imię Harry, tak Harry. Zapamiętałem jego imię, bo jako jedyny wywoływał we mnie dziwne reakcje chemiczne. W moim ciele co chwile wybuchały jakieś nieznane mi uczucia.

Podchodzę jednak do stolika i rzucam na niego czekoladki i to z wielkim uśmiechem.

- Witajcie kochani, mam dla was resztki po walentynkach.

Wszyscy oprócz brązowej kupy loków zaczynają się śmiać. Matko, co z tym kolesiem jest nie tak?!

Siedzi sztywno jakby połknął kij i wpatrujr się w swoje złączone dłonie. Cała jego lewa ręka pokryta jest tatuażami. Czyli mamy coś ze sobą wspólnego.

- Lou, to Harry. Chyba pamiętasz

- No jakbym mógł zapomnieć - parskam śmiechem. Muszę jakoś zakryć swoją reakcję na tego gościa. Zaciskam jednak zęby i wystawiam do niego dłoń. Kiedy tylko niepewnie mi ją ściska, wypalam - Jakbym mógł zapomnieć tyle futra na głowie i te świecące jak choina buty.

- Co? - wyrywa swoja dłoń z mojego uścisku i patrzy na mnie gniewnie.

- Jesteś pedancikiem, prawda? - chciałem się śmiać jak zauważam jak jego szczęka zaciska się. To jest cholernie podniecające. Mam ochotę rzucić go na ten stół i wywołać inną reakcję, niż złość - Perfekcyjne butki, tym razem nie rażą jak żarówki -chłopak nagle wstaje. Nasze ciała dzieli kilka centymetrów - Ubranko dopasowane, tylko to futerko ten stan burzy - wsuwam dłoń w jego włosy i delikatnie je roztrzepuje, choć jest to trudne z faktu, że był ode mnie wyższy!

Jego włosy są tak cudowne w dotyku. Odrywam swoja dłoń od nich z obawy, że ktoś zobaczy, że ja Louis Tomlinson lecę na jakiegoś hetero-kolesia. Chyba wyrywam mu kilka włosów przy tym. Patrzę na swoją dłoń i krzywię się. Z grymasem próbuje strzelać je z dłoni.

Siadam na jego krześle.

- Ej...

- Starszym się ustępuje - śmieje się głośno.

- Harry nie przejmuj się, Lou to idiota -Lauren pokazuje mi środkowego palca

- Harry nie przejmuj się, Lou to idiota - przedzeźniam ją.

Czuję lekkie dotknięcie w ramię, odwracam się w tamtą stronę i widzę wpatrującego się na mnie Toma. Co on do cholery jeszcze chciał?!

- Daj spokój - mówię delikatnie, choć jestem zły. Przerwał mi takie ładne wspomnienie.

Lubię strasznie dokuczać Harry'emu. Uwielbiam jak się złości.

Patrzę na dół kartki.

POWÓD 2:

Kocham Cię, za Twój dotyk. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiego cudownego uczucia.

Uśmiecham się szeroko. Mam ochotę skręcić mu kark. Tu i teraz. Wstaje szybko. Muszę jak najszybciej znaleźć się w tej pieprzonej kawiarni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top