Rozdział 7: Elly
- Do wyboru do koloru. - powiedziała Loren, pokazując gablote z biżuterią.
- Jest z czego wybierać. Może pani coś doradzić? - spytał blondyn, posyłając w stronę brunetki czarujący uśmiech.
- Tylko nie pani, bo czuje się staro. - odparła żartobliwie, na co oboje zaśmiali się pod nosami. - Oczywiście, że doradzę. Po to tu jestem. Broszka ma być dla pana?
- Nie, nie...dla przyjaciółki na urodziny. - skłamał.
- W tym wypadku muszę wiedzieć pare rzeczy. Jaki ma kolor włosów i oczu, jaki lubi kolor i jak się ubiera, jaki styl.
Tom nie wiedział co powiedzieć. Wyglądał jakby go zatkało - w sumie tak właśnie było.
- Włosy ma...jasny blondy, a oczy niebieskie, a lubi kolor...eee...lubi kolor... - wydukał Hiddleston, drapiąc się z nerwów po karku.
- Może jak się pan dowie, to wtedy przyjdzie. - zaproponowała. - To będzie chyba najlepsze rozwiązanie.
- Eee... Tak, tak... Przepraszam. Poprostu niespodziewałem się, że żeby dobrać broszkę, będzie pani pytała o...takie szczegóły.
- Jestem dokładna. - uśmiech na twarzy brunetki poszerzył się. - I mów mi Loren. Poza tym widzieliśmy się jakiś czas temu w kawiarni. Teraz mi się przypomniało.
- Tak, przyjaciel mówił. Imienia tylko nie pamiętałem. - odpowiedział po chwili. - Proszę wybaczyć, mam dzisiaj ciężki dzień.
- Żaden problem. - machnęła ręką.
- Tym razem zapamiętam. Loren? - zapytał, chcąc się upewnić. Brunetka kiwnęła głową na potwierdzenie. - Przyjdę jutro po południu lub przed wieczorem.
- Proszę się nie spieszyć. Sklep jest otwarty od rana do nocy, od poniedziałku do soboty, z przerwami między dwunastą a trzynastą.
- Będę pamiętał. Miłego dnia, Loren.
Po tych słowach nie czekając na odpowiedź brunetki, odwrócił się na pięcie i dołączył do przyjaciół.
- Umówiłeś się z nią? - spytał Chris, szturchając blondyna w ramię.
- Powiedziałem, że jak się dowiem szczegółów to przyjdę. - odparł.
W jego głosie dało się wyczuć irytację.
- Jak na dobry początek to dobrze.
***
Tom wrócił do swojego apartamentu w hotelu wczesnym wieczorem. Wracając, razem z Chrisem, Robertem i Scarlett był na obiedzie w restauracji.
Pierwsze co zrobił po zamknięciu drzwi, zdjął brudną koszulę i rzucił do kosza w łazience. Potem nie zapalając światła w pokoju, położył się na łóżku. Był gotów zasnąć tak jak w tej chwili leżał, bez względu na wszystko. W pewnym momencie poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Wystraszył się nieco i automatycznie mocno chwycił te osobę za rękę, a drugą ręką włączył lampkę nocną. Tajemniczą osobą okazała się być jego dziewczyna - Ellisabeth.
- Niespodzianka... - powiedziała kobieta z szerokim uśmiechem.
- Elly? - zdziwił się blondyn. Natychmiast usiadł, przyciągając do siebie blondynkę. - Co tu robisz?
- Przyjechałam do ciebie, skarbie. Udało mi się załatwić pare wolnych dni. Cieszysz się?
- Tak, bardzo... - odparł troche niepewnie Thomas. - Nie wiem tylko, czy ja będę mieć tyle wolnego czasu. Jutro...
- O jutro to się nie martw. Załatwię Ci wolny tydzień, bo wyraźnie widzę, że masz aż zmarszczki z przemęczenia.
- Nie jestem zmęczony i od jutra czeka nas dużo pracy. Jest środek filmu i pare bardzo trudnych, ważnych scen. Nie mogę opuściś ani jednej próby. - wyjaśnił blondyn.
- A co ze mną? - spytała zawiedziona.
- Po próbach czas poświęce tylko tobie.
- Daj buziaka...
Tom uśmiechnął się pod nosem i zgodnie z życzeniem swojej ukochanej, złożył na jej ustach czuły pocałunek.
509 SŁÓW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top