Rozdział 47: W Ostatniej Chwili
Loren była w kompletnej rozpaczy. Po wypowiedzianych przez siebie słowach, zaczęła płakać jeszcze głośniej.
Wtedy drzwi butiku nagle się otworzyły, po pomieszczeniu przebiegł cichy brzdęk dzwonka zawieszonego nad wejściem. Andrea niepewnie wyjrzała zza biórka. Przed drzwiami stała szóstka młodych ludzi, których ,,per Dragon" znała tylko z widzenia. Wiedziała, że byłty to modelki i modelowie, z którymi Fox współpracowała na swoim pierwszym pokazie mody. Osobiście nie przepadało za tą bandą chamów i niewdzięczników.
Wyglądali jakby nie interesował ich płacz zza biurka, jakby wogóle go nie słyszeli. ,,Per Dragon" wywarczała pod nosem obelgi w stronę modelów. Niechętnie odeszła od zrozpaczonej przyjaciółki i wzdychając, w celu uspokojenia się, zbliżyła się do modelek.
- Dzień dobry. - rzuciła rudowłosa prawie przez zęby.
Powstrzymywała się, aby nie powiedzieć kilku słów za dużo.
- Na przymiarkę przyszliśmy. - oznajmiła szatynka z przodu.
Nie obdarzyła Andrei choćby krótkim spojrzeniem, ciągle tylko klikała w telefonie (z obudową ozdobioną diamencikami), podobnie jak pozostali.
- Em... Tak, tylko, że mamy małe...problemy techniczne.
Loren słysząc głos modelki, miała ochotę rozpłakać się jeszcze bardziej. Zamarła na chwilę, przysłuchując się konwersacji szatynki z ognistowłosą. Nie chciała, ale musiała do nich iść i to powiedzieć. Powiedzieć, że nie ma kreacji, więc pokaz się nie odbędzie.
- Rozumiem, że są w trakcie poprawek? - spytał model o blondwłosach, odrywając wzrok od ekranu na moment.
Fox pospiesznie wytarła oczy w rękaw koszuli, rozmazując tym makijaż. Wdziała pare głębokich wdechów, wstała i podeszła do modelów oraz przyjaciółkim, już gdy ,,per Dragon" miała odpowiedzieć.
- Andi, idź proszę do kantorka po dokumenty. - powiedziała drżącym głosem, przerywając tym przyjaciółce. Kiedy ta odeszła, ona zwróciła się do modelów. - Przykro mi, ale nie będzie ani przymiarek ani pokazu. Razem z Andreą długo pracowałyśmy aby go przygotować, ale zapomniałyśmy, że moje stroje zostały skradzione.
- Szkoda, że do nas nie zadzwoniłaś, to byśmy się tu nie fatygowali. - warknęła brunetka na samym końcu.
- Co za niekompetencja. - burknęła szatynka.
Pozostali tylko jej przytaknęli i już po chwili ich nie było. Loren brakowało już sił na kolejne złe wiadomości. Kiedy tamci wyszli, ona usiadła na schodach. Teraz myślała już tylko o tym, aby zamknąć się w pokoju z butelką jakiegoś gazowanego napoju - w najgorszym wypadku z butelką taniego wina.
- Przepraszam. - wyszeptała.
Przez myśl przeszło jej, że zawiodła ludzi ze szpitala. Wtedy ni stąd ni zowąd z zamyślenia wyrwała ją urywana syrena policyjna. Podskoczyła z przestrachu, automatycznie podnosząc wzrok na stojący na przecowko butiku, policyjny radiowóz oraz wysiadających z niego znajomych funkcjonariuszy. Przez moment zastanawiała się, czym jest spowodowana ich wizyta u niej. Dopiero po chwili wpatrywania się w nich wstała i ruszyła w ich kierunku.
- Dzień dobry - powiedziała skinając głową na powitanie. - Prosze wybaczyć, ale złe wiadomości będę wstanie przyjąć dopiero za tydzień. - dodała, ponownie wycierając oczy w rękaw koszuli.
- Spokojnie pani Fox. - odparł młodszy funkcjonariusz. - Przywieźliśmy pani prezent.
Brunetka pociągnęła nosem i rzuciła mężczyźnie niezrozumiałe spojrzenie. Młody policjant uśmiechnął się do niej, otwierając tylne drzwi samochodu. Na tylnych siedzeniach leżało papierowe pudło. Loren niepewnie wyciągnęła je i położyła na chodniku, po czym uklękła przy nim i otworzyła drżącymi dłońmi.
- Mój Boże, ale to... Przecież to mój ,,Biały Lis". - wydukała Fox, niedowierzając. - Ale...ale skąd? Jak?
- Czy zna pani może te kobietę? - spytał starszy policjant, pokazując w telefonie zdjęcie Ellisabeth Robinson.
- Nie, nigdy jej na oczy nie widziałam. - odparła Fox.
- Wygląda na to, że ona znała panią. - odparł młodszy.
- Czyli, to ona...?
Obaj policjanci tylko skinęli głowami na potwierdzenie. Przez myśl Loren przeszła jedna myśl. To oznacza, że Tom jest niewinny. Uśmiech na twarzy Loren poszerzył się.
- Dziękuję.
- Może pani złożyć zeznania jutro, najlepiej z samego rana. - powiedział aspirant Brown. - Miłego dnia życzymy.
To powiedziawszy odwrócił się inrazem z młodszym partnerem odjechał na patrol, żegnając się wcześniej z projektantką.
606 SŁÓW
Czyli wracamy do starego planu 🤩🥳🎉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top