rozdział dziesiąty
(Kate)
Gdy Claudia odeszła od stolika do kobiety, która rozmawiała z dyrektorem, spojrzałam na Davida. Wyglądał na zdenerwowanego i złego.
- Co się stało? - spytałam go, zmuszając aby na mnie spojrzał. W jego oczach widniał strach.
- Esso lei* - szepnął konspiracyjnym tonem. Niestety znowu użył włoskiego. Czasami nas tym denerwował. Nie rozumieliśmy tego języka.
- Możesz normalnie? - spytałam, a on uśmiechnął się przepraszająco. Chciał się poprawić, ale ubiegła go Caroline.
- Ktoś ma tu na pieńku z dziennikarzami - cmoknęła w powietrzu, zanim ugryzła kolejny kęs swojej kanapki.
- Skąd wiesz? - spytał. Gdyby wzrok mógł zabijać, dziewczyna leżałaby martwa przed nami.
- Ona wie wszystko - wywróciła oczami Bogna, a Mary posłała jej delikatny uśmiech.
- Nawet o waszych zauroczeniach - wskazała palcem dookoła, posyłając złośliwy uśmiech. - Na szczęście nie interesuje mnie to - wzruszyła ramionami.
- Co ci zrobili dziennikarze? - zwróciłam się do Davida. Wbił wzrok w stolik i przez chwilę się nie odzywał. Czekałam na odpowiedź, a cisza coraz bardziej denerwowała.
- Raczej co zrobiła Patricia Ytujax - mruknął wreszcie, bawiąc się palcami. Ok, jedno już wiedzieliśmy. Kobieta, która przyszła do szkoły to matka Claudii. No i zrobiła coś naszemu rudemu koledze, to drugie.
- No co zrobiła? - spytała już rozdrażniona Veronica. Chyba nie tylko mnie denerwowały te wszystkie tajemnice.
- Nie mogę powiedzieć - pokręcił głową. Naprawdę? Ugh. Czy nie mógł być bardziej otwarty?
W tym momencie do stolika wróciła Ytujax. Spojrzeliśmy na nią, a Finn spytał:
- To twoja mama?
Pokiwała głową. Była zła. To było widać. Naprawdę. Zapadła niezręczna cisza, która trwała dobre kilka minut.
- To dzisiaj o siedemnastej? - spytała dziewczyna, chcąc rozładować napięcie.
- Tak jak zwykle - skinął głową Alex. Chyba pierwszy raz dzisiaj się odezwał. Tylko czasami trącał Mary lub Veronicę w geście zaczepki.
- Ja to bym teraz... - zaczął Finn, ale wszyscy zgromili go wzrokiem. Jego pomysły zawsze kończyły się źle. Przekonaliśmy się o tym, gdy prawie nie podpaliliśmy teatru, bo chciał zorganizować ognisko. Albo gdy zgubiliśmy się w lesie w poszukiwaniu go, gdy wspiął się na na drzewo przed dzikiem. Albo gdy zalaliśmy męską toaletę na pierwszym piętrze w szkole. O tym nawet lepiej nie wspominać.
- Nie, nie dostaniesz znowu sosu Tabasco - pokręciła głową Gabrielle.
- Ale...
- Nie, nie podłożymy dyrektorowi pinezek na krzesło - wyrzuciłam mu z głowy.
- Ale... - próbował znowu.
- Nie, nie zrobimy kolejnego psikusa - mruknęła Suzie.
- Nawet nie wiecie co chciałem powiedzieć! - wyrzucił dłonie w powietrze zdenerwowany.
- No mówże, Finnley - zaśmiał się Alex, potrząsając lokami.
- Co powiecie na imprezę? Ale tylko my i nasi znajomi. Wiecie, takie małe grono - wzruszył ramionami. - Moich starych dzisiaj nie ma w domu, a wracają jutro wieczorem.
- To pierwszy dobry pomysł - powiedziała z uznaniem Mary. - Będziecie mieć coś przeciw jeśli zaproszę dziewczyny z drużyny?
- Nie. Zapraszajcie kogo chcecie - uśmiechnął się chłopak. - To jakoś o 20 możecie już przychodzić.
- Pomóc ci z przygotowaniami? - spytałam go, a on pokręcił głową. - I tak nie mam co robić. To od razu po próbie idę do ciebie - uśmiechnęłam się delikatnie, a on odpuścił.
- Lecimy na lekcje! - krzyknęła Veronica, gdy zadzwonił dzwonek, kończąc przerwę.
Nie wiedzieliśmy wtedy, że na tej imprezie staną się same złe rzeczy. Nikt nas przed tym nie ostrzegł.
Od autora: Ciekawe co się stanie na imprezie, hm?
*(wł.) To ona
Kocham, icouldbemore_ x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top