rozdział dwudziesty drugi
*kilka dni później*
(Gabrielle)
Trzymała moją dłoń mocno, gdy podążałyśmy przez miasto do mojego domu. Miałam tylko nadzieję, że rodziców i sióstr nie ma. Chciałyśmy mieć cały dom dla siebie, żeby w spokoju poodpoczywać po szkole.
Ignorowałyśmy spojrzenia ludzi. Jedne mniej, drugie bardziej zaskoczone. Niektóre pogardliwe. Ale co ludzi obchodzi z kim idę za rękę? Równie dobrze mogłabym trzymać kosmitę.
Wreszcie dotarłyśmy na miejsce i usiadłyśmy od razu na kanapie. Moja dziewczyna otuliła mnie ramieniem. Wtuliłam się w nią chętnie i westchnęłam cichutko.
- Padam - jęknęłam cicho, a ona zachichotała i skinięciem głowy potwierdziła moje słowa. Po chwili cmoknęła mnie jeszcze w czoło.
- Nie mogę się doczekać, aż wystawimy tę sztukę... A to już za dwa tygodnie - uśmiechnęła się szeroko, pobudzona na samą myśl o tym.
- Tak - uśmiechnęłam się, ziewając lekko w jej koszulkę. - W czwartek, racja? A w piątek bal - westchnęłam rozmarzona. - Pójdziesz na niego że mną? - spytałam i cmoknęłam ją w szyję, ukrywając tam twarz.
- Oczywiście, kochanie - zgodziła się natychmiast i pogłaskała mnie po włosach. Nie musiałam na nią patrzeć, aby wiedzieć, że się uśmiecha.
- Suzie? - zaczepiłam ją, uświadamiając coś sobie. - Nie mam stroju na bal.
W ten sposób zaledwie dwadzieścia minut później skończyłam przymierzając sukienki w sklepie. Dziewczyna już miała swoją wybraną. Pomogłam jej, chociaż nie musiałam, bo zakochała się w niej od pierwszego wejrzenia. Ja jednak nie mogłam się zdecydować tak szybko jak ona i właśnie zakładałam szóstą. Spojrzałam w lustrze i pokazałam się dziewczynie, która zachwycona pokiwała głową.
- Bierzemy tę. Przebiera się w swoje ubrania - powiedziała pewnie i wepchnęła mnie delikatnie do przymierzalni.
Zadowolona przebrałam się i oddałam jej odrzucone propozycje, aby odwiesiła na miejsce. Obserwowałam z uśmiechem miękki w dotyku błękitny, ale przechodzący w morski materiał, gdy zanosiłam swój wybór do kasy. Zapłaciłam za to cudo i wyszłam z Suzie ze sklepu.
- Będziesz w niej pięknie wyglądać - westchnęła dziewczyna, łapiąc moją dłoń i ściskając ją lekko.
- Tak samo jak ty - zachichotałam cicho zawstydzona. Nie zasłużyłam sobie na nią.
Byłyśmy gotowe na wszystko. Nie przejmowałyśmy się morderstwami, dopóki byłyśmy razem.
(Victoria)
W tym momencie byłam najszczęśliwszą dziewczyną w Portland. Byłam na randce w parku z moim nowym i pierwszym chłopakiem. Był moim pierwszym zauroczeniem i byłam zaskoczona, gdy kilka dni wcześniej zaproponował mi randkę, a potem drugą i trzecią i czwartą i piątą. Teraz byliśmy na szóstej i oficjalnie w związku.
- Tori? - zaczepił mnie, a ja uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w jego stronę, przestając na chwilę rzucać chleb kaczkom. - Co myślisz o tych całych morderstwach? W ciągu ostatnich dni straciliśmy trójkę nastolatków. Wszystkich ktoś z waszej paczki znał...
- Ja znałam jedynie Jessicę. Grała w drużynie - wzruszyłam ramionami. Rzuciłam kolejny kawałeczek ptakom, które chętnie go zjadły. - Zginęła szóstka nastolatków. Wszystkich ktoś z naszej paczki znał. Za morderstwami stoi jedna osoba. Wszystkie ofiary zostały postrzelone z tego samego pistoletu.
- Tak, pamiętam - wywrócił oczami. - A myślisz, że kto to mógł być? Ktoś ze szkoły? Ktoś kto o wszystkim wie? Ktoś kto dobrze obserwuje?
- Myślisz, że Caroline mogła to zrobić? - przełknęłam ślinę. - Jesteś chory, Jacob. Ona jest zbyt niewinna na to.
Uniósł jedynie brew, jakby chcąc przekazać, że takie osoby są najbardziej niebezpieczne. Wiedziałam, że od początku jej nie lubił, ale to lekka przesada osądzać dziewczynę o coś takiego.
- Pomyśl o tym. Ma dostęp do każdego miejsca w szkole. Potrafi ukryć swoje sekrety. Prawie nic o niej nie wiesz. Wie o wszystkim i czasem pomaga rozsiać plotkę po szkole. Zresztą jest nieźle stuknięta. Nie zdziwiłbym się, gdyby nosiła przy sobie pistolet i miała własne tajemne przejścia w szkole, o których nikt nie wie - wytłumaczył powoli, a ja prychnęłam.
- To jedna z moich przyjaciółek - powiedziałam, zakładając ręce na siebie. - Ja podejrzewałabym Elizabeth. Szczególnie po tym ostatnim...
- Oh, przecież już nam wytłumaczyła, że sama nie wie co to było... To nie świadczy od razu o tym, że to ona - westchnął i usiadł obok mnie na trawie.
- Ona jest banshee - powiedziałam tylko, a on spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc. - Nie wiesz co to znaczy? Banshee to zjawa, która zwiastuje czyjąś śmierć, a swoim krzykiem potrafi zabić. To dziwne, że nikogo wtedy nie zabiła. Miałaby kolejną ofiarę do kolekcji...
- Oglądasz za dużo seriali - zachichotał i uciszył mnie pocałunkiem w usta, który chętnie oddałam. W moim brzuchu właśnie wariowało stado motyli.
- Nieprawda - naburmuszyłam się, po czym z uśmiechem znowu go pocałowałam.
Byłam szczęśliwa.
Byłam.
(Alex)
W naszej paczce powoli powstawały pary. Najpierw Bogna i Caroline. Chociaż na początku udawane, co im podsunąłem, to teraz myślę, że zaczęło im naprawdę zależeć. Potem Gabrielle i Suzie, chyba moja ulubiona para. Byłem gotów dać im błogosławieństwo. Bardzo do siebie pasowały i były razem szczęśliwe. Po nich nadszedł czas Victorii i Jacoba. Chociaż coś w zachowaniu chłopaka mi nie pasowało, to byłem za ich związkiem. Następni ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich byli Claudia i Finn. Tak bardzo się nie znosili, a jednak skończyli razem. Ostatni byli David i Kate, którzy razem rozmawiali o rzeczach, które tylko one rozumieli. No i została jeszcze jedna para.
Wczoraj oficjalnie zostałem chłopakiem Leo. Byłem szczęśliwy z tego powodu. Chłopak już od samego początku mi się podobał. Pillow gdy się dowiedziała wyglądała na zaskoczoną. W sumie wtedy dopiero się dowiedziała, że jestem gejem. Mary już wcześniej podejrzewała.
>>>>
Obudziłem się rano i odsunąłem od siebie misie. Tak, spałem z dwoma misiami. Jednym białym, Mary, bo od niej go dostałem. I jednym czarnym, Pillow, gdyż był prezentem od dziewczyny. Obie uważały to za urocze, a mi to pasowało. Nie potrafiłem spać sam.
Wyszykowałem się tak jak zwykle rano i poszedłem do szkoły. Miałem chęć na jakieś spotkanie, rozrywkę. W końcu już piątek i początek weekendu. Kogoś zaproszę.
Wszedłem do szkoły, stukając obcasami swoich botków w kolorze kawy z mlekiem. Czarne rurki zdecydowanie podkreślały długie szczupłe nogi. Rękawy rozpiętej do połowy jasnoczerwonej koszuli podwinąłem do łokci. Dawno się nie goliłem, więc moją twarz zdobił lekki zarost. Długie loki podskakiwały lekko z każdym krokiem.
- Witajcie, moje misie - cmoknąłem w policzki dziewczyny. - Jak się macie? Przyjdziecie do mnie dzisiaj?
Wesołe zgodziły się i zaledwie kilka godzin później siedzieliśmy we trójkę na skórzanej kanapie, obgadując różne tematy. Dowiedzieliśmy się sekretu koszykarki.
Dlatego następne półtorej godziny spędziliśmy pomagając w jej modelingu. Ja robiłem zdjęcia, a Pillow malowała i ubierała dziewczynę. Całe szczęście miałem w domu potrzebne rzeczy. Widziałem w brunetce potencjał, szczerze mówiąc. Nadawała się do tego.
- Kocham was - westchnęła zadowolona, gdy skończyliśmy. - Nareszcie czuję się spełniona - przytuliła nas mocno.
- Oh, przestań. To ty jesteś taka świetna - pogłaskałem ją po plecach. Musiałem wysłać zdjęcia do jakiejś agencji fotomodelskiej. Tak się składało, że miałem kontakt z jedną. Tą lepszą.
Moje przyjaciółki postanowiły u mnie nocować, aby zrobić pidżama party. Nadrobiliśmy wszystkie zaległości i zasnęliśmy razem na moim łóżku, wtuleni w siebie. Kochałem je tak bardzo.
Następnego dnia umówiłem się na wieczór na randkę z Leo, a dziewczyny zaproponowały mi pomoc w wyszykowaniu się do restauracji. Jednej z droższych. To ja zajmowałam się wszystkim.
Oprócz restauracji czekały na nas jeszcze dwa lub trzy miejsca.
Jednym z nich było piekło.
Od autora: I jak rozdział?
Shippujecie którąś z par, które aktualnie istnieją?
Macie jakieś życzenie na następny rozdział?
Kocham, icouldbemore_ x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top