rozdział siódmy
(Alex)
Miesiąc później
Teatr od zawsze był moim domem. Byłem z nim tak związany uczuciowo, aż sam nie mogłem uwierzyć. Kochałem tę atmosferę, grę aktorską, po prostu wszystko.
Cieszyłem się, że dołączyli nowi. Szybko nawiązałem z nimi kontakt i zaprzyjaźniłem się z nimi. Z Finnleyem czasem flirtowaliśmy, ale on był hetero, więc to było tylko zabawą.
W końcu kwiecień zmienił się w maj i słońce coraz częściej przygrzewało. Wiosna ruszyła pełną parą. W niektórych miejscach już zakwitł bez i konwalie.
Siedzieliśmy we trójkę na dworze. Pillow siedziała obok mnie na trawie, a Mary ułożyła głowę na jej udach i stopy na moich. Uśmiechaliśmy się głupio. Wiosna tak działała.
Veronica oparła głowę o moje ramię. Było nam wygodnie. To zaskakujące, że nasza trójka tak szybko się do siebie zbliżyła. Czasami byliśmy dla siebie jak rodzeństwo albo rodzice i córka.
Westchnąłem, spoglądając na zegarek. Powinniśmy już się zbierać. Tak bardzo nie chciałem przerywać dziewczynom w odpoczynku.
- Dzieci, powinniście iść do szkoły - do ogródka weszła mama brunetki, pani Isabelle Anderson. Ubrana była już w sukienkę koloru morza, co podkreślało jej oczy. Kobieta zawsze była uśmiechnięta i nie szukała nowego partnera na siłę. Była rozwódką już od 2 lat, a miała tylko 3 facetów.
- Dzień dobry, pani Anderson. Właśnie się zbieraliśmy - odpowiedziałem wesoło, podnosząc się powoli na nogi. Dziewczyny leniwie poszły w moje ślady.
- Pa, mamo! - krzyknęła jedynie dziewczyna przed wyjściem. Skierowaliśmy się powoli do miejsca naszego nauczania.
Gdy dotarliśmy, na wejściu przywitały nas Caroline i Bogna. Brunetka była wszędzie. Na początku mnie to dziwiło, gdy w teatrze wszędzie na nią wpadałem, ale po miesiącu się przyzwyczaiłem.
Blondynka natomiast kochała czekoladę, po której jej tak jakby odwalało. Często trzymała się swojej stalkerskiej przyjaciółki. Dzięki temu można było wpaść na nią tak jak dzisiaj.
Dosłownie na nie wpadliśmy. Mary zderzyła się z Bogną. Obie poleciały na podłogę, brunetka wylądowała na blondynce. We trójkę zaczęliśmy się z nich śmiać.
- Widać kto jest topsem - powiedziałem z szerokim uśmiechem. Dziewczyny spojrzały na mnie zdziwione.
- Co? - sapnęły leżące na podłodze. Podniosły się z niej powoli i otrzepały ubrania. Wzruszyłem ramionami wymijająco.
- Nie, Bogna tops - Veronica wyglądała na oburzoną. Ona nigdy nie wiedziała kto był prawdziwym topsem.
- Nie, Mary tops - Caro wyglądała na rozbawioną. Faktycznie. Po chwili się roześmiała głośno. - Chodźcie no - poszła wgłąb budynku.
Szkoła tego dnia wyglądała jakoś tajemniczo. Każdy kąt był wypełniony zagadką i oczekiwaniem. Ludzie pośród tych świadomych murów byli jak motyle, które starały się cieszyć życiem, mimo że trwa tylko dwa dni.
W powietrzu wisiało coś dziwnego. Chyba tylko ja to zauważałem, bo reszta była beztroska jak zwykle.
W końcu stało się to. Siedzieliśmy na lekcji biologii, gdy usłyszeliśmy wystrzał. Poderwaliśmy się przerażeni. Co się właśnie stało?
- Wracajcie na miejsca - powiedziała nauczycielka, a my zrezygnowani zrobiliśmy, co kazała. Czekałem tylko na dzwonek.
Wreszcie gdy zadzwonił całą paczką poszliśmy do piwnicy. Tam już czekała na nas niespodzianka.
Patrzyliśmy przerażeni na ciało martwej Nathalie.
Od autora: To już tamdamdam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top