Rozdział szesnasty

Aurora

- Spójrz na to z naszej strony, Aurora! On próbował nas zabić. Twój ojciec tylko nas bronił.

- Co było dalej? - westchnęłam.

- Thomas wyszedł zadzwonić po pomoc, a ja zostałam tam, żeby wszystkiego dopilnować. Ben dostał dwie kulki w klatkę piersiową i jedną w głowę, więc nie było możliwości, żeby przeżył.

- Co dalej?

- Wtedy wszedł do pokoju Justin. Przestraszył się i zaczął głośno krzyczeć i grozić mi, że pożałuje tego. Powiedział, że idzie zadzwonić do Grega, którego jeszcze wtedy nie znałam i, że wezwie ochronę, aby nas zabiła.

- Co zrobiłaś?

- Przestraszyłam się i uciekłam. Ty byłaś wtedy na tej wycieczce, więc dlatego o niczym nie wiesz.

- Co się stało dalej?

- Wyjechaliśmy z Thomasem na parę dni jak najdalej mogliśmy. Ale...

- Ale co?

- Odnaleźli nas bardzo szybko. Mieli tyle szczęścia, że nie wiedziałam jak wygląda Greg. Dlatego porwali mnie, a twój ojciec wrócił i zajął się tobą. Co ci powiedział jak zobaczyłaś, że mnie nie ma? - spytała.

- Powiedział, że nas zostawiłaś dla kogoś innego; że nie ma bladego pojęcia co się z tobą dzieje, gdzie jesteś, ani co robisz. I stał się dla mnie... obojętny. Był chłodny, niczym się nie przejmował i mało się odzywał.

- Martwił się o ciebie. Zawsze byłaś jego oczkiem w głowie i dlatego się do ciebie nie odzywał i był dla siebie chłodny, ponieważ nie chciał narażać cię na niebezpieczeństwo. Troszczył się o ciebie, troszczy i obiecuję ci, że to on do końca będzie się o ciebie troszczyć. Twoje bezpieczeństwo i szczęście jest ważniejsze dla niego niż własne.

- Co się później stało? - zaczęłam, zmieniając temat.

- Nic. Pobili mnie i... Zrobili różne inne rzeczy, których nikt nie chciałby przeżyć i takie, o których nikt nawet nie chce słyszeć. Ale patrząc na twoją skórę też nie miałaś lekko, prawda? Powinniśmy cię lepiej chronić. Powinniśmy cię wysłać do szkoły z internatem w Europie. Tam byłabyś bardziej bezpieczna.

- Co się stało z tatą?

- Myślę, że tata szukał sposobu, aby mnie odnaleźć i zabrać. Nie miałam z nim od tamtej pory kontaktu, więc nie za bardzo wiem... Wierzę w to, że chciał mi pomóc. Jednak życie to nie bajka, kochanie. Za każdym dobrym uczynkiem i sukcesem idzie katastrofa i porażka. I tak w kółko i w kółko. Więc w tym wypadku nie mogłoby być inaczej, rozumiesz? Tata udawał obojętnego wobec ciebie, a tak naprawdę w jego głowie krążyło miliony myśli na raz pod tytułem "Jak jeszcze mogę ochronić Aurorę?".

- Co się teraz z nami stanie? Z nami wszystkimi?

- Czy moja córka jest pesymistką, realistką czy optymistką?

- Realistką. Zdecydowanie realistką.

- Więc... Prawdopodobnie Thomas się tutaj pojawi.

- I co się wtedy stanie?

- Albo przyjdzie po nas i zabierze nas całe i zdrowe do domu. Albo...

- Albo co?

- Albo nas wszystkich zabiją - odparła.




Justin

- Myślisz, że już skończyły rozmawiać? - spytał się mnie Greg.

Siedzieliśmy w jego gabinecie i piliśmy piwo. Postanowiliśmy im nie przeszkadzać i na spokojnie dać Brittany wyjaśnij wszystko swojej córce. Był to chyba najlepszy z dobrych uczynków jakie zrobiłem w swoim życiu. A uwaga - nie było ich wiele. Należę do tych osób, które chcą zła i je czynią. Jestem całkowitym przeciwieństwem mojego ojca. Ben Bieber pragnął zła najbardziej na świecie, ale wiecznie czynił dobro. Nawet prawdopodobnie nie wiedział o tym. Greg jest podobny do mnie. Zło to nasze drugie imię. Czynimy je, pragniemy i robimy wszystko, aby wypełniło wszystkie nasze komórki.  A nie ma z tym wiele trudu.

- Myślę, że tak. Minęło już... - spojrzał na zegarek. - O, kurka wodna! Minęło półtorej godziny!

- Serio? Tak szybko? Mieliśmy im dać pół godziny, ale jak widać zasiedzieliśmy się. Super jest wspominać stare czasy, no nie? Szczególnie, że teraz będzie jeszcze lepiej. Myślisz, że już wszystko sobie wyjaśniły?

- Tak. Myślę, że zdążyły już sobie wszystko wyjaśnić.

Więc poszliśmy do nich i kiedy weszliśmy do środka siedziały one cicho jak myszki i patrzyły się prosto w swoje oczy.

- Załatwione wszystko? - spytałem.

- Jakby cię to w ogóle interesowało - odparła Aurora.

- Och, Aurora... Jesteś bardzo podobna do swojej matki. Obie macie tak samo niewyparzone języki.

- Uznam to za komplement - odpowiedziała Brittany.

- Jeśli chcesz - westchnąłem. - Greg, kochanie, nie brakuje ci tutaj kogoś?

- Justin, skarbie, brakuje mi męskiej strony Carterów -odparł mój brat i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Mam pytanie - rzuciła Aurora.

- Słucham, kochanie - odparłem.

- Dlaczego wszyscy myślą, że Ben wciąż żyje? - spytała.

- Widzę, że mamuśka wyjaśniła ci już wszystko. Wiesz, Aurora... - zacząłem. - Dobre pytanie, skarbeńku. Rodzina Bieberów od zawsze miała, ma i będzie mieć swoje tajemnice. To było jedną z nich.

- Kiedy Justin - zaczął Greg - wraz z ochroniarzami zadzwonił po mnie i poinformował mnie o tym, że nasz ojciec nie żyje, wsiadłem w pierwszy lepszy samolot i dwie godziny później byłem na miejscu. Nasi ochroniarze byli na tyle wspaniałymi ludźmi, że zakopali naszego starszego w ogrodzie i zataili całą sprawę.

- Super - odparła Aurora, a ja razem z bratem zaczęliśmy się śmiać.

- Zadzwoń po męską stronę Carterów. Idź po Kevina i powiedz mu, że Thomas ma się tutaj za chwilkę pojawić. Niech zadzwoni do swoich ludzi, a oni go tutaj przyniosą.

- Co wy chcecie zrobić?! - krzyknęła Brittany.

- Co chcemy zrobić? - zacząłem. - Greg co my chcemy zrobić?

- Drogi Justinie... Chcemy porozmawiać sobie z nimi o bardzo, bardzo, bardzo ważnych rzeczach,  a później was zabić - powiedział z obojętnością.

- Ale - zacząłem - to co prawdopodobnie zrobimy jest całkiem inną historią. Możliwe, że nawet dużo gorszą niż się wam wydaje. Jak to się mówi? Wszystko wyjdzie w praniu, tak?

- Dlaczego to robicie?! - spytała Aurora.

- Zemsta, skarbie. Zemsta - odpowiedziałem.

- Idź po Kevina - rozkazał Greg.

Wtedy wszyscy usłyszeliśmy głośny huk, a do środka weszła pewna osoba. Osoba, której nikt się tutaj nie spodziewał.

- Kevin już raczej po nikogo nie zadzwoni - rzekł i pokazał nam swoją rękę, która była całą w krwi tak samo jak jego ubranie i inne części ciała. - Nie będzie nawet takie potrzeby. Oddacie mi dobrowolnie i bez żadnych "ale" córkę i żonę, jasne?

- Thomas Carter! - krzyknął Greg. - A może powinienem mówić Thomas Steward?

Przyszedł tutaj cały w krwi z groźną miną na twarzy. Nie widziałam teraz mojego ojca, którego zapamiętałam. Ten człowiek był... inny. Bardziej niebezpieczny, groźny, ale... w jego oczach było widać iskierki szczęścia i łzy, które zebrały się tam w chwili, kiedy jego wzrok ruszył w stronę mamy. Widać było, że ją kocha i mimo iż wcześniej nie za bardzo wierzyłam w całą tą historię teraz nie miałam żadnych wątpliwości. To wszystko to była prawda, a ja... nie wiedziałam o co tym wszystkim myśleć.

- Przymnij się, Greg - warknął mój ojciec. - Macie je wypuścić. Obie.

- Bo co nam zrobisz? - wtrącił się Justin.

- Biedny, Justin. Najpierw to ja zabiłem twojego ojca, a teraz próbujesz się zemścić, zabijając moją rodzinę, tak? Brawa dla ciebie - powiedział. - Albo mi je oddacie dobrowolnie, albo wy także zginiecie - rzekł i wyciągnął przed siebie rękę z pistoletem. Zdziwiłam się. Moje oczy były wielkości kółek od roweru i nie wiedziałam co mam myśleć. Przeniosłam swój wzrok na mamę i zauważyłam, że ona się uśmiecha. Uśmiecha się? W takiej sytuacji?

- Odpuść Bieber. Nie wygrasz z moim mężem. Nigdy wam się to nie udało i nigdy wam się nie uda. Z rodziną Carterów nie jest tak łatwo - powiedziała mama.

- Myślisz? - rzekł Greg.

- Tak - rzuciła.

O co w tym wszystkim miało chodzić? Wszystkie informacje zaczęły mi się plątać w głowie. Mój ojciec ze spluwą? Moja matka z chytrym uśmieszkiem na twarzy? W takiej sytuacji?! No i nie zapominajmy, że jestem tutaj jeszcze ja - przestraszona, zdziwiona Aurora, która nie ma pojęcia co się dzieje.

- Chcecie wojny, prawda? - rzekł Greg i uśmiechnął.

- Oj, braciszku... - zaczął Justin. - Mówiłem, żebyś mnie posłuchał.

- Co mówiłeś?! - krzyknął Thomas.

- Mówiłeś mi, Justinku. I będę ci bardzo wdzięczy. Czyń honory - rzucił Greg i wtedy zaczęło się wszystko dziać. Do pomieszczenia wpadło kilku ogromnych ludzi i zaczęli się szarpać z moim ojcem. Jeden z nich podbiegł do mnie i mojej matki, przystawiając nam do karku nóż. Tylko nie dostań czkawki, Aurora - pomyślałam.

- Zostawcie je! Weźcie mnie, ale je wypuśćcie! - krzyknął mój tata. Zaczęłam płakać. Pierwszy raz od bardzo dawna zaczęłam płakać z powodu rodziny. Ostatni raz był wtedy, kiedy moja matka "odeszła", a teraz... nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się bać, że moja rodzina zginie na moich oczach. To nie mogło się tak skończyć.

- Byłeś głupi, Thomas. Nie potrzebnie tutaj przychodziłeś, wiesz? - rzekł Justin zbliżając się do mnie. - Teraz na twoich oczach zabawimy się z nimi i nikt, ani nic nam nie przeszkodzi.

- Co?! Nie! - krzyknęła moja mama.

- Zostawcie nas! - dodałam.

- Bądźcie cicho! - warknął Greg. - Justin?

- Tak, braciszku?

- Którą wybierasz? - spytał z uśmieszkiem na twarzy. Bieber zaczął się rozglądać, a ja przeniosłam swój wzrok w kierunku taty. Mrugnął on do mnie kilka razy, a następnie uśmiechnął się uspokajająco. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Chciałam mu coś powiedzieć, ale niestety nie miałam takiej możliwości, ponieważ Justin przerwał mi słowami:

- Wybieram, Aurorę. W końcu kiedyś mnie kochałaś, prawda? - zwrócił się w moją stronę.

- To był największy błąd w moim życiu - odpowiedziałam. - Chociaż wiesz co, Bieber? Nie wiem czy można to nazwać miłością. Znaliśmy się kilka tygodni, a później poszliśmy razem do łóżka - krępowałam się, ponieważ znajdowali się tutaj moi rodzice, ale nie było innego wyjścia. Musiałam schować strach do kieszeni i powiedzieć mu to, co miałam na myśli. Nawet jeśli to miałyby być moje ostatnie słowa. - Nie zastanawiałeś się nam tym dłużej? To nie możliwe, abym zakochała się w tobie po tak krótkim czasie. To było tylko zauroczenie i cieszę się, że nie przerodziło się to w nic więcej.

- Jesteś suką, Aurora - warknął i złapał mnie za kark.

- Może jestem suką, ale ja przynajmniej mam jaja. W tym naszym "związku" to ja nosiłam spodnie. Ty wolałeś udawał niewinnego prawiczka, którym podejrzewam, że nie byłeś.

- Nie byłem. Czy ty na prawdę myślałaś, że nim byłem? - zaśmiał się.

- Tak.

- Byłaś głupia.

- Nie dużo brakuje mi do ciebie - odrzekłam.

- Dobra, koniec tego - wtrącił się Greg. - Zabieraj ją, a ja biorę Brittany. Pora na trochę zabawy, prawda?

- Po moim trupie! - krzyknął mój ojciec. Wbił jednemu z ludzi, którzy go trzymali nóż w nogę. Nie miałam pojęcia skąd go miał, ale pomimo wszystkiego bardzo mnie to ucieszyło. Facet upadł na ziemię, a mój tata wykorzystał tę sytuację i drugiemu z nich strzelił w klatkę piersiową. Nie był to miły widok dlatego odwróciłam twarz w drugą stronę.

- Ty mały!- krzyknął Greg i rzucił się w stronę drzwi. - Bieber spierdalamy! - warknął najgłośniej jak się dało. ustin pobiegł od razu za nim i kiedy byli już przy drzwiach.... stało się niemożliwe. Dziadek? Co on tutaj robił? Stanął w drzwiach. Przed sobą trzymał dwa pistolety skierowane prosto w główy Bieberów.

- Carter... - westchnęli oboje.

- Tak, to ja. Miło was widzieć, moi drodzy chłopcy. Jakieś ostatnie życzenia? - warknął. To było za dużo na moją głowę. Nie widziałam dziadka od wielu lat. A teraz? Zobaczyłam go w takich okolicznościach. Z tych wszystkich emocji zaczęłam się szarpać. Niestety mężczyzna, który mnie trzymał był zbyt mocny. Uderzył mnie o coś głową i jedyne co dalej pamiętam to...

Ciemność.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top