Rozdział jedenasty


Aurora

Odkąd razem z Bieberem uratowaliśmy człowieka od śmierci minęło sporo czasu. Od tamtej pory nie widziałam również Justina. Poinformował mnie, że musi wyjechać gdzieś z ojcem na kilka dni, aby załatwić jakąś sprawę. Podejrzewam, że znowu chodziło o pieniądze, a nie wspominam już o tym, że te kilka dni wydłużyło się do trzech tygodni. Trzy tygodnie bez rodziny Bieberów w mieście. Brzmi jak dobry okres, prawda? Ale to zależy dla kogo. Można powiedzieć, że spodobał mi się ten styl życia... Zadzieranie z niebezpiecznymi facetami, narażanie swojego życia i zdrowia, aby uratować innych. Żyłam tak przez kilka tygodni, a teraz mam od tego przerwę. Jednakże się nie nudzę. Nadrabiam zaległości na uczelni, a moim jedynym celem na ten moment jest omijanie mojego ojca szerokim łukiem, ponieważ dowiedział się on, że spotykam się z Bieberem. Ktoś mu podkablował, że widział nas całujących się i mówiących sobie czułe słówka, ale oboje dobrze wiemy, że to nie jest prawda. Ojciec niestety przejął się tym trochę za bardzo - sama się zdziwiłam jego zachowaniem - i od tamtej chwili powiedział mi, że jak tylko mnie spotka to poważnie ze mną porozmawia. Do tej pory udało mi się go unikać. Jednak szczęście jest jak okres.... Nie trwa ono wiecznie. Chodzimy razem na jedną uczelnię, więc trudno jest go unikać. I na moje nieszczęście dzisiaj jest ten dzień kiedy dostanę opieprz od ojca. Czuję się, jakby właśnie wrócił z wywiadówki i dowiedział się, że dolałam do kawy nauczycielki wody ze środkami na przeczyszczenie. Masakra.

- Aurora Gwen Carter! - krzyknął w moją stronę, a ja wywróciłam oczami. Podszedł w moją stronę i wystawił palec wskazujący, pokazując na mnie. Groźnie. Ale żeby mnie przestraszyć musisz zrobić coś więcej, staruszku.

- Tak, ojcze? - rzekłam. Uśmiechnęłam się sztucznie i wyprostowałam. Czekałam na to co się zaraz stanie. Miałam nadzieję, że szybko załatwimy sprawę i będę mogła sobie stąd pójść.

- Co ty sobie wyobrażasz, dziewczyno? - mówił, podchodząc coraz bliżej mnie. - Myślałaś, że się nie dowiem o tym, co wyprawiasz? Życie ci nie miłe?!

- Spokojnie, staruszku, bo ci żyłka pęknie. Dlaczego się tak bardzo tym przejmujesz, huh? Przecież nigdy nie interesowałeś się mną i mamą. Dlaczego teraz miałoby się to zmienić?

- Nie wspominaj o mamie. A dla twojej wiadomości robiłem wszystko, żeby was ochronić. Tylko jak widać twoja matka tego nie zrozumiała i ty chyba też nie rozumiesz. Nie chce żebyś skończyła tak, jak ona... - westchnął. Opuścił rękę wzdłuż swojego ciała i przeniósł swój smutny wzrok na moją osobę. Myślał, że się na to nabiorę? Zbyt dużo razy się to już wydarzyło w przeszłości. Teraz na mnie nie działa w żaden sposób. Jestem dorosła i już nie ma na mnie żadnego wpływu. Odejdź.

- Czekaj... Ty wiesz co się stało z mamą? Wiesz gdzie ona teraz jest?!

- Aurora... Nie ważne jak bardzo prosiłabyś mnie o te informacje... Nic ci nigdy nie powiem. Może tego nie zauważasz, ale staram się ciebie chronić. Z twoją matką mi nie wyszło, ale nie chce popełnić tego samego błędu drugi raz. Kocham cię nad życie, bo jesteś moją jedyną córką i staram się zrobić wszystko co najlepsze dla ciebie. Dlaczego po prostu...

- Dlaczego po prostu nie powiesz mi o co tutaj chodzi?! - przerwałam mu. Spojrzałam na niego wkurzonym wzrokiem. Miałam go dość. Nie mogłam uwierzyć w to, że zna prawdę o mamie, a nie chce mi o tym nic powiedzieć. Jestem dorosła. Zrozumiałabym wszystko.

- Nie mogę, Aurora. Nie mogę ci tego powiedzieć, ale... ostrzegam cię, kochanie...

- Nie mów tak do mnie.

- Ostrzegam cię - westchnął i położył swoją rękę na moim ramieniu.- Nie zbliżaj się do Biebera. Nie rozmawiaj z nim. Nie patrz nawet w jego stronę. Pamiętaj, że zależy mi na tobie najbardziej na świecie, rozumiesz?

- Wiesz co? Jesteś okropnym ojcem. Mówisz, że robisz to dla mojego dobra; że dbasz o mnie, troszczysz się i inne takie, a tak naprawdę nie robisz nic! Masz swoje gówniane tajemnice i myślisz, że udobruchasz mnie kilkoma słodkimi słówkami? Nie znasz mnie - rzuciłam i jego stronę i odeszłam.



Siedziałam w parku na ławce - tej samej ławce, przy której pierwszy raz zobaczyłam Biebera. Myślałam o tym wszystkim co mówił mój ojciec. Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka, który dochodził z mojego telefonu. Dzwonił Bieber. Postanowiłam odebrać.

- Halo?

- Aurora? Nawet nie wiesz czego się dzisiaj dowiedziałem! Wróciliśmy dzisiaj w nocy z powrotem do domu. Ojciec wyszedł gdzieś ze swoimi ludźmi i zostawił otwarty swój gabinet... - zaczął. Mówił bardzo szybko i ciężko oddychał, przez co ciężko było mi go zrozumieć.

- Czego się dowiedziałeś? - przerwałam mu.

- To nie jest rozmowa na telefon. Może mnie ktoś tutaj usłyszeć. Możemy się spotkać? - zapytał, biorąc głęboki wdech.

- U mnie za piętnaście minut? - zaproponowałam.

- Za dziesięć - rzucił i rozłączył się.



- Mów o co chodzi - rzekłam w stronę Biebera.

- A więc... Ojciec wyszedł prawdopodobnie do kolejnego swojego klienta, ale mniejsza z tym. To jest nie ważne. Ważne jest to, czego się dowiedziałem. Pamiętasz tą dziwkę mojego ojca?

- Pamiętam doskonale.

- Nadal nie odkryłem tego jak się nazywa, ale poznałem kilka ciekawych faktów z jej życia. W gabinecie mojego starego znalazłem jakieś foldery, w których były zawarte informacje o jej rodzinie, stanie zdrowia i tak dalej, i tak dalej. Niestety nie znalazłem tam ani jednego jej zdjęcia czy podstawowych informacji - oznajmił.

- Czego się dowiedziałeś?

- Dowiedziałem się, że mój ojciec ma ją od ośmiu lat. Wcześniej prowadziła szczęśliwe życie w tym miasteczku. Okazuje się, że ma męża i córkę, ale niestety nie wiem ile mają lat. Jeśli chodzi o jej stan zdrowia to... Ma schizofrenię - powiedział nieco ciszej i usiadł na fotelu na przeciwko mnie, nie odrywając swojego wzroku od mojej twarzy.

- Co?! Choruje na schizofrenię? - rzuciłam. Byłam zszokowana.

- Tak. Wykryto ją u niej około piętnastu lat temu.

- W takim razie to nie może być ona... - westchnęłam.

- Nie może być kto? -spytał. Zmarszczył brwi i oparł głowę na rękach, które położył na kolanach.

- Jak opowiadałeś mi o niej pierwszy raz to pomyślałam, że może to być moja matka. Wszystko się zgadza oprócz tego, że jest chora. Moja matka była zdrową, piękną kobietą.

- Masz jakieś zdjęcia matki? Albo wiesz kiedy się urodziła?

- Jasne, że mam. Nazywa się Bethany Carter, aktualnie ma czterdzieści trzy lata, a to jest jej zdjęcie - powiedziałam, podając mu zdjęcie, które znajdowało się w moim portfelu.

- Widziałem ją już kiedyś.

- Wiesz... Moja matka była bardzo wyluzowana. Dużo imprezowała, piła i paliła... A tak po za tym byłą bardzo szanowanym adwokatem w mieście.

- Pijący i palący adwokat?

- Pracowała w innym mieście, więc tam nikt nic nie wiedział o tym, co robi w wolnym czasie.

- Rozumiem.

- Musimy się dowiedzieć coś o tej dziwce twojego ojca - zasugerowałam. - Muszę ją poznać.

- Dlaczego ci tak zależy?

- Z tego co mówisz to jej rodzina ma bardzo podobną historię do mojej. Ja sama bardzo chciałabym, żeby ktoś pomógł mi odnaleźć moją matkę.

Bieber westchnął  i powiedział:

- Jest jeden sposób, aby dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Tylko jest on w chuj niebezpieczny.

- Mów.

- Musisz zgłosić się do nas jako prywatna dziwka. Wtedy będziesz w pokojach z całą resztą i w tym... z laską do pieprzenia mojego ojca.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top