99

Wyszłam z kancelarii. Nadal byłam w nerwach. Postanowiłam wystąpić przeciwko Suryeon na drodze sądowej dlatego dzisiaj udałam się do kancelarii by omówić wszystko z prawnikiem. To był pierwszy krok do zmiany mojego życia. Musiałam przestać się bać. Uwierzyć w to, że nic moim bliskim się nie stanie jeśli to zrobię. To było dla mnie najtrudniejsze.

Pani prawnik dostała wszystkie dowody, które dostałam na pendrive od Jimina. Chciałam oskarżyć Suryeon o jak najwięcej rzeczy, by już na zawsze trafiła za kratki.

Otworzyłam drzwi od samochodu, w którym siedział Tae i usiadłam obok niego. Zaczął odjeżdżać, ale widziałam po nim, że czeka aż mu wszystko opowiem.

-Prawnik będzie się do mnie odzywać, gdy wszystko przejrzy i przemyśli strategię, ale powinniśmy być dobrej myśli - oznajmiłam. To była jedyna dobra wiadomość na przestrzeni ostatnich dni.

-Dostanie to na co zasłużyła - stwierdził patrząc na drogę - Zahaczymy jeszcze o jedno miejsce. Yoongi zadzwonił z zapytaniem czy nie zgarniemy kilku wstawionych szympansów.

Uśmiechnęłam się na nazwę jaką nadał swoim kolegom. Skoro podjął się ogarnięcia ich nie miałam z tym problemu. Oparłam głowę o okno i patrzyłam na to jak mijaliśmy kolejne ulice. Robiło się ciemno dlatego chciałam już wrócić do hotelu. Długie korytarze po zmroku przyprawiały mnie o ciarki.

Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Tae poszedł do lokalu by zająć się swoimi szympansami. Uśmiechałam się gdy przypominało mi się jak to brzmiało z jego ust. Przyglądałam się w ciszy oświetlonemu wnętrzu. Niedługo po tym zauważyłam Suge wychodzącego ze środka.

-Dlaczego to trwa tak długo? - zapytałam, gdy usiadł z tyłu na siedzeniu.

-Kook nie chce się ruszyć z miejsca - oznajmił zmęczonym głosem.

Powinnam się tego spodziewać, że tu będzie, a jednak serce i tak przyspieszyło mi, gdy usłyszałam że tu jest.

-Dużo wypił? - dopytywałam. Cisza sprawiała, że zaczynałam dużo myśleć.

-Nie liczyłem, ale sądząc po tym rachunku to trochę butelek wypiliśmy.

Spojrzałam na niego w lusterku. Wyglądał na zmęczonego. Tak jakby mógł zasnąć w każdym momencie. Ja też chciałam już wrócić do domu.

-Zaraz wrócę - oznajmiłam i wysiadłam z samochodu.

Liczyłam na to, że będzie na tyle pijany by mi ulec i przyjść do auta. Może były to tylko złudne nadzieje. Jednak wiedziałam, że był smutny. Ja też czułam to samo wobec niego. Nie chciałam żeby się załamał.

Weszłam w głąb lokalu, bo przypuszczałam, że musieli gdzieś się zaszyć by nikt ich nie rozpoznał. Zauważyłam Jina, który zdobył się na to by chwycić Kooka pod pachami i go wynieść. Jednak nawet i on chwiał się na nogach. Tae rozmawiał z nim by go przekonać. Podeszłam niepostrzeżenie i dotknęłam ramienia Jina by mnie zauważył.

-Jezu to ty - odetchnął, musiałam go przestraszyć.

-Puść go - poprosiłam.

-Co chcesz zrobić? - zapytał Tae. Był zaniepokojony.

-Tylko pogadać - nie mogłam za wiele zrobić. Niby jak mogłam go zmusić do tego by ruszył swoje cztery litery - w cztery oczy - dodałam by dali nam trochę przestrzeni.

Jin go puścił i poszedł z Tae do stolika oddalonego o kilka metrów. Chcieli mieć oko na sytuację. Miałam nadzieję, że jedyne co zażywał to alkohol.

Podeszłam do krzesła, na którym siedział. Spojrzał na mnie, wyglądał na wycieńczonego emocjonalnie. Oczy zaczerwienione od płaczu. Strączki jego włosów odstawały od jego głowy. Odsunęłam butelkę i kieliszek na drugą stronę stolika.

Czasami nie rozumiałam co tak właściwie robi. Jego plany i postanowienia zmieniały się co chwilę. To sprawiało, że czułam się niestabilnie będąc z nim.

-Wróć do mnie - wyszeptał patrząc w górę prosto na mnie.

-Muszę chronić moją rodzinę - wyszeptałam równie cicho co on.

-Nie jestem częścią tej rodziny? - łzy ściekły po jego policzkach - Kim ja dla ciebie w ogóle jestem?
Nikim, prawda? Nie kochasz mnie?

Spuścił głowę. Usłyszałam jęk z jego ust. Wszystko to musiało zaprzątać jego myśli od dłuższego czasu. Położyłam rękę na jego karku, drugą na policzku. Starałam kilka łez, które spływały mu po policzkach. Chciałam żeby powiedział wszystko co leżało mu na sercu.

-Kocham cię - zapewniłam, gdy gladziłam kciukiem jego policzek.

Czy bym w ogóle do niego tu przyszła gdybym go nie kochała? Wszystko zaciskało się we mnie, gdy widziałam go w tym stanie.

-Więc dlaczego poświęcasz mu tyle uwagi? - pociągnął nosem - Czy kiedykolwiek zarzucałem ci to co robiłaś z nim sam na sam? - zapytał z żalem, a ja czułam pod palcami kolejne łzy - Nigdy tego nie robiłem.

Był zazdrosny, ale nie chciałam mu przeszkadzać i przerywać.

-Mogę być na niego zły za to, że cię całował, dotykał i robił rzeczy, o których nie chcę nawet myśleć - tłumaczył zaciekle.

Czułam trochę jakby próbował się wytłumaczyć dlaczego miał urazę wobec Jimina. Nie mogłam go zmusić by zapomniał to co się działo zanim znowu zostaliśmy parą.

-Uratował mnie - szepnęłam dla małego wyjaśnienia sprawy. W pewnym momencie nie chronił mnie tylko przed Suryeon, ale nawet przed Kookiem.

Miałam tą świadomość, że w tamtym momencie, gdy mnie odnalazł skupił się bardziej na tym bym mu znowu zaufała niż na tym jak naprawdę się czuł. Chował urazę, której nie mogłam usprawiedliwić, bo miał rację. Jednak czy mogłam coś z tym zrobić? To również było poza moim zasięgiem.

-Jest dla ciebie wybawicielem, ale dla mnie nadal jest zdrajcą i nic tego nie zmieni. Mógł zrobić te wszystkie wspaniałe rzeczy bez rozkochiwania w sobie ciebie.

Odrobinę się zdenerwował, a ja musiałam przyznać mu rację. To prawda, że często grał na własną korzyść i nie zawsze chodziło tylko o chronienie mnie. Pozwalał ponieść się uczuciom, które żywił do mnie od długiego czasu. Tutaj ja też byłam winna pozwalając mu na to.

-Odbierając mi ciebie, zabrał mi wszystko co miałem - podniósł głowę i spojrzał mi w oczy - Wiesz o tym..

-Zapomniałam o tym co się wydarzyło między nami - wyjaśniłam - Kiedy zostaliśmy parą, wszystko co było przed tym przestało mieć dla mnie znaczenie. Wymazałam wszystko by zacząć z tobą od nowa. Chciałam cię poznać i pokochać - wszystko czego wtedy chciałam to zasmakować życia jakie miałam wcześniej nie spodziewając się tego, że jest ktoś jeszcze - Songju jest cały czas z nami. Nigdy cię nie opuścił - dodałam.

-Za każdym razem gdy go widzę przypomina mi ciebie. Nie mogę tego zignorować. Kiedy cię nie było czułem się jakbym nie żył. Nie pamiętam nic innego oprócz bólu.

Dostawałam ciosy prosto w serce. Żałowałam go i czułam się smutna z jego powodu, ale nawet to nie przyćmiło w mojej głowie faktu, że po części był sobie winny tym, że ćpał. Był to powód dlaczego nie mogliśmy do siebie wrócić.

-A teraz znowu czuję to samo. Każdy kolejny dzień jest coraz gorszy, nie do zniesienia - wyszeptał tak żeby nikt inny tego nie mógł usłyszeć.

-Musisz się nauczyć żyć beze mnie - moje oczy zaszły mgłą. Tak naprawdę musiał tego dokonać.

-Nie potrafię - chwycił ręką za mój nadgarstek i przytrzymał moją dłoń na swoim policzku - Zawsze myślałem, że miłość jest ponad wszystko. Myślałem, że tylko to mi wystarczy do szczęścia.. ale teraz bardziej niż miłości zrozumiałem, że potrzebuję ciebie.

Patrzyłam mu prosto w oczy. Ja też nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Czułam się zabłąkana, gdy nie było go obok mnie.

-Nie jestem statuetką do wygrania, Jungkook - wyszeptałam.

-Nie jesteś. Wiem, że nie jesteś, ale dlaczego mam pewne uczucia tylko, gdy ze mną jesteś? Najlepsze uczucie pojawia się wtedy kiedy jesteś przy mnie.

Westchnęłam, bo czułam to samo choć nie potrafiłam tego nazwać i mu okazać. Odwróciłam się do tyłu i skinęłam głową do chłopaków by zbierali się do samochodu. Czułam, że dalej dam radę sobie sama.

-Wracajmy do domu Jungkook - zabrałam ręce i odsunęłam się od niego. Czułam, że w tym momencie kłamstwo było jedynym rozwiązaniem. Nadzieja na to, że między nami wszystko w porządku tylko po to by rankiem obudził się z tego snu.

Wstał chwiejnie z krzesła i zarzucił kurtkę na swoje lewe ramię. Patrzył sie na mnie oczami szczeniaczka w nadziei. Poszłam przodem nie za szybko by nie został zbyt daleko w tyle.

Otworzyłam drzwi lokalu i zaczekałam, aż przez nie przejdzie. Tak właściwie nie był jeszcze w najgorszym stanie. Przynajmniej szedł samodzielnie, co prawda małym zygzakiem.

-Proszę... - podszedł do mnie przy tym potykając się o własne nogi.

Złapał równowagę, gdy chwycił mnie za rękę. Przestraszyłam się i stanęłam na baczność bojąc się, że się przewróci. Złączył moje dłonie na wysokości klatki piersiowej. Spojrzał mi głęboko w oczy ściskając moje ręce tak jakby chciał o coś poprosić.

-Powiedz mi.. - jego dłonie drżały - Czy mam jeszcze szansę?

Patrzyłam na niego przez następne sekundy, oddychając głęboko. Serce chciało mi wyskoczyć z piersi. Tak bardzo go pragnęłam, ale bałam się, że znów zniszczy wszystkie moje nadzieje. Bałam się mu zaufać.

-Nie? - odpowiedział za mnie i znowu się rozpłakał.

Patrzyłam się na niego i zastanawiałam. Czy mam kogoś innego oprócz niego na tym świecie? Nie chciałam nikogo innego. Nawet jeśli miał wady i popełniał błędy. Dla nikogo nie miałam tyle cierpliwości, a zarazem miłości jak dla niego. Naprawdę nienawidziłam tego jak na mnie działał.

Oparłam czoło o jego ramię. Zapach alkoholu dotarł do moich zmysłów. Cały tym śmierdział. Jeden dodatkowy nawyk, który wypadałoby wyrzucić z długiej listy. To było tylko kilkudniowe rozstanie, a on już nie dawał rady. Gdzieś z tyłu głowy przerażało mnie to. Przerażała mnie wizja, w której bym odeszła, a on zostałby sam z naszymi dziećmi.

-Powiedz mi, że mnie kochasz - wyszeptał. Pragnął mojej odpowiedzi, jakakolwiek by była. Nawet jeśli powiedziałam mu to już wcześniej, chciał to usłyszeć ponownie.

Przesunęłam się do jego szyi i delikatnie pocałowałam. Nie cieszyło mnie patrzenie na to jak cierpi. Miałam nadzieję, że ten mały znak wystarczy by się ogarnął.

Odsunęłam się od niego i poszłam w kierunku samochodu. Chciałam normalności. Chciałam by do mnie wrócił po tym, gdy naprawi siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top