97

Zatrzymałam się w rogu. Czułam jak moje nogi się trzęsły. Spoglądałam na drugi koniec korytarza gdzie było zgromadzenie. Widziałam tam znajome twarze, a niektóre były kompletnie nowe. To był moment kiedy bardziej niż kiedykolwiek zauważyłam, że Jimin miał wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy go kochali. Jednak żadna z nich nie była przy nim, gdy tak bardzo ich potrzebował. Był odseparowany od wszystkich przez Suryeon. Wziął wszystko na siebie.

Bolało mnie serce na myśl o tym, że mam go pożegnać. Przecież żyje, ale jednak czułam jakbym miała go zobaczyć ostatni raz. 

Nie byłam do końca pewna co powinnam mu powiedzieć. Co chciałby usłyszeć? Co sprawiłoby mu radość pomimo tak smutnych okoliczności? Chciałam wierzyć w to, że wszystko co dzisiaj usłyszy w jakiś sposób do niego trafi. Może byłam głupcem myśląc w ten sposób, ale to jedyne co mi pozostało.

-Czemu się zatrzymałaś? - Tae położył rękę na moim ramieniu. Przyjechaliśmy razem.

-Trochę się boję.. - przyznałam. Mimo, że tak bardzo chciałam go zobaczyć to bałam się tego jak może wyglądać po kilku dniach przebywania w szpitalu. Nigdy nie widziałam go w złym stanie. Wszystko co zawsze widziałam to, to jak spokojnie spał. Może myśląc w ten sposób byłabym w stanie przezwyciężyć strach? Przecież będzie tylko spał, prawda? Jednak znowu ogarniał mnie strach na myśl o tym, że śpi tak długo i że się nie budzi.

-Nic złego się nie stanie. Najgorsze już za nim - pocieszał mnie, ale wiedziałam że w żadnym stopniu nie czuł się lepiej ode mnie - strach zniknie, gdy tylko go zobaczysz.

Jego delikatne pchnięcie odmroziło mnie i pozwoliło pójść dalej. Zatrzymaliśmy się przy grupie, która czekała na swoją kolej by wejść do jego sali. Usiadłam na krześle czekając na swoją kolej. Czułam się dziwnie, bo wszyscy byli cicho. Nikt nie zamienił ze sobą ani słowa, co tylko jeszcze bardziej mnie stresowało przed wejściem do sali. Nastroje, w których wszyscy byli.. to wszystko przypominało bardziej pogrzeb niż tymczasowe rozstanie.

Po długich minutach oczekiwania weszłam do środka. Gdy tylko na niego spojrzałam przed moimi oczami pojawił się jego obraz leżącego na podłodze. Ścisnęłam mocno ręce czując jak tracę kontrolę nad emocjami. Usiadłam przy jego łóżku i dopiero wtedy zaczęłam lepiej się przyglądać.

Aparatura przyczepiona do jego ciała przerażała mnie swoją ilością. Pikający respirator non-stop przypominał mi o tym, że oddycha tak samo jak maska, którą miał na twarzy. Ciężko się na to parzyło.

Jego dłoń przebita igłą i opatrunek pod, którym widziałam zaschniętą krew. Może zaczynałam mieć już paranoję, ale jego ręce były wychudzone. Ogromny opatrunek ochraniał jego głowę. Nie było na nim innego koloru niż biel, ale co chwilę przypomniało mi się coś innego.

Czym dłużej słowa cisneły mi się na usta i myślałam nad tym co nas łączyło tym więcej emocji to we mnie wzbudzało. Mój obraz w końcu zaszedł mgłą, której za pomocą jednego mrugnięcia się pozbyłam. Rozkleiłam się zanim zrobiłam cokolwiek innego.

-Jak się miewasz? - położyłam dłoń na tej jego. Był ciepły, co dodało mi otuchy - Mam nadzieję, że śnisz teraz tylko o dobrych rzeczach.. - ścisnęłam jego dłoń. Emocje zbierały się we mnie - Powineneś wybrać się z chłopakami na wspólną wycieczkę, kiedy to wszystko się już zakończy. Wypad w kemping, choć potrzebowalibyście więcej niż tylko jednej przyczepki to całkiem dobra opcja. Byłabym spokojna wiedząc, że jesteś z nimi.. i zawsze byłbyś z nimi.. - uśmiechnęłam się, próbowałam myśleć optymistycznie.

Sekundy mijały. Patrzyłam się na jego zamknięte oczy, ale po chwili mój obraz zaczął stawać się zamazany przez kolejne łzy.

-Przepraszam.. nigdy nie myślałam, że nasza rozmowa tamtego wieczoru była naszą ostatnią i najgorsze jest to że nie mogę niczego zmienić - przygryzłam usta zadając sobie ból, ale to było niczym w porównaniu do tego co czułam wewnątrz siebie.

-Nie możesz nic mi powiedzieć, ani dać żadnej odpowiedzi, zatem pozwól, że powiem wszystko co chciałam ci powiedzieć - patrzyłam na jego nieprzytomną twarz. Łudziłam się na jakiś malutki znak, na który i tak nie było żadnych szans.

-Widziałam wiele razy jak płaczesz, ale nigdy nie przywiązałam do tego wystarczającej uwagi. Nie wiem co ci mówiła, czym cię dręczyła. Zawsze znajdywałeś świetne wymówki by usprawiedliwić swoje zachowanie - czułam jakbym cofała się w czasie, gdy o tym myślałam.

Tak naprawdę jedne z pierwszych wspomnień jakie miałam to on martwiący się tym, że wyjdę sama na ulicę. Kolejne przypominały mi tylko o tym jak był smutny i płakał udając przede mną, że to chwilowy strach. Teraz patrząc wstecz nie byłam pewna czy był szczęśliwy będąc ze mną, czy raczej przytłoczony tym co robił i co mu groziło jeśli popełni błąd.

-Dlatego zawsze gdy działo się coś złego przytulałeś mnie? Nawet jeśli ja tego nie chciałam. Szukałeś ukojenia w tych uściskach, prawda? Siły żeby dalej robić to co robiłeś, nawet jeśli na końcu mogło być to dla mnie złe.

Przez moją głowę przebiegł moment, gdy kiedyś go uderzyłam, by od niego uciec. Wtedy to było dla mnie coś co musiałam zrobić by uwolnić się z więzienia. Czułam się wtedy uwięziona. Gdy próbował mnie chronić przed prawdą, czułam się wtedy najgorzej. Prawda była dla mnie czymś zakazanym, czego wtedy najbardziej pragnęłam. On natomiast robił wszystko by to przede mną ukryć.

-Widziałeś w niej większego potwora niż w sobie, prawda? - zdawałam pytania,  choć wiedziałam, że miałam rację. Przynajmniej ten jeden raz - Większe zło i zagrożenie. Kłamstwa były łatwiejsze, prawda? Ratowały mnie przed nią. Ratowałeś mnie kłamstwami przed jej okrucieństwem i tym co chciała mi zrobić.

Chciałam żeby mi to wytłumaczył. Słowo w słowo, czyn w czyn. Nie mogłam sobie wyobrazić tego jak bardzo musiało go to złamać, gdy nawet ja się od niego odwróciłam. Byłam jedynym powodem dlaczego to robił i się nie zatrzymywał. Palił mosty wiedząc, że nigdy nie będzie w stanie ich odbudować.

-A ja cię wyzywałam - zamrugałam kilka razy. Kolejna fala łez i poczucie winy uderzyło mnie prosto w serce - Ubliżałam ci i miałam pretensję. Nigdy nie przyznałeś się dlaczego to zrobiłeś. Nigdy nie przyznałeś się do niczego. Zaakceptowałeś swoją winę tak jakby była ci przeznaczona od początku i doskonale o tym wiedziałeś.

Zawsze próbował usprawiedliwić to co robił, ale tak naprawdę zawsze wydawało mi się, że nosił w sobie poczucie winy. Nie był bezuczuciowy. Nawet, gdy teraz mnie przepraszał, nie zasłaniał się Suryeon. Wziął wszystko takim jakie było, a winę widział głównie w sobie, gdy było mnóstwo czynników, które zagrało tu swoją rolę. Choćby to że, Jungkook ćpał przez co się go bałam. Nawet gdy Jimin się ode mnie odsunął, inne problemy zostały.

-Stworzyłeś dla mnie świat, w którym nie było Suryeon. Środowisko, w którym nie mogła mnie skrzywdzić. Poświęciłeś wszystko co miałeś dla mnie.

Czułam się tak jakbym przez kilka tygodni żyła jak w jakiejś baśni. Idealny świat, pełny miłości. Jednak nawet najpiękniejsze baśnie mają złego bohatera.

-Jak mogę spokojnie żyć wiedząc o tym co zrobiłeś? - był źle oceniony przez innych i wiedziałam, że w pojedynkę tego nie zmienię - To ja powinnam być w tym stanie, na tym łóżku. Uratowałeś mnie przed śmiercią. Nigdy nie wydałeś mojego sekretu.

Łamała mnie pamięć o tym, że zawsze dotrzymywał swoich obietnic. Ten głupi paluszek, który zawsze wystawiał by złożyć obietnice powrócił do moich myśli. Zabrał ze sobą największe tajemnice tego świata, łącznie z moją.

-Nie mogę nawet ci podziękować. Czy to nie jest niesprawiedliwe?

Spał sobie tutaj będąc kompletnie nieświadomym tego, że jego winy zostały wybaczone. Nie byłam na niego zła, bo wiedziałam z kim musiał się zmierzyć by zapewnić mi choć chwilę spokoju i szczęścia w tym świecie.

-Tak się boję, że już nigdy cię nie zobaczę. Już nigdy nie porozmawiamy - położyłam głowę na pościeli. Moje łzy znalazły tam sobie miejsce by na chwilę się zatrzymać.

Przesunęłam palcami po jego dłoni i znalazłam mały palec, za który złapałam. Bałam się go stracić. Myśl, że już do mnie nie przemówi zżerała mnie od środka.

-Obiecaj mi, że się nie poddasz. Wyzdrowiejesz i się obudzisz, ja.. zrobię wszystko by doczekać tego dnia. Wszystko żebyśmy znowu się spotkali.

Włożyłam całą swoją wiarę w tę obietnicę. Nawet jeśli miałaby być ostatnią, która mogłaby się spełnić. Nawet jeśli szanse by nie istniały. Czy to wszystko na co zasługiwaliśmy? Nie akceptowałam tego.

-Ze wszystkich rzeczy, które mogłyby się wydarzyć, proszę żebyś nie odchodził. Nie chcę cię stracić chwilę po tym jak cię odzyskałam - wyszeptałam.

Drgnęłam, gdy drzwi do sali nagle się otworzyły. Podniosłam głowę i zauważyłam, że to pielęgniarka nam przerwała.

-Muszę zmienić kroplówkę - oznajmiła i zaczęła przygotowywać się do wykonania swojego zadania.

Nie chciałam wychodzić. Nie chciałam go zostawić, ale byłam do tego zmuszona. Nasze pożegnanie dobiegło końca.

Wstałam z taboreta i podeszłam bliżej niego. Spojrzałam na jego spokojną twarz po raz ostatni. Cienie pod oczami były teraz bladsze, ale widziałam zarysowaną linię wodną przy kącikach jego oczu. Miał ją od ocierania łez, które ukrywał przed wszystkimi. Był twardy, zimny, silny, ale tylko na zewnątrz dla tych, którzy mieli trzymać sie od niego z daleka. Dla mnie zawsze był domem, którego szukałam. Przynajmniej przez jakiś czas był w stanie mi go zastąpić i sprawić bym wśród chaosu i burzy, która nas otaczała zapomniała o tym co się dzieje. Miałam nadzieję, że czuł przy mnie taki sam spokój jaki ja zawsze czułam przy nim. Przynajmniej na moment mogłam dać mu to, co on podarował mi. Wszystkie wspomnienia związane z nim chciałam zakopać gdzieś głęboko w sercu i przypomnieć sobie o nich, gdy przyjdzie na to dobry moment.

Pochyliłam się i złożyłam pocałunek na czubku jego głowy. Byłam gotowa go wesprzeć. Pomóc mu. Jedyne czego nam zabrakło to czasu.

-Żadne kłamstwo nie zmieni prawdziwych uczuć. Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo wszyscy cię kochają - wyszeptałam - Nie poddawaj się - odsunęłam się od niego.

Chciałam go zobaczyć za kilka tygodni. Zobaczyć jak się uśmiecha. Patrzy na mnie. Jak znowu chwyta się życia. Zobaczyć zanim to ja odejdę.

Pielęgniarka podeszła do łóżka i zaczęła odczepiać kroplówkę. Wyszłam z pomieszczenia oglądając się za siebie jeszcze kilka razy. Nie chciałam go zapomnieć.

-Wszystko w porządku? - Jihyun podszedł do mnie, gdy tylko wyszłam z sali.

-Tak - pociągnęłam nosem i zaczęłam ścierać łzy, które pozostały na moich policzkach.

-Mam do ciebie sprawę - wyszeptał i odciągnął nas na bok.

Stanęliśmy daleko od grupy. Musiało być to coś ważnego, skoro próbował utrzymać to w tajemnicy.

-Miałem pojechać zabrać kilka rzeczy z mieszkania Jimina i je zamknąć na czas jego nieobecności. Pomyślałem, że może chciałabyś coś stamtąd zabrać. Wiem, że mieszkaliście razem przez jakiś czas i nie miałaś okazji tego zrobić.

Byłam zdziwiona jego propozycją. Nie spodziewałam się tego, że w ogóle o mnie pomyśli. Nie miałam poczucia własności do rzeczy, które podarował mi Jimin. Nigdy nie przyszło mi na myśl to by je zabrać. Jednak gdy dałam sobie chwilę na zastanowienie przypomniałam sobie o czymś, co chciałam odzyskać.

-Możemy pojechać tam teraz - od razu zaproponowałam.

Zamrugał kilka razy w zaskoczeniu na tak szybką odpowiedź.

-Okej - wzruszył ramionami i oboje poszliśmy w kierunku windy.

Tak naprawdę chciałam też obejrzeć jeszcze raz jego mieszkanie. Policja zrobiła już swoje i przeszukała je, ale chciałam sprawdzić wszystko osobiście. Nie było żadnego listu, byłam tego w stu procentach pewna.

Drzwi od windy otworzyły się, ale byliśmy zbyt daleko by do niej zdążyć, a ja nie mogłam biegać. Zatrzymałam się, gdy zauważyłam znajomą sylwetkę wyłaniającą się ze środka.

-Co się stało? - zapytał z zaniepokojeniem Jihyun.

Patrzyłam się tylko na to jak kobieta zbliża się do nas. Jak zawsze ubrana elegancko, ale tym razem jej sukienka krzyczała śmiałością. Czarne rękawiczki na dłoniach. Błyszczące się pierścionki na nich miały zmiażdżyć swoją ceną każdego kto na nie popatrzył.

Szła z zadowoloną miną kręcąc biodrami na boki. Ręka w połowie zgięta w górze. Droga torebka w drugiej. Przyszła tu by z nas zadrwić, co mnie doprowadzało do furii.

-Jak śmiesz tutaj przychodzić?!!  - spoliczkowałam ją.

Odsunęła się o kilka kroków i złapała za piekący policzek.

-Wariatka - warknęła i spojrzała na mnie złowrogim spojrzeniem.

Podeszłam do niej i z całej siły złapałam za włosy. Zrobiłam z nią kółko i przewróciłam na podłogę słuchając przy tym jej krzyków. Byłam wściekła.

-T/I.. - Jihyun złapał mnie za przedramię bym nie zrobiła jej niczego gorszego.

-Co tu się dzieje? - nagle znikąd pojawił się Jungkook.

Nie chciałam nawet myśleć o tym, że mógł ją tu przywieźć. Stanął pomiędzy nami. Zerknął na mnie tylko przez sekundę po czym zbliżył się do niej by pomóc jej wstać.

-Nie pomagaj jej - rozkazałam.

Oczywiście, że Suryeon udawała przed nim wielce pokrzywdzoną. Nie byłaby sobą gdyby trochę nie poudawała. Robiła mi o wiele gorsze rzeczy. Gdybym była w pełni sił, byłaby bardziej pokrzywdzona. Piekący policzek i siniak na kolanie nie był tak bolący jak świadomość tego co zrobiła i fakt, że Jungkook cały czas był na każde jej zawołanie.

-To wszystko jej wina, zaplanowała wszystko - powtarzałam, bo miałam nadzieję, że ją zostawi.

Widziałam cień uśmiechu na jej twarzy, gdy stała już o własnych siłach. Byłam wkurzona. Nie powinno jej tu być. Jak w ogóle śmiała tu przychodzić? Jimin jej nienawidził, a ja jeszcze bardziej.

-Przyszła się pożegnać - oznajmił niewzruszonym głosem za nią.

-Nie pójdzie do niego - nie dopuszczałam innej możliwości. Bałam się, że może chcieć go skrzywdzić. Jeśli mogła doprowadzić do mojego wypadku, mogła teraz również mieć niecne plany.

-Nie ty o tym decydujesz - odezwała się Suryeon podnosząc mi przy tym ciśnienie.

-Nie zobaczysz mojego brata - wtrącił się Jihyun - Wynoście się stąd - zmierzył ich od góry do dołu.

Jego stanowczy ton sprawił, że zapadła chwilowa cisza. Przyjaźnił się z Kookiem, zapewne znali się o wiele dłużej niż on ze mną. Cieszyłam się, że stanął po mojej stronie. Jungkook po chwili namysłu wyszedł z Suryeon, tak jakby ta była wielce zraniona.

-Dziękuję - odezwałam sie do Jihyuna. Gdyby nie on, nie byłabym w stanie ich powstrzymać.

-Nie wiem kim jest, ale wygląda jak czarownica - stwierdził zamyślając się.

-Masz rację - jego stwierdzenie było w punkt - chodźmy - ruszyłam naprzód. Chciałam dostać się do mieszkania i znaleźć jakieś dowody na to, że była związana z tą sprawą.

~*~

Za tydzień będzie kolejny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top