96
Ból przeszywał całe moje ciało. Nie mogłam oddychać. Ręce zaciśnięte leżały wzdłuż moich nóg.
Nad sobą widziałam twarz. Długie brązowe włosy, które tym razem były polokowane. Wyglądała elegancko. Jej biżuteria błyszczała się z daleka. Ubrania ciemne, klasyczne. Szła zobaczyć się z kimś ważnym.
-Widzisz jaka głupia jesteś?
Ciarki przeszły przez całe moje ciało. Nie mogłam się ruszyć.
-Myślałaś, że uda ci się z nim spotkać?
Zakaszlałam, gdy kołnierz mojej bluzki zacisnął się na mojej szyi. Moja głowa stała się jeszcze ciężejsza, gdy podniosła ją na kilka milimetrów.
-Na prawdę uważasz, że na niego zasługujesz?
Mój policzek zapiukł. Później drugi. Chciałam podnieść rękę, ale nie miałam nad nią kontroli. Głową uderzyłam o twardą powierzchnię.
-Otóż nie.
Ból, czułam tylko ból. Głowa roztrzaskiwała się o asfalt. Obraz stawał się rozmazany. Widziałam tylko ślepia patrzące na mnie zimno i nienawistnie.
Wzdrygnęłam się i od razu otworzyłam oczy. Bolały mnie mięśnie u nóg i u rąk. Byłam zesztywniała.
Szukałam wśród ciemności punktu, który pomógłby mi się otrząsnąć ze snu. Dyszałam i próbowałam się rozluźnić. Gdy tylko poruszyłam rękami poczułam jakby chodziły po nich mrówki.
Poruszyłam nogami sprawdzając czy nadal mam w nich czucie. Czułam jakbym na kilka chwil straciła kontrolę nad własnym ciałem.
Przekręciłam się na bok i powoli usiadłam. Spojrzałam na sąsiednie łóżko, które było zajęte przez Kooka. Na szczęście go nie obudziłam.
Wyślizgnęłam się spod koca i wyszłam z pokoju. Moje serce biło szybciej niż zazwyczaj. Kręciło mi się w głowie i źle się czułam. Zeszłam po schodach na dół. Nie było tu tak ciemno jak w pokoju, bo wszystkie okna były odsłonięte. Dopiero tutaj było widać, że jest wczesny ranek.
Poszłam po cichu do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Usiadłam przy stole, gdy poczułam się jeszcze gorzej. Byłam pozbawiona energii, a moje myśli powracały do tego co siedziało w mojej głowie.
-To tylko sen.. - powiedziałam do siebie. Chciałam się uspokoić.
Przetarłam twarz ręką i ocknęłam się gdy poczułam na niej coś lepkiego. Spojrzałam na dłoń i zauważyłam na niej krew. Szybko sięgnęłam do nosa by upewnić się, że to stamtąd się wydobywała.
Sięgnęłam po ręcznik papierowy, który był w zasięgu ręki. Zabarwił się na czerwono gdy przyłożyłam go do nosa. Odczekałam chwilę, aż krwawienie ustanie. W międzyczasie popijałam wodę.
Nie wiedziałam, która jest godzina, ale sądząc po tym jak jasno było przypuszczałam, że niedługo ktoś się obudzi i mnie zobaczy. Wolałam tego uniknąć.
Wyrzuciłam zużyty ręcznik do kosza i chwiejnym krokiem poszłam w kierunku schodów. W połowie drogi złapałam się oparcia kanapy. Czułam jak odpływam. W pewnym momencie upadłam na podłogę. Byłam senna i kręciło mi się w głowie.
-Co ci się stało?! - usłyszałam znajomy głos.
Przed moimi oczami pojawił się Jungkook z przerażoną miną. Z jakiegoś powodu byłam bardzo spokojna widząc go.
-Słyszysz mnie? - potrząsnął moim ramieniem - odezwij się!
-Nie dotykaj mnie - szepnęłam.
-Zabiorę cię do szpitala - uklęknął i wsunął rękę pod moje plecy. Czułam jak dygotał.
-Nie - westchnęłam - Sama wstanę - oznajmiłam.
Podparłam się na ręce i usiadłam. Nadal kręciło mi się w głowie. Nie chciałam nigdzie jechać. Musiałam być przemęczona.
-Co to za krew?! - widziałam w jego oczach strach.
-Nie krzycz, bo wszystkich obudzisz - mruknęłam i powoli wstałam. Użyczył mi swojego ramienia dla równowagi - Zaraz mi przejdzie - poszliśmy usiąść na kanapie.
-Mocno się uderzyłaś? Boli cię coś? - trząsł się nade mną jak nad jajkiem.
-Tak, głowa od twojego gadania - powiedziałam obojętnym tonem.
-Połóż się - napuszył dla mnie małą poduszkę i zmusił bym się na niej położyła.
Klęknął przy brzegu kanapy. Wyglądał teraz jak słodki piesek, gdy się we mnie wpatrywał. Czekał niecierpliwie, aż mi się polepszy. Patrzyłam na niego w ciszy, którą on w końcu przerwał.
-Jesteś cała blada - potarł dłonią mój policzek - Może powinniśmy jednak pojechać..
-Nie, to tylko zmęczenie - mruknęłam.
Musiałam zaniedbać własne zdrowie. Zapomniałam kilka razy wziąć leki. Tak właściwie nawet branie ich nie było dobrym pomysłem. Źle wpływały na dziecko. Przez cały czas czułam się źle i słabo. Nie chciałam o tym myśleć, bo nie widziałam żadnej nadziei na polepszenie mojego stanu. Mogłam to tylko zaakceptować albo udawać, że wszystko w porządku.
-Nie musisz tego robić - zdjęłam jego dłoń z mojej twarzy. Przez to, że ciągle był w pobliżu nie miałam okazji o nim zapomnieć.
-Wiem, że zerwaliśmy. Wiem, że jesteś zła, ale mogę się nadal o ciebie troszczyć, prawda?
Patrzył na mnie i oczekiwał potwierdzenia. Ciężko było mu zaprzeczyć. To, że byłam w ciąży działało na jego korzyść.
-Ciągle mnie obserwujesz. Masz jakieś zapasowe gałki oczne, które wyczaiły to że wyszłam z pokoju? - zmieniłam temat - Miałeś spać.
Uśmiechnął się tym swoim króliczym uśmiechem i wzruszył ramionami.
-Czemu wszędzie cię widzę? Nie jesteś choć trochę tym zmęczony? - drążyłam temat. Jedyne miejsce wolne od niego to był mój pokój hotelowy.
-Widzisz mnie dlatego, że mnie kochasz - oznajmił zuchwale.
-Najbardziej romantyczna b-z-d-u-r-a - dokładnie przeliterowałam.
-Nie mogę przestać o tobie myśleć - stwierdził - i ty też przyciągasz mnie myślami.
-Mówisz, że mam nadprzyrodzone moce? - uniosłam brew na jego śmieszne zaczepki.
-Każdy ma w sobie coś wyjątkowego - dalej udawał dowcipnisia.
Westchnęłam i usiadłam. Chciałam stąd odejść zanim rozmowa spadnie na inny tor. To nie tak, że z dnia na dzień przestałam go kochać, albo przestało mi na nim zależeć. Czułam, że w każdym momencie mogłam się poddać i mu wybaczyć, a on i tak by się nie zmienił.
Wstaliśmy jednocześnie. Od razu mnie objął spodziewając się tego, że mogę upaść. Fala gorąca uderzyła mnie, gdy to zrobił. Patrzyłam się na jego klatkę piersiową by uniknąć jego spojrzenia.
-Nic mi nie jest.. - szepnęłam, chciałam żeby mnie puścił.
-Nie odchodź - wyszeptał ochrypniętym głosem - Nie smuć mnie..
Czułam jak moje gardło się zaciska. To nie tak, że byłam szczęśliwa i zadowolona z tego, że zerwaliśmy. Jednak nadal byłam zawiedziona tym, że mnie okłamał. Byłam tak samo smutna jak on.
-Już jest za późno żeby o to prosić - wyznałam z bólem serca.
-To niemożliwe.. - puścił mnie, ale nadal stał blisko - Musiało wydarzyć się coś więcej, co cię tak rozzłościło.
-Narkotyki to twoim zdaniem nie jest wystarczający powód? - traciłam wiarę w to, że posiada jeszcze jakieś wartości.
Czułam jakby Suryeon zmieniła go na tyle, że nie mogłam go teraz poznać. Choć może nigdy nie pokazał mi prawdziwego siebie. Szukanie odpowiedzi było męczące. Czy oczekiwałam zbyt dużo od niego?
-Obiecuję, że już nigdy nie wezmę tego świństwa - brzmiał na zirytowanego - Czy nie możemy po prostu do siebie wrócić?
-Nie - od razu mu odpowiedziałam. W jego mowie było więcej złości niż poczucia winy. To nie była sprawa do załatwienia od ręki. Nie czuł wartości sprawy, o której rozmawialiśmy.
-Ale obiecaj, że nagle nie znikniesz - poprosił po chwili zastanowienia.
Patrzyłam się na jego unoszącą się klatkę piersiową. Milczałam, bo czułam ciężar i ból słów, które wypowiedział. Pewnego dnia zniknę. Jeśli nie za sprawą tej szalonej kobiety to z powodów naturalnych. Nie był gotowy żeby to usłyszeć, a ja nie byłam gotowa by mu o tym powiedzieć.
-Nie przeżyję tego - dodał głosem pełnym emocji. Był na skraju płaczu.
Moje serce pękało widząc go w tym stanie. Wiedziałam, że Suryeon nienawidziła mnie, ale jak mogła robić to wszystko i go krzywdzić? Udawać, że go wspiera i miesiącami patrzeć na jego cierpienie?
Obudziła strach w Kooku, gdy w tym samym czasie zastraszała Jimina. Wszystko co w sobie miała to zło. Nie miłość. Nie mogłam rozpoznać w tym miłości nawet jeśli była wielce zakochana w Kooku. Jak mogła go tak skrzywdzić?
Sięgnęłam dłonią do jego twarzy i starłam łzy zbierające się w kącikach jego oczu. Myśląc o tym wszystkim co nas spotkało i ja zaczęłam płakać. Byliśmy nieszczęśliwie zakochani. Jej ofiarami. Jeśli tylko moglibyśmy sobie pomóc.. ale to wydawało się być niemożliwe.
Byliśmy od siebie oddaleni, choć dzieliło nas tylko kilka milimetrów. To było frustrujące i jeszcze bardziej dołujące. Spojrzeliśmy sobie w oczy w tym samym momencie. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy, które zaczął ścierać opuszkami swoich palców.
To było okrutne. Stawianie nas po przeciwnych stronach było okrutne. Nie mogłam zignorować tego co zrobił, nie mogłam być tak uległa. Chciałam odzyskać to co straciłam, a nie dostać nową wersję jego. Tą spaczoną przez nią.
To nie był moment, w którym był gotowy zrozumieć, że Suryeon nigdy nie była jego dobrą przyjaciółką. Nawet jeśli zerwał z nią przyjaźń byłam zbyt przerażona tym, że za moment wrócimy do punktu początkowego. Bałam się go zostawić w jej rękach. Nie chciałam tego robić, ale oddalenie się od niego to był jedyny sposób by on oddalił się od niej.
Zaczął przybliżać twarz do mojej. Położyłam opuszki palców na jego ustach, by zatrzymać go przed pocałowaniem mnie. Byłam pełna żalu. To było beznadziejne, że musieliśmy się rozdzielić. Beznadziejne, że nie mogliśmy być szczęśliwi choć było to jedyne czego pragnęliśmy.
Jego zaszklone oczy patrzyły się na mnie. Oboje płakaliśmy tego ranka. Nie chcieliśmy mówić żadnych słów, które mogłyby nas zranić jeszcze bardziej. Zsunęłam dłoń po jego żuchwie i szyi. Wszystkie mięśnie miał napięte. W dół, wzdłuż jego klatki piersiowej, aż w końcu obsunęłam ze mnie jego ciepłe ręce.
Przeszłam obok niego. Miałam jeszcze większe zawroty głowy niż wcześniej. Wszystko co utrzymywało mnie przy świadomości to ściekające łzy. Przytrzymując się ściany wróciłam do pokoju, gdzie od razu schowałam twarz w poduszkę, w którą moje łzy mogły spokojnie wsiąkać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top