57
Wyglądałam przez okno, gdy mijaliśmy autem nowoczesne budynki. Tak jak obiecałam, pojechałam z nim do wytwórni. Byliśmy tak jak mi powiedział już prawie na miejscu.
Pomimo wypadku wciąż dobrze kierował. Miałam obawy przed tym, ale szybko minęły gdy wyruszyliśmy w drogę. Co chwilę jego jedno oko uciekało w moim kierunku. Zupełnie jakby mnie sprawdzał. Nie wiedziałam o co mu chodziło.
-Niebieski pasuje Ci do oczu. Powinniśmy pomalować Ci całe włosy - z zadowoleniem mnie drażnił.
-Może pewnego dnia dostaniesz taką szansę - powiedziałam z uśmiechem. Odwrócił wzrok na drogę. Był teraz o wiele bardziej uważny za co byłam mu wdzięczna. Jednak to co stało się tamtego dnia nie było jego winą. Miałam nadzieję, że o tym wiedział i nie próbował się obwiniać.
-Jesteśmy już na miejscu. Widzisz to ten duży budynek po prawej stronie - spojrzałam w górę chcąc zmierzyć cały budynek wzrokiem. Jednak był tak duży, że nie mogłam zobaczyć jego końca.
Zaparkował niedaleko budynku, zaraz przy drodze. Panował tu dość duży ruch. Wysiedliśmy z auta i stanęliśmy na bezpiecznym chodniku. Nie minęła sekunda, gdy złapał za moją rękę. Jednak na myśl przyszło mi coś o czym zapomniałam wcześniej.
-Nie potrzebuję identyfikatora lub czegoś podobnego, żeby tam wejść? Jeśli dobrze pamiętam ostatnim razem potrzebowałam go - zapytałam dla pewności.
-Wiesz czasami zastanawiam się jak blisko mnie byłaś. Widziałaś te same miejsca co ja i nawet wiesz co ci jest potrzebne żeby się do nich dostać - mówił z podziwem, gdy szliśmy - Ale nie potrzebujesz niczego, gdy jesteś ze mną - wyjaśnił z przelotnym uśmiechem.
-Po prostu unikałam cię - mruknęłam chcąc sprostować sytuację.
Moje oczy na chwilę przykuło szybko jadące auto. Odwróciłam się wciąż śledząc je wzrokiem. Moja głowa zaczęła pulsować, gdy się poddenerwowałam. Jechało o wiele za szybko.
Choć zniknęło mi z oczu, moja ręka puściła tą jego. Głośny pisk opon sprawił, że obsunęłam się na chodnik.
Nieznośny ból wkradł się do mojej głowy.
Nie mogłam go znieść. Czułam jak rozsadzał mi głowę.
-Co się dzieje?!
Mimo, że krzyczał to ledwo go słyszałam. Moje oczy zaszły mgłą. Zakryłam uszy chcąc przestać słyszeć pisk.
-Bo-boli - jęknęłam.
Tak długo jak patrzyłam na brudny szary chodnik, dopiero teraz przed moimi oczami zaczął pojawiać się obraz.
-To krew, krew jest pod naszymi stopami.
Widziałam jasne niebieskie światła odbijające się w białych szykownych butach.
Jego ręce znalazły się na moich.
-Nie ma tu żadnej krwi.
Jego głos zdawał się być coraz lepiej słyszalny. Spojrzałam wyżej, gdzie mogłam go zobaczyć. Był przestraszony.
-Co cię boli?! - jego mocny głos w końcu dotarł do mojej głowy. Zupełnie jakbym odzyskała słuch i wzrok. Ból powoli zniknął.
Przestałam zatykać moje uszy. Jego oczy patrzyły na mnie czekając aż mu odpowiem.
-Co ci jest? Mam wezwać karetkę? Odpowiedz!
Nie chciałam, żeby zwrócił na nas uwagę innych ludzi przez krzyki. Mocno złapałam się jego ręki, żeby przy jego pomocy wstać.
-Lepiej się czujesz? - jego ręce mocno mnie trzymały, tak jakbym miała się zaraz przewrócić.
-Nic mi nie jest - zamrugałam kilka razy. Było tu tak jasno.
-Jedźmy do szpitala, coś jest nie tak - był spanikowany, gdy ja byłam oszołomiona.
-Nie trzeba, już nic mnie nie boli - chciałam go powstrzymać. Kręciło mi się lekko w głowie.
Spojrzałam w dół chcąc znaleźć krew o której mu mówiłam, ale nie było jej. Chodnik wciąż był szary i nie widziałam już żadnych świateł.
-Co jeśli zemdlejesz? Niech lekarz cię przebada - próbował ruszyć mną z miejsca, ale nie chciałam. Miałam dziwne przeczucie, że to było coś innego niż złe samopoczucie.
-Czasami, gdy sobie coś przypominam to źle się czuję - próbowałam mu wyjaśnić. Gdybym trafiała do szpitala za każdym razem gdy sobie coś przypomnę to spędzałabym tam większość czasu - naprawdę jest już w porządku - spojrzałam w jego zmartwione oczy - możemy iść do tego dużego budynku - nie wyglądał na przekonanego, ale z racji tego że zaczęłam iść naprzód, nieodstępywał mnie.
Nie mówiłam już nic, żeby nie musieć z nim o tym dyskutować. Gdy tylko weszliśmy do środka spotkaliśmy się ze spojrzeniem jednej z pracownic. Jungkook kazał jej przynieść wodę do jego studia. Poszliśmy dalej bez żadnych problemów.
-Gdy usiądziesz na pewno poczujesz się lepiej - jego troska o mnie nie znała granic. Pozwoliłam mu się martwić przez ten moment. Wyglądało na to że nie mogłam się tego pozbyć z jego głowy.
Podeszliśmy do drzwi, które wskazał. Wpuścił mnie do środka. Od razu kazał usiąść mi na nie wielkiej sofie. Chodził będąc zdenerwowanym.
-Może powinnaś się położyć - od razu zbliżył się i powoli pomógł mi się położyć. Nie miałam szansy na protestowanie.
-Jungkook nic mi nie jest - próbowałam przekazać mu tą wiadomość.
Jednak ciche pukanie znowu odwiodło go od posłuchania mnie. Gdy tylko otworzył drzwi dostał wodę o którą prosił.
-Przynieś jeszcze poduszkę i koc - usłyszałam zanim drzwi się zamknęły.
Wrócił do mnie ze szklanką wody.
-To bardzo zdrowa i smaczna woda na pewno Ci pomoże - podał mi ją do ręki.
-Brzmisz jakbyś ją reklamował - parsknęłam chcąc, żeby już przestał. Upiłam łyka i oddałam mu szklankę.
-Napij się jeszcze - nalegał. Był bardziej zestresowany ode mnie.
-Jungkook usiądź obok mnie i weź kilka oddechów - wystawiłam do niego rękę.
Zrobił to i usiadł obok uprzednio odstawiając szklankę. Był kompletną panikarą.
-Przypomniałam sobie coś - wyznałam mu - Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
-Co sobie przypomniałaś? - podekscytował się.
Pukanie znowu rozległo się po pomieszczeniu. Poszedł otworzyć drzwi i tym razem wrócił z kocem i poduszką. Usiadłam i oparłam się wygodnie.
Wrócił do mnie i odłożył koc na bok razem z poduszką. Jego ręka znalazła się na moim ramieniu przy tym obejmując mnie. Druga złapała za moją rękę.
-Opowiedz mi o wszystkim - głośne westchnięcie dało mi znak, że trochę się uspokoił.
-Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale widziałam krew obok siebie. Później pojawiły się migoczące światła - próbowałam mu to jakoś opisać, ale nie mogłam znaleźć słów - beton był tak blisko mojej twarzy. Nie jestem pewna czy przewróciłam się, ale moja głowa była zimna - szukałam szczegółów z tego co zapamiętałam - później pojawiły się przede mną białe buty, chyba botki. Nie wiem kto je nosił. Ktoś chyba próbował mi pomóc, ale nie mogłam się podnieść.
Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Czułam niepokój, gdy mówiłam to na głos. Jego ręka przeciągnęła mnie bliżej niego. Myślał przez chwilę o czymś bez dawania mi wskazówek.
-Musiał to być jakiś wypadek, stąd krew - analizował moje słowa.
-Jak wiele wypadków miałam w życiu? - zapytałam mając nadzieję, że pamięta.
-Myślę, że może być to ten po którym zniknęłaś. Nie przypominam sobie o żadnym innym - pochylił się, żeby zajrzeć mi w oczy - na pewno nie pamiętasz kto to był?
-Nie - zaprzeczyłam głową.
-Naprawdę powinienem zająć się tym na poważnie. Nie wiem nawet kto był kierowcą. Przepraszam, że dopiero teraz o tym myślę - czuł się głupio.
-Skupiłeś się bardziej na odnalezieniu mnie niż na sprawcy zdarzenia. Może lepiej zrobiłeś w ten sposób. Możliwe, że byłam nieuważna i sama weszłam pod koła samochodu. Nie skończyło się to aż tak źle. Nie jeżdżę na wózku i wciąż żyję. To naprawdę dużo szczęścia.
-Jeśli szczęściem można nazwać to, że nic nie pamiętasz - wymruczał - ale cieszę się, że w końcu jesteśmy razem. Wyjedziemy z tego dołka, obiecuję.
Mówił o tym w tak optymistyczny sposób, że nawet i ja zaczynałam w to wierzyć. Byliśmy tutaj, razem i to się najbardziej liczyło. Wszystko co złe zdawało się już zniknąć.
Nasz spokój został przerwany przez jego dzwoniący telefon. Puścił mnie, wstał i odebrał. Jego przywitanie było dość energiczne. Nie słyszałam drugiej osoby i kompletnie nie wiedziałam z kim rozmawiał.
-Jestem z T/I - wyjaśnił przy tym spoglądając na mnie - nie wiem, nie czuje się zbyt dobrze. Wolałbym z nią zostać na wszelki wypadek.
Rozmowa wydawała się być dla niego trudna. Byłam ciekawa o co chodziło.
-Wiem, że obiecałem - przygryzł wargę ze zdenerwowania - dopiero tutaj przyszliśmy. Nie mogę zostawić jej samej.
Czekałam aż zakończy rozmowę. Jeśli było to coś ważnego, nie zatrzymywałabym go. Chciałam go zapytać o co chodziło gdy tylko dostałabym szansę. Nie wyglądał na szczęśliwego podczas rozmowy. Po kilku sekundach rozłączył się.
-Kto to był? - od razu zapytałam. Jego lekko spanikowane oczy spotkały moje.
-Namjoon dzwonił.. chciał się ze mną spotkać - schował telefon do kieszeni i usiadł obok mnie.
-Jeśli chodzi o coś ważnego, to możesz iść. Nie będę cię zatrzymywała - patrzyłam jak grzywka opada mu na oczy.
-Nie zostawię cię tutaj samą. Przed chwilą źle się czułaś.
-Nic mi nie jest. Jeśli to był Namjoon to pewnie coś ważnego, powinieneś się z nim spotkać. Zaczekam tutaj albo wrócę do dormu - nasze oczy spierały się ze sobą. Oboje byliśmy uparci. Nie chciałam być przeszkodą.
-Nie wiem ile to potrwa godzinę, dwie - westchnął.
-Nieważne ile, zaczekam - zapewniłam go, chcąc żeby przestał się zastanawiać.
Jego spojrzenie dało mi znak, że uległ moim słowom. Dał mi całusa zanim wstał i uśmiech na pożegnanie.
-Możesz skorzystać z komputera jeśli będziesz się nudzić, a najlepiej to leż i odpoczywaj. Będę pod telefonem, więc dzwoń gdyby coś się stało - powiedział z troską zanim zostawił mnie samą.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Czasami był strasznie uroczy w swoim zachowaniu. Westchnęłam na myśl o siedzeniu tutaj przez następne dwie godziny. Jednak sama się na to zgodziłam i nie mogłam narzekać.
Chwyciłam za koc, żeby się nim okryć. Byłam sama w tym pokoju i kompletnie nie znałam tego budynku. Było to trochę martwiące, ale odgoniłam złe myśli.
Znowu usłyszałam dzwoniący telefon tym razem był to mój. Wyciągnęłam go i od razu odebrałam widząc imię jednego z członków.
-Coś się stało Namjoon? - kompletnie nie wiedziałam po co do mnie dzwonił.
-T/I? Jest z tobą Jungkook?
Jego przyśpieszony oddech mogłam usłyszeć przez słuchawkę.
-Nie, właśnie poszedł na spotkanie z tobą - spokojnie wyjaśniłam.
-Na spotkanie ze mną? Nie umawiałem się z nim. Tak właściwie to chciałem, żeby oddał mi mojego Pendrive. Nic nie wiem o żadnym spotkaniu.
-Więc to nie Ty przed chwilą do niego dzwoniłeś? - byłam zaskoczona.
-Nie, nie mogłem się do niego dodzwonić dlatego wybrałem ciebie. Wychodziliście razem, więc potencjalnie powinien być z tobą.
-Przed chwilą wyszedł. Mogę mu przekazać, gdy wróci żeby do ciebie oddzwonił - zaproponowałam.
-Dzięki T/I, to będzie wielka pomoc. Do później.
-Pa - odpowiedziałam słabo zanim się rozłączył.
Odłożyłam urządzenie na bok i odchyliłam głowę do tyłu. Nie rozumiałam dlaczego mnie okłamał. Głowa zaczynała mnie boleć od samych prób rozmyślania na ten temat. Musiał mieć powód skoro to zrobił.
Jednak z kim w takim razie poszedł się spotkać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top