38
Trzymaliśmy się za ręce i szliśmy wzdłuż ścieżki. Duże kałuże stały w nierównych miejscach ciemnego asfaltu. Wzięłam głęboki oddech rozkoszując się zapachem deszczu. Nie było zbyt dużo rzeczy do robienia, więc wyszłam na spacer z moim gościem.
Wiatr owiewał moją twarz przez co moje policzki były naprawdę zimne. Szliśmy spokojnie, od czasu do czasu omijając kałuże. Martwiłam się tylko o to, że nie zasłaniał swojej twarzy. Po tym co Namjoon mi powiedział obawiałam się, że historia mogłaby się powtórzyć. Co jakiś czas oglądałam się za siebie sprawdzając czy nikt nas nie śledzi. Nie było tu zbyt wielu ludzi, ale musiałam być pewna.
-Boisz się czegoś? Jesteś ze mną bezpieczna - mruknął Jimin.
Pokręciłam głową. Na szczęście nie miał mi tego zbyt długo za złe, że go wczoraj zostawiłam.
-Ostatnio pojawiło się kilka małych kotków u dziadka, chyba go jeszcze pamiętasz. Może chciałabyś jednego?
Wróciłam do wspomnień. Tak dawno go nie widziałam, a ostatni raz nie był przyjemny. Jednak kot w takim momencie nie był dla mnie dobrą opcją. Co jeśli nie będę w stanie zadbać nawet o siebie? Poza tym koty żyją kilka lat. Pokręciłam głową. Nie powinnam brać żadnego z nich.
-Nie chcę - mruknęłam - ale jak on tam trzyma koty, gdy ma tą mysz? - ciarki przeszły przez mój kręgosłup. Albert wciąż mnie przerażał. Do dzisiejszego dnia jego ślepia budziły we mnie strach i zawsze patrzyły na mnie.
-Szczerze nie wiem. Może je jakoś tresuje. Nigdy w to nie wnikałem - roześmiał się.
Również się uśmiechnęłam.
-A on jak się ma? Nie czuł się zbyt dobrze, gdy ostatnim razem go widziałam..
-Wszystko z nim w porządku - zapewniał mnie - Możemy go kiedyś odwiedzić, oczywiście jeśli nie będziesz się bała.
-Naprawdę wydaje się jakby prowadził zoo we własnym domu - jęknęłam - Czy to nie za dużo jak dla tak starego człowieka?
-On to kocha i myślę, że jest dzięki temu szczęśliwy - westchnął - wiesz myślę, że wielu starszych ludzi traci swoje szczęście. Często zostają sami i żyją dla swoich bliskich, a nie dla samych siebie. On jest inny od tych ludzi. Myślę, że odejście stąd będąc szczęśliwym to najpiękniejsza rzecz, która może się nam przytrafić. Ja też chciałbym umrzeć będąc szczęśliwym i zadowolonym ze swojego życia.
Analizowałam jego słowa i próbowałam przyporządkować je do swojego życia. Ciężko było nazwać moje życie szczęśliwym, ale czy byłam zadowolona z tego co w nim zrobiłam? Czy też powinnam zacząć myśleć w ten sposób? Może byłam zbyt pesymistycznie do tego nastawiona..
-Ale czemu nagle zaczęliśmy gadać o śmierci? Na pewno jeszcze długo będzie żył, tak samo jak my - powiedział entuzjastycznie.
-Masz rację - mruknęłam. Ta jedna wiadomość ciągle tkwiła mi w głowie. Powinnam się cieszyć tymi momentami, a zamiast tego tylko się martwiłam.
Zatrzymał się nagle, ja też przystanęłam. Puścił moją rękę. Zamiast tego ujął moją twarz w swoje dłonie. Patrzył mi się w oczy.
-Masz tak zimne policzki, wracajmy już. Nie chcę, żebyś przemarzła - ponownie zostawił moją twarz i złapał za również zimną dłoń. Zauważał tyle rzeczy, chociaż niektórych z nich nie dał po sobie poznać. Chciałam wiedzieć jak to robił.
Tym samym temptem co wcześniej udaliśmy się w stronę mieszkania. Ten spacer nie był zbyt długi, ale dla mnie wystarczał. Wkrótce jego głos złamał ciszę pomiędzy nami.
-Może pewnego dnia pójdziemy do mnie? Albo się przeprowadzisz? Taehyung nie lubi, gdy przychodzę. W ten sposób byśmy go nie denerwowali - zaproponował.
Nie byłam pewna czy jest to dobre posunięcie. Spotykanie się z nim było już dla mnie dużym krokiem, ale mieszkanie z nim budziło we mnie niepokój. Westchnęłam cicho.
-Chciałabym najpierw wszystko poukładać, a dopiero później o tym pomyśleć - wyjaśniłam spokojnie.
-Coś cię powstrzymuje przed tym? Masz jakieś problemy? Z chęcią ci pomogę..
-Nie, na razie nie możesz mi pomóc - mruknęłam - powiem Ci za jakiś czas o co chodziło, obiecuję - spojrzałam w górę wprost na jego boczny profil.
Przytaknął mi i już więcej nie pytał. Byłam wdzięczna, że nie drążył tego tematu. Bezpiecznie wróciliśmy do mieszkania. Musiałam otwierać je własnymi kluczami, które jakiś czas temu dostałam. Wyglądało na to, że Taehyung gdzieś poszedł, a my wciąż byliśmy sami.
Usiadłam wygodnie na kanapie, a on dołączył do mnie. Chwyciłam za pilota i włączyłam jeden z pierwszych kanałów. Tak jak zwykle leciała jakaś drama.
-Może zaparzę herbatę? - wyszeptał.
-Ja to zrobię - zerwałam się z kanapy. Nie dałam mu ani sekundy na protest. Poszłam do kuchni, gdzie od razu wstawiłam wodę.
Ding dong
Zanim wzięłam kolejny oddech usłyszałam dzwonek. Bez myślenia dwa razy podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Myślałam że Taehyung już wrócił, ale przerosło to moje oczekiwania.
Wszystko nagle zastygło, razem ze mną. Patrzyłam się na niego, a on na mnie. Moje usta rozchyliły się niewiedząc co powiedzieć. Miał ręce schowane za plecami.
-Mogę wejść? - zapytał cichym głosem.
Zastanawiałam się co zrobić. Zaprosić go lub zamknąć mu drzwi przed nosem.
-Jeśli nie będziesz szaleć i się złościć, możesz wejść.. - nie byłam pewna czy dobrze postępuję. Nie było tu nawet Tae, który mógłby uratować sytuację.
Patrzyłam na to jak Jungkook wchodzi ostrożnie do środka. Szmer butów Jimina obijających się o jego stopę przyprawił mnie o dreszcze. Spojrzał pod nogi i przesunął je na bok jakby nigdy nic.
Byłam bardzo zestresowana. Skupił swoją uwagę ponownie na mnie. Jego ręka poruszyła się. Moim oczom ukazał się duży bukiet róż, który wyciągnął zza pleców.
-Przepraszam za to co powiedziałem. Czasami mówię coś bezmyślnie. Nie chciałem tego powiedzieć. Żałuję, że musiałaś to usłyszeć. Nie myślę tak o tobie. Proszę, wybacz mi.
W pełnym skupieniu przyglądałam się kwiatom. Musiał dowiedzieć się od Namjoona za co byłam zła. Jednak to nie było wszystko. Tą jedną małą rzecz potrafiłam mu wybaczyć. To był pierwszy raz, gdy przyszedł do mnie z kwiatami. Podniosłam wzrok ilustrując go. Ubrał się ładnie, miał na sobie różową koszulę. Było widać, że się postarał i zależało mu na tym. Obawiałam się tylko tego, że znów się pobiją.
Zbliżyłam się do niego i chwyciłam za bukiet. Nie mogłam pozwolić, żeby poszedł do salonu w którym siedział Jimin. Dlaczego musiał przyjść właśnie dzisiaj? Czułam, że i tak się spotkają. Może Jimin już go usłyszał. Byłam nieprzygotowana.
Docisnęłam bukiet do siebie i złapałam go za rękę. Musiałam jakoś to zrobić. Powoli zaprowadziłam go do kuchni. Odłożyłam bukiet na stół i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania.
-Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - zapytał niczym dziecko.
Wróciłam wzrokiem do niego. Błagał mnie swoim spojrzeniem.
-Tak, wybaczam Ci - powiedziałam to czego chciał.
Kącik jego ust podniósł się. Odetchnął, a jego twarz od razu stała się weselsza.
-Dziękuję - parsknął śmiechem - ale ty wyglądasz jakbyś jeszcze bardziej się stresowała niż ja.. - przygryzł wargę - mogę Ci coś powiedzieć? - pochylił się do mnie.
-Tak.. - niepewnie patrzyłam się na niego. Jego uśmiech powiększył się.
-Wiem, że tutaj jest - jego zdarty głos dał na chwilę o sobie znać - Mamy trochę do pogadania. Powinnaś ze mną pójść.
Przerażał mnie jego ton głosu. Odwrócił się i poszedł swoją drogą. Przestraszyłam się i pobiegłam za nim. Co jeśli naprawdę coś działo się w jego głowie?
-Nie idź tam! - krzyknęłam za nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top