32

Włożyli mi maskę na twarz. Och boże czy to aż tak poważne? Nie mogłam przestać myśleć w ten sposób. Leżałam sama w gabinecie, nie było tu nikogo bo pielęgniarka wyszła. Patrzyłam w biały sufit i farbę, która zdawała się odpadać.

Może już wiedzieli co mi jest, a może jeszcze nie. Milczeli nie chcąc zdradzać szczegółów, a ja coraz bardziej się martwiłam. Ustrojstwa, które przyczepili na moje ciało. Nie wiedziałam nawet co to jest. Wiedzieli co robili w przeciwieństwie do mnie.

Drzwi otworzyły się z małym skrzypnięciem, a przez nie weszła pielęgniarka w swoim fartuchu. Podeszła do mnie dzięki czemu złapałam z nią kontakt wzrokowy.

-Wszystko w porządku? Nie kręci się Pani w głowie?

Zaprzeczyłam głową. Ostrożnie zdjęła maskę z mojej twarzy. Podeszła do komputera, a ja usiadłam. Wklepywała coś na klawiaturze. Było mi zimno bo byłam w krótkim rękawku.

-Dobrze, może się Pani ubrać. Pójdziemy do gabinetu lekarza - powiedziała z uśmiechem.

Jej uśmiech wcale mi nie pomagał. Jak mogła się cieszyć gdy pracowała w takim miejscu? Przecież każdy umiera tu każdego dnia. Zabrałam swoje rzeczy i wstałam z leżanki.

Poprowadziła mnie od samego progu, przez cały korytarz. Zaprosiła mnie do środka.

-Proszę usiąść, lekarz zaraz przyjdzie - wskazała mi miejsce.

Usiadłam na plastikowym krzesełku. Drzwi do pomieszczenia obok były otwarte. Słyszałam stamtąd rozmowę dwóch lekarzy. Musieli dyskutować o tym? Powinnam się bać? Co jeśli wejdą z tekstem "ma Pani raka i pozostał tylko jeden tydzień życia". Co wtedy bym zrobiła? 

Drzwi skrzypnęły, prawie już wyszli. Jednak coś ich tam zatrzymywało. Musiało to być coś skomplikowanego, coś czego ja bym nie potrafiła zrozumieć.

-Jestem pewny.

Patrzyłam na ciemne włosy, które wystawały zza futryny. Jeszcze gorzej się denerwowałam, gdy tak długo zajmowało im samo wyjście z pomieszczenia. Złączyłam ze sobą dłonie, które były mokre.

-Dobra, okej, dobra, dobra - powtarzał w kółko.

Podczas, gdy jeden z nich gadał drugi wyszedł. Spotkałam się z jego oczami.

-Dzień dobry - podszedł i podał mi rękę.

Usiadł za biurkiem na wprost mnie. Serce szybko mi biło. Przełknęłam ślinę, gdy zaczął coś przeglądać.

-Coś mi dolega? - zapytałam nieśmiało. Panowała niezręczna cisza między nami.

Podniósł nos z papierów i spojrzał na mnie.

-Zaczekajmy jeszcze chwilkę, dobrze?

Przygryzłam wargę. Dlaczego tak to przedłużał? Drugi lekarz wyszedł z pomieszczenia i również się ze mną przywitał. Stanął przy biurku i wlepił we mnie wzrok.

-Dobrze, możemy zaczynać? - popatrzył na współpracownika. Gdy w końcu doszli do zgody zabrali głos.

-Pani T/I po dość długich badaniach znalazłem przyczynę ostatnich omdleń i bólów. Przejrzałem Pani historię i okazało się, że wpisano Pani zawał serca, gdy nie był on przyczyną złego stanu zdrowia - wyjaśniał na spokojnie - Takie pomyłki zdarzają się dość często, wynikają one z tego że objawy obu chorób są dość podobne.

-Jestem chora? - wymsknęło mi się z ust. Chciałam, żeby przeszedł do sedna.

-Cierpi Pani na nadciśnienie płucne.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam najpierw na jednego, a później na drugiego.

-Co to znaczy?

Moje gardło się zacisnęło.

-Objawami tej choroby jest między innymi szybkie męczenie się, omdlenia, bóle klatki piersiowej i jeszcze kilka innych.. - oparł się na biurku - inaczej mówiąc bardzo szybko się Pani męczy, a to może utrudniać codzienne funkcjonowanie.

-Nie przykuwałam do tego zbyt dużej uwagi.. - mruknęłam.

-W Pani przypadku ta choroba wydaje się być dość bardzo rozwinięta, dlatego jest to dużym problemem - westchnął - nie da się do końca wyleczyć choroby, jednak można dbać o siebie, unikać przemęczenia i dzięki temu opóźniać postępowanie.

-Więc nie jest to niebezpieczne? Mogę z tym żyć, prawda? - ich słowa mnie zmartwiły.

-Pani ciąża bardzo obciąża organizm. Ciężko jest żyć z tą chorobą dla pojedynczego organizmu, ale gdy jest również tutaj mowa o dziecku jest to naprawdę nie dobra sytuacja. Oddycha Pani za dwie osoby, Pani serce bije za dwie osoby. Mogą wystąpić komplikacje i dziecko może źle się rozwijać. Dla Pani również będzie to bardzo ciężkie. Lepiej byłoby usunąć dziecko dla własnego zdrowia.

Poczułam ukłucie w sercu. Łzy napłynęły mi do oczu.

-Ale ginekolog powiedział, że wszystko jest w porządku - próbowałam złapać się ostatniej deski ratunku.

-Na ten moment jest wszystko w porządku z dzieckiem, ale Pani zdrowie się pogarsza. Dziecko będzie odbierać Pani siły. To trudna decyzja, ale jeśli chce Pani żyć dłużej..

-Mogę umrzeć przy porodzie? - wtrąciłam się mu w zdanie.

-Szanse są połowiczne, ale nie ma również gwarancji że dziecko przeżyje. Nic nie jest przesądzone jednak na pewno będzie ciężko. Wszystko zależy od Pani. Zdecydowanie się na kontynuację ciąży zwiększa ryzyko zgonu.

Gula pojawiła się w moim gardle. Co mam zrobić?

-To trudna decyzja dlatego nie wymagam, żeby zdecydowała się Pani teraz. Jednak czas ucieka, a to działa na Pani niekorzyść. Proszę się zastanowić i dać znać. Tutaj jest recepta - podsunął mi ją.

Potwierdziłam głową mimo, że czułam się oszołomiona. Wstałam z krzesła i wyszłam na korytarz. Moje nogi były jak z waty. Trzymałam się ściany, gdy zakręciło mi się w głowie. Osunęłam się na podłogę.

-Wszystko w porządku? Dobrze się Pani czuje?

Pielęgniarka podbiegła do mnie i pomogła mi wstać.

-Proszę usiąść, napije się Pani wody? - pomogła mi usiąść na krzesełku.

Coś mnie dusiło, ręce mi się trzęsły. Było mi strasznie gorąco. Podała mi kubek zimnej wody. Od razu się na piłam.

-Proszę tu posiedzieć, zaraz powinno być lepiej - poklepała mnie po ramieniu i poszła dalej.

Nie mogłam usłyszeć gorszych słów. Musiałam wybrać pomiędzy sobą, a dzieckiem. Jak miałam to zrobić? Miałabym je zabić? Jak mogłabym żyć po tym?

Wypiłam do dna i wstałam. Wyrzuciłam plastik do kosza i poszłam do wyjścia. Na moje szczęście ktoś wysiadł z taksówki. Szybko tam podeszłam i złapałam ją zanim odjechała. Podałam adres i usiadłam z tyłu.

Kierowca prowadził, a ja otworzyłam torebkę żeby sprawdzić czy Taehyung do mnie nie pisał. Było pusto. Nawet Jungkook przestał mnie denerwować.

Miałam spokój, wreszcie zostałam sama. W domu pewnie też nikogo nie było. Teraz chciałabym móc z kimś o tym porozmawiać, ale nie został nikt. Wzięłam głęboki oddech. Chciałam dotrzeć na miejsce, zamknąć się w ciemności i móc się wypłakać. Łzy ciągle stały w moich oczach, a ja nie chciałam żeby opadły.

Wlepiłam kilka banknotów dla kierowcy, gdy się zatrzymał i wysiadłam. Poszłam do drzwi budynku i przez nie przeszłam. Długie schody, aż na samą górę zaczynały się właśnie tutaj.

Myśląc o tym, czy w przyszłości dałabym radę tam wejść? Jak wiele kroków będę w stanie postawić? Przestanę chodzić bo będzie to dla mnie zbyt męczące? Czy będę przywiązana do łóżka, aż do samego końca?

Chwyciłam się barierki i stawiałam kroki jeden za drugim.

Ale jeśli usunęłabym dziecko, jak długo bym żyła? Wciąż bym odliczała czas. Jak będzie wyglądał mój koniec? Pojedyncze łzy zaczęły ściekać po moich policzkach. Będę żyła rok, dwa lata dłużej? Co mi to da? Nie będę potrafiła tym się cieszyć. To wciąż będzie piekło, które będę musiała znosić dłużej.

Przygryzłam wargę, aż poczułam metaliczny posmak w ustach.

Czy ojciec się teraz liczy? Chcę, żeby przynajmniej jedno z nas mogło żyć dalej. Chcę zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Usłyszeć jego płacz.

Obraz przed moimi oczami był coraz bardziej rozmazany. Włożyłam klucz do zamka i otworzyłam drzwi. Gdy tylko weszłam, oparłam się o nie plecami a one się zamknęły. Opadłam na podłogę.

-Jak mogę zabić dziecko? - wyszlochałam - Nie ważne jak problematyczne ta sytuacja jest. Nie potrafię podjąć się takiej decyzji. Nie potrafię zostać morderczynią.

Zakryłam dłońmi twarz. Nie mogłam się z tym pogodzić. Kto stworzył taki okrutny świat? Gdzie jest sens życia, gdy wokół jest tylko cierpienie? Jestem temu winna? Dlaczego wszystkich tracę? Teraz przyszła pora na mnie?

Poczułam ciężar na nogach. Opuściłam dłonie żeby zobaczyć kto to. Puchata kulka przyszła do mnie. Przytuliłam go do siebie i pozwoliłam sobie na uwolnienie bólu.

-To koszmar, prawda? To tylko koszmar..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top