30
Ludzie znikali w mgnieniu oka. Jechał tak szybko, że ledwo mogłam zobaczyć ich twarze. Jego ręka była rozluźniona, gdy spoczywała na kierownicy. Patrzyłam się na drogę i pasy, które znikały z każdym metrem. Byłam taka zdenerwowana..
-Nie jest ci zimno?
Jego głos przedarł się przez panującą ciszę.
-Nie - mruknęłam.
Ścisnęłam swoje ręce. Może go nie będzie? Chciałam mieć nadzieję, że się na niego nie natknę. Przechodził sam siebie, ale po tym wszystkim. Czemu się dziwiłam?
Znajoma brama była przed nami i zaczęła się otwierać. Może ich uprzedził? Nie był to najlepszy pomysł. Płynnie podjechał pod same drzwi.
-Wziąć coś szczególnego? Czy to co wpadnie mi w ręce?
Zgasił silnik i odpiął pas. Jego ręka była na klamce.
-Weź to co się przyda. Tylko wróć szybko - zmarszczyłam czoło.
Opuścił samochód w mgnieniu oka. Drzwi od budynku zamknęły się za nim. Zostałam sama ze ściskającym się brzuchem. Jeśli nagle by się tutaj zjawił, co miałabym zrobić?
Błądziłam wzrokiem po budynku, na którym zauważyłam kamery. Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Z drugiej strony było to normalne. Byli celebrytami nawet jeśli prywatnie wydawali się być całkowitym przeciwieństwem tego słowa. Czasami o tym zapominałam.
-Czemu jest tam tak długo? - zapytałam sama siebie.
Niecierpliwiłam się, a czas wydawał się ciągnąć. Momentami miałam ochotę pójść tam i sprawdzić czy wszystko w porządku, ale później wycofywałam się przypominając sobie o tym że może być jeszcze gorzej. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym.
Nagle ktoś zapukał w szybę sprawiając, że moje serce od razu przyspieszyło. Odetchnęłam z ulgą, gdy zauważyłam Hobiego. Odsunęłam okno w dół, żeby móc z nim porozmawiać.
-Cześć T/I wracasz do nas? - od razu zapytał.
Wyglądało na to, że naprawdę miał nadzieję.
-Przepraszam, ale nie.. - jego usta spłaszczyły się w prostą linię.
-Nie przepraszaj. Możesz robić co chcesz.. - westchnął - ale odzywaj się czasami. Tak dziwnie jest tu bez ciebie.
-Nie zapomnę.. - lekko się uśmiechnęłam - będzie mi was brakować..
Trzask drzwi zakończył naszą rozmowę. Spojrzałam na Taehyunga. Był cały we krwi. Zerwałam się z siedzenia i szybko wysiadłam.
-Taehyung?! - podbiegłam do niego - Co się stało? - oparł się o samochód i spuścił głowę. Miał uszkodzony nos - To on ci to zrobił?! - wkurzyłam się.
Wyglądało na to, że nie wziął niczego. Wyjęłam chusteczkę i mu podałam.
-Chodźmy stąd - przyłożył chusteczkę do nosa.
Kolejny raz ktoś oberwał przeze mnie. Zacisnęłam ręce w pięść. Złość narastała we mnie. Za kogo on się uważał? Miałam dość tego, że krzywdził ludzi wokół mnie.
-Idę do niego - wysyczałam.
Taehyung od razu chwycił za moją rękę.
-Nie idź. Nie trać na niego czasu i swoich nerwów.
-On nie może krzywdzić każdego kto się tylko do mnie zbliży! - wykrzyczałam i zabrałam rękę.
Ruszyłam w stronę wejścia. Złość roznosiła mnie. Musiałam to ukrócić zanim się pogorszy.
-Stój! - krzyknął za mną.
Śmiało otworzyłam drzwi i weszłam do salonu, w którym byli pozostali członkowie. Od razu mnie dostrzegł.
-T/I.. - podszedł do mnie.
Bez zastanowienia zamachnęłam się i uderzyłam go w twarz. Patrzył na mnie zaszklonymi oczami.
-Co ty wyprawiasz?! Postradałeś zmysły?! - warknęłam w jego stronę - Nie jest Ci wstyd traktować tak przyjaciela?
Patrzył się na mnie w ciszy. Nie potrafiłam opanować złości.
-Myślisz, że będę czuła się dobrze z tym, że kogoś uderzysz? Myślisz, że cię pochwalę, będę dumna? Jak możesz traktować tak swoich przyjaciół?!
W jego ręce zauważyłam siatkę. Były w niej moje ubrania.
-Pobiłeś go za torbę ubrań? - zmarszczyłam czoło - Nienawidzę cię i tego jak się zachowujesz! - wyrwałam mu z ręki siatkę - nie zbliżaj się do mnie, a tym bardziej do niego. Nie próbuj mnie nawet szukać i dzwonić bo i tak nie odbiorę! - wydarłam się na niego.
Oddychałam nierównomiernie. Dopiero teraz zobaczyłam miny członków. Odwróciłam się i po prostu poszłam do wyjścia. Nie obchodziło mnie to jak się poczuł, zasłużył sobie na to.
-T/I!!! - usłyszałam za sobą jego głośny szloch - PRZEPRASZAM!! - krzyczał za mną desperacko.
-Jungkook! - ktoś za nim krzyknął.
Wyszłam przed dorm i od razu podeszłam do Tae.
-Wsiadajmy i zabierajmy się stąd - poklepałam go po plecach.
-T/I BŁAGAM PRZEBACZ MI! - wybiegł na zewnątrz.
Czym szybciej obeszłam samochód, żeby do niego wsiąść.
-T/I!!
Poczułam ucisk na ręce. Nie mogłam się uwolnić.
-Błagam wybacz mi, zmienię się.
Objął mnie mocno ramionami i przytulił do siebie. Nie mogłam się poruszyć.
-Błagam zostań. Stanę się lepszy, obiecuję - głośno płakał.
-Nie, Jungkook. Puść mnie - warknęłam.
-Zrobię dla ciebie wszystko. Wyprowadzę się, tylko Ty tu zostań. Błagam! - płakał jak dziecko.
-Powiedziałam że nie. Przestań już! - próbowałam go jakoś odepchnąć.
-Ale proszę cię!
-Zostaw ją do cholery!
Jego ręce z trudnością odczepiły się ode mnie. Taehyung stanął przede mną.
-Ona tego nie chce, nie rozumiesz?! - wrzasnął.
-Ale T/I.. - powiedział ze łzami rozlanymi na całej twarzy.
-Wsiadaj do środka - powiedział cicho. Ubezpieczał mnie ręką.
Szybko to zrobiłam. Pozostali zdawali się być w gotowości gdyby coś złego miało się wydarzyć. Zamknęłam okno, żeby nie musieć go słuchać. Patrzył na mnie z desperacją wyrytą na twarzy.
Tae lekko odepchnął go do tyłu i coś mu powiedział. Gdy tylko go zostawił, członkowie podeszli do Jungkooka w asekuracji. Cała ta sytuacja była chora.
Wsiadł do auta, nie zapominając o obserwowaniu młodszego. Odpalił auto i wycofał powoli do tyłu. Zrobiło mi się słabo, dlatego otworzyłam okno, gdy pozostawiliśmy ich w tyle.
-Nie wiedziałem, że taki jest.. - zaczął cicho - nic ci się nie stało?
-Nie - powiedziałam równie cicho co on - a tobie?
-To tylko trochę krwi i przestała już lecieć. W mgnieniu oka nie będzie już nic widać.
Mogłam odetchnąć gdy wiatr zaczął uderzać w moją twarz. Było zimno, ale poczułam się lepiej.
-Nie zrobiliśmy jeszcze zakupów..
-Odechciewa mi się wszystkiego - mruknęłam - mogę jeść wiecznie płatki, jeśli jem je z tobą to nic mi nie będzie przeszkadzać..
-Nie wiem czy to zdrowe.. - mruknął.
-Po prostu wracajmy do domu - westchnęłam.
To było takie męczące.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top