3

Płatki śniegu opadały spokojnie. Porywczy wiatr uderzał we mnie, gdy szedłem. Pochyliłem się, żeby spojrzeć co robi. Uspokoiła się i wtuliła w moją kurtkę.

-On.. - chciałem dowiedzieć się kilku rzeczy, ale ciężko było mi o nie zapytać - zrobił ci coś złego? - wpatrywałem się w nią.

Nie odpowiedziała mi. Nie chciała się na mnie patrzeć. To był jej wybór, ale po tym wszystkim chciałem mieć szansę na rozmowę.

Wyszliśmy z lasu prosto na plażę. Jej oczy rozszerzyły się, a ja spojrzałem w kierunku, w którym były zwrócone jej oczy.

Jimin

-Puść - pociągnęła mnie za bluzę, żeby zwrócić moją uwagę.

Zatrzymałem się, a ona powoli zeszła. Złapałem ją za rękę żeby nie uciekła.

-Schowaj się za mną.

Patrzyła na mnie z niechęcią. Nie zamierzałem się nią dzielić. Pociągnąłem ją i schowałem za sobą. Próbowała się pozbyć mojej ręki, ale ja jeszcze mocniej ją trzymałem. Jimin podszedł powoli.

-Ona nie chce cię, zostaw ją - patrzył mi się prosto w oczy.

-Szkoda, że tego nie rozumiałeś, kiedy zbierałeś ją ze szpitala. Nie wierzę, że masz taki tupet.

Jego oczy spoczęły na niej.

-Ona mnie kocha, nie ciebie.

-Twoje kłamstwa, ale na pewno nie ciebie - warknąłem. Denerwowała mnie jego postawa.

-Nie musiałem kłamać. Sam jej pokazałeś kim jesteś.

-Wierzyła we wszystko co jej powiedziałeś! - nie wytrzymałem i puściłem ją. Podszedłem do niego i złapałem go za fraki - Już nigdy jej nie skrzywdzisz! - uderzyłem go w brzuch, aż się skulił.

Po chwili usłyszałem jego chichot.

-Jesteś taki głupi.

Jego chichot był denerwujący. Niespodziewanie wyprostował się i uderzył mnie z pięści w twarz. Cofnąłem się kawałek i złapałem za obolały nos.

-Żałosne - uśmieszek nie znikał z jego twarzy. Wytarłem nos z krwi - nawet bardzo - dodałem.

Nie tracił ani chwili czasu. Rzucił się na mnie z pięściami, a ja dostałem po twarzy.

Upadłem na plecy.

Szybko doskoczył do mnie i znalazł nade mną.

Złapałem go za szyję, tak samo jak on mnie. Obróciliśmy się stronami. Moja ręka zaciskała się na jego szyi, tak samo jak on na mnie.

-Ty gnoju - wysyczałem.

Puściłem jego gardło i uderzyłem go z pieści w twarz.

Drugi raz i kolejny.

Jego uścisk się poluźnił. Oderwałem jego rękę od mojej szyi.

-Nie będziesz jej miał! - uderzyłem go - Nie oddam ci jej! - uderzyłem go drugą pięścią. Jego twarz coraz bardziej pokrywała się krwią, a ja coraz bardziej byłem wściekły - Słyszysz?! - potrząsnąłem nim. Wydawał się być nieprzytomny.

-Przestań!

Usłyszałem jej przerażony krzyk. Znalazła się przede mną zakrywając go samą sobą.

-Ty potworze! - słyszałem jej trzęsący głos.

Patrzyłem na nią w ciszy, a złość powoli ulatywała ze mnie.

Czemu jesteś taka łatwowierna?

Zadawałem sobie to pytanie. Byłem zawiedziony.

-T/I.. - Wstałem z niego i spojrzałem na nią.

-Zostaw nas - chowała swoją twarz w nim - Proszę.

Nie mogła z nim zostać. Nie mogłem jej stracić.

Odciągnąłem ją od niego, pomimo jej sprzeciwu.

-Puszczaj!! - próbowała rozdzielić moje ręce żeby się uwolnić.

-Przestań ze mną walczyć! - krzyknąłem.

-N-nie - płakała.

Jej łzy były dla mnie najgorszą rzeczą w tej sytuacji. Wypuściłem ją z objęć.

-Posłuchaj - chwyciłem jej nadgarstek i odwróciłem przodem do siebie. Jej twarz była zalana we łzach. Pochyliłem się do przodu i objąłem dłońmi jej twarz - To ja jestem twoim chłopakiem - patrzyłem się w jej oczy - To ja jestem tym którego kochasz - Zmarszczyłem czoło - Jestem twoim narzeczonym..

Przez moment nie ruszała się. Dopiero po kilku sekundach zaczęła poruszać głową na boki.

-Wolałabym umrzeć niż być z tobą - jej ton głosu był poważny, ale i zarazem cichy - Nic nas nie łączy - zabrała moje dłonie z twarzy - Po prostu mnie zostaw - jej głos stawał się coraz bardziej intensywny - Nie chcę być twoją narzeczoną. Zrywam zaręczyny!

Spoliczkowała mnie.

Jej ostatnie słowa nie wychodziły z mojej głowy. Chciała odejść, ale złapałem jej nadgarstek.

-Nigdzie nie pójdziesz - powiedziałem nietrzeźwo.

Mój żołądek stał się ciężki. Nie mogłem w to uwierzyć. Ona nawet nie zastanawiała się nad tym.

Czemu mi to robi?

Po trzasnąłem głową i wróciłem do rzeczywistości.

-Nie próbuj krzyczeć i tak nikt Ci nie pomoże - ostrzegłem, zanim ją podniosłem. Przerzuciłem ją sobie przez ramię.

Nie pozwolę jej tak łatwo odejść.

Ignorując jej krzyki poszedłem w stronę samochodu. Starałem się być obojętny, ale nie mogłem. Otworzyłem drzwi i powoli wsadziłem ją do środka przy okazji uderzając się w głowę.

-Nie próbuj uciekać, bo i tak cię złapię - jej oczy mówiły mi wszystko, nawet jeśli usta przez chwilę były zamknięte. Strach połączony z nienawiścią był wycelowany prosto we mnie. Pochyliłem się i zapiąłem pas bezpieczeństwa. Odsunąłem się i zamknąłem drzwi.

Obszedłem samochód mając na sobie jej wzrok. Usiadłem za kierownicą, a ona od razu odsunęła się w przeciwną stronę.

-Nie bój się mnie - popatrzyłem na nią i delikatnie złapałem za jej dłoń. Od razu zostałem pozbawiony jej dotyku - Już nic ci nie grozi - zabrałem dłoń i umiejscowiłem ją na kierownicy.

Spojrzałem jeszcze raz przed siebie przypominając sobie o Yeontanie. Wygląda na to że został z Jiminem, ale może to lepiej. Może nikt go nie okradnie. Odpaliłem samochód i powoli zaczęliśmy się oddalać.

-Nie jest Ci zimno? - próbowałem nawiązać z nią rozmowę, ale milczała - Mam nadzieję, że nie - odpowiedziałem sam sobie.

-Czemu go tam zostawiłeś? - powiedziała z pretensją - On.. - patrzyła przed siebie ze łzami w oczach - może coś mu się stać..

W ciszy myślałem nad jej słowami. Może miała rację, że nie powinienem go tak zostawiać, ale byłem zły. Okłamywał mnie przez ten cały czas i udawał przyjaciela. Nie mogłem tego zrozumieć.

Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem z niej telefon. Wystawiłem do niej rękę.

-Zadzwoń do któregoś z chłopaków, tylko nie do Jimina, inaczej nikt go nie zgarnie - wytłumaczyłem. Powoli przechwyciła telefon - hasło to twoje imię.

Jej palce zaczęły poruszać się po klawiaturze, obserwowałem co robi jednocześnie starając się nie zbaczać z drogi.

Po kilku sekundach przyłożyła telefon do ucha. Nie słyszałem dobrze rozmowy jedyne co wiedziałem to że rozmawiała z Taehyungiem. To było interesujące, że nadal miała z nim taką więź. Miałem nadzieję, że będzie w stanie poczuć coś do mnie.

-Mogę do niego też zadzwonić? Nie chcę żeby się martwił..

-Nie potrzebuje wiedzieć co z tobą. Nie będzie cię już dłużej kontrolował.

Zmarszczyła brwi i ze smutnym wzrokiem oddała mi moją własność. Musiało na razie tak być, nawet jeśli jej się to nie podobało.

Po kilku minutach dotarliśmy do celu. Stanąłem na podjeździe i zgasiłem auto. Jej wzrok lądował co chwilę na innej części samochodu.

-Jesteśmy już na miejscu - oznajmiłem.

Wysiadłem z auta i obszedłem je. Stanąłem obok jej drzwi i otworzyłem.

-Proszę, pozwól mi odejść - przełknęła ślinę.

-Nie stawiaj oporu.. - westchnąłem - Nic złego przecież się nie dzieje - nadal nie chciała się na mnie patrzeć - i nic się nie stanie - dodałem. Czułem się jakbym mówił do skały.

Nie chciała mnie zaakceptować. Nadal brnęła w jego kłamstwa. Chciałem ją zrozumieć, ale chciałem również żeby i ona spróbowała zrozumieć mnie.

-Mam cię stąd wyciągnąć siłą? - patrzyłem na jej twarz.

Zaprzeczyła głową.

Odsunąłem się kawałek, a ona powoli wysiadła. Chciałem złapać ją za rękę, ale odsunęła się.

-Nie dotykaj mnie.

-Więc ty nie uciekaj - odpowiedziałem trochę ostro.

Wyciągnąłem klucze i podszedłem do drzwi. Nie byłem w tym domu od jakiegoś czasu. Nie mogłem znieść tych czterech ścian i wszystkiego co przypominało mi ją.

-Zapraszam do środka - powiedziałem gdy otworzyłem drzwi. Nie wyglądała entuzjastycznie - To także twój dom - powiedziałem dla jasności - Zawsze nim był..

Czekałem chwilę, aż się ruszy jednak stała jak słup podczas gdy na zewnątrz był mróz. Chwyciłem za jej nadgarstek i wciągnąłem do środka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top