16
Pov Taehyung
-Gdzie jesteś?
-Nie wiem.
Nie mogłem uwierzyć w jego brak odpowiedzialności.
-Czemu się schlałeś? Gadaj gdzie jesteś. Wszyscy się o ciebie martwią!
-To nie ma znaczenia.
-Nie zachowuj się jak dziecko, to nie jest czas na to.
-Nie mam nic do stracenia.
Westchnąłem. Musiałem sprowadzić go do domu.
-Masz i to dużo. T/I pytała dzisiaj rano o ciebie.
-Naprawdę? Kłamiesz.
-Chcesz ją zamartwiać? Miałeś ją odzyskać, a nie oddalać się od niej. Gdzie jesteś? T/I czeka na ciebie.
Musiałem wcisnąć mu kłamstwo, żeby go przekonać. Po krótkiej ciszy myślenia odezwał się.
-Jestem tam gdzie zawsze.
-Okej, zaraz będę. Nie rób głupstw.
Chciałem się rozłączyć, ale znowu się odezwał.
-Ona mnie nienawidzi, prawda?
Westchnąłem na jego słowa.
-Powiem Ci coś, gdy będę na miejscu. Zaczekaj na mnie.
-Dobra.
Rozłączyłem się.
Wyglądało na to, że miał kryzys. Zawsze robił głupoty w takich momentach, dlatego musiałem się pospieszyć.
Wstałem od stołu, przy którym siedział Namjoon i Hobi.
-Jadę po niego - oznajmiłem.
-Może pojadę z tobą? Spadłeś z drabiny to nie jest dobry pomysł żebyś prowadził auto - nalegał Hobi.
-Tylko trochę się obiłem, to nic takiego - machnąłem ręką.
Poszedłem po kurtkę, którą od razu założyłem i wrzuciłem do niej telefon. Nie tracąc czasu wyszedłem i wsiadłem do samochodu.
Budynek do którego zmierzałem nie był daleko, dlatego powinienem dotrzeć tam w mniej niż dziesięć minut. Musiał pójść tam na piechotę, skoro jego auto stało w garażu.
Nagle na drodze ktoś stanął zatrzymałem się z piskiem opon. Nie mogłem uwierzyć w to co wyprawiał. Otworzyłem okno.
-Jeon, zejdź z tej drogi! - pipnąłem na niego.
Uśmiechnął się i potuptał na chodnik. Zjechałem na pobocze i wysiadłem.
-Co ci strzeliło do głowy, mogłem nie wyhamować! - wszedłem na chodnik.
-Wyhamowałeś, dzięki - uśmiechnął się i poszedł wzdłuż chodnika.
-Dokąd idziesz? - poszedłem za nim. Wolałem mieć na niego oko.
-Do domu. Powiedziałeś że T/I na mnie czeka. Nie chcę żeby długo czekała.
Oczekiwał tego, a ja skłamałem. Miałem nadzieję, że dowie się o tym jak najpóźniej albo zapomni.
-Ona czeka, prawda? - dopytywał.
-Niedawno zasnęła, ale przestanie się martwić gdy zobaczy cię rano.
-Była zmęczona.. - wymamrotał.
-Chodź do auta, szybciej tam dotrzemy - próbowałem go namówić.
-Nie, chcę patrzeć na gwiazdy - popatrzył w niebo - przez cały wyjazd nie widziałem ani jednej. Gdy tu wróciłem i gdy ona wróciła gwiazdy znowu pojawiły się na niebie.
Popatrzyłem tam gdzie on, ale nie mogłem dostrzec żadnej. Niebo zasłaniały chmury.
-Po prostu się schlałeś - włożyłem ręce do kieszeni.
Pokręcił głową.
-Ona jest moim światłem.
Wyglądało na to, że odlatywał coraz bardziej.
-Jungkook, proszę chodź ze mną - nie mogłem go tak wsadzić do samochodu, a nie chciałem zostawiać go samego.
-Możesz już sobie iść.
Zatrzymałem się. Był tak uparty, że wiedziałem że go nie przekonam.
-Wrócisz do domu tak? - chciałem się upewnić.
-Mój dom jest tam gdzie T/I..
-Ok to zaczekam z nią w domu, a ty do nas dołączysz, dobra?
-Tak, przyjdę.
Brzmiał jakby był w jakimś transie. Pomimo wątpliwości postanowiłem mu zaufać i wrócić do auta. Miałem nadzieję, że dotrze bez żadnych przygód.
Powoli minąłem go autem. Obserwowałem go w lusterku do samego końca. Miałem nadzieję, że mu nagle nie odbije i nie zmieni zdania. Szybko dotarłem do dormu i wszedłem do środka.
-Gdzie Jungkook? - od razu zostałem zaatakowany przez Namjoona.
-Idzie na piechotę - zdjąłem kurtkę.
-Ale znalazłeś go?
-Tak, uparł się że będzie się wgapiał w niebo. T/I jest jego światłem.
-Co? - parsknął.
-Nie wnikajmy w myśli pijanego - westchnąłem - zaczekajmy na niego. Nie wiem czy to dobrze, że mu zaufałem.
-Prowadzi go światło - parsknął.
-T/I stała się pełnoprawną latarnią - również się nabijałem.
Nagle w oknie zauważyłem sprintera. Biegł z prędkością światła.
-Chyba latarnia mu zgasła.
-Przestraszył się chłopak.
Chwyciłem za klamkę i otworzyłem mu szeroko drzwi, żeby się w nich zmieścił.
-Witamy w domu - pochyliłem się w celu oddania ukłonu, ale właśnie wtedy coś mi się rypło. Nie mogłem się wyprostować.
Jungkook wbiegł do środka, a ja próbowałem się wyprostować. Namjoon zauważył, że coś jest nie tak i ostrożnie do mnie podszedł.
-Czekaj, pomogę Ci.
Chciałem odmówić, ale przez ból nie byłem w stanie. Zacisnąłem zęby. Położył jedną dłoń na moich plecach, a drugą na torsie.
-Powoli w górę - próbował mnie instruować. Ból był okropny - chodź tu do ściany, będzie prosto.
Powoli podszedłem do najbliższej ściany. W tej jednej kwestii nie miałem do niego zaufania.
-Prosz, powoli - powiedziałem ciężko.
-Spróbuj się wyprostować. Nie przerywaj.
Skinąłem głową. Zacisnąłem zęby. Z całych sił próbowałem wrócić do normalności, ale się to nie udawało. Jungkook dziwnie się w nas wpatrywał.
Po sekundzie podszedł do mnie. Nie wiedziałem czego chce dlatego się trochę przestraszyłem. Położył dłonie na moich obu ramionach i nagle uderzył.
Myślałem, że się zesram z bólu, ale po kilku sekundach, o dziwo ból zaczął ustawać a ja mogłem się wyprostować. Spokojnie wypuściłem powietrze z ust. Poczułem ulgę. Puścił mnie i spojrzał na schody.
-Ona śpi?
Patrzył jak zaczarowany.
-Tak, nie budź jej - odkleiłem się od ściany.
Ciągnąc nogi za sobą poczłapał po schodach, aż na samą górę. Miałem złe przeczucia dlatego razem z Namjoonem ruszyliśmy za nim. Gdy weszliśmy do pokoju, klęczał na podłodze przy jej łóżku. Dokładnie wpatrywał się w jej twarz, a chwilę później splótł swoją dłoń z jej.
-Czy to nie jest już obsesja? - zaczął szeptać.
-Nie wiem, ale to dziwne.
-Powinniśmy tu zostać czy pójść sobie?
-Jungkook nie jest przy zdrowych zmysłach - patrzyłem na to jak schował twarz w pościeli.
-Ale nie będziemy sterczeć tu przez całą noc.
-Zaczekajmy chwilkę, a później sobie pójdziemy.
-Okej.
Zostaliśmy tam do czasu aż nam się to znudziło. Jungkook był cały czas w tej samej pozycji, dlatego wydało nam się że zasnął. Zaraz po tym wyszliśmy z ich pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top