11
-T/I - położył dłoń na kocu - dlaczego płaczesz?
Brud.
Znowu czułam ten brud.
Nie mogłam wytrzymać tego.
Wstyd.
Jak dużo mogę jeszcze znieść?
-Nie możesz tak ciągle, bo serce zacznie cię boleć. Wystarczy już.
Nie mogłam znieść jego dotyku. Czułam się jak najgorsza dziwka.
-T/I, nie płacz.. - masował moje ramię.
Chciałam zostać sama. Mieć chociaż chwilę spokoju, ale na każdym kroku był on z tym swoim 'dobrem'.
-Co się stało? - dopytywał. To było uciążliwe - T/I.. - odgarnął włosy z mojej twarzy.
-Zo-zostaw mnie - powiedziałam w poduszkę.
-Wyjdź stąd - usłyszałam inny głos.
Jego ręka z sunęła się ze mnie, a następnie całkowicie zostawiła. Po chwili usłyszałam zamknięcie się drzwi. Mimo, że wyszedł wciąż nie byłam sama.
-Co ty wyprawiasz? Zachowujesz się żałośnie.
Uderzył mnie słowami. Nie potrzebowałam ich słyszeć. Czułam się już wystarczająco źle.
-Nie dasz rady pociągnąć tego zbyt długo jeśli wciąż będziesz się tak zachowywać.
Nie chcę niczego ciągnąć.
-Hej, żyjesz tam?
Słyszałam zbliżające się kroki. Nie potrzebowałam jego mądrości.
-Wstawaj, nie masz powodu do płaczu - dostałam poduszką w głowę.
Ale to nie zmieniło niczego.
-Twoje łzy nie pomogą Ci. Musisz zaakceptować to gdzie jesteś.
W ciszy słuchałam tego co Suga ma mi do powiedzenia. Wciąż myśląc nad jego słowami, nie potrafiłam powstrzymać łez. On nie rozumiał mnie, niczego nie rozumiał.
-Nie zmienisz tego co już się wydarzyło i nie cofniesz czasu. Nie możesz rozpamiętywać tego w kółko. Teraz jest czas na wybaczenie i zapomnienie. Inaczej nic się nie zmieni.
Nie robię tego specjalnie.
-Zostaw mnie samą - mruknęłam.
-To samo powiedziałaś Jiminowi za pierwszym razem? Czy może od razu rzuciłaś się w jego ramiona?
Nie mogłam go dłużej słuchać. Stawał się coraz ostrzejszy w swoim języku.
-A może od razu weszłaś mu do łóżka? Tak łatwo jest zdradzać drugą osobę? Powiedz, że przynajmniej było ci przyjemnie.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Plótł głupoty, ale nie chciałam ich słyszeć.
-Nie będę zaskoczony jeśli udawałaś tą swoją niepamięć. Tak jest łatwiej, prawda? Udawać. Przecież wszyscy ci to wybaczą.
Nie kłamię.
Z moich oczu poleciała kolejna fala łez. Dlaczego mi to wszystko mówił?
-Jakie to uczucie robić z innych ludzi głupców? Musi być zabawnie, prawda?
Zerwałam się z łóżka chcąc zaprzeczyć, ale wtedy drzwi się otworzyły.
-Przestań ją obrażać!
Jungkook wszedł jak burza do pokoju. Natomiast Suga ani drgnął. Stał z założonymi rękami, a ja mu się przyglądałam.
-Nie bądź głupi. Ona nas zwodzi.
-Nie zwodzi, nie płakałaby gdyby było inaczej. Nie widzisz w jakim jest stanie? - stał za mną, a ja wciąż nie rozumiałam dlaczego.
-Zerwała zaręczyny, ma cię za potwora, a ty nadal jej bronisz? Przejrzyj na oczy!
-Bo ją kocham! - wykrzyczał - to wszystko przez niego!
-Zdradziła cię i nie zrobiła tego z przymusu.
-Skąd możesz wiedzieć?! To on nią manipulował. To nie jej wina!
Patrzyłam w ciszy na jego szyję. Za każdym razem gdy krzyczał jego mięśnie napinały się. Był wściekły, w przeciwieństwie do Yoongiego. Chciałam stąd wyjść i nie wrócić.
-Jesteś doskonałym przykładem na to, że miłość jest ślepa - parsknął - Opamiętaj się.
Nie chciałam dłużej słuchać ich kłótni. Chciałam się stąd wydostać. Wymknęłam się z pokoju, gdy tamci sprzeczali się ze sobą. Nawet jeśli mieszkało tutaj tak wiele osób to dom wciąż był ogromny i ciężko było spotkać inntch.
Szybko zeszłam na sam dół. Przeszłam przez duży pokój i znalazłam się przy drzwiach. Czym prędzej naciągnęłam na siebie ciepłe ubranie i bez oglądania się za siebie wyszłam.
Na wprost mnie była duża brama. Próbowałam odtworzyć w pamięci drogę prowadzą do domu.
-T/I - nie chciałam się zatrzymać, ani odwracać. Po prostu pójść w swoją stronę - Dokąd idziesz?
To był Taehyung, rozpoznałam go po głosie. Mogłam zaryzykować i się zatrzymać lub odejść i być śledzioną.
-Tae.. - stanęłam naprzeciwko niego.
-Hmm? - mruknął. Uważnie mi się przyglądał.
W pewnym momencie zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Stanęłam na palcach i objęłam go za szyję. Wydawał się być zaskoczony bo nagle zastygł. Przybliżyłam usta do jego ucha.
-Błagam, zabierz mnie stąd - jęknęłam.
Cisza zaczęła nas otaczać. Modliłam się żeby się zgodził. Miałam dość tego miejsca nawet jeśli nie byłam tu zbyt długo. Czułam się jak intruz, a po tym co usłyszałam jeszcze bardziej chciałam się stąd wydostać.
-Proszę.. - szepnęłam.
-T/I.. - sięgnął po moje dłonie i zdjął je z siebie.
Patrzyłam się na niego, wciąż mając nadzieję.
-Tae.. - powtórzyłam jego imię, próbując coś wskórać.
Westchnął ciężko i chwycił za mój nadgarstek.
-Chodźmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top