1. "Zapomniałeś zasad?"
Dojechawszy na miejsce, zarówno Jun-Ho, jak i Dung-In wstrzymali oddech. Kolejne samochody z graczami wjeżdżały na statek.
- Jeśli teraz tam nie wejdziemy, stracimy jedyną szansę - mruknął Hwang do przyjaciółki.
- Jak chcesz się tam dostać? - spytała. - Tam jest zbyt dużo ludzi, żeby nie zostać przyłapanymi...
- Wystarczy złapać się odpowiedniej części samochodu od spodu - uśmiechnął się do niej. - Zaufaj mi, Dung-In. Obiecuję, że wyjdziemy z tego cało.
Dziewczyna pokiwała głową, po czym wyszła z samochodu razem z przyjacielem i poszła najciszej, jak umiała, w stronę busów. Przełknęła ciężko ślinę. Wielokrotnie już ryzykowała swoje życie, jednak nigdy, by pomóc komuś bliskiemu odnaleźć członka rodziny. Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Szybko każde z nich przemknęło do jednego busa. Popatrzyli na siebie ostatni raz, by posłać sobie nerwowe uśmiechy i powoli oraz jak najciszej wsunąć się pod samochody...
***
Rejs dobiegł końca. Dung-In westchnęła. Nawet nie wiedziała, ile trwała cała podróż, nie była w stanie spojrzeć na wyciszony wcześniej telefon. Słysząc obce głosy, które mówiły, że pora sprawdzić, czy wszyscy gracze jeszcze śpią, szybko weszła do busa i usiadła na pierwszym wolnym miejscu. Widząc dookoła siebie nieprzytomnych, ale oddychających ludzi, poczuła ogarniający ją niepokój. Po cichu zamknęła drzwi, a słysząc zbliżające się w stronę pojazdu kroki, szybko zamknęła oczy, odchyliła głowę do tyłu oraz rozchyliła swoje malinowe usta.
Słysząc otwieranie się drzwi oraz czując, że ktoś nad nią stoi, otworzyła oczy i jednym sprawnym ruchem zaczęła podduszać stojącą nad nią postać w czerwonym kombinezonie oraz czarnej masce z namalowanym białym okręgiem.
Po paru minutach to ona była ubrana w owy strój. W kieszeń na lewej łydce wsunęła telefon oraz swoją broń, a do swoich spodni, które teraz miał na sobie obcy mężczyzna, włożyła swoją legitymację policyjną. Czuła, że nie może mieć jej przy sobie. Jeśli ktoś by ją przy niej znalazł... Strach pomyśleć, co mogłoby się stać. Zwłaszcza że nie wiedziała, do czego ci ludzie byli zdolni. Już niedługo miała się przekonać...
Wyszła z busa i zobaczyła, że kawałek od niej stoi mężczyzna ubrany w ten sam strój, co ona. Jednak ten uniósł nieco dłoń i pokazał kciukiem i palcem wskazującym lewej dłoni koreańskie serce. To od zawsze był ich symbol, który wykorzystywali na każdej akcji, w której potrzebowali przykrywki. Wykonane dwoma palcami serce było symbolem ich przyjaźni. Uśmiechnęła się, mimo że Jun-Ho nie był w stanie tego zobaczyć.
Widząc, że wszyscy strażnicy zniknęli, oboje wyciągnęli z busów ciała podduszonych mężczyzn (najwidoczniej Hwang zrobił to samo), po czym wrzucili do oceanu.
Dung-In położyła dłoń zakrytą rękawiczką na plecach przyjaciela, a następnie razem spojrzeli w dół.
- Co robicie? - usłyszeli niski, nieznoszący sprzeciwu głos.
Włos zjeżył się im na szyi. Czy naprawdę mieli wpaść tak szybko? To niemożliwe!
Podnieśli wzrok i zobaczyli kilku ludzi ubranych w takie same kombinezony, jakie mieli na sobie ona oraz jej przyjaciel. Co więcej, każdy z nich miał w rękach spore karabiny.
- Przepraszam, dostałem choroby morskiej... - powiedział skruszonym głosem Jun-Ho.
Dung-In nie odezwała się. Po budowie ciała osób, które przed nimi stały, zorientowała się, że są to mężczyźni. Plusem dla niej było to, że jej biust nie należał do największych, a góra kombinezonu była na tyle przylegająca, że jej klatka piersiowa Choi wyglądała, jakby była idealnie płaska.
- Zapomniałeś zasad? - znów usłyszeli ten ostry głos. Dung-In poczuła dłonią, że mięśnie Hwanga mocno się spięły. - Macie się nie odzywać nieproszeni.
Zaraz potem mężczyźni zaczęli się kierować w stronę wejścia do statku. Dwoje policjantów zrobiło to samo, by niedługo później wejść do busa, który zawiózł ich na miejsce gry...
***
Zadaniem osób w czerwonych kombinezonach było przebranie graczy z ich ubrań do dresów w morskim odcieniu. Zarówno Jun-Ho, jak i Dung-In dostali innych partnerów niż siebie nawzajem. Przez to musieli udawać, że wiedzą, co robią. Oczywistym było, że nie radzili sobie idealnie, jednak musiało nie być aż tak źle, zważywszy na to, że inni mężczyźni z kołami na maskach nie zwrócili im uwagi.
Po wykonaniu zadania, z głośników służących jako radiowęzeł wydobył się damski głos, mówiący, aby wszyscy udali się do swoich pokojów.
Otrzymawszy wcześniej odpowiednio Jun-Ho numerek 29, a Dung-In 30, podeszli do pomieszczeń oznaczonych właściwymi numerami. Włożywszy kluczyki do zamków i przekręciwszy je, spięli się. Drzwi wciąż się nie otworzyły...
Dung-In przekręciła kluczyk z powrotem, dzięki czemu usłyszała charakterystyczne kliknięcie, a sama po cichu westchnęła z ulgą. Weszła do środka, ostatecznie słysząc, że Jun-Ho także dostał się do swojego pokoju.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, niezadowolona. Jedyne, co się tam znajdowało, to łóżko, stolik z krzesłem oraz toaleta. Nie spodobało jej się to, ale nie mogła się skarżyć. Wolała nie zdemaskować się już teraz, tak szybko.
Po chwili usłyszała otwierające się okienko. Odwróciła się, a zobaczywszy stojącą na małym parapecie tackę z jedzeniem, uśmiechnęła się lekko. Cóż, przynajmniej będzie dobrze traktowana...
***
Zgasło światło. Dziewczyna zakryła się kołdrą po czubek głowy, po czym wyjęła z kieszeni kombinezonu swój telefon. Odblokowała go, po czym natychmiast weszła w kontakty i napisała wiadomość do przyjaciela z pokoju obok.
Do: Jun-Ho 💖
Rozumiesz coś z tego wszystkiego?
Zasięg niestety był praktycznie znikomy, jednakże miała nadzieję, że przyjaciel w miarę szybko dostanie wiadomość.
Nie minęła dłuższa chwila, jak zobaczyła odpowiedź.
Od: Jun-Ho 💖
Praktycznie nic. I dalej nigdzie nie ma mojego brata, do cholery.
Do: Jun-Ho 💖
Spokojnie. Znajdziesz go, jestem tego pewna. Póki co, ustalmy, co już wiemy.
Od: Jun-Ho 💖
Bezludna wyspa, porwania, ciągły nadzór, czerwone kombinezony, maski.
Do: Jun-Ho 💖
Jak na parę godzin, i tak wiemy sporo. Szkoda tylko, że nie wiemy dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi.
Od: Jun-Ho 💖
Dowiemy się jutro. Póki co śpij, mała. Dobranoc ❤️
Do: Jun-Ho 💖
Dobranoc! 💝
Dziewczyna włożyła wyciszony wciąż telefon z powrotem do kieszeni spodni i westchnęła, zamykając po chwili oczy. Miała szczęście, że była obcięta dość krótko, dzięki czemu w kamerze wyglądała jak mężczyzna...
***
- Macie dziesięć minut. Czas start - ten sam damski głos rozległ się po pomieszczeniu, które wyglądało jak trzykrotnie powiększony koreański plac zabaw.
Dung-In stała obok kilkorga graczy, obserwując uważnie ich poczynania oraz usilne próby wyskrobania zarysów wylosowanych kształtów w ciastku o nazwie Dalgona. Z całego serca współczuła kobiecie oraz mężczyźnie, którzy wybrali parasol. Wiedziała, że ich zadanie będzie naprawdę trudne.
Po paru minutach usłyszała przerażony głos jednego z graczy. Tego siedzącego u góry zjeżdżalni. Fragment jego figury się ułamał...
Już po chwili po pomieszczeniu rozległ się głośny huk, a gracz o numerze trzysta sześćdziesiąt dziewięć zsunąć się po zjeżdżalni głową w dół. Dziewczyna podskoczyła nieco, przestraszona. Czy karą za przegranie gry jest śmierć...?
Zaraz potem kolejne osoby ginęły. A to ułamało się ramię gwiazdy, a to koło pękło w pół, a to rączka parasola oddzieliła się od jego góry. Każdy taki incydent kończył się eliminacją w postaci naboju trafiającego w czyjąś głowę bądź klatkę piersiową. Owszem, Dung-In widziała już wiele trupów w swojej policyjnej karierze. Ale nigdy nie widziała, by na jej oczach w ciągu zaledwie kilku minut zginęła taka liczba osób. Miała nadzieję, że chociaż jej przyjaciel nie będzie musiał patrzeć na to wszystko. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myliła...
Ostatni z graczy postanowił być sprytniejszy. Sprawnie zabrał jednemu z mężczyzn broń i przystawił ją do jego skroni. Na jego masce widniał obwód kwadratu. Tacy ludzie mieli najwyższą pozycję wśród wszystkich żołnierzy...
Każdy, kto miał na sobie czerwony kombinezon, skierował swoją broń w stronę gracza, który wciąż trzymał pistolet przy skroni "kwadratu".
- Zdejmij maskę - zażądał gracz o numerze sto dziewiętnaście...
A gdy żołnierz wykonał owe polecenie, okazało się, że jest to młody chłopak, na oko w wieku osiemnastu, może dziewiętnastu lat. Na początku gracz go wyśmiał. Jednak zaraz potem, nie wiedzieć czemu, przystawił pistolet do swojej skroni... I strzelił...
Po chwili, w środku pojawił się mężczyzna o zupełnie innym wyglądzie. Miał na sobie czarny garnitur oraz koszulę, płaszcz i buty, a do tego maskę, jednakże była ona kanciasta, aniżeli gładka jak te należące do żołnierzy. Podszedł do chłopaka, który odsłonił swoją twarz, a gdy spojrzeli sobie w oczy, młodszy wylądował, zastrzelony, na ziemi.
- Pamiętajcie - powiedział niskim głosem mężczyzna w czarnym stroju. - Jeśli ktokolwiek zobaczy Waszą twarz, nie żyjecie.
Opuścił pomieszczenie wraz z żołnierzami o maskach z trójkątami, a zaraz potem do środka weszły "koła" razem z jakby czarnymi pudełkami owiązanymi wstążką. Najwidoczniej trumny...
Dung-In schyliła się ukradkiem po maskę "kwadratu" i wsunęła jej górną część na dolną, a następnie schowała ją w kieszeń i szybko opuściła pomieszczenie. Nie widziała, który z mężczyzn był jej przyjacielem z pracy, więc wolała nie ryzykować poprzez pokazanie palcami serca. Ktoś mógłby uznać to za podejrzane...
***
- Ty tam! - usłyszała za sobą czyiś ostry głos, podczas gdy poprawiała na twarzy maskę "kwadratu". Głos nie należał do jej przyjaciela, więc miała się co obawiać... - Czemu nie pracujesz?
Wzięła głęboki wdech, po czym odwróciła się i spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. Ten, widząc kwadrat na masce, prawdopodobnie się speszył, bowiem postawił krok w tył.
- Najmocniej przepraszam - powiedział szybko. - Czy mogę jakoś pomóc?
Dziewczyna postawiła w jego stronę dwa kroki. Na szczęście potrafiła sprawić, by jej głos brzmiał męsko. Pamiętała, że kiedyś zrobiła to na komisariacie, a wtedy jej koledzy i koleżanki zaśmiali się, że kiedyś może się to przydać jako przykrywka. Gdyby tylko wiedzieli, że naprawdę będzie to przydatne...
- Zapomniałeś zasad? - powiedziała niskim tonem, patrząc na mężczyznę przed sobą. - Nie odzywaj się nieproszony - powiedziała, po czym opuściła krematorium, w którym przebywała od paru chwil.
Wieczorem, gdy ciała przegranych graczy zostały już spalone, wrócili do pokojów. Jun-Ho usiadł na łóżku i westchnął ciężko. To był trudny dzień zarówno dla niego i Dung-In, jak i pozostałych graczy i żołnierzy. Jedząc chwilę później kolację, zastanawiał się, do czego sprowadza się cała gra. Jaka jest nagroda? Pieniądze? Dom? Rodzina wygranego będzie bezpieczna?
Pokręcił głową. Wszystko to nie miało dla niego najmniejszego sensu. Nie mógł jednak się zdemaskować, zadając jakiekolwiek pytania. Czuł, że to wszystko skończy się źle dla niego i, oby nie, jego przyjaciółki. Nie chciał sprowadzać na nią niebezpieczeństwa. Potrzebował teraz jej pomocy.
Już miał się kłaść do łóżka, gdy nagle, nie tylko on, usłyszał z głośników słowa "Rozpocznie się gra specjalna. Kierownicy, żołnierze i pracownicy na stanowiska". On, jako koło, wiedział, jakie będzie jego zadanie, toteż wraz z innymi żołnierzami o tym kształcie na maskach udał się do krematorium.
Natomiast Dung-In weszła, z maską kwadratu na twarzy, do windy, w której kilka "trójkątów" ustąpiło jej miejsca. Wiedziała, że nie może teraz liczyć na wsparcie duchowe od przyjaciela. W końcu młody mężczyzna był teraz w zupełnie innym miejscu.
Zjechała windą na dół, po czym podeszła, wraz z parunastoma innymi żołnierzami, do dwudrzwiowych blaszanych drzwi, które prowadziły do pomieszczenia, w którym spali gracze. Słyszeli ze środka głośne krzyki bólu i przerażenia, przewracające się łóżka, uderzenia przedmiotami, które były wykonane z metalu... Dziewczyna stała prosto, jednak w pewnym sensie obawiała się, co zastaną w środku, gdy cała "gra specjalna" się skończy. Kto ją zorganizował? Dlaczego? Po co?
W końcu wszystko ucichło. Drzwi otworzyły się, a pod nogi Dung-In oraz czterech "trójkątów" upadło ciało dziewczyny, która została zamordowana poprzez uderzenie w głowę metalowym przedmiotem, cokolwiek to było. Mężczyźni z maskami przedstawiającymi trójkąty ruszyli do przodu. Podchodzili do każdej osoby, która leżała bez ruchu na ziemię, a następnie sprawdzali, czy na pewno nie żyje. Część z nich zebrała wszystkich żyjących graczy przy łóżka i przeszukiwała ich w poszukiwaniu przykładowo noży czy sztyletów. Dziewczyna przechadzała się między ciałami, uwieszając na chwilę wzrok na każdym człowieku w czerwonym kombinezonie.
Pomyślała, że może spróbować zapytać jednego z graczy, czy nie ma przypadkiem wśród nich brata jej przyjaciela. Natychmiast skierowała swoje kroki w stronę jednego z mężczyzn w turkusowym stroju.
- Gracz czterysta pięćdziesiąt sześć? - powiedziała niskim głosem, patrząc na gracza stojącego plecami do drzwi, ścianą do łóżek, z dłońmi zaplecionymi na potylicy. - Czy jest wśród Was ktoś, kto nazywa się Hwang In-Ho? - spytała, podając nazwisko i imię brata Jun-Ho.
- Nie znamy swoich imion - usłyszała cichą odpowiedź.
Westchnęła w myślach. Domyślała się, że mogło to wszystko brzmieć dziwnie, ale musiała wiedzieć. Dzięki temu mogłaby poinformować przyjaciela, że jego brat tutaj jest, bezpieczny w pewnym sensie. Cóż, szkoda, że nie dostała odpowiedniej pomocy...
**********
Hejka kochani!
Pierwszy rozdział za nami! Mam nadzieję, że wyszedł lepie niż mi się wydaje ^^ co myślicie o Dung-In? Skradła Wasze serca czy raczej nie do końca? Jak myślicie, jaki będzie jej koniec? Przeżyje, w przeciwieństwie do Jun-Ho, czy podzieli jego los?
A póki co żegnam się z Wami! Trzymajcie się i dbajcie o siebie!
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
PS: W mediach: Lisa - "Money"
("I came her to drop the money, dropping all my money. Drop some money, all this bread so yummy, yeah!")
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top