Część 8

> > H < <

Pracujesz dzisiaj w sklepie? 

Harry odwrócił się od Olly'ego i Nialla, by szybko wpisać odpowiedź. 

Niestety tak.

To diabelskie dziecko rzuciło dzisiaj we mnie lodem. 

To twoja karma, Harold. 

Odwrócony plecami do swoich przyjaciół, uśmiechnął się i wsunął z powrotem telefon do kieszeni swojego fartucha. 

Naprawdę nie było wyjaśnienia na to, jak rzeczy rozwinęły się z Louisem. Odkąd przyłapał Harry'ego nago, nie przestali ze sobą pisać. (Co, kurwa tak, nagość ponownie wygrywa. Harry nie spędził tych wszystkich godzin na kickboxingu i jodze na nic.) 

Więc był całkiem przekonany, że Louis go chciał. Po prostu jeszcze nie wykonał ruchu. I Harry potrzebował, żeby on wykonał ruch. Bo jeśli Harry to zrobi i zwolnią jego tyłek... cóż, to byłoby bardzo smutne zakończenie tej historii, prawda? 

Dopóki to nie nadejdzie, Harry poczeka.

Kolejnym skutkiem ciągłego komunikowania się z Louisem było to, że werbalna bariera powoli, lecz niewątpliwie się rozpadała. Żartowali i przeklinali i ich charakter stawał się coraz bardziej sprośny. Louis zaczął nazywać go Harold, albo chętniej H. I Harry był szczery w stosunku do tych dni, kiedy nie cieszył się pracą. Dla przykładu dzisiaj, kiedy syn szatana rzucił w niego całą gałką lodów truskawkowych prosto w klatkę piersiową.

Również, on i Louis flirtowali. Tak jakby? Uważał, że to flirtowanie.

Jego telefon ponownie zawibrował. Harry wyciągnął go z kieszeni.

Myślę, że lody były prezentem dla ciebie. Bo myślał, że jesteś śliczny. 

Harry zagryzł wargę, by stłumić uśmiech. Dlaczego miałby tak pomyśleć, Lou?

Czekał, dudniąc palcami o bok telefonu. 

Spierdalaj. Wiesz, że jesteś olśniewający.

Więc tak, flirtowali. I kiedy to robili, Harry zawsze czuł się jakby miał szesnaście lat. Oczywiście teraz wyglądał o wiele lepiej. Ale przypomniał sobie swojego pierwszego crusha - Williama McNaughtona z 9 klasy - i sposób, w jaki za każdym razem, gdy go zobaczył czuł jakby ziemia zapadała się pod jego stopami. 

Teraz było tak samo, ale jeszcze lepiej i silniej. Jak w piosence Kanyego Westa. Ponieważ uważał (wiedział tak naprawdę), że Louis również go lubił. 

Uśmiechnął się i wpisał. Czy naprawdę miał pan to na myśli, panie Tomlinson? 

SpierDALAJ. Wracaj do pracy.

To, że żartowali, że Louis był jego szefem- to również było nowe. W niektórych częściach świata, jest to znane jako gra wstępna.

- Dlaczego się tak uśmiechasz? – Niall dźgnął go w brzuszek. Harry zakwilił i odwrócił się od niego. Nienawidził być łaskotanym, ale w ten sposób, jak wszyscy tego nienawidzili. Właściwie nikt nie nienawidził śmiania się. Nie bardzo. Schował swój telefon do kieszeni.

- Uśmiecham się, by ukryć swój ból po dzisiejszym ataku. – Powiedział Harry. 

Olly zaśmiał się. - Byłeś zaatakowany, Harry? Naprawdę?

Harry złapał materiał swojej koszulki, poruszając nim, by uwydatnić kleistą, białą plamę, gdzie zaschły lody na jego granatowym polo. - Zostałem zaatakowany.

Olly i Niall wybuchli śmiechem. A niech się śmieją. Pewnego dnia dziecko łaknące lodów i krwi przypałęta się do sklepu i będą znali ból Harry'ego. Napił się swojego koktajlu i rozkoszował się tą myślą.

Olly wrócił do przeliczania banknotów w kasie. Niall wrócił do zamiatania. Harry oparł się o ladę ze swoim koktajlem w dłoni. Nie był leniwy. Będzie musiał dzisiaj wyczyścić zamrażarki, kiedy zamkną sklep i to będzie wystarczające poświecenie.  

Mówiąc o czyszczeniu zamrażarek, źródło udręki Harry'ego przechadzało się po tyle sklepu z lodami o smaku orzeszków w ręce. 

- Wiesz, ten koleś, który przyjechał do pana Tomlinsona jest trochę kutasem. – Wspomniał nagle Liam.

Wszyscy wymienili ciekawskie spojrzenia. To zawsze było rzadkością dla Liama, by źle o kimś mówić. I wyglądało na to, jakby ponownie był w humorze na plotki. Co to dla nich za szczęście. 

- Język. – Przypomniał mu Harry, chociaż to była ta dziwna godzina pomiędzy lunchem, a obiadem, co oznaczało, że sklep był pusty. Żaden rozsądny rodzic nie przyprowadziłby tu teraz swojego dziecka. Jego słomka wystawała mu z ust. - Czekaj, kto?

- Nazywa się Zayn. – Powiedział Olly. - I jest cholernie przystojny.

Język. Boże. Tym razem Harry tego nie powiedział. Ponieważ... jakiś koleś był u Louisa? 

- Skąd to w ogóle wiesz? – Spytał Niall.

Olly uśmiechnął się dumnie. - Mam znajomości.

Liam burknął. - Tak, cokolwiek, jest ładny. – Zgodził się. - Ale również jest ogromnym kutasem.

- Mogę się założyć, że ma ogromnego kutasa. – Powiedział rzeczowo Olly. 

Harry zadławił się swoim koktajlem i zaśmiał się. - Dlaczego jest kutasem? – Spytał. Lepszym pytaniem byłoby kim 'on' był. Ale zmierzał tam.

- Zamówił pizzę do willi. Zwykła, serowa z kurczakiem i papryką- po pracy, ja i Joe mieliśmy iść zobaczyć jakie były fale w St. Lucy, więc poszedłem z nim, prawda? Więc dostarczyliśmy tę pizzę i ten koleś, Zayn, był jak 'zamówiłem z ananasem po lewej stronie.'

- Byłeś tym, który dostarczył pizzę? – Spytał Olly.

- Nie, ja siedziałem w wózku golfowym. W każdym razie, więc ten koleś otworzył drzwi bez koszulki na sobie.

- Powiedz nam więcej. – Powiedział Olly. Harry zaśmiałby się, ale zaczęło mu się robić niedobrze. 

- Był jak 'chcieliśmy ananasy po lewo.' Więc Joe był jak 'mam tutaj paragon, proszę pana. Musiało tu zajść nieporozumienie.' I ten debil powiedział 'Louis zamawia tą samą pizzę za każdym razem. Nie macie tego jakby zapisanego, czy coś?'– Liam naśladował głos i Harry przypuszczał, że musiał on należeć do Zayna. - Był również pijany, zauważcie. Ale wciąż. Jest dupkiem.

- I mieszka u niego? U Louisa? – Harry jeszcze raz spytał. 

- Tak, Louis nawet podszedł do drzwi i powiedział, że 'to nic wielkiego' i dał Joe napiwek i wszystko. Ale ten koleś jest kurwa niedorzeczny.

Serce Harry'ego upadło do jego brzucha i po prostu leżało tam w kwasach. - Skąd- skąd wiesz, że to robią? – Pieprzą się. Nawet nie mógł powiedzieć tego słowa. 

- Cóż, Louis także nie miał koszulki, ani spodni tak właściwie. I mam na myśli, jest tam z nim w jego willi. I jestem całkiem pewien, że jest gejem, więc. – Liam wzruszył ramionami, jakby właśnie nie wyrwał serca Harry'ego z pomiędzy jego żeber.

- Liam. – Jęknął Olly. Wykrzywił twarz, jego przekuty nos zmarszczył się. - Nie powinieneś tego mówić, stary.

- Dlaczego? – Powiedział Liam, spoglądając pomiędzy Harrym, a Ollym.  

- Harry jest jakby zakochany w panu Tomlinsonie.

Policzki Harry'ego paliły. - Nie jestem zakochany.

Bądźmy realni. Harry uważał, że Louis mógł być zrobiony z prawdziwych części słońca, albo jego mama została uderzona przez rozbłysk słoneczny i cudownie przeżyła, kiedy był w macicy. Uważał, że był niesamowity i zabawy i tak jakby idealny. Ale nie był w nim zakochany. Harry nie był idiotą. 

- Więc bardzo ci się podoba. – Poprawił Olly.

I tak, to była prawda. Ale nie powinien czuć się z tym jak gównianie. Ponieważ to nie był tylko on. Albo tak Harry myślał. 

Ale były również plotki. O tym, że Louis sypiał z pracownikami, że był łamaczem serc i zdradzał. I nawet jeśli według Harry'ego te plotki nie pasowały do Louisa, mężczyzna mieszkał w jego willi, chodził pół nagi, wiedział, jaką pizzę lubił Louis i wyglądało na to, że już tu kiedyś był.

Znowu, Harry nie był idiotą. 

Chciał wyjść na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciał wrócić do domu, nałożyć swoją odżywkę do włosów i zanurzyć się w ich malutkiej wannie. Chciał gdzieś wyjść i upić się w jednym z barów w mieście. 

Zaczął wstawać.

I potem zadźwięczał dzwoneczek i Louis wszedł przez drzwi.

Jego oczy natychmiast odnalazły Harry'ego, jakby był pierwszą rzeczą, którą zobaczył, kiedy wszedł do środka, pierwszą rzeczą, której szukał. To było po prostu okrutne, prawda? Ponieważ tuż za nim stał koleś, którego z pewnością Harry nie widział w resorcie. Zapamiętałby go. Również by z nim flirtował. 

Był niemal w 100% pewien, że to był Zayn, ze swoimi idealnie wyrzeźbionymi kościami policzkowymi i idealnymi włosami i swoją lśniącą skórą. Był piękny. Był jedną z najpiękniejszych osób, które widział Harry. I stojąc obok Louisa, tworzyli cudowną parę.

Rzecz w tym, że Harry śnił o byciu otoczonym przez gorących mężczyzn więcej razy, niż mógł to sobie przypomnieć. I z Niallem, Liamem i Ollym również tutaj, wyglądało jakby marzenia się spełniły. Ale potem... nie było wyjaśnienia dlaczego strach, który osiadł w jego brzuchu był wskaźnikiem koszmaru. 

Również, na koszulce Harry'ego była jebana plama z zeschniętych lodów. Boże.

- Dzień dobry, chłopcy. – Powiedział Louis, wyluzowany i opanowany i nie przestał patrzeć na Harry'ego, ani na chwilę. Więc Harry jako pierwszy przerwał kontakt wzrokowy, sięgając po koktajl, który stał na ladzie za nim. To był zły pomysł. Spieniona ciecz zaczęła kłębić się w jego brzuchu.

- Dzień dobry, panie Tomlinson. Co możemy dla pana zrobić? – Spytał Olly z wielkim, miłym uśmiechem. 

- Właściwie jeszcze nie wiem. Zayn, o czym myślisz? – Spytał go Louis. 

Zayn. Czy to nie było imię boga, albo coś? Może nie. Ale jak bardzo by to pasowało. - Nie wiem. – Powiedział Zayn. Najwyraźniej obaj byli bezużyteczni, jeśli chodziło o wybieranie smaku lodów. 

- Wiesz, Harry robi tą rzecz. Jest jakby medium. – Powiedział Louis, patrząc na niego. Harry złapał jego wzrok tylko na sekundę i potem przyglądał się butom Olly'ego. Narysował uśmiechnięte buźki na swoich Conversach. 

Louis wciąż mówił, chociaż z pewnością nie załapał niechęci Harry'ego. - Może wykryć twój ulubiony smak lodów. Racja, H? – Harry ponownie na niego spojrzał. Nie mógł nic na to poradzić przez przezwisko i sposób, w jaki Louis uniósł swoje brwi. 

Ale naprawdę, jak on śmiał? Wykorzystywać talenty Harry'ego, by zaimponować swojemu chłopakowi, kumplowi od seksu, albo kimkolwiek był Zayn. Tak on mógł... 

Nagle wzrok Zayna spotkał się z tym Harry'ego, gdzie przedtem był obojętny i niezainteresowany. - Harry? – Spytał. I jego imię brzmiało dziwnie z ust Zayna. Jakby było znajome i był ciekawy, jakby słyszał je wcześniej. Zayn przeniósł swój wzrok na Louisa i uśmiech zaczął rosnąć na jego twarzy. Harry nie podziwiał jego piękna. Był zbyt zajęty tym, by rozszyfrować tego ukryte znaczenie.

To tak, jakby o nim rozmawiali. To jakby... Louis z niego żartował, albo coś. Nie chciał w to uwierzyć. To było przeciwieństwem tego, jaki był Louis. Ale Harry'emu i tak było gorąco. I koktajl bulgotał w jego brzuchu.

- Zatem jaki jest mój smak? – Zayn uśmiechnął się jako kot.

Harry chciał powiedzieć gówno i mocz. Ale to byłoby okrutne. I Louis naprawdę by go wtedy zwolnił. Mimo, że jego szef traktował go jak głupca, Harry nie sądził, że miał coś przeciwko. 

- Uh... – Zaczął Harry. Kiedy przełknął, jego ślina była jak zaschnięty cement. Mógł poczuć wzrok Louisa, ale skupił się na pojemnikach z lodami. Nawet się nie starał. - Pistacja. 

Górna warga Zayna wykrzywiła się w obrzydzeniu. - Nawet nie blisko. 

Harry wzruszył ramionami. - Cóż. Próbowałem.

Olly wkroczył, przysuwając małe, laminowane menu. - Tu są nasze najpopularniejsze smaki. I smaki tygodnia. – Powiedział, kiedy Harry odszedł od lady. Uważał, że w każdej minucie Louis będzie próbował z nim porozmawiać. Był poniekąd idiotą, prawda? Miał pięknego chłopaka tuż obok siebie i wciąż celował wzrokiem w Harry'ego.

- Hej, Haz. Mógłbyś pójść wyczyścić zamrażarki? – Powiedział do niego Liam, jego uśmiech był mały i pełen sympatii. To było niedorzeczne, bo Harry nie potrzebował takiej przysługi. Nawet nie całował się z Louisem. Nie zrobił nic, by teraz czuć się w ten sposób. I wciąż, nigdy nie był bardziej wdzięczny, by pójść na tyły i wykonać zadanie, które budziło grozę. 

Cokolwiek, pomyślał, było lepsze, niż patrzenie na Louisa z Zaynem, który uśmiechał się do Harry'ego jakby nie sprawił, że uwierzył w rzeczy- Sprawił, że uwierzył.

Harry nie był idiotą. Wiedział to. Ale jednak tak się czuł.

~~~

Pierwsza wiadomość od Louisa była prosta, rzeczowa i szczera, tak jak spodziewał się tego Harry. Czy wszystko było wcześniej w porządku?

Druga była podobna, ale z krztą humoru. Jakieś powody, dlaczego twoje psychiczne umiejętności się zepsuły?

Położył się spać bez odpisywania. Rano była kolejna wiadomość, która przyszła kilka minut po tym, jak zasnął. Jakieś powody dlaczego mnie ignorujesz?

Oczywiście, nie odpisał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top