Część 4
ŚRODA - 8 LIPCA
Harry mógł stwierdzić, że ktoś nad nim stał, bo czerwono-pomarańczowy blask pod jego powiekami znikł. Przekręcił swoją głowę leżącą na piasku i zmrużył oczy na złoczyńcę, który blokował jego światło. I okej, to nie był do końca złoczyńca.
Bardziej anioł tak naprawdę.
- Uh... – Wymamrotał Harry. - Cześć.
Louis uśmiechnął się do niego z ciekawością. - Dzień dobry. – Odpowiedział. - Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. To po prostu - wiesz, nie jest tu bezpiecznie, by spać przez całą noc.
Harry próbował utrzymać swój wzrok na kształcie ust Louisa, ale powędrowały w dół, wbrew jego woli.
Louis nie miał na sobie koszulki. Miał nagą klatkę piersiową, był spocony i odrobinę ciężko oddychał. Końcówki jego włosów były mokre od potu i przykleiły się do jego czoła i szyi. Harry poczuł w ustach tak jakby suchość. To wina słonego powietrza. To musiało być to.
Harry podniósł się, zakopując swoje dłonie w piasku. Otrzepał swoje ręce. - Nie spałem tu.
- Jestem niemal pewny, że spałeś. – Powiedział rzeczowo Louis z nutą chłopięcej pewności siebie. Nagle Harry zaczął się zastanawiać ile miał lat. Zgadywał, że 25.
- Cóż, zgaduję, że jakby - spałem tutaj. Ale tylko z rana. – Brwi Louisa zmarszczyły się przez zdezorientowanie i rozbawienie, jakby Harry był bardzo rzadkim, bardzo dziwnie wyglądającym ptakiem. Harry wyjaśnił to tak szybko, jak tylko mógł. - Czasami budzę się i przychodzę tu, by dokończyć sen. Wschód słońca jest śliczny.
Louis nie wyglądał na ani trochę mniej zaintrygowanego. Harry był w połowie ustalenia, czy to była dobra, czy zła rzecz, kiedy Louis cicho się zaśmiał, układając dłonie na swoich wąskich biodrach. Jego spodenki zsunęły się wystarczająco nisko, by wyłapać początek zarysu linii V i włoski na jego brzuchu.
- Cóż... Po prostu pomyślałem, że powinienem cię ostrzec. Są tu kraby, które lubią wpełzać pod spodnie i łapać za twoje ważne części.
Harry zwęził swoje oczy. - Myślę - jestem całkiem pewny, że właśnie to zmyśliłeś.
Louis wzruszył ramionami. - Nie mów, że nie zostałeś ostrzeżony. Wybacz, że cię obudziłem. – Powiedział.
- W porządku. – Harry nie do końca narzekał na bycie obudzonym przez Louisa Tomlinsona bez koszulki. Najlepszy, cholerny budzik, który kiedykolwiek widział.
Harry mógł poniekąd odczytać tatuaż pod obojczykami Louisa, kiedy się na niego gapił. Myślał, że tam pisało It is what it is. I miał włosy na klatce piersiowej. I Harry uważał, że Louis mógł właśnie dojść do limitu atrakcyjności, nawet popsuć ten licznik.
- Więc dlaczego tu jesteś? – Spytał Harry.
Louis spojrzał na wodę, jakby odpowiedź pływała gdzieś w pobliżu. - Lubię tutaj biegać. Jest bliżej do kawiarni. – Powiedział. - Tej poza resortem.
Harry uniósł brwi. - Czy to nie jest jak... zdrada, czy coś?
Mieli absolutnie dobrą kawiarnie w resorcie. Był tam kilka razy. Nawet nawiązał przyjaźnie z kilkoma osobami, które tam pracowały.
Louis przewrócił oczami. Niespodzianka, niespodzianka, dla Harry'ego to było gorące. - Ta kawiarnia jako jedyna sprzedaje herbatę Yorkshire. I jest w porządku tak długo, jak nikt się o tym nie dowie.
- Ale właśnie mi powiedziałeś...
- Cholera. Zrobiłem to, prawda? – Louis kopnął w piasek. Przeklinanie również było gorące. Harry wystarczająco się nie wyspał, w tym problem. Nagle Louis przybrał figlarny uśmieszek. - Mam pomysł. Tak przypuszczam... teraz musisz pójść ze mną.
- Huh? – Harry zmarszczył brwi.
- Tak, chodź za mną. – Powiedział Louis. - Jeśli skończyłeś ze spaniem. Muszę ci udowodnić, że tamto miejsce jest lepsze, niż to nasze.
- Ale nie powinieneś tego robić. To nieproduktywne. – Mimo jego sprzeciwu, Harry i tak wstał, by podążyć za Louisem.
Louis ponownie przewrócił oczami, posyłając Harry'emu spojrzenie przez ramię. - Myślałem, że żyjesz na krawędzi.
Harry wciąż powtarzał sobie, że skończył z męką dotyczącą kąpieli w koktajlu. Ale nawet teraz, wciąż się przez to rumienił. To musiała być najbardziej żenująca rzecz, która kiedykolwiek mu się przytrafiła. Cóż, nie... to była najgorsza rzecz, która się stała. Ale to był jedyny raz, kiedy się tym przejmował.
- Dlaczego po prostu nie zaopatrzysz kawiarni w resorcie w herbatę Yorkshire? – Zasugerował Harry.
Louis zatrzymał się i spojrzał na niego, jest brwi były ściągnięte. Otworzył usta, potem je zamknął. Potem ponownie je otworzył. - To genialny pomysł. – W końcu powiedział. - To jest - nie wiem dlaczego o tym nie pomyślałem.
Nie był wcale sarkastyczny. Naprawdę wyglądał, jakby o tym wcześniej nie pomyślał. Harry zdołał nie wyglądać na kompletnie ucieszonego. Ale zrobił coś dobrze. W końcu. To powód na długo oczekiwane świętowanie.
- Sekunda, okej? – Louis powiedział do Harry'ego, kiedy dotarli do wodociągu przy brzegu morza, ukrytego za drzewami. Wziął rurę i pochylił się, by szybko zanurzyć twarz pod strumieniem wody. Chłodna woda spłynęła po jego szyi i opaleniźnie na plecach. Szczęka Harry'ego opadła, kiedy na to patrzył.
- Zadzwonię do mojego asystenta. – Powiedział Louis, kiedy się wyprostował.
Harry potrzebował sekundy, żeby jego mózg zaczął funkcjonować. - Co?
- Tak. – Powiedział Louis, jakby to była adekwatna odpowiedź. Ale on mówił do siebie. - Co za genialny pomysł.
Na gałęzi nad ich głowami zwisała zwykła, biała koszulka. Niestety zdjął ją i nałożył sobie przez głowę.
Louis wyciągnął swój telefon z kieszeni i zaczął wybierać numer. - Przepraszam, po prostu- – Uśmiechnął się przepraszająco. Harry po prostu cierpliwie czekał. I Louis zaczął swoją rozmowę.
- Hej Mal. Potrzebuję, żebyś zajął się zaopatrzeniem kawiarni w resorcie w herbatę Yorkshire. – Powiedział Louis. - Ile by to kosztowało? I w jakim czasie zostałoby to zrobione?
Louis przeżuwał swoją wargę, kiedy osoba po drugiej stronie linii odpowiadała.
- Nie śpiesz się. – Powiedział Louis. - Do końca tygodnia jest w porządku. Dobrze. Pogadamy wkrótce.
Wsadził swój telefon do kieszeni, niczym dowód winy. - Zrobione. – Powiedział.
- Takie proste, huh? – Spytał Harry, dziwnie podniecony.
Louis po prostu gapił się na niego, ręce miał ukryte w swoich kieszeniach i brwi drgały, gdy myślał. Jaki labirynt musiał mieć w swojej głowie. - Gotowy na kubek herbaty?
Harry był gotowy dowiedzieć się, dlaczego w ogóle Louis wciąż z nim rozmawiał. Ale jasne. Również był za herbatą.
Przeszli przez drzewa obok kamiennych ścian resortu i manewrowali po piaszczystych wydmach, dopóki nie dotarli do chodnika. Przejeżdżały tamtędy samochody, wielkie, żółte i czerwone autobusy niepewnie skręcały na wijących się zakrętach. Rowerzysta przejechał pomiędzy Harrym i Louisem, zmuszając ich, by szybko zeszli z drogi. Nie zrobił tego specjalnie, podnosząc dłoń, by pomachać na przeprosiny, gdy ich minął. Harry odmachał.
Sklepy rozciągały się wzdłuż ulicy, ładniejsze, niż w pobliskim sąsiedztwie ze względu na turystów. Harry zazwyczaj wolał miejscową okolice. Miejsca turystyczne były w porządku, tak. Ale były pozbawione prosperującej kultury wśród rodzimych mieszkańców.
- Jak długo tu jesteś? – Spytał nagle Louis, ponownie zerkając przez ramię. Harry zaczął myśleć, że Louis o nim zapomniał.
Harry zmarszczył brwi. - Uh... – Próbował pomyśleć. - Jakieś dwa miesiące?
- I podoba ci się? – Spytał Louis.
Czy to stanowiło towarzyską rozmowę? Czy jego szef nawiązywał z nim pogaduszkę? Albo może wciąż chciał go zwolnić, zbierając informacje, by podjąć decyzję. Nawet po herbacie z Yorkshire. Może to nie było wystarczająco, by Harry był bezpieczny.
Harry powiedział sobie, żeby się zrelaksował.
- Kocham to miejsce. – Powiedział. - To musi być najlepsze miejsce na świecie. Przynajmniej jedno z nich.
Louis przytaknął. - Też tak uważam.
- Cóż, miałem taką nadzieję. Odkąd ty jakby... jesteś właścicielem tego ośrodka. – Odpowiedział Harry z droczącym się uśmieszkiem. Dziwne. Był dziwny i powinien od razu przestać.
Louis jedynie się uśmiechnął, poniekąd z uznaniem. Doceniał pyskatość Harry'ego. Jak miłe to było?
Dotarli do kawiarni. Louis otworzył drzwi i pomachał dłonią. - Pan pierwszy.
Jeśli wzrok Harry'ego pozostał na nim zbyt długo to dlatego, że słońce padało w tej sekundzie na oczy Louisa. I naprawdę błyszczały. Tylko w tej sekundzie, Harry był zdumiony. I potem wszedł do środka.
Louis kupił mu mrożoną kawę, chociaż Harry nalegał, by tego nie robił. Podczas gdy kończył swój staż w Londynie, jego szef regularnie kupował lunch dla załogi. Louis będący jego szefem nie był problemem. I również to nie tak, że Harry nie mógł przyjąć takich gestów.
To po prostu było intymne. Kawa wcześnie rano. Tylko ich dwójka.
Niemniej jednak, Louis wręczył mu kubek i uśmiechnął się. Sere Harry'ego ponownie zrobiło tą głupią rzecz. Z pewnością musiał odwiedzić szpital.
Louis wziął łyk swojej herbaty, patrząc na Harry'ego znad krawędzi swojego kubka. Obserwował go, na to wyglądało. Harry sięgnął i przejechał dłonią po swoich lokach wiedząc, że miał w nich piasek. Nic teraz nie mógł z tym zrobić.
Jeśli Louis nie byłby jego crushem, to mogłoby być jak jakaś rozmowa kwalifikacyjna. Nigdy wcześniej na żadnej nie był, zanim zaczął pracować w resorcie. Jego rodzina dość dobrze znała się z rodziną Liama. I Liam po prostu go przyjął.
- Więc, co tutaj robisz? – Spytał Louis, kiedy postawił swój kubek na stole. Biorąc pod uwagę to, że to było oczywiste co teraz robił, to pytanie było głębsze, takie, dla którego Harry nie był pewien czy miał odpowiedź.
Harry przejechał zębami po swojej dolnej wardze. - Nie jestem do końca pewny, będąc szczerym. Podoba mi się tu i Liam powiedział mojemu tacie, że mógłbym tutaj pracować przez wakacje, jeśli nie miałbym nic innego do roboty. Więc... oto jestem.
- Słyszałem od Liama, że ostatnio skończyłeś szkołę, racja?
Czy to normalne, że rozmawiali o nim? Może Louis spytał, kiedy rozważał jego zwolnienie.
- Tak. – Powiedział Harry.
- Czy zazwyczaj ludzie nie kończą szkoły i zaczynają szukać... no wiesz... – Przerwał Louis.
- Prawdziwej pracy? – Dokończył Harry.
Louis posłał mu życzliwy uśmiech. - Bez obrazy.
- W porządku. – Powiedział Harry. - Myślałem o tym. Ale nie jestem pewny, czego szukam na dłuższy czas.
- Nie ma w tym nic złego... – Powiedział mu Louis, uderzając palcami o stół. - Co studiowałeś?
- Robiłem podwójny kierunek studiów. Z antropologi i globalnej ekonomii. – Powiedział Harry, zanim wziął łyk swojego napoju. - I fakultet ze szkolnictwa specjalnego.
Louis przez sekundę milczał, jego wzrok był badawczy. - To całkiem niezwykłe.
Harry poczuł ciarki na skórze przez ciepło. Spojrzał na swój kubek z uśmiechem na ustach. - To świetne, tak. Ale nie wiem co z tym wszystkim zrobić. Nie wiem czego szukam. – Powiedział.
- Jestem pewny, że coś wykombinujesz... – Powiedział mu Louis, ponownie unosząc swój kubek.
- Będę musiał, prawda? Inaczej będę miał pięćdziesiątkę i wciąż będę sprzedawał lody...
- Myślę, że na starość będziesz świetnym nakładaczem lodów.
Zaskoczony i dziwnie zaszczycony, Harry zaśmiał się. I potem Louis się zaśmiał. I to było tak piękne, jak Harry sobie to wyobrażał. Kiedy Louis się zaśmiał, to było bardziej jak rechot. Kąciki jego oczu się marszczyły. Ukryty dołeczek w jego policzku pojawił się. To było piękne.
Po tym minęły minuty. Louis zadał jeszcze kilka pytań. Harry także miał kilka, które chciałby zadać. Ale nigdy tego nie zrobił. Czuł się tutaj komfortowo, w chłodnej kawiarni z Louisem. Ale zawsze przypominał sobie, żeby być tak profesjonalny, tak tylko mógł. Co zazwyczaj nie było częste.
W końcu zaczęli rozmawiać o przypadkowych rzeczach. Takie jak wybryki na Barbados. Louis mówił o tajemniczym, pełnym grozy wybrzeżu St. Lucy. I nawiedzonym cmentarzu w Christ Church. Mówił o rybie w Oistins, najlepszej na wyspie, tak twierdził. Okazało się, że wiele wiedział, znał historie, które usłyszał podczas rozmów z wyspiarzami, albo od swojego ojca.
Harry nawet nie wiedział jak długo tam z nim siedział. Stracił poczucie czasu. Niall napisał do niego kilka minut temu pytając o lunch, ale mu nie odpisał. Tak było, dopóki telefon Louisa nie zaczął dzwonić i imię Mallory'ego pokazało się na ekranie i ich dziwna, kawowa randka się skończyła. I Harry zignorował tą część siebie, która nie chciała, żeby tak się stało.
NIEDZIELA – 12 LIPCA
Zdecydował, że mimo wszystko nie nienawidził Liama. Wciąż musiał czyścić zamrażarki. I tak, to wciąż było w chuj irytujące.
Wszyscy byli w sklepie w niedzielny wieczór, dokańczając pojemnik z czekoladowymi lodami i Liam zamienił się w prawdziwą plotkarę.
Plotkowanie nigdy nie było rzeczą Harry'ego. Zawsze kończyło się to okrutnie. Ale kiedy temat go zainteresował, cóż... moralność się zmieniała.
I Liam miał wiele do powiedzenia o Louisie Tomlinsonie.
- Jest gejem. – Zaczął, mówiąc.
Harry przewrócił oczami. Niall także.
- Ślepy mężczyzna by to wiedział. –Powiedział Olly, wycierając szmatką blat. Pokręcił nieusatysfakcjonowany głową. Spodziewał się czegoś lepszego. Wszyscy się spodziewali.
- Jest singlem. – Zaoferował Liam.
Teraz się zainteresował. Harry oparł się o swój podbródek. - Skąd to wiesz?
Liam skończył liczyć dziesięciodolarówki w kasie fiskalnej. Powiedział, - trochę minęło, odkąd zabrał kogoś ze sobą. Kilka lat temu zabrał Nicka Grimshawa. Ale od tamtej pory nikogo.
Oh tak, teraz naprawdę rozmawiali. Nawet Olly oparł się o blat i zwrócił się twarzą do Liama. Niall oparł mopa o ścianę i usiadł na jednym z obrotowych krzeseł. Wszyscy nachylili się, chętni by usłyszeć więcej.
- Jak długo dokładnie? – Spytał Harry tak nonszalancko, jak było to możliwe, wkładając łyżkę lodów do swoich ust. Pomyślał, że mógłby być trochę bardziej zainteresowany tym, niż Niall i Olly. Nie to, że któryś z nich był hetero. Harry i Olly obaj byli gejami i Niall nie przejmował się tym, by nałożyć na siebie etykietę. Raz powiedział, że jeśli gorący koleś chciałby mieć dobrą zabawę, pokazałby mu dobrą zabawę. Liam... cóż, ogólnie Harry nie wiedział zbyt wiele o Liamie.
Rzecz w tym, że to Harry'emu podobał się Louis. I wiedział, że to nigdzie nie zmierzało. Nie był głupi i nie chciał zostać zwolniony. Ale nie było nic złego w tym, by dowiedzieć się więcej o osobie, o której coraz ciężej mu było nie myśleć.
- Jakieś prawie osiem lat temu.
- I od tamtej pory z nikim nie był? – Spytał Harry, unosząc brwi w niedowierzaniu. Jeśli to prawda, był niezwykle zawiedziony gejami z Londynu. Co do kurwy oni tak robili?
Liam wzruszył ramionami. - Są plotki i takie tam. O nim, że sypia z pracownikami.
Olly przycisnął dłoń do swojej klatki piersiowej i sapnął. Niall parsknął śmiechem. Haniebnie, Harry zaczął mieć nadzieje. Nie było nic złego w zabawieniu się. Tak długo, jak wszyscy zatrzymają swoją pracę.
- Zostali zwolnieni? Ludzie, z którymi spał? – Spytał Harry, zbyt skwapliwie. Niall posłał w jego stronę podejrzliwe spojrzenie. Harry go zignorował.
- To tylko plotka. – Powtórzył Liam.
- Prawdopodobnie, bo zwolnił ich i nie ma ich tu, by o tym nie mówili. – Zasugerował Olly, wskazując palcem.
Harry zjadł pełną łyżkę lodów. Nie sądził, że Louis zrobiły coś takiego. Nie znał go zbyt dobrze, ale mężczyzna, o którym rozmawiali zdawał się być hojny i miły i szczery do głębi.
Wciąż, powiedział do siebie Harry, lepiej nie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top