Część 22 (ostatnia)
> > L < <
ROK PÓŹNIEJ
Jego rodzina była znana z najlepszych hoteli na całym świecie. I Louis przyzwyczaił się do szybkiej działalności i nowych miejsc, które pojawiały się w ciągu kilku miesięcy.
Nawet szkoła, którą on i Harry w końcu odnowili w St. Lucy została ukończona w przeciągu kilku miesięcy, dzięki starannym i sprawnym dłoniom lokalnych mieszkańców.
Związek Louisa z Harrym był w przeciwieństwie do tego powolną i ostrożną budową. Postępowała podobnie jak budzenie się- etapami, o których nawet nie byłeś świadomy, że przeszedłeś, dopóki nie byłeś w pełni obudzony i stawiałeś czoła światu.
W pewnym momencie zaadoptowali psa. I nazwali go Arthur. Król Arthur, poprawiał za każdym razem Harry, będąc niespeszonym, literackim głuptasem.
Dwa miesiące później i tydzień po tym, jak urodziły się bliźniaki, byli w łóżku w paryskim hotelu, zaspokojeni i spoceni po tym, co mogło być ich najlepszym pijackim seksem, który kiedykolwiek uprawiali i rozmawiali o zaadoptowaniu człowieka. W każdym razie, tak powiedział to Harry.
- Kocham Arthura. Naprawdę kocham tego cholernego psa. – Wydyszał w stronę sufitu. Louis odwrócił swoją głowę na poduszkę i spojrzał na niego ze zdezorientowaniem, jego klatka piersiowa unosiła się przez głębokie oddechy.
- Ale. – Powiedział Harry, odwracając się i wychwytując jego wzrok. - Myślę, że któregoś dnia powinniśmy zaadoptować człowieka.
Ale kiedy byli trzeźwi i jedli śniadanie, wzięli Macbooka Louisa i zaczęli przeglądać czasochłonne kroki procesu adopcyjnego. Nie dlatego, bo planowali od razu zacząć. Tylko by być pewnym, że to było coś, co obaj pragnęli w przyszłości. I przez spojrzenie w oczach Harry'ego sądził, że odpowiedź brzmiała tak.
I potem w czerwcu wrócili do Londynu na ślub Lottie.
Stojąc w salonie, gdzie Lottie i jej druhny były zebrane, Louis drżał przez nerwową energię i nie tylko dlatego, że jego siostrzyczka wychodziła za mąż.
Był oficjalnie w szponach pana Three-Oh przez sześć miesięcy. I nigdy nie będzie lepszego czasu na następny etap w cudownej budowie, jaką było jego życie z Harrym.
- Pozwól mi zobaczyć to jeszcze raz. – Powiedziała Lucy i wyrwała czarne pudełeczko z dłoni Lottie.
- Jak w ogóle zdołałeś to kupić, jeśli byliście ze sobą przez cały czas? – Spytał Zayn.
Mniej więcej wszyscy zebrali się w tym małym pomieszczeniu. Wszyscy, oprócz Harry'ego.
- Jedno słowo. Podstęp. – Powiedział Louis. Odpowiedzieli mu protekcjonalnym parsknięciem. Nawet się nie obraził. Absolutnie nic nie mogło przebić jego bańki, na której się unosił.
Spojrzał na swoją mamę i zobaczył, że się uśmiecha, jej oczy lśniły od nadchodzących łez. Na jej kolanach spał Ernest, którego, zważając na struny głosowe, które ten dzieciak posiadał, wszyscy lubili w ten sposób.
- Myślę, że powinieneś zrobić to tutaj. – Powiedziała Lottie. Wszyscy spojrzeli na nią. - Na przyjęciu. Nie przed wszystkimi, jeśli tego nie chcesz. Ale tutaj, dzisiaj.
Louis uśmiechnął się. Po części miał nadzieje, że to powie. - Jeśli nie masz nic przeciwko.
- Myślę, że to świetny pomysł. – Wtrącił jego tata, kołysząc Doris przy oknie. Nie to, że Louis był zaskoczony. Harry totalnie oczarował tego mężczyznę, kiedy się po raz pierwszy spotkali. Wyjął kartkę papieru i zaczął przedstawiać rolnicze i ekonomiczne korzyści zaopatrzenia wszystkich własności Tomlinsonów w panele słoneczne. (Aktualizacja: Już mieli je zainstalowane na Barbados i w Sydney.)
- Ja też. – Powiedziała Lucy, oddając mu z powrotem pudełeczko.
- Ja też. – Dodał Zayn. Za nim stał Liam z uśmiechem na twarzy. Wciąż tu był po roku ich burzliwego związku i nawet jeśli udawali, że tak nie było, wszyscy wiedzieli, że byli całkowicie w sobie zakochani.
Louis wsunął pudełeczko do swojej kieszeni i spojrzał na swoją mamę. Teraz wycierała swoje oczy, ale odnalazła siłę, by przytaknąć. - Sądzę, że to idealne, Lou.
I to było wszystko, czego potrzebował.
Harry nie brał udziału w ceremonii ślubnej, ale był wystarczająco szczęśliwy bujaniem dzieci w swoich ramionach i zachwycaniem się razem z Zendayą suknią ślubną Lottie, kiedy szła wzdłuż nawy. I oczywiście wykorzystywał każdą okazję, by rozśmieszyć Louisa, kiedy ten stał z resztą drużb.
W jakiś sposób Louis przetrwał ceremonię bez poddania się jego niedorzeczności.
Na przyjęciu odszedł od stołu, gdzie siedziała reszta uczestników ceremonii i przeszedł mały dystans do stolika, gdzie Harry siedział z przyjaciółmi Louisa. Stanął za krzesłem Harry'ego i pochylił się, żeby wyszeptać mu do ucha. - Pójdziesz ze mną na spacer?
- Wiem, co zamierzasz. – Ogłosił Harry, kiedy tylko przeszli przez ogród i byli poza zasięgiem wzroku.
Louis zatrzymał się, unosząc brwi, serce podeszło mu do gardła.
- Zayn powiedział mi, że planujesz zrobić kawał Lottie. – Powiedział Harry. - Nie możesz tego zrobić, Louis. Nigdy nie wybaczy ci spieprzenia jej ślubu.
Louis przewrócił oczami. - Kiedy Zayn przymknie te swoje wielkie usta?
- Powinieneś być szczęśliwy, że mi powiedział. Więc mogę cię powstrzymać od popełnienia poważnego błędu.
- Poważny może być zbyt mocnym słowem, kochanie. – Odpowiedział Louis, pociągając go za dłoń, żeby szli dalej. - Nie martw się. Zdecydowałem się nie robić żartu Lottie.
Szli przez przypominający labirynt ogród z nisko przyciętym żywopłotem i migoczącymi lampionami zawieszonymi nad głowami. Niedaleko stała fontanna i białe kamyki chrupały pod ich stopami.
Tymczasem czarne pudełeczko wypalało dziurę w kieszeni Louisa.
Poszli na skraj ogrodu, gdzie fontanna była na ich lewo i naprzeciwko stała drewniana altana, owinięta jeszcze większą ilością światełek.
- To jest piękne. – Powiedział Harry.
- Tak, bardzo piękne. – Ale Louis patrzył na niego. Zawsze na niego patrzył. Nie ważne gdzie byli, Harry zawsze był najpiękniejszą rzeczą w jego otoczeniu.
- Wiesz, tak sobie myślałem. – Powiedział Harry.
Odwrócił się do niego i ciasno trzymał jego dłoń. - Byłoby miło też mieć takie.
Louis rozejrzał się. - Tak, chociaż możemy przeprowadzić się do większego domu. Jeśli chcesz taki ogród.
- Nie. Nie ogród. Mam na myśli, tak, to też możemy mieć. Ale chodziło mi o jakby, no wiesz, ślub.
Louis po prostu na niego patrzył. - Okej. Najpierw musimy być zaręczeni.
- Cóż, oczywiście. Zmierzałem do tego.
Louis zatrzymał się na dłuższy moment. Wypuścił duży, ciężki oddech i wyciągnął pudełeczko ze swojej kieszeni. - Zawsze musisz być najbardziej frustrująca osobą, którą kiedykolwiek spotkałem. – Powiedział, klękając na jedno kolano i otwierając pudełeczko. Odetchnął. - I chcę, żebyś mnie poślubił.
Harry zakrył dłonią swoje usta i w jakiś sposób udało mu się wyglądać niczym przestraszone dziecko.
- Jesteś niedorzeczny i nieprzewidywalny i przysięgam, że przez połowę czasu nie mam pojęcia co robimy. – Louis ponownie wziął głęboki oddech, jakby skakał do oceanu, tam, gdzie wszystko zaczęli. - Ale kocham cię. Jestem w tobie zakochany. I także uważam, że powinniśmy takie mieć.
Harry zamknął oczy, dwie, gęste łzy spłynęły po jego policzkach. Przetarł rękawem swoje oczy i pociągnął Louisa i mocno go pocałował.
Nie przestał go przytulać. - Wczoraj powiedziałem twojej mamie, że chcę cię poślubić. – Powiedział cicho, jego głos był głębokim dudnieniem w uszach Louisa, jak parząca się w ekspresie świeża kawa, albo fale uderzające w wydrążoną jaskinię. - I powiedziała, że powinienem zapytać cię dzisiaj. I praktycznie panikowałem przez cały dzień, bo nie miałem ani pierścionka, ani planu. Tylko pytanie.
- To wszystko, czego potrzebujesz, kochanie. Jestem twój. – Odpowiedział Louis.
Harry docisnął kolejny pocałunek do jego ust. - To wszystko, czego ty byś też potrzebował. Ale... chcę pierścionek.
Ich plan nie był najlepszy, jak się okazało, bo kiedy byli oficjalnie zaręczeni jedyną rzeczą, którą chcieli zrobić to spędzenie reszty ich nocy razem. Niestety było więcej rozmów do przeprowadzenia, tańców do przetańczenia i toastów do wzniesienia.
Ale to wszystko było warte, po tym jak wrócili i byli przyklejeni do siebie na parkiecie i Harry powiedział. - Może powinienem wziąć twoje nazwisko.
Louis podniósł swoją głowę z ramienia Harry'ego. - Dlaczego?
- Sądzę, że byłoby miło być Tomlinsonem.
Louis oparł swoje czoło o klatkę piersiową Harry'ego, przytłoczony i bardzo starał się, by nie płakać na ślubie swojej siostry. - Harry Tomlinson, huh? – Wymamrotał. - Bardzo mi się to podoba.
~~~
Tomlinson-Styles było lepsze z wielu powodów.
Po pierwsze wyglądało o wiele ładniej na budynkach, które wznosili. I było ich całkiem wiele- szkoły i domy kultury i place zabaw, które zaczęli budować w miejscach, które odwiedzali. Ich niewypowiedziana specjalność. Nawet po tym, jak Harry w końcu zaczął uczyć, gdy skończył 25 lat.
Po drugie. To nie tak, że nie cieszył się przez te wszystkie lata byciem Tomlinsonem, ale bycie Tomlinsonem-Stylesem było po prostu o wiele zabawniejsze.
Na koniec, ilekroć zatwierdzali nowy projekt, Harry nazywał to 'Tomlinson Style'.
Łapiesz to, Louis? Styl Tomlinsona.
Tak, skarbie. To przezabawne.
Louis zakochał się w małym dziecku. Im bardziej się starzeli, tym bardziej się to potwierdzało.
Ale nie zmieniłby ani jednej rzeczy.
Czasami budził się na kanapie z nogami Harry'ego na swoich kolanach i dzieciakami, które chrapały wokół nich i nawet nie wiedział skąd to wszystko się wzięło, nie widział jak mogło mu się tak poszczęścić.
I czasami Harry patrzył na niego i uśmiechał się, bo najwyraźniej myślał o tym samym.
- Kocham cię. – Mówił za każdym razem.
Uderzało to w niego niczym fala i kiedy wynurzał się na powierzchnię, odpowiadał mu. - Ja ciebie też kocham.
~~~
Like a wave on the turquoise sea...
...I'll crash until you notice me.
Jak fala na turkusowym morzu....
....Będę rozbijać się, dopóki mnie nie zauważysz...
Koniec
~~~
Matko, to już koniec i jest mi mega smutno, bo jakoś przywiązałam się do tej historii Louisa i Harry'ego haha. Mam nadzieje, że wam również się spodobała! ♥ Możecie podzielić się tym, co myślicie i do zobaczenia w kolejnych tłumaczeniach! All the love.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top