Część 19
> > L < <
Louis wiedział, że czasami miał ciekawe upodobania w łóżku. Lubił być odrobinę miotanym. Lubił być dociskany do materaca i brany, być naznaczany. I lubił robić to samo swojemu partnerowi. Trudno było znaleźć kogoś, kto lubił robić to na ostro. Wiedział, że większość rzeczy była dla innych dziwna.
Ale Harry brał to wszystko ze spokojem. Odpowiadał na życzenia Louisa z niesamowitym poziomem zainteresowania i ochoty. I z tego co mógł stwierdzić Louis, również to lubił. Ponieważ Louis był pieprzony wystarczającą ilość razy. Ale nigdy tak.
Harry obserwował i poruszał się ze swojego rodzaju skupioną intensywnością, którą powinno się oczekiwać od mistrzowskiego gracza w szachy. Jego ręce były przywiązane. Mamrotał poetyckie, pełne podziwu słowa, podczas gdy dławił się własnymi, przerywanymi jękami i poruszał swoimi biodrami razem z Louisem.
- To jest- tak, właśnie tak- – Louis złapał się zagłówka, przewracając oczami. Kiedy Harry załapie rytm, nie zwalnia, nie przestaje unosić swoich bioder, dopóki nie znajdzie tego, czego szuka. Kiedy to znajdzie, kiedy dotrze do prostaty Louisa, uśmiecha się ukradkiem.
Louis gwałtownie przesunął się do przodu, trzymając się zagłówka jakby obawiał się, że upadnie. Jego ciało drżało od napięcia podczas podtrzymywania siebie, od bycia otworzonym w sposób, w jaki był.
- Jesteś śliczny, Lou. –Powiedział czcigodnie Harry. - Chcę cię tak na zawsze.
Louis docisnął swoje usta do tych Harry'ego, przerażenie i dreszcz zacisnęły się wokół jego serca. Ponieważ on też. Też chciał tego na zawsze. I nie z kimkolwiek. Z Harrym.
Louis ujeżdżał go mocno i szybko, powtarzając sobie, żeby nie przestawał, nie ważne jak bardzo jego uda trzęsły się i paliły. Kontynuował.
- Boże, spójrz na siebie, Louis. Czuć cię tak idealnie. Kurwa, nie mogę-
Louis nie przestawał. I Harry również. - Dojdź, Harry. No dalej.
Harry ciągle mówił, że Louis wyglądał idealnie i inne gówno. Ale Harry spędził wystarczająco dużo czasu na patrzeniu w lustro. Z jego głową dociśniętą do poduszki, zamkniętymi oczami, otworzonymi ustami i tymi błyszczącymi lokami wokół niego, Louis nie mógł pojąć nic bardziej idealnego, niż sam Harry.
Przejechał dłonią po lśniącej klatce piersiowej Harry'ego. - Dojdź, kochanie.
- Kurwa. – Wyjęczał Harry. I Louis poczuł jak pulsował w miejscu, gdzie był wokół niego owinięty, poczuł napinające się mięśnie jego brzucha i wiedział, że skończył.
Louis owinął wokół siebie dłoń. Nie musiał długo sobie obciągać. Miał widok Harry'ego, który zepchnął go na krawędź, naprawdę zepchnął.
- Chodź tu. –Powiedział mu Harry, jego głos ochrypły. Louis szybko zszedł z jego penisa, przesuwając swoje ciało i wsuwając się w rozwarte wargi Harry'ego.
- Kurwa mać... – Jęknął Louis, kiedy Harry szybko zassał go kilka razy i niemal natychmiast doszedł. Harry wyssał z niego każdą kropelkę i pozwolił mu wysunąć się z jego ust i odetchnął, jakby właśnie wypił drinka.
Louis opadł na jego pierś, wdychając zagłębienie w jego szyi, palcami lekko przeczesywał włosy Harry'ego.
- Hej, Lou. – Powiedział cicho Harry.
Louis pozwolił sobie zamknąć oczy. - Tak, skarbie?
- Mógłbyś mnie odwiązać, żebyśmy mogli się poprzytulać?
~~~
ŚRODA - 12 SIERPNIA
To się na niego zakradło- ostatnie dni, zanim powinien wrócić do domu. To musiało mieć coś wspólnego z tym zjawiskiem, że życie przyspieszało, kiedy się dobrze bawiłeś. Jednego ranka spojrzał w górę z głową Harry'ego spoczywającą na jego klatce piersiowej i zdał sobie sprawę, że zostały mu cztery dni, by mieć Harry'ego.
Była środa. I Louis miał lot w niedzielę rano. Ale nie rozmawiali o tym. Harry przestał opuszczać willę. Spędził tu mnóstwo nocy w ciągu ostatnich tygodni, ale podczas ostatnich czterech dni szedł do pracy i wracał do willi, jakby była jego domem. Brał tu prysznic i ucinał drzemki na balkonie.
Wieczorami chodzili na długie spacery po plaży i marzycielsko patrzyli na gwiazdy, które były tutaj na tej wyspie o wiele wyraźniejsze, niż gdziekolwiek indziej i może niektóre z życzeń Harry'ego były o Louisie, podobnie jak Louisa były o nim.
- Co będziesz robił, kiedy będziesz w domu? – Spytał cicho Harry, z głową spoczywającą na jego kolanach.
Louis wciąż wpatrywał się w ocean. - Przypuszczam, że będę się przygotowywał do mojej podróży do Sydney. Powinienem tam być w następnym tygodniu.
- Brzmi ekscytująco. – Wymamrotał Harry.
- Wcale nie czuję się podekscytowany. – Przyznał Louis.
- Dlaczego? – Harry zmarszczył brwi.
Louis skupił się na uczuciu włosów Harry'ego, które przelatywały przez jego palce jak piasek. - Moja rodzina ciągle się przeprowadza i zmienia. Jedna z sióstr bierze ślub. Druga jeździ po świecie ze swoją nową dziewczyną. Moja mama jest w ciąży. – Louis uniósł swoją głowę i spojrzał na niebo. - I jestem ja. I czuję się, jakbym wcale się nie zmienił, odkąd skończyłem studia kilka lat temu. Tylko wciąż wykonuję pracę moich rodziców. Ta sama rzecz przez niemal dziesięć lat.
Harry delikatnie przejeżdżał swoimi palcami po kolanie Louisa, gdy go słuchał.
- Kocham swoje życie. – Powiedział Louis. - Jestem zadowolony ze wszystkiego, co mam. Ale czasem- wszystko, czego chcę to coś, co sprawiłoby, by te lata różniłyby się od siebie.
- Ale teraz masz plan, racja? – Spytał Harry, przekręcając w bok swoją głowę, by na niego spojrzeć. - W każdym bądź razie jeśli chodzi o pracę. To początek.
Tak. Ale nie miał Harry'ego. I to robiło ogromną różnicę. - Jest. Początek, tak. Tylko początek.
- To wystarczająco dobre jak na razie. – Powiedział Harry z małym uśmiechem.
Znów milczeli, podczas gdy Louis zaczął robić Harry'emu warkocza. Lottie i Lucy uczyły go tyle razy, że wiedział co robił. I włosy Harry'ego były dobre do ćwiczeń, bo były grube, ale również gładkie. Oczy Harry'ego się zamknęły, podczas gdy Louis pracował i przez moment myślał, że zasnął.
- Czy kiedykolwiek byłeś zakochany, Louis?
Dłonie Louisa zamarły. I jego oddech też.
- Nie. – Powiedział po chwili. Znowu zaczął pleść warkocza.
Harry nie spojrzał na niego ponownie w sposób, w jaki oczekiwał tego Louis. Jego głowa wciąż była wtulona w kolana Louisa, odwrócona w stronę spokojnego oceanu. Za to Louis był wdzięczny.
Oczy Harry'ego zawsze wyglądały dla Louisa jak jakieś serum prawdy. I bał się, że jego wzrok teraz sprawiłby, że bałagan jego myśli uleciałby w powietrze.
Louis nigdy wcześniej nie był zakochany, nie. To prawda. Ale było coś więcej. Był Harry, ten przypadkowy chłopak, którego Louis nie szukał. Nie przyjechał tu, spodziewając się tego wszystkiego. I był tu, utknął w tej rzeczy, którą odczuwał jakby była miłością. Nawet jeśli nie był pewien jak powinien to odczuwać.
- A ty? – Spytał Louis.
Oczy Harry'ego wciąż były zamknięte, kiedy odetchnął i Louis poczuł to na swoich malutkich włoskach na udach.
- Nie wiem.
~~~
Później, podczas gdy Harry był wtulony w niego jak koala i cicho chrapał w zagłębienie szyi Louisa, sięgnął po swój telefon leżący na stoliku nocnym, nie mógł zasnąć, dopóki nie potwierdził słów w swojej głowie.
Wybrał numer swojej mamy i rozważał wydostanie się z uścisku Harry'ego, by do niej zadzwonić. Ale było mu zbyt wygodnie i kiedy poruszył się nawet nieznacznie, Harry odpowiadał mu przysuwając się bliżej. W zamian Louis napisał smsa.
'Miałaś rację o tym, że kogoś poznałem.'
Jego palce zawisły nad ekranem, kiedy wysłał pierwszą wiadomość.
'Opowiem ci o nim, kiedy zobaczymy się w następnym tygodniu. Chcę, żebyś go poznała.'
Chciał zablokować swój telefon, ale się zawahał. Wziął głęboki oddech, spojrzał na Harry'ego jakby był zmartwiony tym, że mógłby zobaczyć wiadomość, jaką miał zamiar wysłać.
'Skąd wiesz, że kogoś kochasz?'
> > H < <
CZWARTEK - 13 SIERPNIA
Louis trzymał go za rękę podczas całej drogi do St. Lucy. I później, kiedy wędrowali po skalistych klifach z widokiem na Ocean Atlantycki. Nigdy nie puszczał jego dłoni i to również była dobra rzecz, bo kiedy się wspinali, nagle pojawiła się dziura w skale pod ich stopami, mająca przynajmniej sto stóp, a pod nią znajdowały się wyszczerbione kamienie.
Harry się tego nie spodziewał. Ale Louis tak. Mocniej ścisnął jego dłoń i odciągnął go, zanim Harry zdołał wejść w to, co z pewnością było natychmiastową śmiercią. Harry gapił się na niego z rozszerzonymi oczami przez całą minutę, serce szybko biło mu w uszach.
- Właśnie uratowałeś mi życie.
Zszokowany uśmiech wydostał się z ust Louisa. - Kurwa- tak, chyba to zrobiłem.
Fale pod nimi były tak potężne, rozbijały się o klif i rozpryskiwały w stronę nieba i to był sygnał dla Harry'ego, by również rozbił się o Louisa.
Przycisnął do niego pocałunek, desperacki i pełen pragnienia, przez który Louis był lekko zdyszany.
- To było za uratowanie twojego życia? – Odetchnął Louis, lekko się uśmiechając.
- Nie. – Powiedział Harry i ponownie go pocałował.
To było o wiele więcej, niż tylko za to. To było za to, że Louis był Louisem i za to, że był tu z nim. To dlatego, że może Harry właśnie nie wpadł w dół i nie umarł, ale i tak wpadł w innym sensie.
I okej, tak, to również za uratowanie jego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top