Część 12
- Halo? – Jego mama odebrała nieprzytomnym głosem. Louis słyszał dźwięk kosiarki, powodujący hałas w tle. Odchrząknął i przemówił głośniej, by go usłyszała.
- Są piękni. – Powiedział, przyglądając się czarno-białej fotografii w dłoni. Przekręcił głowę, by spojrzeć na to pod innym kątem. - Ja nie- nie jestem do końca pewny na co patrzę. Ale pisze tu chłopiec i dziewczynka, tak?
- Tak. – Powiedziała cicho jego mama. - W końcu brat. Po 30 latach.
- Mam 29 lat, mamo. – Powiedział nieugięcie.
Mógł sobie wyobrazić, jak machnęła na to ręką. - W każdym bądź razie. – Powiedziała. - Dziękuję, że oddzwoniłeś.
- Dziękuję, że to wysłałaś. – Odpowiedział Louis. - Przypnę je do mojej lodówki. I pokażę Zaynowi. Prawdopodobnie powiem wszystkim. Będę miał brata. I kolejną siostrę.
Kiedy jego mama się zaśmiała, to brzmiało łzawo, jakby tafla szkła miała pęknąć. I tak się stało. Pociągnęła nosem.
- Ah, mamo, nie płacz. – Powiedział Louis, opierając się o obręcz na balkonie.
- Jeszcze raz dziękuję, kochanie. – Powiedziała z kolejnym pociągnięciem nosa. Głęboko odetchnęła. - Muszę iść. Dzisiaj Lottie wybiera dania na wesele.
- Brzmi jak dobra zabawa. – Powiedział Louis. Kosiarka przestała hałasować w tle i nagle jego mama krzyknęła coś o tym, że żywopłot potrzebuje podcięcia.
- Potem mamy przyjęcie w ogrodzie. Małe, tylko Lottie i jej druhny i kilka innych osób. Przykro mi, że nie możesz przyjść...
- Jestem zdruzgotany, naprawdę. Prześlij im ode mnie dużo miłości i przeprosiny. – Powiedział.
- Pewnego dnia poznasz mężczyznę swoich marzeń na jednym z moich przyjęć. I nigdy więcej nie będziesz ich już przedrzeźniał.
Potem, Louis będzie wracał do tego momentu i zastanawiał się dlaczego te słowa wywołały obraz w jego głowie, który przedstawiał Harry'ego na przyjęciu w ogrodzie. Pomyślał, że to dobry powód, by zakończyć tę rozmowę.
Kiedy w końcu się rozłączyli, Zayn przyszedł na balkon z tostem. Louis wyrwał mu go z dłoni i wziął gryza.
- Więc, co stało się w toalecie? – Spytał Zayn.
- I ja myślałem, że byłeś zbyt zajęty ujeżdżaniem kutasa Liama, by zauważyć coś innego.
Zayn przewrócił oczami. - Mówiąc o kutasie Liama. – Powiedział. - Dzisiaj jest ognisko dla całej załogi. Powinniśmy iść.
- Co do kurwy to ma wspólnego z kutasem Liama?
- Powinniśmy iść. – Powtórzył powoli Zayn. - Bo Liam ma tam być. I Harry również.
Tak, to wciąż nie miało nic wspólnego z kutasem Liama.
Louis z determinacją patrzył się na ocean przed sobą. - Odpuszczę sobie. Powiedziałem Harry'emu, że... co się stało, mnie może stać się ponownie. Staram się być odpowiedzialny.
Zayn naprawdę parsknął, kiedy się zaśmiał. - Powodzenia z tym. –Powiedział, wkładając resztę swojego tosta do ust. - Najbardziej nieodpowiedzialny 30-latek, którego kiedykolwiek widziałem.
- Mam 29 lat. Jesteśmy w tym samym wieku. Obrażasz samego siebie, lekceważąc ten rok różnicy.
- Z wyjątkiem tego, że wciąż wyglądam jakbym miał 20 lat. – Powiedział Zayn, co było prawdą. Nie wyglądał jakby się starzał, odkąd rozpoczęli studia. W każdym razie...
- Nie idę z tobą. Tak to jest.
~~~
Nigdy nie był w stanie oprzeć się dobremu ognisku. Picie piwa na piasku obok cichego, spokojnego morza. Brzdąkanie melodyjnych piosenek na gitarze akustycznej. Smażenie pianek. Louis kochał to wszystko. Nie widział dlaczego powinien to przegapić.
Osobą, którą grała na gitarze okazał się być Niall, oparty o przenośną lodówkę, z wyciągniętymi przez siebie nogami. Przywołał ich do siebie skinieniem głowy jak tylko przyszli. Olly, który pojawił się znikąd, wręczył im obu drinki.
- Będziecie zawiedzeni. Harry i Liam jeszcze nie przyszli.
Louis zdecydował zignorować ten komentarz, udając, że był zajęty butelką piwa w swoich ustach. Jeśli o to chodziło, przyszedł tu tylko dlatego, żeby się dobrze bawić.
Był świadomy, że tego ranka powiedział Harry'emu, że ich wybryk był tylko jednorazowy. I Louis mógł nie być pewien wielu rzeczy w swoim życiu, ale lubił myśleć, że nie był kapryśny. Lubił myśleć, że nie bawił się uczuciami innych ludzi.
Jeśli Louis zobaczy Harry'ego, planował traktować go z grzecznością i respektem, tak jak przez ostatnie kilka tygodni i absolutnie nie ulegnie, albo nie zaangażuje się w żadne uwodzenie.
Wziął dwa, zdeterminowane łyki piwa, kiedy Olly ogłosił. - Oto są.
Louis niechętnie odwrócił swój wzrok od żarzącego się ognia, który iskrzył się i znikał pod nocnym niebem i od razu odnalazł Harry'ego. Zawsze od razu. Tym razem miał na sobie czarne kąpielówki i jego włosy wyglądały na mokre, góra zebrana i związana w koka, z dala od jego twarzy.
Z jakiś powodów nie czuł potrzeby ubrania na siebie koszulki.
Louis odwrócił się, pocierając miejsce pomiędzy brwiami swoim palcem wskazującym, gdzie migrena zaczęła rozwijać się niczym ciernisty krzak.
- Cóż, to dla mnie sygnał. – Powiedział Zayn, wstając. Wskazał swoją butelką piwa na Louisa. - Hej- powodzenia.
Louis przewrócił oczami. - Nie masz kogoś, z kim powinieneś teraz flirtować?
- Nie bądź zazdrosny, kochanie. Nie każdy z nas jest odpowiedzialny jak ty.
Louis wygonił go. Głównie dlatego, że był wrzodem na tyłku. Ale również był tam Harry, kilka stóp dalej, który właśnie go zauważył. Kiedy ich wzrok się spotkał, Louis uśmiechnął się i chociaż nie zdawał sobie sprawy, że był zmartwiony, poczuł dostrzegalną ulgę, kiedy Harry odwzajemnił uśmiech i delikatnie mu pomachał.
Było z nimi dobrze. Wszystko było dobrze.
Louis nadal go obserwował, niezdolny do zlekceważenia zmartwienia gdzieś w jego głowie. Harry najpierw rozmawiał z Amy, jedną z pokojówek w hotelu i potem z Justine, która pracowała na kręgielni. Wziął piwo od Eda i jeszcze rozmawiał- dużo rozmawiał- z ludźmi po drugiej stronie płonącego ognia. W tym czasie Louis siedział na swoim samotnym okręgu z piasku, słuchając brzdąkania Nialla i jego cichego śpiewu.
Nie dąsał się. Nie dąsał się od podstawówki. Ale może zanurzył swoje palce w piasku trochę agresywnie i ssał swoją butelkę piwa jak lizaka, którego dzieci dostawały po wizycie u lekarza i czekał i czekał. Ponieważ z pewnością w którymś momencie Harry do niego podejdzie i również z nim porozmawia.
Po tym, jak Harry rozmawiał zasadniczo z każdym, oprócz Louis, usiadł, by smażyć pierdoloną piankę.
Louis zignorował to, że Niall obserwował go spod swojej czapki z daszkiem. Wstał i podszedł do niego. Ponieważ to tak Louis reagował na bycie ignorowanym. Stanie przed twoją twarzą i będzie wymachiwał rękoma i krzyczeć 'kurwa popatrz na mnie'. Metaforycznie, oczywiście. Wolał myśleć, że nikt nigdy nie krzyczał na Harry'ego. W ten sam sposób jak wierzy, że właściwie nikt nie krzyczy na psiaki.
- Cześć. – Powiedział, opadając na miejsce tuż obok Harry'ego.
Oczekiwał tej samej obojętności jak wczoraj. Ale Harry uśmiechnął się i powiedział, - Cześć. – I z powrotem wrócił do grzebania w paczce pianek.
- Dlaczego jesteś mokry? – Spytał Louis. Oczywiście były inne pytania, które chciał zadać, ale z mokrymi włosami Harry'ego, które wciąż skapywały na jego nagą klatkę piersiową, to zdawało się być najważniejsze.
- Jeździłem na skuterze wodnym z Liamem i Edem. – Powiedział Harry, wkładając pianki na metalowy szpikulec. - Próbował mnie namówić również na surfing. Ale-
- Ed?
Harry przyglądał się swoim piankom, przekręcając szpikulec w jedną i drugą stronę. - Pracuje dla ciebie... Wynajął jedną z łódek. On jest, uh- – Wyciągnął swoją szyję. - Tam, obok Lily. Pracuje w sklepie pływackim.
- Tak, znam Lily. – Powiedział Louis. Tak naprawdę jej nie znał. Po prostu pamiętał ją, kiedy przyszedł tam szukając Harry'ego.
Mieli dużo pracowników w Sandy Hill. I to nie tak, że Louis, albo inny członek jego rodziny zostawał tu na cały rok. Wiedział, że nie był w stanie zapamiętać każdego imienia i każdej twarzy. Wiedział to, ale i tak czuł się niemal winny.
Wcale nie znał Eda. Był pewien, że musiał być nowozatrudnionym, nawet jeśli nie pamiętał jego imienia z listy, ani tego, że kiedykolwiek miałby go spotkać.
- Więc próbował przekonać cię do surfowania?
- Próbował. Ale oczywiście odmówiłem. Myślę, że miałem wystarczająco wrażeń jak na jeden dzień. – Harry umieścił swoje pianki nad ogniem.
Louis przejechał wzrokiem po jego profilu i opalonej skórze na ramionach i plecach. Wziął kolejny łyk swojego piwa. - Więc, powiedziałeś, że z nami dobrze, tak?
- Tak, oczywiście. – Powiedział Harry z drobnym uśmiechem.
- Dobrze... – Louis wytarł skroploną parę ze swojej butelki. - Po prostu- Czuję, jakby może nie było dobrze. Nie do końca.
Harry nie patrzył na niego, gdy mówił, swój wzrok utrzymywał na płomieniach. Wyglądał na zdeterminowanego. - Myślę. – Zaczął cicho, powoli. - Mogłoby być lepiej dla nas obu, jeśli nie będziemy się tak często komunikować? Chodzi o prywatne wiadomości i takie rzeczy.
Louis natychmiast chciał złapać go za ramiona i potrząsnąć. Harry zazwyczaj był aniołem, z tymi sprężystymi lokami i kwiatami w nich ukrytymi i swoimi dołeczkami i jego ogólną miłością do świata i ludzi. Ale również był cholernie frustrujący. - Nie powiedziałem, że nie możemy być przyjaciółmi. – Louis ostrożnie wyjaśnił.
Harry uśmiechnął się, ale tylko jeden kącik jego ust się uniósł. - Wiem. Ale... Nie bardzo chcę być twoim przyjacielem. I nie sądzę, że ty również chcesz nim być. Jeśli chcesz, żeby to co się stało, nie stało się ponownie, to nie ma sensu, żebyśmy przebywali tyle czasu ze sobą. Poza pracą.
Cóż. Tyle serdeczności.
- Zatem w porządku. – Powiedział Louis. - Więc, to wszystko?
- To tak jakby zależy od ciebie. – Powiedział Harry, zdmuchując płomień, gdzie jego pianka się podpaliła. Wziął ostrożny gryz, przez co lepka pianka została na jego dolnej wardze. I Louis nawet nie mógł tego zlizać. Jak niesprawiedliwe to było.
Louis nie był zasmucony, tylko podirytowany i może trochę- albo bardzo- rozgoryczony. I tak potrzebował kolejnego piwa.
Zanurzył dłoń w lodówce, kiedy rozważał, by po prostu sobie pójść. Ogniska nie były tak rozrywkowe, jak sobie to zapamiętał. I był zmęczony. I mógł mieć rano spotkanie, czy coś takiego.
Zdjął zakrętkę ze swojej butelki i otoczył jej szyjkę ustami, patrząc w stronę, gdzie Harry siedział z Edem. Ten koleś, który Louis zaczął wątpić, że tu w ogóle pracował był rudy i pokryty tatuażami. Louis nie mógł stwierdzić, czy był zainteresowany mężczyznami. Mógł być po prostu towarzyskim gościem. Tak czy siak, Louisowi nie podobała się jego bliskość z Harrym.
To byłoby zarozumiałe ze strony Louisa, jeśli uważałby, że to była próba Harry'ego, by wywołać u niego zazdrość, śmiejąc się i rozmawiając ze wszystkimi, oprócz niego. Ale Harry nie spojrzał na niego ani razu, odkąd rozmawiali, a Louis chciał jego uwagi. Chciał ją bardziej, niż wszyscy inni tam siedzący.
Louis po prostu nie wiedział co to było, co czuł. Ale chciał, żeby to minęło. Wziął od Zayna papierosa i poszedł.
Poszedł na tyły baru Island Breeze, który był zamknięty i opustoszały o tej godzinie, ale zawieszone światła wciąż były zapalone. Trzymał papierosa pomiędzy swoimi wargami, odpalając zapalniczkę, ale wiatr znad oceanu zdmuchiwał płomień, zanim mógł go zapalić. Może to była boska ingerencja przez to, o co założył się ze swoją mamą.
Może kolejną ingerencją było to, że właśnie to źródło stresu Louisa, to, które przede wszystkim wywołało u Louisa chęć zapalenia, szło w jego stronę.
- Nie miałeś za mną iść. – Westchnął Louis.
Harry zatrzymał się i zmarszczył brwi. - Po prostu pomyślałem, że upewnię się, że z tobą wszystko w porządku Zazwyczaj ludzie żegnają się, zanim sobie pójdą, no wiesz.
- Tak, ale dopiero powiedziałeś, że nie jesteśmy przyjaciółmi. Więc przypuszczałem, że by cię to nie obchodziło.
Harry potrząsnął swoją głową. - To nie to, co powiedziałem. Po prostu słyszysz to, co chcesz usłyszeć. Powiedziałem, że nie możemy być przyjaciółmi.
- Wybacz, zgaduję, że nie słyszę różnicy.
- Trochę jesteś idiotą. – Odpowiedział Harry i wzruszył ramionami. - Przepraszam, ale jesteś.
Louis znowu próbował zapalić zapalniczkę, kierując swoją frustrację na coś wartego zachodu.
- Powinieneś lepiej dbać o swoje płuca. I środowisko. – Skomentował Harry.
- Daj mi kurwa święty spokój. – Błagał Louis.
Harry westchnął. - Dobra. Porozmawiamy jutro, jeśli chcesz.
Louis obserwował go, gdy zaczął się odwracać, jakby działo się to w zwolnionym tempie.
Gdzieś w jego głowie był głos, mówiący mu jak zły pomysł to był, jak ścieżka do Harry'ego była ścieżką do katastrofy i być może do złamanego serca i obrzydliwego płaczu i picia. Ale Louis wyrzucił swojego niezapalonego papierosa razem ze swoim zahamowaniem do oceanu i złapał Harry'ego za ramię.
Zaczął popychać do w stronę białej ściany. Harry był zbyt zaskoczony, był zszokowany, by zaprotestować. Bez trudu się mu poddał. Źle, pomyślał Louis. Chciałby, by Louis sprawił, że byłoby to dla niego trudne. Chciałby, by go odepchnął, powiedział mu nie, przemówił mu do rozsądku.
Plecy Harry'ego zderzyły się ze ścianą, jego usta były rozchylone i Louis przycisnął się do niego, dopasowując swoje ciało do ciepłej klatki piersiowej Harry'ego. Oczy Harry'ego były rozszerzone, przyglądały się twarzy Louisa. Patrzyli na siebie, klatki piersiowe unosiły się przez głębokie oddechy.
- Zamierzam cię pocałować. – Powiedział mu Louis.
Zauważył jak Harry przełknął. I przez minutę było tak cicho, cykady zaprzestały swojego świergotania, ocean zwolnił i przestał się poruszać. Harry nerwowo pokiwał swoją głową.
- Czy to okej? – Spytał Louis. To było tak bardzo złe. Było tak wiele klauzul, które czytał o zbrataniu i molestowaniu w miejscu pracy.
Ale Harry ponownie przytaknął, zwilżył swoje usta powodując, że kolana ugięły się pod Louisem. - Bardziej niż okej, tak.
Louis uciszył go swoimi ustami i językiem i delikatną dłonią z tyłu jego szyi. Stali odseparowani przez bambusową zasłonę, kiedy ich usta otwierały się niczym kwiaty o świcie. Ich pocałunek był gorączkowy i idealny, najpierw delikatny i potem zdesperowany, gdy dłoń Harry'ego zacisnęła się na koszulce Louisa.
Louis odsunął się, by całować Harry'ego pod uchem, delikatnie ssać tam skórę, nie tak, żeby ją naznaczyć, tylko tak, by Harry jęczał i ciągnął za jego koszulkę. Chciał go tam rozebrać. Pewnego dnia Louis chciałby usiąść i przedyskutować z Harrym jego zamiłowane do publicznego obnażania się.
Jego biodra szarpnęły do przodu i tarcie było tak dobre, Louis oderwał swoje usta by jęknąć, pozwolił Harry'emu, by ten po prostu przez chwilę się o niego ocierał.
- To jest szalone. – Powiedział Louis, niechętnie odsuwając swoje biodra. Nie mogli tego tutaj robić. Po pierwsze, to nieetyczne. Po drugie, ile on miał lat- piętnaście?
Harry próbował uspokoić swój oddech, żeby być w stanie coś powiedzieć. - Wiem. Ja po prostu- – Jego wzrok powędrował w dół i nawilżył swoje już wilgotne usta. Louis ponownie go pocałował, by złapać jego śliczny język. Lubił, gdy był przyciśnięty do jego własnego. Ale jak fenomenalne by było to, gdyby był on owinięty wokół jego penisa? Przeklął pod nosem.
- Ty po prostu co? – Louis dopytywał go, kiedy odsunął się, by pozwolić złapać Harry'emu oddech.
- Tak bardzo cię pragnę. – Powiedział Harry. - Nie powinienem, wiem to. Ale pragnę.
Ponownie się po tym pocałowali. Bo jak Louis mógł tego nie zrobić? Jak i kiedy Louis przekonał siebie samego, że mógł oprzeć się temu dzieciakowi? I dlaczego?
Tak wiele pytań. Louis nawet nie próbował na nie odpowiedź. Wciąż go całował. Dźwięki wokół nich powróciły. Cicho z oddali docierała do nich muzyka znad ogniska. Ale zostali tam, gdzie byli, w tym idealnym osamotnieniu i po prostu całowali się, dopóki ich usta były spierzchnięte i posiniaczone.
Louis był tak twardy, że myślał, że i tak mógłby dojść, ocierając się lub też nie. Harry był wypełniony ślicznymi dźwiękami, westchnieniami i jękami i skomleniem. To niedorzeczne jak to wszystko wędrowało prosto do penisa Louisa, dopóki sposób, w jaki był naprężony w swoich shortach zaczął sprawiać mu fizyczny ból.
Odsunął się, przyglądał się stanowi twarzy Harry'ego i jego ust, zarumienionym i idealnym. - Dlaczego nie masz na sobie koszulki?
Harry wyglądał na lekko zirytowanego przez to, że przeszkodzono mu w pocałunkach i że Louis się odsunął. - Zgubiłem ją. Albo ktoś ją ukradł, kiedy nurkowaliśmy.
Louis położył płasko dłoń na mostku Harry'ego i przejechał nią w dół po jego ciepłym brzuchu i po jego twardych mięśniach. Harry wydał z siebie cichy jęk, tylko przez to, że Louis położył na nim swoją dłoń.
To sprawiło, że w niewytłumaczalny sposób Louis poczuł się potężny. - Potrzebujesz koszulki. – Powiedział. - Potrzebujesz koszulki tak szybko, jak to możliwe.
- Dlaczego? Kiedy później i tak ją ze mnie zdejmiesz? – Spytał Harry.
Louis się zaśmiał. Miał nadzieje, że to brzmiało jak śmiech. Ale był bez tchu i cierpliwości. Więc być może to tak nie zabrzmiało.
I Harry był bezwzględny, kiedy spytał. - Chcesz wrócić ze mną?
Louis odsunął się i położył swoje dłonie na jego biodrach. Odwrócił głowę, by zaczerpnąć uspokajający oddech. Byłby zażenowany tym, jak gotowy był. Jakby, niemal martwił się o swojego penisa, że mógłby rozedrzeć jego spodnie i zaczął błagać o uwagę. Wiedział, że to nie było możliwe. Ale z pewnością tak to odczuwał.
Aczkolwiek Harry był w podobnym stanie. Nawet naciskał na swoje krocze, próbując się przesunąć. To nie działało. Louis widział go teraz więcej, niż jeden raz i wiedział jak duży był i nie mógł nic zrobić, by to ukryć. Louis oderwał swój wzrok.
- Nie mogę. – Powiedział Louis. Teraz przekroczył granicę dwa razy. To obciąganie było wystarczająco złe, ale byli pijani. Teraz nie mógł winić za to pijaństwa. Pił, tak. Ale był mniej więcej trzeźwy. Harry także. I to był bardzo zły pomysł.
- Możesz. – Powiedział. - I- Chcę oddać przysługę. Z wcześniej.
Louis zadławił się powietrzem. - Co? – Powiedział- tak naprawdę sapnął.
- Pozwól mi się odwdzięczyć. Proszę? Ja- to będzie ostatni raz i potem możemy przestać. Przestaniemy. Tylko wróć ze mną.
Podczas gdy Louis rozważał rzucenie się do oceanu, Harry ponownie po niego sięgnął, przyciągnął go bliżej za szlufki od spodni. - Chcę cię w swoich ustach. – Powiedział i odważnie go ścisnął. Zawsze miał zachłanne ręce.
- Oh, kurwa. – Wymamrotał Louis. - Kurwa, okej. Chodźmy.
Harry zaczął uśmiechać się, jakby w ogóle potrzebował tego, by jego dołeczki bardziej przekonały Louisa. Trzymał Louisa za dłoń przez całą drogę do jego chatki, jego uścisk był ciasny, jakby bał się, że Louis zmieni swoje zdanie i ucieknie. Louis zastanawiał się nad tym przynajmniej dwa razy.
Ale w końcu Harry zaprowadził go do swojej małej sypialni, mocno popychając Louisa. Nie pocałowali się ponownie. Louis usłyszał przekręcany zamek i potem Harry opadł na swoje kolana. Miał na myśli to, co mówił o pragnieniu penisa Louisa w swoich ustach. I najwyraźniej chciał tego w tym kurwa momencie.
Ściągnął shorty Louisa do jego kostek, dociskając dłonie do ud Louisa i połknął go jak lizaka na patyku, którego jadł kilka dni temu.
Louis przejechał dłońmi przez gładkie włosy Harry'ego, kosmyki uciekały przez jego palce jak piasek. Odsunął je do tyłu, więc mógł patrzeć jak Harry pracował.
To było tak sprośne, sposób, w jaki jego policzki i podbródek były mokre od jego własnej śliny. Kiedy zanurzył się na nim z jękiem, który wysłał wibracje przez całe ciało Louisa, który wypchnął swoje biodra do przodu, jego kutas uderzył w tył gardła Harry'ego.
Miał gotowe przeprosiny, kiedy Harry zadławił się i odsunął. Ale potem Harry odetchnął - kurwa, tak. Proszę. – I znowu zassał go bez dalszych wyjaśnień. Ale Louis zrozumiał. Louis zrozumiał to, ponieważ również o tym myślał.
I żeby to doprecyzować, Harry przestał się ruszać i wsadził dłonie pod swoje uda i spojrzał na niego tymi swoimi dużymi, szczerymi, zielonymi oczami.
Louis chyba zajęczał w odpowiedzi. To po części byłoby żenujące, ale ktokolwiek, kto widziałby Harry'ego na swoich kolanach w ten sposób, oferując swoje usta, by je pieprzyć- oni też by zajęczeli.
Wsunął swoją dłoń dalej we włosy Harry'ego, jego uścisk zacieśnił się i przesuwał swoje biodra w przód. Oczy Harry'ego zamknęły się w niemej wdzięczności. Louis ponownie pchnął, jego głowa opierała się o drzwi. Jęczał za każdym razem, gdy czuł ciepło ust Harry'ego, za każdym razem, gdy słyszał jęki Harry'ego w odpowiedzi.
Kiedy ponownie na niego spojrzał, cała jego twarz i szyja była oblana czerwienią, kąciki oczu mokre od łez. Był piękny. W obezwładniający sposób. W sposób, który zakłócił pchnięcia Louisa, kiedy się zdekoncentrował.
Był tak blisko, że czuł jakby ledwo mógł oddychać. Widział gwiazdy. Świetliki, które przelatywały za oknem. Szum oceanu. Świat nadal się kręcił, ale na sekundę czuł jakby był tylko Louis i Harry w miejsce, w którym byli połączeni.
Louis wycofał się z jego ust i zaczął sobie obciągać. Harry został na swoich kolanach i obserwował go, wciąż głodny, jakby...
- Chcesz- – Zaczął Louis.
- Tak. – Odpowiedział od razu Harry. - Proszę.
To ponad nim- jak Harry zdołał być tak grzeczny, podczas gdy pytał Louisa o dojście w jego ustach. Louis miał słabość do manier, nawet jeśli sam był trochę prostacki.
Harry wyglądał na uszczęśliwionego, kiedy pierwsze krople wylądowały na jego języku. Jakby kochał ten smak. Jakby to była woda po suszy. Zebrał wszystko na języku, kiedy Louis sobie obciągał. Potem przełknął i jego wzrok powędrował do jego własnego penisa, kiedy zaczął sam sobie desperacko obciągać.
Z jękiem doszedł na swoją dłoń, jego głowa była pochylona, ramiona falował. - Kurwa. – Wychrypiał. Prawdopodobnie nie powinien teraz mówić. Pompował swoją dłonią podczas orgazmu i potem znieruchomiał.
Potem byli cicho, słuchając dźwięków świata wokół nich i ich zdyszanych oddechów w cichym pokoju.
- Dziękuję. – Wymamrotał Louis.
Harry uniósł wzrok i uśmiechnął się.
- Jesteś niesamowity. – Powiedział Louis, sięgając, by naciągnąć z powrotem swoje jeansy. Harry wstał, także ubierając się.
- Ty również. – Powiedział. Był wystarczająco blisko, że mógł dotknąć szczękę Louisa i złączyć ze sobą ich usta. Louis na to pozwolił.
- Wypij herbatę... z cytryną. – Powiedział Louis z ostatnim pocałunkiem w usta Harry'ego.
- Mógłbyś zostać i mi zrobić. – Wymamrotał Harry, uśmiechając się i pokazując dołeczki.
Louis czuł się jego niewolnikiem. Nie dlatego, że został poproszony o herbatę. Ale dlatego, że naprawdę nie mógł zmusić się do wyjścia.
Harry oparł swoje czoło o ramię Louisa. - Albo po prostu zostań. Ze mną, na trochę.
Louis nie odpowiedział. Po prostu delikatnie położył dłoń na biodrze Harry'ego i trwał tak przez chwile, czując jakby ten moment był dziwnie intymny, pełen napięcia, którego nie spodziewał się po tym jak obaj doszli i nie do końca wiedział jak sobie z tym poradzić.
- Co z tą herbatą? – Spytał po długich minutach wdychania zapachu oceanu na skórze Harry'ego.
Harry odsunął się i uśmiechnął. - Zrobię nam obu.
- Pomogę.
Skończyło się na tym, że wcale nie pomógł. Krążył po kuchni i salonie, czasami obserwując Harry'ego, czasami niezdolny do nierobienia tego przez dłuższy czas.
Spotkali się ponownie przed drzwiami Harry'ego, które były otwarte, by wpuścić powietrze. Cicho pili herbatę przez dłuższą chwilę. Louis mówił o delfinach i jeżowcach i innych przypadkowych tematach, o których mógł pomyśleć, gdy patrzył na ocean. Harry odpowiadał swoją wiedzą i również zadał kilka pytań.
W atmosferze ciążyła grawitacja, której żaden z nich nie mógł zaprzeczyć, ale poruszali sie wokół niej, mając nadzieje, że może to z czasem zniknie.
- Po prostu zostań. – Powiedział Harry, kiedy Louis skończył swoją herbatę i odłożył obok kubek.
Louis potrząsnął głową. - Nie powinienem.
Harry niedyskretnie odetchnął przez nos, jakby przygotowywał się do przemowy. - Powinieneś. – Było wszystkim, co powiedział. I potem po prostu wstał i poszedł do swojego łóżka. Louis obserwował go w świetle księżyca.
Harry odłożył swój kubek na stoliku nocnym i zdjął shorty.
Był całkowicie nagi, oprócz krzyża na szyi. Jak jakaś marmurowa rzeźba, z wyjątkiem tego, że wciąż się poruszał, sięgając do komody po bokserki. Oddech Louisa stanął, przekonany, że z pewnością patrzył na najpiękniejszego mężczyznę chodzącego po ziemi.
Harry zanurzył się w swoim łóżku, kiedy włożył bokserki. I wyczekująco spojrzał na Louisa.
Może był to jego wzrok, albo on sam. Ale to była niema decyzja, że Louis dał za wygraną. Zdjął swoje jeansowe shorty i koszulkę, upuścił je gdzieś obok ubrań Harry'ego. Wszedł do łóżka, jego ciało było zwrócone w stronę Harry'ego, jego głowa spoczęła na poduszce, która pachniała wyłącznie nim.
- Zatem tylko dziś. – Powiedział.
Harry nie odpowiedział na tę deklarację. - Tylko żebyś wiedział. – Powiedział, jego głos wciąż był zachrypnięty przez wydarzenia z wcześniej. - Przyjaciele dzielą się łóżkiem przez cały czas.
Louis zaśmiał się. - Myślałem, że powiedziałeś, że nie możemy być przyjaciółmi.
- Po prostu myślę, że my, będący przyjaciółmi to strata. – Powiedział Harry. - I życie jest na to za krótkie.
Louis to rozumiał. Tak bardzo, jak tego nie chciał, rozumiał to. To nie tak, że nie byliby świetnymi kumplami. Był pewien, że jeśli rzeczy zaczęły się bardziej neutralnie, jeśli nie pociągaliby siebie nawzajem tak szalenie, może faktycznie byliby najlepszymi przyjaciółmi.
Ale pomiędzy nimi było zbyt wiele chemii, zbyt wiele potencjału na coś ognistego i dzikiego, by przystać przy czymś takim.
Harry przybliżył się do pocałunku. Delikatnego, blisko kącika ust Louisa i trwał tam. - Dziękuję, że zostałeś. – W końcu przemówił, wtulając się w pościel, naciągając koc na swoje ramiona.
Louis przysunął się bliżej. - Dziękuję, że pozwoliłeś mi zostać. – Sięgnął ręką wokół talii Harry'ego, nie zamierzał jej tam zostawiać. Wtedy Harry podniósł własną dłoń i także ułożył ją na talii Louisa.
I w końcu tak zasnęli, kiedy ich palce leniwie kreśliły okręgi na skórze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top