Część 7

NIEDZIELA – 26 LIPCA

'Myślę, że Ned Stark umrze.' 

Louis zaśmiał się i zaczął pisać swoją odpowiedź.

'Po prostu oglądaj dalej.' 

'Przestałem czytać książki. Moja siostra będzie zawiedziona.' 

'Powiedz jej, że przepraszam za zdemoralizowanie ciebie.' Louis wysłał swoją odpowiedź, zanim miał czas, by ponownie ją przemyśleć. Było dużo sposobów jak mógł zdemoralizować Harry'ego, chociaż podejrzewał, że Harry'emu daleko było do świętoszka. I teraz nigdy nie przestanie o tym myśleć.

'Ale to byłoby kłamstwo.'

Louis zaśmiał się na głos. Kobieta, stojąca niedaleko niego spojrzała na niego z zaciekawieniem. Nie powiedział jej, żeby spieprzała. Był lepszy, niż to.

Zaczął odpisywać Harry'emu, ale potem przyszedł mu kolejny sms, tym razem od Zayna.

Gdzie jesteś??

Louis opierał się o swój samochód. Poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne i przejrzał się w szklanych drzwiach od lotniska.

Od razu zauważył Zayna, bo jego przybycie po części przypominało przybycie celebryty. Dokoła stało dużo taksówek z szoferami, którzy czekali na turystów, by zabrać ich do hoteli. I Zayn musiał pachnieć i wyglądać jak pieniądze, ponieważ przynajmniej dziesięciu z nich podeszło do niego, próbując wziąć jego bagaże i zaprowadzić go do swojego samochodu.

Zayn uniósł wzrok znad swojego telefonu i grzecznie odrzucał ich propozycje. Oni wciąż nie ustępowali i zwracali uwagę większej ilości osób i wyglądało jakby Zayn miał być połknięty przez rój mrówek. Louis szybko odesłał smsa. Zawsze gotów na ratunek.

Tuż przed tobą.

Ulga widoczna była na twarzy Zayna i przeszedł przez ulicę do miejsca, gdzie zaparkował Louis, od razu obejmując go ramionami. - Słońce dobrze na tobie wygląda. – Powiedział mu Zayn, głaszcząc go po głowie.

Louis burknął, odsuwając jego rękę. - Spędzaliśmy dużo czasu razem, ja i słońce. – Powiedział. I potem uśmiechnął się. - Cieszę się, że tu jesteś.

Nie tylko dlatego, że willa była duża i pusta bez niego. Tylko dlatego, że przyjazd Zayn nie mógł się odbyć w lepszym czasie. Ponieważ Louis poniekąd myślał, że tracił swoje zmysły. Ponieważ wczoraj Harry opalał się na plaży, mając na sobie parę malutkich, żółtych kąpielówek i Louis naprawdę, szczerze, prawdziwie pomyślał, że traci swoje cholerne zmysły. 

Oczywiście nic nie mogło być gorsze, od zobaczenia go nago, mając prawdziwy dowód, że Harry był wielki. Nie największy, jakiego kiedykolwiek widział (nie po tym spotkaniu z mężczyzną, o którym myślał, że był po części koniem), ale był pokaźny i idealnie ukształtowany. I Louis wyłapał to wszystko zaledwie po jednym spojrzeniu. Wyobraź sobie jakim cudem był Harry z bliska, albo w jego ustach, albo tyłku. 

Louis tracił rozum.

- Dlaczego tak ściskasz kierownicę?

Louis spojrzał na Zayna, niemal zaskoczony, że widział go tutaj siedzącego, co było głupie, bo on dosłownie go odebrał z lotniska.

- Co?

Zayn spojrzał na dłonie Louisa na kierownicy. Krew zaczęła z powrotem napływać do jego knykci, gdy poluźnił uścisk. Nie odpowiedział. 

- Wyglądasz inaczej. – Powiedział Zayn.

Louis przewrócił oczami. Uważał, że Zayn, Lottie i Luc mieli jeden, wspólny mózg. Albo to, albo rozmawiali o nim za jego plecami. Wczoraj, po żółtych kąpielówkach, Louis rozmawiał na Skype z Lottie i powiedziała tą samą rzecz. Wyglądasz inaczej, Louis.

Nie mogła wyjaśnić dlaczego. I Louis wątpił, że Zayn mógł to także zrobić. Myślał, że oni po prostu lubili się z nim droczyć, udawać, że rozumieją jego zachowanie, lub coś. Ale był tym samym Louisem, który wyjechał z Londynu kilka tygodni temu. 

- Jak wyglądam inaczej? Proszę, oświeć mnie. – Powiedział Louis.

Zayn przyglądał się mu. - Jesteś roztrzęsiony. Albo jakby, nie wiem, podekscytowany? Tak, wyglądasz na podekscytowanego. To dziwne. 

- To dziwne, że jestem podekscytowany? – Brwi Louisa sięgnęły linii jego włosów. Był lekko urażony. Zawsze był podekscytowany. Życie zawsze go ekscytowało. Tak powiedział Zaynowi. 

- Kiedy ostatni raz cię coś podekscytowało? – Spytał Zayn. Nawet nie próbował ukryć niedowierzania w swoim głosie, albo swoim wyrazie twarzy. - Wymień jedną rzecz.

Louis próbował, uderzając palcami o kierownicę. 

W tym momencie, jego telefon zawibrował. I poczuł szok, jego umysł podpowiadał mu, że to był Harry i mocniej nacisnął pedał gazu. Ten szok był nieznajomy, chociaż czuł go wiele razy w ciągu tego tygodnia. I to miało imię. Louis pomyślał, że to mogło być podekscytowanie. 

Cóż, zatem.

- Byłem podekscytowany, kiedy cię zobaczyłem. – Louis posłał Zaynowi uśmieszek. 

Zayn pokręcił głową. - Jestem pewny, że byłem szczęśliwy, kiedy mnie zobaczyłeś. Jak powinieneś. Ale nie byłeś podekscytowany. – Wyjaśnił Zayn. I potem dodał. - Kto to Harry?

Louis zdołał utrzymać stały uścisk na kierownicy. - Kto?

Zayn uśmiechnął się. To była zła odpowiedź. - Ktoś, kogo tu poznałeś?

- Wtykasz nos w nie swoje sprawy. – Louis powiedział Zaynowi. Znowu, to była zła odpowiedź. Ponieważ tak, Zayn był wścibski. Ale Zayn był zawsze wścibski. I Louis nigdy nie odpowiadał mu w ten sposób. 

Zayn pochylił swoją głowę odrobinę do przodu, by wyłapać wymijający wzrok Louisa. Louis utrzymywał swój wzrok celowo na drodze, tak jak powinno być, jeśli chcieli dojechać do willi w jednym kawałku.

- Spałeś z nim?

Ha. Louis chciałby. Ale nie. Nie, nie spał. Harry był jego pracownikiem. Pracownikiem. Nie miał prawa, by z nim spać. Nie.

- Nie. – Powiedział Louis.

- Czy powiesz mi o nim coś jeszcze?

- Nie. – Powtórzył Louis.

Zayn usiadł z powrotem na swoim siedzeniu. Wciąż się uśmiechał i właściwie to była najbardziej irytująca rzecz, którą kiedykolwiek widział Louis. - Okej. Cóż, jeśli chciałbyś o tym porozmawiać, będę tu przez jakiś czas.

Louis spojrzał na ulice. - Zapamiętam to. – Powiedział. I nie powiedział nic innego. I Zayn, na szczęście, ponownie o tym nie wspomniał. 

~~~

WTOREK – 28 LIPCA

Było bezpieczniej, by najpierw przyznać się do swojego przestępstwa Lucy. Była daleko i pomiędzy Lottie i Zaynem, będzie go oceniać najmniej surowo. Zadzwonił do niej podczas lunchu, kiedy Zayn był na balkonie, a on robił im kanapki.

Nie zamierzał rozmawiać o Harrym. Zadzwonił, bo minęło trochę czasu i jedynie chciał zobaczyć jak jego małej siostrze się powodziło. Ale to było nieuniknione, że temat Harry'ego zostanie poruszony. Myślał, że kończy mu się miejsce na te wszystkie myśli o nim. W końcu znajdą swoją drogę na zewnątrz.

- Jest tutaj taki dzieciak... – Zaczął, trzymając swój telefon między ramieniem, a uchem. Był zbyt cicho, ale musiał tak robić, żeby Zayn go nie podsłuchał. Dźwięk u Lucy stał się niewyraźny, kiedy weszła do innego pokoju. Usłyszał zamykanie drzwi. 

- Przepraszam, Zendaya pracuje nad muzyką. – Powiedziała.

- Gdzie jesteście?

- W studiu nagraniowym. –Powiedziała Lucy. - W Nigerii.

- Co? – Louis zamarł, gdy kładł indyka na chleb. 

- Tak, zabieram ją do miejsc, gdzie uważa, że zostanie kreatywnie zainspirowana. – Wyjaśniła Lucy. - Dwa dni temu byłyśmy w Hiszpanii. 

Louis zaśmiał się, po części niedorzecznie dumny. - Ile dziewczyn może powiedzieć coś takiego?

- Ani jedna. – Odpowiedziała wyniośle. - Teraz, o czym mówiłeś? 

Louis znowu się zawahał. Za pierwszym razem zajęło mu to długo, by zebrać odwagę. - Uh. Jest...

- Tutaj dzieciak? Tak powiedziałeś, racja?

Louis oblizał swoje usta, poprawiając swoje okulary. - Tak. Ten naprawdę dziwny dzieciak. Jest Brytyjczykiem. Najwyraźniej lubi sobie leżeć nago...

- Okej... – Przerwała. - Dla mnie brzmi jak dobry rodzaj dziwności.

Tak. Bardzo dobry rodzaj. Rodzaj, który prawdopodobnie był również dziki w łóżku. Louis zdjął swoje okulary i przetarł oczy. 

- Jest pracownikiem.

Lucy zajęło sekundę, by to wszystko złożyć do kupy. - Oh. – Zaśmiała się. - Oh, nie. Lou. mama by cię zabiła.

Louis przytaknął. - Tak, wiem.

- Pamiętasz, kiedy zrobiłam to z -jak on się nazywał- Benem? Albo Billem. Cokolwiek. Pamiętasz, jak mama go zwolniła? I nie mogłam wychodzić z tobą, ani z Lottie.

- To było trochę inne. Miałaś jakieś 16 lat. I był trochę zboczeńcem, prawda? 

- Prawda. Ale wiesz, co ona o tobie powie. To nie jest dobre dla biznesu. To nieprofesjonalne. – Lucy starała się jak najlepiej naśladować Jay. 

Louis przytaknął. - Nie, wiem. – Westchnął. - Ja tylko- czuję, jakbym nie mógł nic na to poradzić. On jest- Kurwa, nie wiem. Myślę, że byś go uwielbiała.

- Myślę, że już go uwielbiam, jeśli jesteś przez niego taki wykończony. Kiedy był ostatni raz, kiedy przez kogoś taki byłeś? – Rozmyślała. - Więc zadzwoniłeś do mnie, żebym odsunęła cię od zrobienia czegoś nieodpowiedzialnego? Ponieważ muszę ci powiedzieć, kochanie. To nie twój najlepszy pomysł.

- Zamknij się, Luc.

- Albo. – Powiedziała Lucy, ignorując go. - Zadzwoniłeś do mnie, żebym cię do tego przekonała? Bo w tej sytuacji powiem... carpe kurwa diem. YOLO. Nie żałuj. To całe gówno.

- Jezu. – Louis westchnął w irytacji.

- Cóż, nie, lepiej tego nie mów. Nie sądzę, że Jezus by to zaakceptował.

Louis schował twarz w swoich dłoniach. - Jesteś niedorzeczna. – Wymamrotał. - Rozłączam się. 

Lucy zaśmiała się, swoim młodzieńczym, beztroskim śmiechem, przez który Louis również się zaśmiał, chociaż nawet nie wiedział co było takiego zabawnego. Więc zanim się zorientował, pochylił się, jego ramiona drżały, a oczy wypełniły łzami. 

- Kocham cię. – Powiedziała mu. - Naprawdę ty nigdy nie mógłbyś mnie zawieść. I nie sądzę, że teraz zaczniesz.

To było ciężkie oświadczenie. To nie była aprobata, ani to nie był jej brak. To było 'rób to, co chcesz, bo i tak cię kocham' i to było bardziej, niż wystarczające.

- Też cię kocham. – Powiedział. - Pozdrów ode mnie Z.

- Zrobię to, kiedy skończy. Jutro jedziemy do Japonii. Wyślę ci zdjęcia. 

Louis ponownie się zaśmiał. Była niesamowita. I dzika. I Louis kochał ją bardziej, niż ona kiedykolwiek to będzie wiedziała. Kazał jej obiecać, że będzie wysyłać mu zdjęcia z każdego miejsca, w którym będzie i dawać znać co jakiś czas żeby wiedział, że była bezpieczna.

I potem, kiedy zakończył ich połączenie i zaniósł talerz kanapek na balkon, spytał się Zayna, kiedy wzięli pierwszy gryz. - Co ty na to, że później pójdziemy na lody?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top