Część 11
Liam ostrożnie rozwiązał buty Harry'ego i powoli je zdjął, żeby go nie obudzić. Po drugiej stronie łóżka, Zayn zdejmował spodnie Louisowi. Nie obchodziło go to, jeśli Louis się obudzi. To jego kara za to, że wcześniej niemal zwymiotował na buty Zayna i zasnął na nim, więc musiał nieść go do łóżka Harry'ego.
To, swoją drogą, była dalsza zemsta. Louis obudzi się rano obok Harry'ego i będzie miał milion pytań i Zayn będzie się potem śmiał, kiedy ten będzie poszukiwał odpowiedzi. Zayn, oczywiście, nie będzie miał mu nic do powiedzenia. (Nie wiedział co się stało w toalecie. Ale na obojczykach Louisa znajdowała się malinka i Harry wyglądał na zaspokojonego. Więc Zayn podejrzewał, że wszystko poszło dobrze.)
Na tę chwilę, przykrył ciało Louisa cienkim kocem, podczas gdy Liam ułożył w łóżku Harry'ego jak własnego syna i delikatnie pogłaskał go po głowie.
- Powinniśmy byli im przerwać. – Wymamrotał Liam z żalem, kiedy wychodzili z pokoju.
Zayn przewrócił oczami. - Nie jesteśmy ich rodzicami.
Liam gniewnie na niego spojrzał. - Nie w tym rzecz. Ja bym chciał, żeby ktoś mi przerwał. Szczególnie przed tym, jak miałbym uprawiać seks w toalecie.
- Co najwyżej sobie obciągnęli. Louis nigdy nie pieprzyłby kogoś w toalecie. – Powiedział Zayn. Co było nie na temat, ale wciąż. Jeśli miałby wiedzieć coś o swoim przyjacielu, którego znał od zawsze to to, że Louis miał klasę. Musiał bardzo lubić Harry'ego, jeśli zechciał ssać go w toalecie. - W każdym razie, coś im się dostało, tak?
- To wszystko, co cię obchodzi. – Powiedział Liam. Teraz stali na korytarzu pod zamkniętymi drzwiami od sypialni Harry'ego.
Zayn zwęził swoje oczy. Nie był jakimś fanatykiem, jeśli chodziło o seks, pomimo tego co myślał Liam. Było milion innych rzeczy, które lubił robić Zayn. Lubił czytać. Lubił filmy. Lubił jeździć na deskorolce i grać w piłkę nożną. Lubił spędzać czas ze swoją rodziną i Louisem i Lottie i Luc.
Ale nie wyjaśnił tego Liamowi. Liam mógł sobie myśleć, co tylko chciał.
- Po prostu lubię się dobrze bawić. Seks to dobra zabawa. Dlaczego ty i twoja dziewczyna zerwaliście? Dlatego, że przestałeś się dobrze bawić?
Liam wstrzymał oddech. I przez sekundę wzrok Zayna zmiękł, bo wiedział, że miał rację. Albo może dlatego, że posunął się zbyt daleko.
- Jesteś jebanym kutasem, wiesz o tym? – Powiedział Liam.
Zayn wzruszył ramionami. - Swój swego zawsze pozna, stary.
- Cokolwiek. – Zamilkł Liam. - Możesz już pójść. Mogę się sam doskonale nimi zająć.
- Czy zawsze jesteś taki marudny?
- Czy zawsze jesteś- – Liam przerwał, zwęził oczy, jakby chciałby być onieśmielający, ale zarazem szukał czegoś mądrego, czym mógłby uderzyć Zayna w twarz.
Zayn nie dał mu na to szansy. Rzecz w tym, że Liam nigdy się nie zamykał. Był w chuj gadatliwy i Zayn był zbyt zajęty irytowaniem go, by jego samego to irytowało. Ale po tej nocy, gdy Liam siedział zbyt blisko i głośno popijał swoje drinki i tańczył, wykonując swoje dziwne, wymyślne ruchy i prawdopodobnie pisząc ze sobą byłą dziewczyną i będąc ogólnym zakłóceniem, Zayn naprawdę chciał mu po prostu pomóc się zamknąć.
Między nimi były jakieś dwie stopy odległości i szybko ją pokonał. Jego dłoń spoczęła na biodrze Liama i szybko się poruszył. I wyglądało na to, że nie było odstępu czasu pomiędzy tym, jak Liam zaskoczony wziął oddech a tym, jak Zayn przycisnął swoje ciepłe wargi. Jego pocałunek był pewny i silny, ale Liam złapał Zayna za kołnierz, jakby miał go odepchnąć. Nie zrobił tego. Zaczął oddawać pocałunek.
Zayn całował go z językiem i zanurzył swoje zęby w jego dolnej wardze, zdeterminowany, by pozostawić mrowienie, kiedy się odsunął. Uśmiechnął się jak jaguar, kiedy rumieniec pojawił się na szyi i klatce piersiowej Liama. - Zatem dobranoc.
- Co do kurwy. –Odetchnął Liam. Albo próbował. - Co do-
Zayn przestał go słuchać. Rzucił się na kanapę i poprawił poduszkę. Minęło kolejne pięć sekund, zanim drzwi od pokoju Liama się zatrzasnęły. Przypuszczał, że teraz nie był tak zmartwiony tym, że obudzi Harry'ego.
Z drugiej strony Zayn- cóż, zasnął z uśmiechem na twarzy.
> > L < <
CZWARTEK- 30 LIPCA
Louis obudził się czując, jakby słoń spędził noc na jego twarzy, pierdząc mu do otwartych ust. Sięgnął po wodę stojącą na stoliku nocnym, by wciąć duży, długi łyk i połknąć paracetamol, który ktoś tam położył. Błogosławić go, ktokolwiek to był.
Kiedy tabletki spłynęły w dół jego gardła, reszta jego mózgu doszła do siebie i niemal się nimi zadławił, kiedy spojrzał na podłogę.
Kiedy odwrócił się na łóżku, tylko na sekundę, jego oddech stanął.
Światło słoneczne wpadało przez okna i sprawiało, że loki Harry'ego mieniły się złotym światłem. Jego usta były rozwarte, gdy wypuszczał małe oddechy. I jego twarz była wtulona w poduszkę. Biorąc wszystko pod uwagę, był genialnym okazem chłopięcego portretu, tak ciepły i jasny i pełny życia, chociaż spał jak zabity.
Sposób, w jaki Louis z powrotem położył się, był jedyną odpowiednią odpowiedzią. Delikatnie położył swoją głowę na własnej poduszce i po prostu go obserwował. To byłoby przerażające z wyjątkiem tego, że wątpił, że ktokolwiek na jego miejscu zareagowałby inaczej. Wątpił w to, że ktokolwiek mógłby odwrócić wzrok od Harry'ego, kiedy wyglądał w ten sposób.
Louis został uderzony nagłą potrzebą przytulenia się do ciepłego ciała Harry'ego, by wdychać zapach jego muśniętej słońcem skóry. Jak na razie, jedynie tylko patrzył. I nigdy się tym nie znudzi.
Jego telefon zadzwonił głośno i nieprzyjemnie, nienaturalnie głośno, zagłuszając dźwięk fal. Szybko się odwrócił, wystarczająco szybko, że jego głowa zaczęła pulsować i wygramolił się, by to wyłączyć, zanim obudziłby to Harry'ego.
I wiesz co?
To jego matka.
Ostrożnie zszedł z łóżka Harry'ego. Na szczęście nie było żadnego wyraźnego bólu w dolnej partii jego ciała, kiedy to zrobił. I żadne płyny ustrojowe nie kleiły się do jego skóry. Uważał, że bezpiecznie było powiedzieć, że się nie pieprzyli.
Znalazł swoje spodnie i je nałożył, gdy jego telefon przestał dzwonić. Szybko wziął swoją koszulkę, sprawdził portfel i wyślizgnął się przez drzwi. Jego telefon znowu zaczął dzwonić. Jeszcze raz z żalem popatrzył na Harry'ego i odebrał telefon, szybko oddalając się od domu Harry'ego.
- Cześć mamo.
- Brzmisz, jakbyś dopiero co się obudził. – Odpowiedziała.
By to potwierdzić, jego usta rozciągnęły się w ziewnięciu. - Dopiero się obudziłem. Ale to w porządku.
- Idź sprawdź pocztę. Powinieneś już dostać coś ode mnie. – Powiedziała.
Louis zdał sobie sprawę, że właśnie wszedł na pole minowe. Nie mógł sprawdzić poczty, bo nie było go w willi. Być może gdyby był bardziej obudzony, albo bardziej przyzwyczajony do kłamania swojej mamie w swoim dorosłym życiu, mógłby wymyślić odpowiednie wytłumaczenie. Ale żadna z tych rzeczy nie była prawdziwa. - Tak, w porządku. Kiedy wyjdę z łóżka.
- Nie Lou, zrób to teraz. To ważne. To naprawdę, naprawdę ważne. –Powiedziała.
- Co to jest? – Spytał. Ponieważ z łatwością mógł udawać swoją reakcję. Nie uczestniczył w tych wszystkich kursach aktorstwa w szkole średniej na nic.
- To niespodzianka. Po prostu idź zobacz, dla mnie, proszę? – Zapytała swoim najmilszym, najbardziej błagalnym głosem.
Louis zacisnął swoje powieki i westchnął. - Nie mogę. Nie jestem- nie ma mnie w willi.
- Ale właśnie wstałeś, prawda? – Powiedziała. Oboje milczeli przez długą minutę i naprawdę mógł zobaczyć koła, które zaczęły obracać się w jej głowie. - Louis... Louis. Czy kogoś tam poznałeś?
- Po prostu spędziłem noc gdzieś indziej, to wszystko.
- Z jakąś osobą? Mężczyzną? – Mówiła pośpiesznie, jej głos był niski i pełen zadumy. Z jakiegoś powodu nie obraził się za to.
- Nie, technicznie. Śliczny tryton (tłum. pół człowiek, pół ryba) Kilka dni temu wypłynął na brzeg i uratowałem go. I odpłacił mi się-
- Jesteś niedorzeczny. Nie wiem co kombinujesz, ale wiedz, że zawsze się dowiem. I wolałabym, żebyś mi to powiedział, zanim się dowiem.
Nie miała na myśli tego, że go szpiegowała. Nigdy nie była taką mamą, której sprawiało przyjemność przekraczanie wszystkich granic. Ale to miejsce było przepełnione ludźmi, nie tylko pracownikami, którzy rozsiewali plotki szybciej, niż ogień rozchodził się po suchej ziemi, ale również goście.
Zaledwie wczoraj Louis niezaprzeczalnie był podrywany przez Lule Jameson, koleżankę z pracy jego mamy i członkinie klubu golfowego w Donny. Zadawała mu mnóstwo pytań, była najbardziej bezwstydną kobietą, którą kiedykolwiek poznał. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że często kontaktowała się z Jay.
Nie zajęło by to długo, żeby wrócił do domu.
- Jeśli będę miał ci coś do powiedzenia, zrobię to. – Powiedział Louis. To nie było kłamstwo. Pradą było to, że naprawdę nie miał jej nic do powiedzenia. Technicznie, nie było mężczyzny w jego życiu. Harry był jego pracownikiem. Mieli kilka- interesujących rozmów i jeden, piękny moment w toalecie. Ale to tyle, prawda?
Nic, z czego miałby teraz zdawać relację. Nic, z czego prawdopodobnie kiedykolwiek zda relację, jeśli miał być szczery.
- Zadzwoń do mnie, kiedy wrócisz do domu i sprawdzisz pocztę. – Przypomniała mu ponownie Jay. - Najpierw otwórz kopertę i potem zadzwoń.
Obiecał jej, że to zrobi, coraz bardziej ciekaw co mu wysłała. Wciąż stał na brzegu morza, kiedy w końcu się rozłączyli, chatka Harry'ego wciąż była widoczna z daleka. Louis odwrócił się w stronę swojej willi.
'nie idź.'
Zatrzymał się i zwrócił swój wzrok w kierunku chatki. Harry stał obok drzwi, opatulony cienką narzutą. Louis zauważył, że ponownie patrzył na swój telefon i szybko coś pisał.
'przepraszam, to było przerażające. ale Liam zrobił śniadanie. Angielskie.'
Louis zaczął odpisywać, ale Harry przerwał mu kolejną wiadomością.
'Również Zayn wciąż tutaj jest. i Liam możliwe, że chce go otruć, więc...'
Louis poddał się, żeby odpisywać i zaczął iść z powrotem w stronę domu, z powrotem do Harry'ego, który czekał tam, oparty o framugę drzwi, ze swoim wzrokiem utkwionym w Louisie. Najwyraźniej nie był jedną z tych osób, które stają się nieśmiałe następnego ranka.
Właściwie, kiedy Louis się zbliżał, zauważył nieznaczne gorąco w spojrzeniu Harry'ego, chociaż to może mogło być tylko to, że robił grymas przez słońce, które świeciło mu na twarz.
To zależało od Louisa, żeby być nerwowym za ich dwójkę. Nie to, że to pokazał. Uniósł swoją głowę, kiedy szedł po drewnianych schodach do drzwi Harry'ego. - Angielskie śniadanie na Barbados? – Powiedział Louis.
Harry z powagą przytaknął. - Myślę, że Liam używa to jako przykrywki, by otruć Zayna.
- Zatem nas nie otruje?
Harry zmarszczył brwi. - Przypuszczam, że jest taka możliwość, tak.
Nastąpiła cisza.
Louis westchnął, wystarczająco ciężko, że przeszło to przez jego całe ciało, jego rzęsy rzucały cień. - Więc, ostatnia noc... – Zaczął.
Harry był cicho, ale nie przerwał tego osłabiającego kontaktu wzrokowego, w którym był dobry. Louis starał się to odwzajemnić z taką samą ilością determinacji.
- Byliśmy bardzo pijani. – Powiedział Louis.
- To jest odkrycie. Nie miałem pojęcia. – Powiedział Harry uśmiechając się, że jego dołeczki przywitały się ze światem. Tak jak powinny. - Jestem pewien, że bywałem bardziej pijany.
Louis musiał się z tym zgodzić. On również przeżywał gorsze upojenia alkoholowe. Zobacz: Louis na studiach.
- Wiem, że prawdopodobnie na to nie wygląda, ale zazwyczaj tego nie robię. – Powiedział Louis. Przynajmniej to było prawdą. Nawet na studiach często z nikim nie sypiał. Zawsze był zbyt wybredny.
- Tego? – Powtórzył Harry.
Louis wskazał pomiędzy nimi, bo w tym momencie Harry celowo udawał głupiego. - Nie wiąże się z kimś, z kim nie powinienem.
- Okej. Dlaczego nie powinieneś?
Louis jęknął. - Jesteś moim pracownikiem. Jestem twoim szefem.
- Bardzo dobrym szefem, tak. – Uśmiechnął się Harry. Był bardziej uroczy, niż powinien być dorosły mężczyzna. Louis chciał całować go po całej twarzy i jednocześnie walnąć go łokciem w żebra. Cokolwiek, co sprawi, że po prostu przestanie.
Louis przejechał dłońmi po swojej twarzy. - Harry, jesteś świetny, wiesz? Musisz to wiedzieć.
- Czuję się, jakbyś ze mną zrywał. –Powiedział Harry, wciąż uśmiechając się jakby był rozbawiony. Ale może nutka zawahania była ukryta w kącikach jego oczu. Louis mógł siebie nienawidzić w tym momencie.
- Ludzie to robią? – Uniósł obie brwi. - Ludzie z tobą zrywają? Co za głupcy...
Harry zaśmiał się, opierając głowę o framugę drzwi. - To nie zdarza się często. – Zapewnił go. - Ale nigdy nie zostałem rzucony przez swojego szefa.
Louis ponownie jęknął, tym razem o wiele głośniej. - Ja nie- nawet nie jesteśmy w związku.
- Tak, wiem. – Powiedział Harry, przechylając swoją głowę. - Więc, wczorajszy wieczór był przyjemny. Ale to się ponownie nie wydarzy?
- Wczorajszy wieczór był bardzo przyjemny. – Powtórzył Louis. Bawił się lepiej, niż od dłuższego czasu. Przynajmniej seksualnie, co było ogromną różnicą. Ale dlatego musieli przestać, prawda? To nie poprowadzi ich nigdzie i lepiej, żeby Louis się nie przywiązywał. Żeby żaden z nich się nie przywiązywał. Wiedział, że on i Harry mieli potencjał, by przeżyć bardzo dobre doświadczenie. I pozwolił sobie na to. Ale nic więcej, niż to, to nieodpowiedzialne i to nadużycie władzy i jego biedna mama byłaby zawiedziona.
Więc... - To nie może zdarzyć się ponownie.
Harry przytaknął. - Szkoda. Miałem zaproponować ci poranne obciąganie.
- Boże, zamknij się. – Westchnął Louis, zakrywając twarz dłońmi.
Usłyszał śmiech Harry'ego, ten dźwięk był pogodny i melodyjny i bardzo potrzebny, gdy Louis czuł jakby zatapiał się w piasku i nigdy nie wyszedł na powierzchnię. Nie znał jeszcze Harry'ego wystarczająco dobrze, by stwierdzić czy to była przykrywka, czy jego uczucia właściwie były zranione i był po prostu dobry w udawaniu, że wcale tak nie było i Louis nienawidził tego, że nie wiedział.
Ponieważ później, po tym jak zjedli śniadanie przygotowane przez Liama i Zayn czekał na niego, żeby się pospieszył, Louis spytał Harry'ego. - Z nami dobrze, tak?
I Harry powiedział tak. I Louis mu uwierzył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top