Rozdział 3

LUHAN

Jęknąłem, przekręcając się na bok. Sen powoli zaczął się oddalać, gdy poranne światło wpadło do pokoju i rzuciło słaby blask na moją twarz. Ziewając, otarłem śpiochy z oczu i rozciągnąłem się, dłońmi błądząc po prześcieradle.

Kilka razy mrugnąłem, po czym otworzyłem oczy i spojrzałem na prawo, by zobaczyć pustą przestrzeń. Nigdzie nie było żadnych oznak obecności Sehuna. Natychmiast usiadłem, przyciskając kołdrę do piersi.

Gdy tylko miałem otworzyć usta i go zawołać, drzwi od łazienki otworzyły się, a para dostała się do pokoju zanim chłopak wyszedł z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.

Potrząsnął głową, by wytrzepać kropelki wody, po czym przejechał palcami po włosach i dostrzegł mnie siedzącego na łóżku. W jego brązowych oczach od razu pojawił się błysk, a ja zauważyłem, ze zrelaksowałem się pod jego spojrzeniem.

— Obudziłeś się. — Wypuścił powietrze, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Skinąłem głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Oblizałem wargi i przełknąłem ślinę, starając się dojść do siebie, zanim zauważy, że całkowicie obudziłem się dlatego, iż brakowało go u mojego boku. Ale wyższy znał mnie lepiej niż ja sam i niemal natychmiast zauważył moje zamieszanie.

— Wszystko okej? — zapytał, podchodząc do mnie mimo braku odzieży.

— Tak — wydusiłem z siebie, starając się nie patrzeć w jego oczy.

— Dlaczego mnie okłamujesz? — mruknął cicho zbyt rozdrażniony, by powiedzieć coś więcej. Przez chrypę słyszalną w jego głosie byłem w stanie odgadnąć, że starał się nie dopuścić do siebie złości.

— Nie oszukuję. Po prostu... — Potrząsnąłem głową, na chwilę przerywając. Nie musiałem się przecież z tego wykręcać. Nieważne, jak bardzo starałem się postawić wokół mnie mur, nie udawało mi się go utrzymać, gdy chłopak był w pobliżu. W przeciwieństwie do innych miał wystarczająco dużo siły, by go zburzyć. — Nie wiedziałem, gdzie poszedłeś i zacząłem panikować.

— Czyli nie słyszałeś kompletnie nic z tego, co mówiłem do ciebie ostatniej nocy? — zapytał z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. — Kiedy mówiłem, że nigdy więcej cię nie zostawię, to właśnie to miałem na myśli, okej? Obiecałem ci to ostatniej nocy i dotrzymam tej obietnicy.

Niezależnie od tego, jak starał się zachować spokój, jego głos i tak był ostrzejszy niż zazwyczaj.

— Przepraszam — mruknąłem cicho, nie chcąc zaczynać kłótni przez coś tak głupiego. Jego oczy nadal były skierowane na mnie. Czułem, jak praktycznie wypala dziurę w mojej głowie.

— Cholera — wysyczał, drapiąc się po karku. Upewnił się, że ręcznik dobrze trzyma się w pasie i podszedł od drugiej strony łóżka, po czym uklęknął obok mnie. Pochylając się, przejechał opuszkami palców po moim ramieniu. — Spójrz na mnie.

Nie chcąc się kłócić, odwróciłem się w kierunku Sehuna.

— Nie chciałem być dla ciebie nieuprzejmy. Po prostu irytuje mnie, że nie pozwalasz się sobie rozwijać. — Pocierając moją skórę opuszkami kciuków, wziął głęboki oddech. — Wróciłem na dobre i nigdzie się nie wybieram. Raz popełniłem błąd i nie mam zamiaru zrobić tego ponownie, rozumiesz?

Zaniemówiłem, starając się przetworzyć jego słowa. "Raz popełniłem błąd i nie mam zamiaru zrobić tego ponownie" — roznosiło się w mojej głowie. Przycisnąłem wargi do jego, dając mu odpowiedź, której potrzebował i chciał. Gdy po kilku minutach pocałunek coraz bardziej się pogłębiał, odsunęliśmy się od siebie, zanim zamieniło się to w coś więcej.

— Idź się odśwież, a ja będę na dole, okej?

— Okej — wyszeptałem, a z kolejnym pocałunkiem chłopak podniósł się z podłogi i powoli ruszył w stronę wyjścia.

Po kąpieli ubrałem na siebie rurki i granatową koszulkę, po czym zszedłem na dół. To stało się dla mnie codziennością, odkąd Sehun został aresztowany. Zostawałem tu, mając nadzieję, że wróci, przez co praktycznie tu mieszkałem, a nie w apartamencie, który dzieliłem z Baekhyunem.

Kiedy skończyłem dziewiętnaście lat i zacząłem studia, miałem dosyć ciągłego upokarzania, dokuczania, chamstwa i braku zrozumienia do tego, co przechodzę, ze strony rodziców, dlatego uznałem, że lepiej po prostu ich zostawić.

Nie pytajcie mnie, jak tego dokonałem. Sam do teraz nie wiem, ale mimo wszystko byłem wolny od ich wpływów.

Oczywiście nadal pozostawałem z nimi w kontakcie: odwiedzałem ich praktycznie co drugi dzień — zwłaszcza Minah, która przez rok z Sehunem widziała zbyt wiele, dlatego moim obowiązkiem było upewnienie się, czy wszystko z nią w porządku.

— Dzień dobry Lu. Chcesz jajka? — Lay przywitał mnie swoim codziennym uśmiechem, już przyzwyczajony do mojego widoku przez ostatnie trzy lata. W zasadzie stał się dla nas zastępczym ojcem, od kiedy nie było Sehuna.

— Byłoby wspaniale, dziękuję — odpowiedziałem z uśmiechem, otwierając lodówkę i biorąc sobie butelkę wody. Usiadłem w rogu na moim miejscu, uśmiechnąłem się ciepło do Chena i Jongina. — Cześć chłopcy.

— Co słychać, Lu? — Jongdae skinął głową, nawet nie podnosząc wzroku znad swojego telefonu. Palcami gorączkowo wystukiwał coś na ekranie swojego telefonu, najwyraźniej z kimś pisząc. Kiwając głową, wziąłem łyka wody, unikając ciekawskiego wzroku Sehuna skierowanego na mnie, od kiedy tylko wszedłem do pomieszczenia.

— Dobrze spałeś, Luhan? — Jongin uśmiechnął się i oparł o krzesło, figlarne poruszając brwiami.

— Zamknij się — bąknąłem, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, które szybko zastąpiłem chytrym uśmiechem, aby pokazać, że jedynie się drażniłem. Sehun uderzył go w tył głowy, a z ust Jongina wydobył się niski pomruk.

— Co, do cholery? — jęknął, pocierając miejsce, w które uderzył chłopak.

— Nie rozmawiaj z nim tak. To, co robimy, to nie twoja sprawa — syknął, posyłając niższemu zabójcze spojrzenie.

— Rany, chłopie, ja tylko żartowałem... — urwał, z kpiną, kiwając głową. Zachichotałem, zakrywając usta dłonią, by nie śmiać się głośniej niż teraz.

— Ew, nie ma problemu, Kai.

— Dzięki. — Chłopak pokręcił głową. — Można by było pomyśleć, że to ty będziesz spięty w takiej sytuacji, bez obrazy, ale najwidoczniej Oh stracił rozum, gdy poszedł do więzienia.

— Zamknij się albo osobiście wybiję ci wszystkie zęby, Jongin — zagroził Sehun. Wspomnienie jego pobytu w więzieniu doprowadzało go do białej gorączki.

Jongin tylko podniósł ręce w obronnym geście, pokazując, że odpuszcza, nie chcąc jeszcze bardziej zdenerwować Sehuna.

— Od kiedy gotujesz? — Sehun zapytał Yixinga, opierając się o blat. Jego brwi były zmarszczone, co wskazywało, iż najwyraźniej starał się odsunąć temat z Jonginem i skupić na innych rzeczach.

— Od kiedy Luhan zmusił nas... mnie... do nauki. — Zaśmiał się i postawił patelnię na kuchence, po czym poszedł po olej i jajka. Sehun rzucił mi zdziwione spojrzenie, na co tylko wzruszyłem ramionami.

— Nie mogłem wytrzymać, gdy codziennie jadali poza domem. To niezdrowe dla was. Wiem, że sam nie jestem najlepszym kucharzem, ale dzięki Kim Sohyi przynajmniej nauczyłem się robić przyzwoitą jajecznicę. — Po raz pierwszy od czasu, który wydawał się być wiecznością, szczerze się uśmiechnąłem. — Nie ma za co — dodałem, pokazując mu najszerszy uśmiech, na jaki byłem w stanie.

Odwróciłem się do Chena, który wciąż zajęty był korespondencją w swoim telefonie.

— Odpadną ci palce, jeśli dalej będziesz tyle pisał — zacząłem, co wreszcie odciągnęło chłopaka od patrzenia się w telefon i zmusiło go do zauważenia mojej osoby.

— Zaryzykuję — odpowiedział, a ja zaśmiałem się, kiwając głową.

— A ty mówisz, że ja i Sehun jesteśmy, cytuję: „pobudzeni". — Pokiwałem palcem w jego kierunku. — Hipokryta! — zaśpiewałem, zmuszając Yixinga i Jongina do śmiechu. Sehun zignorował mój żart. Coś innego skutecznie tłumiło jego uwagę.

— Co ty masz na sobie? — zapytał nagle. Zmieszanie było słyszalne w jego głosie, gdy przesunął wzrokiem po całym moim ciele. Odwracając wzrok od Jongina, uniosłem brwi i spojrzałem na siebie, po czym na Sehuna.

— Uhm, ubrania? — odpowiedziałem niepewnie.

— Wiem, że to ubrania, Luhan. Nie jestem aż taki głupi. Chodzi mi o to, że to nie są ubrania, które miałeś na sobie ostatniej nocy. — Podrapał się po głowie, próbując zrozumieć, skąd miałem ubrania. Szybko olśniło mnie, o co mu chodzi i nagle wszystko ucichło.

— Miałem tu trochę rzeczy — powiedziałem cicho. Napięcie z każdą chwilą rosło coraz bardziej. Oczywiste było, że Sehun nie wiedział nic o ostatnich latach poza rzeczami, o których mu powiedzieliśmy.

— Zostawał tu przez parę nocy w każdym tygodniu twojej nieobecności —wytłumaczył Yixing, przełamując ciszę, która ogarnęła pomieszczenie. Nawet nie zauważyłem, że skończył gotować.

Wiercąc się w miejscu, bawiłem się palcami, czekając na moment, aż Sehun wreszcie otworzy usta i coś powie. Wszystko szło świetnie, wreszcie wszyscy rozumieliśmy się jak za dawnych czasów, tak, jakby nic się nie zmieniło, a on musi wejść z tematem, który cofa nas do początku.

I tak, jakby sprawa nie mogła się jeszcze bardziej pogorszyć, do kuchni wszedł Chanyeol, a napięcie wokół nas jeszcze bardziej wzrosło. Skinął do nas głową na powitanie i wyciągnął sobie butelkę wody.

— Dzień dobry. — Ton jego głosu był chłodny i stanowczy. To było coś, do czego nie byłem przyzwyczajony, ponieważ Chanyeol nigdy nie był szorstki.

— Dobry — mruknąłem, a chłopcy przywitali się z wyższym klaśnięciem dłoni, starając się rozjaśnić atmosferę i udawać, że nic się nie stało.

Sehun jednak nadal utrzymywał obojętne spojrzenie, nie wykonując ani jednego ruchu, by przywitać się z Yeolem. Jego szczęka drgnęła i już wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak jak trzeba.

Chanyeol usiadł obok mnie, szturchając mnie ramieniem.

— Baekhyun do mnie dzwonił i chciał, żebym powiedział ci, że lekcje zaczynają się za pół godziny. — Na jego słowa moje oczy szeroko się otworzyły.

— Cholera! — warknąłem pod nosem. — Całkowicie zapomniałem... — bąknąłem, wstając z krzesła.

— Lekcje? Co to ma znaczyć, że masz lekcje? Czy ty aby nie skończyłeś już szkoły? — zapytał Sehun, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy.

— Skończyłem szkołę, ale to nie znaczy, że skończyłem edukację. Mam studia — oznajmiłem. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak Chanyeol go ubiegł.

— Może gdybyś był tu przez ostatnie trzy lata, to wiedziałbyś takie rzeczy — syknął pod nosem głośniej, niż zamierzał. Moje oczy szeroko się otworzyły. Byłem zszokowany jego ostrymi słowami i wiedziałem, że nie skrzywdzą jedynie mnie, ale również Sehuna, którego dłonie momentalnie zacisnęły się w pięści.

— Jeszcze raz wyrzuć mi takie gówno w twarz, a nie tylko obiję ci twoją jebaną mordę, ale też porozdzieram cię na strzępy, ty mały skurwielu.

— Sehun... — zacząłem cicho, wiedząc do czego to zmierza i dopomóż mi boże, nie byłem w nastroju do przerywania bójek, tym bardziej dwójki ludzi, z którymi byłem najbliżej.

— Gówno zrobisz — odpowiedział. — Potrafisz tylko mówić, a nic nie robisz. Mam w dupie to, że siedziałeś w więzieniu czy to, że już kiedyś kogoś zabiłeś. Nie masz wystarczających jaj, by położyć na mnie ręce — odparł z przekąsem.

Oczy Sehuna pociemniały i widać w nich było szalejącą burzę, przez co wiedziałem, że Yeol przesadził. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia Sehun znalazł się przy Chanyeolu, złapał jego szyję i przycisnął go do ściany.

— Powiedz to jeszcze raz. No śmiało, powiedz to — wysyczał przez zaciśnięte zęby. Jego palce pobielały od ściskania szyi wyższego. — Powiedz, że cię nie zabiję.

— Sehun, przestań! — krzyknąłem, podbiegając do niego. Chanyeol walczył o powietrze, jego dłonie znalazły się na dłoniach młodszego, starając się jakoś rozluźnić uścisk.

— Proszę, Sehun. Przestań! To twój najlepszy przyjaciel! — Chwyciłem jego nadgarstek.

— Najlepszy przyjaciel, w dupie. — Sehun uśmiechnął się szyderczo. Jego twarz wyglądała podobnie jak śmierć, nie dało się od niego wyczuć nic poza nienawiścią.

— Proszę — wyszeptałem błagalnie, ciągnąc go tak mocno, jak tylko mogłem.

Yixing chwycił mnie w pasie i odstawił na bok, przekazując Jonginowi, który przycisnął mnie do swojego boku. Łapiąc Sehuna za tył koszulki, odciągnął go od Chanyeola, który w przeciągu kilku sekund upadł na podłogę, z trudem łapiąc powietrze.

— Co to kurwa mać ma być, chłopie? — warknął ze złością, nadal trzymając Sehuna, by ten nie był w stanie ponownie zaatakować chłopaka. — Co, do kurwy nędzy, dzieje się między waszą dwójką? — Wpatrywał się w nich z niedowierzaniem, zszokowany tak samo jak my wszyscy.

— Spytaj ten kawałek gówna! — Sehun wyrzucił rękę w kierunku Chanyeola, jego twarz była czerwona ze złości, a żyły na szyi wciąż były widoczne.

— Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko wczoraj wieczorem?

— Ja też tak myślałem, ale najwidoczniej ktoś tu ma problem z utrzymaniem języka za zębami — wysyczał. Jego nozdrza poruszały się z wściekłości.

— Spokojnie! — W głosie chłopaka można było usłyszeć nutkę szyderstwa, gdy zniecierpliwiony potrząsał głową, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać ich nieznośnego zachowania. — To jest śmieszne.

— Po prostu mnie, kurwa, puść. — Splunął, wyrywając się z jego uścisku. Poprawił bluzkę i przejechał palcami po włosach.

— Chodź — zaproponowałem cicho, podchodząc do Sehuna. — Musisz się uspokoić, a nie będziesz w stanie, jeżeli tu zostaniemy. — Złapałem jego dłoń i pociągnąłem go do wyjścia z kuchni. — Dlaczego nie zawieziesz mnie do szkoły? Wyjdziesz na trochę z domu...

— To dobry pomysł — westchnął Xing, pocierając czubek głowy i zsuwając dłoń na kark. Spojrzałem na Chanyeola.

— Powiedz Baekhyunowi, że spotkam go w klasie, okej? — rzuciłem w jego kierunku, w odpowiedzi uzyskując jedynie skinięcie głową.

— Masz usta, śmieciu. Dlaczego ich nie użyjesz? — Sehun uśmiechnął się szyderczo, prawie powodując kolejną bijatykę, co było ostatnim, czego wszyscy potrzebowaliśmy.

— Przestań! — ostrzegłem go, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, by powstrzymać go od zrobienia kolejnej głupoty. — Po prostu chodźmy.

Hun spojrzał na mnie z góry po raz pierwszy od chwili, w której się do niego odezwałem. Jego oczy złagodniały pod moim spojrzeniem. Machając do chłopaków, wymusiłem lekki uśmiech i chwytając kluczki, wyszedłem z domu, z Sehunem na ogonie. Otworzyłem samochód, po czym podałem mu kluczyki.

— Wiem, że minęło już trochę czasu, ale zakładam, że nadal wiesz, jak się prowadzi? — zapytałem, a on niemalże wyrwał mi kluczyki.

— Czy każdy będzie, kurwa mać, do tego wracał? Wiem, że "minęło trochę czasu" ale, do cholery, nie straciłem pieprzonej pamięci.

Wsiadł do samochodu i czekał, aż zajmę miejsce pasażera. Kiedy to zrobiłem, zapalił silnik, po czym zjechał z podjazdu na ulicę. Gdy tylko zapiąłem pas, przyspieszył.

— Który to kampus?

— Chodzę do Yonsei University — wymamrotałem, czując się niezręcznie. Powietrze wokół mnie sprawiało, że się dusiłem. Kładąc łokieć na oparciu, położyłem brodę na dłoni, wpatrzony w widok za oknem.

— Przepraszam. Nie chciałem się na tobie wyżyć — powiedział po chwili ciszy.

— Jest okej. — Wzruszyłem ramionami.

— Nie, nie jest. Nie zasługujesz na to, bym był dla ciebie dupkiem; chciałeś tylko pomóc. Ja po prostu... — przerwał, próbując znaleźć odpowiednie sformułowanie — byłem zły i...

— Sehunnie — westchnąłem, przerywając mu. Następnie odwróciłem się dyskretnie, aby na niego spojrzeć. — Powiedziałem, że jest okej. Nie jestem zdenerwowany, w porządku? Czuję się dobrze — rzuciłem mu jeszcze jedno spojrzenie, po czym wróciłem do wcześniejszej pozycji, wzrok kierując na okno. Nienawidziłem, gdy zachowywał się, jakbym był pięcioletnim dzieckiem, któremu trzeba wyjaśnić, dlaczego zostało skarcone.

Krzywiąc się do siebie, zacząłem palcem rysować przypadkowe wzory na szybie, chcąc przyspieszyć czas.

— Co z tobą nie tak? — zapytał nagle, a w jego głosie było słychać, że powstrzymuje się przed wybuchem, co wywoływało dreszcz na moich plecach.

— Co masz na myśli? — Starałem się mówić pewnie i skupiać wzrok na czymkolwiek poza nim, ponieważ wiedziałem, że niemalże całą swoją uwagę poświęca właśnie mi.

— Próbowałem ci wytłumaczyć, przeprosić cię, a ty zachowujesz się, jakbym zrobił coś nie tak.

— Po prostu nienawidzę, gdy traktujesz mnie jak jakąś kruchą lalkę, która może się rozpaść. Nie mogę wytrzymać, gdy jesteś dla mnie wredny. Nie jestem tym samym chłopakiem co wcześniej. — Zauważając, jak głośno jestem, ostatnie słowa wyszeptałem. — Wiele się może zmienić w ciągu trzech lat... — przerwałem, wpatrując się tępo w swoje palce.

Po czasie, w którym chłopak wyglądał, jakby karcił się za wcześniejszy dobór słów, Sehun zamknął usta, nie wypowiadając się już więcej.

Nie wydając z siebie więcej żadnego dźwięku, Sehun pochylił się, biorąc moją lewą rękę w swoją, po czym lekko ją ścisnął. Zamarłem przez nagły gest, całkiem się go nie spodziewając.

Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. Zaciskając wargi, oparłem się o siedzenie, pozwalając nagłemu, jednak lubianemu uczuciu wygodnej ciszy nas pochłonąć.

— Odwdzięczę ci się, wiesz to.

— Słucham?

— Cały ten czas, który straciliśmy. — Spojrzał na mnie, a nadzieja połyskiwała w czekoladowym wirze jego tęczówek. — Wiem, że nie mogę wymazać ostatnich trzech lat. Jednakże jestem pewien, jak diabli, że mogę się postarać, by kolejne trzy i cała reszta, którą razem spędzimy, były o wiele lepsze. — Przyciągając moją dłoń do swoich ust, delikatnie pocałował każdą kostkę, zanim złączył nasze palce. Jego oczy ani razu nie oderwały się od jezdni, a lekki cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.

— Chcesz przez to powiedzieć, że będziemy razem przez długi czas? — Przygryzając dolną wargę, powstrzymałem chęć szerokiego uśmiechu.

— Długi czas? — Spojrzał na mnie z adoracją w oczach. — Chyba raczej na zawsze. — Pochylając się lekko, musnął moje usta, ponownie ściskając moją rękę. — Czy zostały jeszcze jakieś papierosy w schowku? - zainteresowany uniósł brwi.

— Tak mi się wydaje. Nie jestem stuprocentowo pewny.

Unosząc kolana, Sehun użył ich do sterowania samochodem, a jedną dłoń skierował do schowka, drugiej nadal nie odrywając od mojej. Jego oczy rozjaśniły się na widok paczki Marlboro, którą znalazł. Biorąc ją razem z zapalniczką, zatrzasnął schowek, wracając na swoje miejsce. Wyciągnął papierosa z paczki i wsunął go między wargi, po czym zapalił go i mocno się zaciągnął.

Przez chwilę trzymając dym w płucach, wypuścił go, wypełniając cały samochód jego zapachem. Zaraz po tym tworzył okno, by dym wydostał się na zewnątrz.

— Cholera, minęło już trochę czasu, od kiedy mogłem zapalić. — Zaśmiał się, trzymając papierosa w rogu ust, gdy złapał kierownicę dłońmi. Po kilku minutach, wjechał na teren uniwersytetu. — To w tym budynku jesteś? — Zatrzymał samochód na parkingu, a dym wylatywał z jego ust przy każdym słowie.

— Tak, mam wykłady w tamtym budynku. — Odpiąłem pas i zwróciłem się do niego. — Bądź grzeczny — ostrzegłem go złośliwie.

— A czy ja nie zawsze jestem grzeczny? — zażartował, w jego głosie dało się wyczuć sarkazm.

— Nie żartuję. W domu prawie odpłynąłeś. Gdyby nie było tam chłopaków lub mnie, zabiłbyś go, Sehun... — powiedziałem, a on skinął głową, przyznając mi rację.

— Nie martw się o to, kochanie. Nic się nie stanie; raz straciłem panowanie, ale to się nie powtórzy... Nie, gdy chłopaki mnie pilnują, to tak czy inaczej — przyznał, następnie śmiejąc się pod nosem. — A teraz idź do klasy, zanim się spóźnisz.

— No dobrze, ale jak wrócę do domu i dowiem się, że się pobiliście, to cię skrzywdzę — zagroziłem, mrużąc oczy.

— Aż się cały trzęsę, skarbie. — Uśmiechnął się. Jego lewa ręka nadal znajdowała się na kierownicy, a łokieć prawej opierał się na oparciu, gdy pochylił się w moim kierunku.

— Sehun... — jęknąłem, kiedy przycisnął usta do moich, przerywając mi.

— Idź na lekcje, nie masz się czym martwić — zapewnił mnie po raz kolejny, pochylając się ponownie i gładząc mój policzek. — Chodź! — Chwycił moją brodę między kciuk a palec wskakujący, po czym przyciągnął mnie do przodu, składając na moich ustach delikatny pocałunek.

— Kocham cię — wyszeptałem.

— Ja ciebie też. — Pocałował moje czoło, po czym głową skinął w kierunku szkoły. — Baw się dobrze.

— Oh, na pewno będę się świetnie bawić. — Mój głos był przepełniony sarkazmem, jednak cicho się zaśmiałem. — Do zobaczenia później, Baekhyun odwiezie mnie do domu.

— Baekhyun?

— Tak, Sehun. Baekhyun. Jest moim kierowcą do i ze szkoły już od dłuższego czasu.

— Tak? Ale już wróciłem do miasta, więc możesz mu powiedzieć, żeby się odpierdolił. — Cały wrzał, gwałtownie oddychając.

— Sehun! — krzyknąłem niezadowolony z jego słów skierowanych do mojego najlepszego przyjaciela.

— Co? — Splunął beztrosko, ani trochę się tym nie przejmując. Marszcząc brwi, pokręciłem głową.

— Nic. Zobaczymy się w domu. — Lekceważąco machnąłem ręką, otwierając drzwi i wychodząc na teren kampusu. Odwróciłem się, idąc ścieżką prowadzącą do podwójnych drzwi, po czym zniknąłem za nimi i skierowałem się do klasy, nawet się nie odwracając. Jedyne, co usłyszałem, to głośny pisk kół auta Sehuna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top