Rozdział 5

LUHAN

Przepraszam? — gapiłem się na osobę, która - jak się dowiedziałem była Go Sanggilem. Byłem zdziwiony tym, że prawdopodobnie wie kim jestem.

Jego brwi złączyły się w jedność, zmrużył oczy, które skierował na mnie. — Mylę się?

— Ugh, nie... tak... ja nie... — pokręciłem głową. — Jakim cudem wiesz coś takiego? — syknąłem, próbując mówić normalnym głosem i uspokoić się. Nie będę kłamać, byłem wstrząśnięty, że wypowiedziałem ostatnie zdanie.

Uśmiech pojawił się na jego ustach — Powinieneś znać graczy, chcąc wygrać grę, prawda?

Nieufnie na niego spojrzałem, a moja twarz kontrolowała skrajne zmieszanie, które zgromadziło się w tym momencie. — Jaka gra? O czym ty mówisz?

Oblizując swoje usta, wzruszył ramionami, patrząc na coś poza zasięgiem mojego wzroku i znowu przeniósł swoje niebieskie oczy na moje brązowe. — Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

— Jakie pytanie? — przez wszystkie nagromadzone we mnie nerwy, prawie upuściłem książki na ziemię. Stres wysyłał do mnie wszystkie możliwe znaki ostrzegające, żebym od niego jak najprędzej odszedł.

— To, które zadałem ci, kiedy we mnie wpadłeś.

Otworzyłem usta żeby coś odpowiedzieć, w mojej głowie było tysiące pomysłów, o co mógł mnie zapytać.

— Masz brązowe włosy? —nagle zapytał niespodziewanie. Ręce teraz chował za sobą, a on sam przeszywał mnie wzrokiem zza swoich rzęs.

Tępo kiwnąłem głową, zbyt zmieszany tym co się dzieje, żeby mówić.

— Masz brązowe oczy?

— Tak.

— Chodzisz na Uniwersytet Yonsei?

— Tak.

— Czy Oh Sehun jest twoim chłopakiem?

— Tak. — kiwając głową, właśnie miałem się zapytać, dlaczego wypytuje mnie o takie oczywiste rzeczy, kiedy zorientowałem się, że dowiedział się tego czego chciał. Celem naszej rozmowy było wyciągnięcie tej informacji ode mnie. I dostał to, bez zająknięcia.

Ten dupek mnie wrobił.

Uśmiechając się, miał właśnie coś powiedzieć, kiedy Baekhyun nam przerwał.

— Znalazłem! — pisnął gdzieś z tyłu, prawdopodobnie trzymając telefon na widoku, ale byłem zbyt zaangażowany w sprawę z Sanggilem, żeby się odwrócić i samemu to zobaczyć.

— Lu... — zaczął Baekhyun, przepychając się do mnie, zanim jego oczy spoczęły na chłopaku stojącym naprzeciwko mnie, trochę za blisko jeśli ktoś by mnie pytał o zdanie. — Kim jesteś?

— Jestem Sanggil. — Uśmiechnął się, a coś w moim żołądku się przewróciło. — Go Sanggil. — mrugnął, biorąc dłoń Baekhyuna, którą ucałował. — A ty jesteś?

— Baekhyun. — zarumienił się, a moja szczęka prawie spotkała się z ziemią — Byun Baekhyun.

Telepatycznie uderzyłem go w twarz za bycie tak otwartym w stosunku do nieznajomego, którego widzi po raz pierwszy. Nie żebym był lepszy, ale ja zostałem w to wrobiony.

— Baekhyun... hm — powtórzył, jakby chciał ponownie poznać brzmienie tego imienia — takie piękne imię i taki piękny chłopak. — dwuznacznie poruszył brwiami, puszczając rękę Baeka, która spoczęła na swoim miejscu.

Oczy Baekhyuna zalśniły ze zdziwienia, kompletnie zamglone przez jego urok. — Dziękuję. — zachichotał, a jego policzki stały się czerwone.

Trąciłem go łokciem, tym samym przywracając go do rzeczywistości. Syknął pod nosem i posłał mi szybkie spojrzenie, które mówiło „Co do cholery?". Ale udało mi się je zignorować, po czym znowu popatrzyłem w stronę Sanggila.

— On ma chłopaka. — warknąłem, odciągając uwagę nowo poznanego od Byuna i przyciągając ją na siebie — Tylko ci mówię.

— Och. — chłopak odsunął się, wsuwając dłonie do kieszeni.

— Więc, uhm... miło było poznać? Ale musimy iść. Pa. — odciągnąłem przyjaciela za łokieć, prowadząc go w stronę samochodu.

— O co ci chodziło, Luhan? — zaczął Baekhyun odwracając się do mnie i masując swoją skórę w miejscu, gdzie dość mocno go uszczypnąłem.

— Jesteś idiotą, czy idiotą?

— Co ja zrobiłem?

— Och, nie wiem... — sarknąłem, kładąc palec na swoim podbródku, jakbym się nad czymś zastanawiał. — Może to, że zacząłeś flirtować z jakimś chłopakiem, który według mnie jest świrem?

— Jakim cudem wiesz, że jest świrem, czy nie?

— Może dlatego, że zapytał mnie, czy Sehun jest moim chłopakiem. Albo może to, że prawie wiedział kim jestem, zanim mu to powiedziałem? — krzyknąłem szeptem, nie wierząc, że Baekhyun bronił jakiegoś chłopaka, którego dopiero co poznał.

— Poczekaj chwilę — Baekhyun zmienił swój ton głosu na pomruk. — Masz na myśli, że cię znał? Nigdy wcześniej nie widziałem go na terenie kampusu.

— Właśnie o to mi chodzi. — westchnąłem oblizując usta. — Wróćmy już do domu. Powiem ci wszystko po drodze. — Prywatne rozmowy na środku szkolnego parkingu nie były najlepszym pomysłem. Otwierając drzwi od strony pasażera, usiadłem w środku auta, czekając aż Baekhyun zrobi to samo.

— Okej. — poprawiłem włosy, odtwarzając wszystko, co się stało w mojej głowie. — Szedłem do twojego auta i oczywiście nie patrzyłem gdzie idę, dlatego na niego wpadłem. Moje książki upadły na ziemię i schyliłem się, żeby je podnieść, a on mi pomógł. Wziąłem je od niego i wstaliśmy. Zacząłem mu dziękować, chcąc się przedstawić jak normalny człowiek, kiedy on się mi przedstawił. Chciałem zrobić to samo, ale nagle odpowiedział za mnie i zapytał, czy jestem chłopakiem Sehuna, co było bardzo dziwne. Skąd by wiedział coś takiego?

— No wiesz, Sehun nie jest tak do końca nieznany tutaj, Lu...

— Ale nie byłem widziany w towarzystwie Sehuna od lat, skąd by to wiedział bez widzenia nas razem chociaż raz? Nigdy w życiu nie widziałem go w pobliżu miasta.

Baekhyun gryzł od wnętrza swój policzek, biorąc głęboki wdech. — Nie wiem Lu, naprawdę nie wiem. Wydawał mi się nieszkodliwy, kiedy do was podszedłem.

— Tak, ale kiedy byliśmy sami, pytał mnie o rzeczy, na które już znał odpowiedź, na przykład, jaki mam kolor oczu. Nawet mnie wrobił do wygadania, że jestem chłopakiem Sehuna.

— Powiesz mu?

Westchnąłem, wbijając zęby w dolną wargę. — Chociaż bardzo nie chcę, muszę. Nie mogę zostawić tej sprawy bez zapytania się o jego zdanie... Może go zna, albo coś. Może to jest jego przyjaciel?

Baekhyun kiwnął głową, zgadzając się z moją decyzją. — Zgaduję, że zobaczymy w domu, prawda? — popatrzył na mnie wzrokiem, który za dobrze znałem.

Wzrok, który zwiastował kłopoty. Wzrok który powiedział mi, że Sehun nie będzie zbyt zadowolony tym, co mu powiem i modliłem się, żeby nie odszedł przez to od swoich zmysłów. Ostatnia rzecz, której potrzebowaliśmy, to spędzenie kolejnych trzech lat w więzieniu, przez zabicie kogoś.

SEHUN

— Yakuza — podkreśliłem. Zainteresowanie przeplatało się z adrenaliną. Tęskniłem za tym uczuciem pompującym krew w moich żyłach.

— Lokalny gang z Iksan. — Chanyeol schował swój telefon do tylnej kieszeni spodni. — Jest ich czterech, dwójka starszych, dwójka w twoim wieku i z tego co słyszałem, tam skąd pochodzą są dość znani. Wykonali parę ryzykownych zadań i z tego co mówią ludzie, są zabójczy.

— Zabójczy, chyba w mojej dupie. — zadrwiłem. — Jeśli ci skurwiele wiedzą co dla nich dobre, nie postawią nogi na naszym terytorium. To się nazywa zdrowy rozsądek. — Uśmiechnąłem się — Chyba, że oni wiedzą co robią...

— ...I chcą być na naszym terytorium. — Lay dokończył za mnie, wychwytując moją teorię, zanim zdążyłem ją wypowiedzieć.

Potwierdzająco kiwnąłem głową. — Dokładnie. To ma sens, zjawili się nagle teraz, jak wyszedłem z więzienia.

— Ale oni tego nie wiedzą. — Chanyeol wskazał palcem w naszym kierunku i usiadł na kanapie. — Chodzi o to, że nie jesteśmy za negocjowaniem.

— Najwyraźniej. — Zakaszlałem, ostro się przy tym śmiejąc. — To jest nasz teren, my tu rządzimy. Nie ma mowy, żebym podzielił się tym z jakąś grupą, która myśli, że jak zrobili jakieś szalone gówno w przeszłości, teraz będą zgrywać twardych.

— Zgadzam się z Sehunem. — Kai włączył się do rozmowy, siadając obok Chanyeola. — Przepracowywaliśmy nasze tyłki, żeby osiągnąć to, co osiągnęliśmy. Nikt inny w okolicy nie próbował nas wygryźć.

— I dlatego oni tutaj przyszli. — Chen usadowił swój tyłek na oparciu kanapy, naprzeciwko Jongina i Chanyeola. — Chcą pokazać, że tutaj przynależą i mogą być lepsi niż my.

Uśmiechnąłem się kręcąc głową. — Chcą się z nami bawić ogniem. Są prawdopodobnie najlepsi, tam skąd pochodzą, a my jesteśmy zdecydowanie najlepsi tutaj w małym miasteczku, więc chcą deptać nam po piętach, żeby zobaczyć wygra.

— Chcą tego, czego nie będą mieć, chłopaki. To my im musimy pokazać, że nie ma takiej opcji, że coś tutaj zrobią, dopóki my żyjemy.

— To mi trochę przypomina kogoś, kto próbował z nami zadrzeć... — zatrzymałem się. — Patrzcie jak to się przez niego skończyło. — Odniosłem się do mojego starcia z Taejinem. Niech ten palant się smaży w piekle, przez to co zrobił mi i mojemu chłopakowi.

— Co oczywiście się nie stanie tym razem. — Chanyeol ostrzegł kiwając głową w moim kierunku — Chyba, że nie będzie innego wyjścia, nie ma zabijania.

Wzruszyłem ramionami. — Moje pięści też pracują.

— Chcą się z nami spotkać, dzisiaj wieczorem.

Z ciekawości podniosłem brew. — Kiedy i gdzie?

— Dzisiaj o północy, w naszym trzecim magazynie.

— Czemu nie jestem zaskoczony. — Stłumiłem chichot, wiedząc w co grają. — Chcą mieć dobry widok na nasze gówno, żeby wiedzieć w co uderzyć i co wziąć.

— Dlatego idziemy na stare miejsce Taejina, obok rzeki Han. — Lay rzeczowo stwierdził. — Od kiedy nie żyje, nikt się tym nie zajmuje, więc możemy grać, że to jest nasze.

Skrzywiłem się i czułem jak wzrasta we mnie złość na myśl o nim. — Myślałem, że wysadziliśmy to gówno.

— Wysadziliśmy jego inny magazyn. — powiadomił Chanyeol. — Wygląda na to, że Taejin miał więcej, niż jeden.

Zmarszczyłem brwi z niezrozumieniem. — Od kiedy on miał inny magazyn?

Kiedy Chanyeol otworzył swoje usta, żeby powiedzieć to, co chyba miało być wyjaśnieniem, drzwi wejściowe się otworzyły, przerywając mu.

Odwracając się, żeby zobaczyć kto to, odprężyłem się widząc, że to mój chłopak oraz niestety Baekhyun, którzy weszli z książkami w rękach.

— Hej. — zdyszany Luhan przywitał się z nami. Jego policzki były płonąco czerwone, a spojrzenie kryło niepokój. Coś było nie tak, czułem to.

Byun szturchnął go, przechodząc obok. Popatrzył na niego, zanim podszedł do Chanyeola i objął go, tak, że zachciało mi się rzygać.

— Jak tam w szkole, kochanie? — zapytałem go, jak tylko do mnie podszedł. Nachylając się, przycisnąłem moje usta do jego, niewinnie go całując.

— Nudno. — Luhan westchnął po oderwaniu się ode mnie. Trzepocząc swoimi rzęsami, zauważyłem zmartwienie w jego czekoladowych tęczówkach. Wyciągając prawą rękę z kieszeni jeansów, przejechałem kłykciami w górę i w dół jego policzkach. — Co jest?

Jego oczy powiększyły się na moje pytanie, a potem znowu wróciły do normalności. Odchrząkując, potrząsnął głową. — Wszystko... — Luhan zamknął oczy, a potem otworzył je z powrotem, patrząc się na mnie. — ...jest nie w porządku. — wyznał, kręcąc się w miejscu.

Nadopiekuńczy tryb włączył się we mnie od razu. — Co się stało? — zacisnąłem szczękę, a krańce oczu zaczęły mnie piec, od nadmiaru nacisku. — Ktoś próbował cię zranić?

— Nie. — potrząsnął głową. — Nikt nie próbował mnie zranić... przynajmniej tak myślę. — Zatrzymując się, Luhan przełknął ślinę. — Możemy o tym porozmawiać na górze? — szepnął, próbując nie pokazywać tego, że nie chciał o tym rozmawiać przy reszcie.

— Tak, chodźmy. — Biorąc jego dłoń, pokazałem chłopakom dwa palce w geście pożegnania i zaprowadziłem Luhana do sypialni.

Kiedy zamknąłem drzwi, poszedłem za nim do łóżka, gdzie usiadł po turecku, klepiąc miejsce przed sobą.

Siadając tam, gdzie poprosił, położyłem rękę na jego kolanie. — Okej, powiedz mi co się stało.

— Nie bądź zły. — wyszeptał, unikając mojego wzroku i wtedy wiedziałem, że nie chodziło mu o mnie. Bał się tego, co miał mi powiedzieć i co to może spowodować.

— Nie będę. — zapewniłem, całując go w czoło.

— Okej. Kiedy Baekhyun i ja skończyliśmy lekcje, zostawił telefon w sali, więc powiedział, żebym poszedł do jego auta, a on się wrócił. Więc tak zrobiłem. Kiedy szedłem, nie patrzyłem się i wpadłem w kogoś. Schyliłem się, żeby wziąć książki i wtedy zobaczyłem inną rękę, która mi pomagała. Popatrzyłem w górę i zobaczyłem tego chłopaka, którego nigdy wcześniej nie widziałem.

Moje ciało zamarło, a krew zamieniła się w lód, kiedy czekałem aż Luhan skończy mówić, próbując nie stracić samokontroli.

— Wziąłem od niego książki i chciałem mu podziękować, wtedy zdałem sobie sprawę, że nie wiem kim on jest. Kiedy się mi przedstawił, wiesz, chciałem się odwdzięczyć i też powiedzieć mu swoje imię, a on zrobił to za mnie...

— Czekaj. — Podniosłem rękę, potrząsając głową — Co próbujesz przez to powiedzieć? To, że on już znał twoje imię?

— Tak — wymamrotał.

Serce mi się łamało przez to, że Luhan nie chciał na mnie patrzeć i wiedziałem, że to nie było spowodowane tylko i wyłącznie strachem przed tym jak zareaguję. Bał się i to wystarczyło, żeby mnie doprowadzić do skraju wytrzymałości. Wziąłem głębokie wdechy, chcąc być wystarczająco spokojnym, aby móc pocieszyć mojego chłopaka.

— Dlaczego mam przeczucie, że nie mówisz mi jeszcze czegoś?

— Co?

— Nie zgrywaj głupiego. — syknąłem, zmęczony przez to całe gówno, które się dzisiaj zdarzyło. — Nie kłam. — nalegałem, a mój głos był ostry i próbowałem dotrzeć prosto do celu. Jego bezpieczeństwo było dla mnie ważniejsze i jeśli jakiś skurwysyn mu groził, nie było takiej opcji, żebym pominął jakiś szczegół tego spotkania.

Wiedząc, że nie ma wyjścia, Luhan opanował swoje nerwy wdechami i wydechami, a potem się na mnie spojrzał. — Wiedział, że jestem twoim chłopakiem.

Mrugnąłem kilka razy próbując uspokoić mój umysł i skupić się na jednej rzeczy. — Powiedz mi, czy dobrze zrozumiałem. Chłopak, którego nigdy wcześniej nie spotkałeś, znał twoje imię i wiedział, że jesteś moim chłopakiem?

Luhan złączył swoje usta w linię i wolno przytaknął.

Bez namyślenia, zerwałem się na równe nogi i ruszyłem w stronę drzwi.

— Czekaj! Co ty robisz? — Luhan krzyknął, zrywając się w łóżka. — Gdzie idziesz?

— Jak ma na imię?

— Kto?

— Cholera Luhan! Nie ma czasu na takie gierki! Jeśli ten idiota serio zna się na rzeczy i jest dla ciebie jakimś zagrożeniem, to nie możesz mi w tym przeszkadzać! — wrzasnąłem sprawiając, że podskoczył przez moją reakcję. W tym momencie mnie to nie obchodziło. — Jak ma na imię?

— Nie rób tego, proszę — poprosił, kręcąc głową. — Nie znamy go! Nie jesteś pewien, czy naprawdę może mnie zranić. — desperacko błagał, żebym go słuchał, ale mój umysł wymyślał sobie liczne scenariusze, jak to się może skończyć, a ostatnia rzecz jakiej dla niego chciałem, to żeby znowu skończył zraniony.

— Jeśli byś się nie martwił, nie powiedziałbyś mi o tym, więc nie opowiadaj mi bajek pod tytułem „nie jesteśmy pewni". On zna twoje imię i wie kim jesteś, a do tego nie wiesz kim on jest. Jeśli to nie jest podejrzane, to nie wiem co może być.

— Proszę, wysłuchaj mnie. — powiedział spokojnym głosem, jakbym był dzieckiem, a on moją matką.

— Nie mów do mnie, jakbym był dzieckiem! — krzyknąłem, a moje ręce wystrzeliły w powietrze z frustracji. — Słyszałem wystarczająco. Teraz znajdę tego skurwysyna i upewnię się, że nigdy więcej się do ciebie nie zbliży. — Odwracając się w kierunku drzwi, złapałem za gałkę, gotowy by ją przekręcić, kiedy poczułem chłopaka łapiącego mnie za ramię. Wydzierając się z jego uchwytu, obróciłem się na czas, żeby zobaczyć jak się potyka i zatrzymuje na czas, aby nie upaść.

— Kurwa — mruknąłem, przejeżdżając ręką po twarzy. — Przepraszam. — szepnąłem, przysuwając się do ciała mniejszego, co zaowocowało jego odsunięciem.

— Nie chcę twoich głupich przeprosin — powiedział, a jego oczy zwęziły się w kącikach. — Wszystko czego chcę, to żebyś się uspokoił i pomyślał o tym.

— O czym tutaj można myśleć? Sam powiedziałeś, że wie kim jesteś, a ostatni raz, kiedy sprawdzałem, nikt normalny nie podchodzi do jakiegoś przypadkowego chłopaka i od razu wie, kim on jest.

— Dlatego właśnie nie chciałem ci o tym mówić. — Pokazał rękoma na mnie. — Tracisz kontrolę nad swoim otoczeniem i jesteś kompletnie inną osobą!

— Naprawdę myślałeś, że nie będę miał nic przeciwko? Nikt przy zdrowych zmysłach nie przyjąłby takiej informacji na spokojnie i nie miał nic przeciwko. — syknąłem, nieświadomie przemieszczając się w stronę schodów do salonu.

— Nie mówię, że to jest coś, co się przyjmuje do wiadomości na spokojnie. Próbuję powiedzieć, żebyś się zrelaksował przed robieniem czegokolwiek, bo wiem jaki jesteś i co możesz zrobić, kiedy jesteś zdenerwowany, a teraz jesteś wkurwiony, więc chcę, żebyś usiadł. — Wskazał na kanapę, gdzie siedzieli chłopcy, gapiący się na nas bez słowa.

— Czego się boisz? — krzyknąłem, nie będąc w stanie dłużej powstrzymywać złości. Zachowywał się, jakby to nie było nic wielkiego, ale ostatnią rzeczą jakiej oboje potrzebowaliśmy, był kolejny Taejin w naszym życiu.

— Znowu mnie zostawiasz! — krzyknął, a łzy zaczęły formować się w jego oczach. Zaczął energicznie kiwać głową, kiedy zdał sobie sprawę co powiedział.

Poczułem jak mój żołądek i twarz się zaciskają. Powietrze było tak gęste, że nawet nóż by go nie przeciął.

— Szczęśliwy? — Mniejszy pociągnął nosem, wycierając twarz z łez. — Dlatego nie chciałem, żebyś uciekał i robił cholera wie co!

— Jezu Chryste, Luhan... — mruknąłem, czując poczucie winy. — Ile razy mam ci powtarzać, że cię nie zosta...

— Nie o to mi chodzi — jęknął, pocierając swoją dłoń. — Chodzi o to, że teraz jesteś wkurzony, nie wiesz co zrobić i najpierw myślisz tyłkiem, a dopiero potem głową. Znam cię i wiem, że jak tylko będziesz miał szansę, to go zabijesz, a ja nie chcę, żebyś znowu poszedł do więzienia, bo szczerze mówiąc, myślę, że nie dam sobie rady przez kolejne trzy lata bez ciebie.

Rozluźniłem ramiona, a mój żołądek nieprzyjemnie się zacisnął. Wszystko wewnątrz mnie było sparaliżowane. — Kurwa. — wychrypiałem. Całe napięcie, które we mnie było, zaczęło znikać na widok Luhana, który był w swoim słabym punkcie, a ja cofnąłem się z powrotem do pierwszego razu, kiedy zdałem sobie sprawę, że go więcej nie zobaczę.

Usłyszałem głośne pukanie do drzwi, które zmusiło mnie do podniesienia głowy i zobaczenia kto to. Zwinąłem swoje dłonie w pięści, kiedy zdałem sobie sprawę, że to był ten stary pryk, który wepchnął i ograniczył mnie w tym pokoju. — Oh, masz gościa. — Przez jego głos, irytacja wypełniła całe moje ciało.

Przewróciłem oczami, pokazując głową, żeby go wpuścić.

Kiedy drzwi się otworzyły, ulżyło mi, że to Chanyeol wchodzi do pomieszczenia, zamiast policjanta, próbującego coś ze mnie wycisnąć.

— Hej — wepchnął swoje ręce do kieszeni, wyraźnie zmęczony tym co się działo przez ostatnie dni. — Jak się trzymasz?

— Ty mi powiedz, Yeol — zadrwiłem, kręcąc głową. — jestem podejrzany o morderstwo. Nie mogło być lepiej.

— Nie wiesz na ile cię tu trzymają?

— Jak na razie mam dożywocie — wzruszyłem ramionami, usadawiając się na niewygodnym krześle. — To nie było morderstwo z zimną krwią, wiesz. Miałem powód, żeby zabić tego idiotę — zakipiałem przez zaciśnięte zęby. Obraz jego chorego uśmieszku, przyklejonego do jego twarzy, tuż przed śmiercią, przeszedł przez mój umysł.

— Wiem, ale te pierdoły chcą cię za kratkami od lat. Zrobią wszystko, żeby zobaczyć cię cierpiącego, nawet jeśli to znaczy wyrok, na który nie zasługujesz.

— Wiem — wzruszyłem ramionami, próbując udawać, że jest okej i że to, co Chanyeol powiedział mnie nie tknęło, nawet jeśli miał rację. Policja goni mnie, odkąd wykonałem swoją pierwszą robotę i od tego czasu byli zdesperowani, żeby mnie złapać. Teraz dałem im pole do popisu.

— Będzie dobrze, chłopie. Nie nazywają cię niebezpiecznym za nic, nie? — delikatnie się uśmiechnął, chcąc zredukować napięcie.

Ta... — zacząłem, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć. — Wy sobie dacie radę beze mnie.

— Sehun...

— Mówię serio. — przerwałem mu. — Wiecie co robicie, macie to w torbie. Nie martwcie się o mnie, okej? Poradzę sobie.

— To nie będzie to samo bez ciebie... Może zabrzmi to staromodnie, ale będę tęsknić za twoim gwałtownym, sarkastycznym, irytującym, lekko zarozumiałym...

— Załapałem. — Zaśmiałem się.

— Przepraszam. — Wyszczerzył się. — Ale mówię serio. W domu będzie pusto.

— Jestem pewien, że przetrwacie beze mnie te kilka lat.

Chanyeol cały czas na mnie patrzył, a ja miałem wrażenie, że to trwa wieczność. Żaden z nas nic nie mówił, a atmosfera znowu zrobiła się spokojna i cicha, dopóki starszy nie zaczął tematu, o którym kompletnie zapomniałem.

— Co z Luhanem? — złączył swoje brwi razem, a pytanie zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie. — Wiesz, że będzie zdruzgotany jak się dowie.

— Kurwa — syknąłem, a to co się stało właśnie do mnie dotarło. — Kolacja. — Wstałem i zacząłem chodzić tam i z powrotem głęboko oddychając. — Kompletnie o tym zapomniałem. — Przejechałem palcami przez włosy, a uczucie gorąca wypełniło wszystkie zakątki mojego ciała. — Nie mogę go stracić — wybełkotałem z bólem w głosie, pocierając tył szyi. — Znienawidzi mnie. On... — pokręciłem głową, zaciskając powieki. — Cholera jasna.

— Nie rób tego chłopie.

— Porozmawiam z nim. Zrozumie. Musi — wymamrotałem cicho sam do siebie, dyskutując, co mogę zrobić, zanim popatrzyłem na Chanyeola. — Daj mi swój telefon.

— To nie jest...

— Po prostu daj mi ten cholerny telefon, Yeol — powiedziałem wyciągając rękę w jego stronę.

Szukając w kieszeni jeansów, wyciągnął swój telefon i położył go na mojej dłoni.

Zaciskając palce na obudowie i nie marnując ani sekundy, zacząłem wybierać jego numer. Ugryzłem środek policzka czekając aż odbierze. Po kilku sygnałach, usłyszałem ciszę. — Luhan...

— Cześć! Tu Luhan! Nie mogę odebrać teraz telefonu... — Odsuwając telefon od ucha, zakończyłem połączenie i wykręciłem jego numer ponownie. Powtórzyłem to około pięciu razy, cały czas spotykając się z tą samą sekretarką. — Cześć! Tu Luhan! Nie mogę odebrać teraz telefonu. Zostaw wiadomość, a oddzwonię kiedy będę mógł. Dzięki!

Burcząc, mocno ścisnąłem telefon. Moja cierpliwość była na granicy. Oddając go Chanyeolowi, uderzyłem pięściami w stół naprzeciw.

— Co się stało?

— Nie odbiera — powiedziałem jadowicie, czując jak poczucie winy zaczyna mnie wypełniać.

Drzwi się otworzyły, przerywając naszą rozmowę. — Godziny odwiedzin się skończyły. Obawiam się, że musi pan już iść. — Ten sam facet trzymał drzwi za klamkę, pokazując swoją drugą ręką w stronę korytarza.

Chanyeol przytaknął i obrócił się do mnie. — Jutro pogadamy więcej, okej?

— Boję się, że tak się nie stanie. — Chory uśmieszek pojawił się na ustach starszego mężczyzny, w jego oczach nie było niczego innego, prócz szczęścia. — Wygląda na to, że pan Oh dostał już swój wyrok.

Od tego dnia, przysiągłem sobie, że w momencie, kiedy mnie wypuszczą na wolność, od razu się z nim zobaczę i porozmawiam.. Obiecałem sobie, że nic takiego się nigdy więcej nie przytrafi.

Uspokajając się wystarczająco, zamknąłem go w swoich ramionach. — Przepraszam — wyszeptałem całując go w czubek głowy. — Nie chcę, żebyś znowu był zraniony przeze mnie.

— Wybaczam — wyszeptał w moją pierś. — Powiem ci jego imię, nie obchodzi mnie to. Po prostu nie chcę, żebyś go gonił.

— Nie będę. — Odsunąłem się, odgarniając włosy, które spadły mu na oczy. — Przysięgam.

— Go Sanggil.

— Go Sanggil? — zapytałem, chcąc się upewnić, czy na pewno dobrze usłyszałem.

— Tak. Albo przynajmniej tak mi powiedział.

Myślałem o tym, czy to imię nie zapala mi jakiejś lampki, ale nic nie przychodziło mi na myśl. — Zaraz wracam. — Przeszedłem obok mniejszego w stronę piwnicy. Zbiegając po schodach, rozglądałem się po pokoju, szukając czegoś, co mogłoby być pomocne w tej sytuacji. Zabrałem grupowego laptopa i wróciłem na górę, gdzie usiadłem obok Chanyeola na kanapie.

— Co robisz? — spytał Luhan, podchodząc do mnie.

— Szukam go — nonszalancko odpowiedziałem, jakby to była rzecz, którą robię codziennie.

— Och. — wyraźnie się zainteresował. Oplótł swoimi rękoma moją szyję i położył swój podbródek na moim ramieniu. Wpisując jego imię, nacisnąłem kilka innych guzików, zanim program zrobił swoją robotę, szukając tego co mu kazałem.

— To on. — Pokazał na zdjęcie. — To ten facet.

— Jesteś pewien?

— Mhm. — Pocałował mnie w szyję. — Jestem pewien.

— Okej. — Zjechałem kursorem w dół, powiększając informacje. — Więc według tego, mieszkał w Kanadzie, ale przeniósł się tutaj jakiś miesiąc temu. Zapisał się na Uniwersytet Yonsei w poprzednim tygodniu. Był najlepszy w swojej klasie i był też przewodniczącym samorządu uczniowskiego.

— Jak dla mnie nie jest groźny — stwierdził Lay, wzruszając ramionami.

— Tak. Za dobry, żeby wpakować się w kłopoty. — Chen zachichotał. — Jak ja byłem w liceum, byłem zawieszany tak często, jak tylko mogłem.

Baekhyun sapnął i spojrzał na Chena ze zmrużonymi oczami. — Uważajcie. Mamy tutaj złego chłopca — prychnął, uśmiechając się w jego kierunku.

Zaśmiałem się, przez co wszyscy popatrzyli się na mnie, jakbym zgrzeszył.

— Co?

— Nic — powiedzieli razem.

Przewracając oczami, oblizałem usta. — Jak chcecie. — Całą swoją uwagę ponownie skupiłem na monitorze. — To cały czas nie ma sensu. Dlaczego miałby rozmawiać z Luhanem?

— Wiesz, ludzie plotkują. Niektórzy nawet z tego żyją — mruknął Chanyeol.

— Wciąż mu nie ufam.

— Nie będę kłamać. Też byłbym wkurwiony, jakby jakiś koleś podszedł do mojego chłopaka, wiedząc rzeczy, których nie powinien wiedzieć, ale musisz odpuścić. — Starszy położył rękę na moim ramieniu. — Ten dzieciak jest niewinny. Poza tym mamy inne rzeczy, o które powinniśmy się martwić. — Posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, mając na myśli dzisiejsze spotkanie z niejakimi "Yakuza".

— Jakie rzeczy? — Luhan odwrócił się do mnie.

— Mamy kilka rzeczy do nadrobienia z chłopakami, to tyle. — Posłałem mu uspakajający uśmiech. — Chodź tutaj. — klepnąłem w nogę, zachęcając chłopaka by usiadł.

Puszczając moją szyję i podchodząc, usadowił się na moim kolanie i wcisnął głowę w szyję. Obejmując go ramieniem, trzymałem go blisko siebie, przejeżdżając palcami w górę i w dół jego ramienia, w celu uspokojenia go. — Kocham cię.

— Też cię kocham.

LUHAN

Resztę dnia spędziliśmy na wygłupach. Każdy z nas zjadł paczkę chipsów, a potem obejrzeliśmy kilka filmów. Po raz pierwszy od lat miałem wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu.

Wydawało mi się, że nic się nie zmieniło.

W połowie trzeciego filmu, który zaczęliśmy oglądać, poczułem że moje oczy stawały się coraz cięższe, z każdą kolejną sekundą.

— Jesteś zmęczony, kochanie? — Sehun przymilił nos w mój policzek. — Okej. Myślę, że nastał czas, który nazywamy nocą. — Wsuwając jedną rękę pod moje kolana, a drugą pod plecy, wstał. — Widzimy się później... jutro.

— Ta, do zobaczenia Oh. Dobranoc Lu.

Wchodząc po dwa stopnie, otworzył drzwi kopniakiem i położył mnie na łóżku. Ziewając, wcisnąłem głowę w poduszkę, nie chcąc nic więcej, jak tylko dobrego snu.

Ściągając koszulkę, wyższy podszedł do łóżka. Klęknął na materacu, a jego palce powędrowały w kierunku guzika moich jeansów.

Zdziwiony, otworzyłem szerzej oczy. — Co robisz?

— Spokojnie. Ściągam je, żeby było ci wygodniej spać. Wiem, że jesteś zmęczony. Dużo przeszedłeś przez ostatnie dwa dni.

— Ach, racja.

Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Rozpinając guzik i zamek moich jeansów, ściągnął je, rzucając obok na podłogę. Kładąc ręce po dwóch stronach mojej głowy, uśmiechnąłem się na jego słodki pocałunek.

Podnosząc się, Sehun ściągnął swoje jeansy, zostając tylko w bokserkach. Okrążając moją talię, podniósł mnie i podciągnął koc, aby położyć się obok mnie. Przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. — Dobranoc, piękny.

Uśmiechnąłem się, chowając głowę w jego piersi. — Dobranoc.

— Będę cię chronił — wyszeptał, gdy zacząłem odpływać. — Nie pozwolę nikomu znowu cię zranić. Obiecuję.

SEHUN

Zakładając na siebie czarną koszulkę, przejechałem palcami przez moje włosy. Usłyszałem szelest pościeli i obróciłem się, widząc Luhana obracającego się na brzuch, a jego grzywka opadła mu na oczy

Godzina 23:45.

Wiedząc, że mamy jakieś dziesięć minut żeby dotrzeć na czas, szybko złapałem za skórzaną kurtkę. Zakładając ją, podszedłem do Luhana. Przeczesując mu włosy do tyłu, na chwilę przyklęknąłem przy nim. Wyglądał tak spokojnie we śnie. Ten widok naprawdę był podnoszący na duchu i cholera by mnie trafiła, gdyby ktoś spróbował to zniszczyć.

Całując go w rękę, odsunąłem się i wstałem. Pochodząc do drzwi, otworzyłem je i odwróciłem głowę, żeby ostatni raz spojrzeć na małe ciałko zakopane w pościeli, kiedy wspomnienia z tej nocy wróciły do mnie, jak tona cegieł.

— Więc.. Dasz radę dzisiaj przyjść?

Patrząc w jego oczy, przejechałem palcami przez włosy i przytaknąłem. — Nie widzę nic przeciwko.

— Ale będzie fajnie! — piszcząc, mocno mnie przytulił.

— Och, pewnie że tak. Już widzę tę ekscytację w oczach twoich rodziców, kiedy mnie zobaczą przy drzwiach — zakpiłem z uśmiechem.

— Pesymista. — mruknął kręcąc głową. — Myśl pozytywnie! — zaśmiał się, ściskając rękoma moje policzki i pocałował mnie z sentymentem, nie chcąc, żeby ta chwila pomiędzy nami się skończyła. — Kocham cię — zaśpiewał, będąc w jednym z najlepszych humorów, w jakim kiedykolwiek był.

Chichocząc, rozśmieszony przez jego zachowanie, wyszczerzyłem się. — Też cię kocham. — trzymając jego bok, uśmiechnąłem się. — Chodź tutaj.

— Nigdy ci się to nie nudzi, nie? — wymamrotał.

— Co? Całowanie cię? Nie. — Pocałowałem go. — Nie... — pocałowałem go — ...znudzi.

— Jesteś szalony. — Zaśmiał się, opierając swój podbródek na mojej klatce piersiowej i popatrzył na mnie z uwielbieniem w oczach.

— A ty seksowny. — Poruszyłem brwiami, uśmiechając się.

— Dlaczego każdy dzień nie może być jak ten, kochający, spokojny i zabawny?

— Ponieważ te przymiotniki nie zawsze idą w parze z życiem, kochanie.

— Możemy spróbować. — Wzruszył ramionami.

— Tak, możemy. — Całując go jeszcze raz, odsunąłem się. — Muszę iść na miejsce.

— Nie — jęknął, oplatając ręce na około mnie. — Proszę, nie.

— Muszę, kochanie. Mam dużo rzeczy do zrobienia.

— Jakich?

— Nie martw się o to. Skup się na dzisiejszej kolacji. Wybierz ładny strój i wyglądaj ślicznie, co nie będzie trudne, bo dla mnie zawsze jesteś piękny.

— Sehun...

— Mówię serio, Lu. — Biorąc jego rękę w swoją, krzepiąco ją ścisnąłem. — Będę wieczorem, Mogę się trochę spóźnić, ale na pewno będę.

— Wiem, że będziesz, ale to nie jest problemem, Sehun. Po prostu nie chcę żebyś szedł...

— Luhan. — Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech. — Nie utrudniaj tego.

— Nie chcę... Po prostu świetnie się teraz czuję i nie chcę, żeby to się szybko skończyło.

— Pomyśl o tym w inny sposób. Jeśli przetrwamy dzisiaj, będę mógł cię widzieć, kiedy będę chciał, bez konieczności wkradania się.

— Dobra — przytaknął, delikatnie się uśmiechając. — Masz rację.

— Oczywiście, że mam, kochanie. Czy kiedykolwiek nie miałem? — żartobliwie podniosłem brew.

— Jasne, że nie. — Podkreślił sarkastycznie i przewrócił oczami, lekko się śmiejąc.

— Dokładnie. — Zachichotałem. — Widzimy się później, okej?

Biorąc jego twarz w dłonie, złożyłem na jego ustach delikatny, ale mocny pocałunek, zdeterminowany, aby przekazać mu całą pasję, którą mogłem przekazać, zanim się oderwałem. Moje oczy cały czas były zamknięte. Biorąc głęboki wdech, odsunąłem się krok w tył.

— Kocham cię.

— Też cię kocham. — Patrząc się na niego po raz ostatni, uśmiechnąłem się i wyszedłem przez okno.

Kręcąc głową, ugryzłem się w usta, odpychając od siebie te wspomnienia. To nie był odpowiedni czas, do przypominania sobie, jak dużo popełniłem błędów w przeszłości, a wszystkie z nich dotyczyły chłopaka śpiącego w łóżku.

Odwracając wzrok, zamknąłem za sobą drzwi, uważając aby nie zrobić przy tym żadnego hałasu i zbiegłem po schodach.

— Nareszcie się pokazałeś — skarcił Chanyeol.

— Lepiej późno, niż wcale, prawda? — wzruszyłem ramionami.

Ignorując mnie, Chanyeol odwrócił się do reszty. — Idziemy tam z zawziętością. Cokolwiek powiedzą czy zrobią, nas to nie obchodzi. Pokażemy im kto tu rządzi, a jeśli postanowią być nieposłuszni, zobaczą co się może stać.

Uśmiechnąłem się, wiedząc że to może być fajna zabawa. Chłopcy, którzy szukają kłopotów, w większości je znajdują, kiedy się z nami kontaktują. — Mam wziąć kamerę, żeby to nakręcić? Chcę zobaczyć ich twarze, kiedy skopiecie im tyłki.

— Mówiłem ci, że działamy bez przemocy, dopóki oni nie zaczną. To nie jest spotkanie, żeby zabić. To jest spotkanie, żeby się dogadać i pokazać im na co się piszą, kiedy są na naszym terytorium.

— Umiesz zepsuć zabawę, Park.

— Chcesz powtórzyć to, co się zdarzyło ostatnim razem? — spojrzał się na mnie twardym wzrokiem. Jego oczy wypalały dziurę w moich, ale ilość złości, która była we mnie w porównaniu z tym była niczym.

Stojąc na baczność, zacisnąłem szczękę. — Nie — mruknąłem. Jad wyszedł razem z tą jedną sylabą, przypominając wszystkim jak bardzo nienawidzę, kiedy przypominają mi o tej jedynej rzeczy, którą gardzę.

— Dobrze. — Wsadził ręce do kieszeni. — Więc jesteśmy gotowi do wyjścia?

— Tak, chodźmy. — Chanyeol pokazał w stronę drzwi, a kiedy zaczęliśmy wychodzić, w głowie miałem tylko jedną rzecz.

— Zaraz wracam. — Przechodząc obok nich, podszedłem do szafy ukrytej za okrągłą ścianą. Otwierając drzwi, chwyciłem pudełko z najwyższej półki. Wpisując do niego kod, otworzyłem je i wyciągnąłem pistolet, który był w środku. Wsadzając go do tylnej kieszeni, zakryłem go podkoszulkiem. Odkładając pudełko tam gdzie je znalazłem, zamknąłem drzwi i podszedłem do auta, gdzie wszyscy siedzieli.

Siadając na miejscu pasażera, wygodnie się usadowiłem. Moja twarz nie okazywała żadnych emocji, a adrenalina przepływała przez moje żyły.

— Gdzie byłeś? — Lay zapytał po uruchomieniu silnika, gotowy do jazdy.

— Nie twój biznes — zadrwiłem — A teraz jedź.

Patrzyłem jak drzewa, znaki i ludzie stają się co raz bardziej niewidoczne przez prędkość z jaką jechał. Trzymając się w rydzach, przypominałem sobie, że nie mogę stracić kontroli. Jednak ta mała część mnie, cały czas zdenerwowana, mówiła mi co innego.

Chwilę później, Yixing wjechał w uliczkę zabudowaną niezliczonymi szopami i kilkoma magazynami, które należały do innych grup, zanim wreszcie zaparkował niedaleko opustoszałej działki, obok której stał magazyn, którego nigdy nie widziałem.

— To ten? — pokazałem na okno, a moje brwi złączyły się z dezorientacji. — Jakim cudem tego nigdy wcześniej nie widziałem?

— Mówiłem ci, ze Taejin ma inny magazyn. Żaden z nas nie wiedział o nim. Dla nas to była taka sama niespodzianka, jak dla ciebie w tej chwili. — Wyłączając silnik, wyciągnął klucze. — Chodźcie, lepiej wejdźmy do środka.

Wysiadając z auta wszyscy poszliśmy tylną ścieżką, koło której zaparkowaliśmy i otworzyliśmy drzwi, wchodząc do środka. Wszystko było zniszczone, nie było żadnego śladu, że ktoś tu wcześniej był.

— Która godzina? — Kai zapytał po dojściu do nas.

Lay spojrzał na zegarek. — Równo dwunasta. Jesteśmy...

— ...na czas. — Usłyszeliśmy inny głos. Głos, który stawiał moje wszystkie włosy dęba. Głos, który już kiedyś słyszałem. Obracając się, zobaczyłem oczy faceta, którego myślałem, że już nigdy więcej nie spotkam.

— Znowu się spotykamy, Oh.

Ja pierdole.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top