Rozdział 1
— Miejscowy gangster, Oh Sehun zostaje wypuszczony po trzech latach odbywania kary w więzieniu. Nastolatek został aresztowany zaraz po zamordowaniu... — Wyłączyłem telewizor i beztrosko rzuciłem pilota na bok, ciężko wypuszczając oddech.
Od samego rana każdy kanał informacyjny, radio, czasopisma i gazety zostały wypełnione szumem o Sehunie i jego zwolnieniu z więzienia. W tym samym czasie jedynym, o czym byłem w stanie myśleć, to to, jak, do diabla, mam zareagować, gdy zobaczę go po raz pierwszy od ponad trzech lat.
Trzy lata.
Tylko te słowa; wymawianie, słyszenie, czytanie ich. To nie wydawało się normalne. To było tak surrealistyczne, że prezentowało się jak wielki, straszny sen. Miałem wrażenie, że jeśli tylko się uszczypnę, wybudzę się i wszystko wróci do normy.
Będę jadł kolację z moim chłopakiem i rodziną, napawał się smakiem jedzenia, śmiał z żartów tudzież zaczniemy się do siebie zbliżać, odrabiając straszliwą katastrofę, w którą zamieniła się nasza ostatnia kolacja.
Ale nie, zamiast tego zostałem powiadomiony, że mój chłopak — ten, którego miałem kochać i bezgranicznie mu ufać — został aresztowany za zabicie człowieka, który, jak mi się wydawało, był po naszej stronie.
Dźwięk telefonu dobiegł z kieszeni dżinsów, odrywając mnie od głębokich myśli. Dusząc narastające uczucie w żołądku, wyciągnąłem go, a na ekranie zobaczyłem napis: „Nowa wiadomość: Chanyeol". Oddech utknął mi w gardle, kiedy przejechałem palcem po ekranie, otwierając wiadomość.
Od: Chanyeol
Jesteś gotowy?
Zamarłem. Bieg mojego serca znacznie przyspieszył, ciało zdrętwiało, a dłonie się spociły. To kompletnie do mnie niepodobne. Oblizując wargi, starałem się zwalczyć moje nerwowe zachowanie. Odpisałem szybko, a palce wybijały coś innego, niż krzyczał mój umysł.
Do: Chanyeol
Tak, jestem gotowy.
„Gotowy" w dupie.
W żołądku czułem obecność każdego z lęków. Ciężko przełknąłem ślinę i potrząsnąłem głową, starając się nakierować myśli na pozytywną drogę, na której powinny się znajdować.
Powinienem być szczęśliwy, pełen zachwytu i ulgi oraz wypełniony wszystkimi pozytywnymi emocjami. Ale czemu w rzeczywistości nie byłem bliski chociażby jednej z tych rzeczy? Dlaczego zamiast tego czułem się zagubiony, przestraszony, rozczarowany i przede wszystkim zdezorientowany?
Dzwonek rozległ się po ścianach domu i odbijając się w moich bębenkach, wyciągnął mnie ze zdumienia tudzież zmusił do uniesienia głowy, bym mógł spojrzeć na drzwi. Zaraz po tym rozległo się kilka lekkich, ale i stanowczych uderzeń i w tym momencie wiedziałem. To już czas.
Przygryzając policzek, powoli wstałem i chwyciłem telefon, po czym podszedłem do drzwi. W chwili, gdy przekręciłem zamek, nie było już odwrotu. Wziąłem głęboki oddech, chwyciłem klamkę, następnie naciskając na nią, a gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłem Baekhyuna i Yeola stojących na mojej werandzie.
Oczy Baeka były pełne współczucia. Doskonale wiedział, co czuję. Spędzał ze mną niezliczone noce, tuląc mnie, gdy wypłakiwałem mu się w ramię, wielokrotnie mówiąc, że jest mi przykro i powinienem słuchać go od początku.
Powiedzenie, że jestem zraniony, było niczym w porównaniu do prawdy. Zostałem pozbawiony wszystkich uczuć znanych człowiekowi. Byłem odrętwiały od stóp do głów. Nie wiedziałem, jak sobie dalej radzić, ale powoli odnajdywałem w sobie wewnętrzny komfort i walczyłem, by pozostać silnym.
Wykonałem wiele dobrej roboty, by ponownie stanąć na nogach i zacząć nowe życie. Tak było, dopóki nie dowiedziałem się, że Sehun zostaje zwolniony po odbyciu nadanej mu w więzieniu kary.
Chan spojrzał na mnie ze zgaszoną nutką sympatii w oczach. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, co czuję, ponieważ sam odczuwał praktycznie to samo.
— Wszystko w porządku? — zapytał Baekhyun, przełamując gęstą ciszę, która trwała między nami. Natychmiast zacisnął powieki i zaczął przeklinać się w duchu. Chanyeol owinął ręce wokół jego talii, przyciągnął do siebie i ściskając biodro, dyskretnie powiedział mu, żeby się zamknął. Wymusiłem uśmiech, starając się nie skrzywić.
— Czuję się dobrze, Baek — odpowiedziałem. Zanim ich minąłem i ruszyłem przed siebie drogą prowadzącą z domu na chodnik, zamknąłem za sobą drzwi. Skinąłem głową do reszty chłopaków, którzy siedzieli w samochodzie i obserwowali mnie uważnie, szukając oznak strachu. Pomachałem do nich lekko i uśmiechnąłem się słabo. Odwróciłem się i upewniłem, że Chanyeol i Baek szli za mną, aż mniejszy nie stanął obok mnie.
Otwierając drzwi samochodu, pierwszy wsiadł do środka, a ja zaraz za nim. Lay nacisnął pedał gazu, zwiększając prędkość samochodu, po czym zjechał na drogę prowadzącą do zakładu karnego.
Żadne z nich nie miało ochoty zadawać pytań. Wszyscy znali odpowiedź.
Przeniosłem wzrok na widok za oknem. Niewyraźne obrazy przyciągały moją uwagę, a umysł od razu wrócił do wspomnień z przeszłości.
— Nie chcę, by cokolwiek ci się stało.
— Nic mi się nie stanie.
— Nie mów tak. — Potrząsnąłem głową. — Nie karm mnie tymi kłamstwami.
— Ja nie...
— Tak. Nie jesteś niepokonany, Sehun. Może i policji się nie udało, ale jest jeszcze wiele innych osób, które chcą cię zranić.
Zacisnąłem powieki, starając się zamaskować ból. Rozpaczliwie pragnąłem zapomnieć.
— Luhan...
— Boję się — wyszeptałem. — Okej? Boję się, że pewnego dnia zadzwoni Chanyeol czy Lay z wiadomością, że nie żyjesz.
Przygryzłem dolną wargę, czując przytłaczające mnie emocje. Wszystko, co mówiłem i wszystko, co obiecał, wracało do mnie. Nawiedzały mnie te wszystkie kłamstwa.
— Cholera jasna, Luhan — westchnął. — Nie myśl tak.
— Jak mam tak nie myśleć? — Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. — Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, twoje życie jest całkiem pochrzanione.
— Myślisz, że tego nie wiem? — splunął. — Ale się staram, okej? Nie mogę tak po prostu wyłączyć wszystkich złych rzeczy w swoim życiu. Zaufaj mi. Gdybym mógł, to właśnie tak bym zrobił.
Przyłożyłem czoło do zimnej szyby, biorąc kilka głębokich oddechów, by się zrelaksować.
— Chciałbym być normalny i po prostu być z tobą bez żadnych zmartwień, ale nie mogę. Nie w sposób, w jaki żyję.
— Nie w sposób, w jaki żyję — powtórzyłem sobie jego słowa, krzywiąc się przez wspomnienie. Oblizałem wargi i z trudem przełknąłem ślinę. Nie mogłem powstrzymać przewracania w żołądku i serca bijącego szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Jęknąłem, próbując otworzyć oczy. Całe ciało było obolałe, a skronie okropnie pulsowały.
— Luhan! O mój... Luhan, obudziłeś się! — Marszcząc brwi, wzrokiem zacząłem szukać osoby, do której należał głos. Zobaczyłem mamę biegnącą do mnie. Jej ramiona objęły moje ciało i trzymały mnie blisko piersi. — Dzięki Bogu. — Załkała w moje ramie, gładząc włosy. Tuliłem ją mimo zmieszania. Nie wiedziałem, co się dzieje.
— Mamo... — Zamarłem, zauważając tatę i Minah wpatrujących się we mnie z szeroko otwartymi oczami pełnymi łez. — Co się dzieje? — zapytałem.
Zaważyłem, jak czerwone są ich oczy i sine worki pod nimi. Przełknąłem ślinę, odsuwając się od ciała kobiety. Wreszcie udało mi się rozejrzeć i prawie zemdlałem, widząc białe ściany, sprzęt medyczny, maszyny, kwiaty. Byłem w szpitalu.
— Mamo, tato... Czemu tu jestem? — Oblizałem spierzchnięte usta, mój głos był ochrypły z braku nawilżenia.
— Najpierw napij się wody, kochanie. — Złapała filiżankę zza łóżka, na którym leżałem, nalała do niej wodę i przysunęła ją do moich ust. Przytrzymała mój podbródek drugą ręką i przechyliła filiżankę tak, by woda dostała się do środka.
Przełykając zimny płyn, wydobyłem z siebie westchniecie, po czym powróciłem do wcześniejszego pytania.
— Mamo? — W jej oczach nie dało się zauważyć ani trochę sympatii, co wywołało u mnie ból żołądka.
— Tak mi przykro — wyszeptała.
— Na miłość boską, Mel! — ryknął mój tata, odciągając ją na bok i potrząsając nią. — Już o tym rozmawialiśmy — wysyczał przez zaciśnięte zęby, a jego oczy były ciemne z obrzydzenia. — To tylko jego wina, że on jest w szpitalu.
Splunął jadowicie. Ton jego głosu był tak surowy, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
— Nikogo poza jego winą, więc przestań bronić tego dziecka opuszczonego przez Boga. Przysięgam na Boga... — przerwał, a jego szczęka zacisnęła się w złości.
— Czy ktoś może mi powiedzieć, co się, do jasnej cholery, dzieje? — zapytałem, nie będąc w stanie poradzić sobie z ciemnością panującą w tym miejscu. Tata puścił ramie mojej mamy, po czym spojrzał na mnie, a jego wzrok natychmiast zmiękł.
— Luhan... — urwał, pozostając oniemiały jak moja mama. Jego grdyka poruszała się powoli, pokazując mi, jak z trudem przełyka ślinę.
— Już starczy tej zwłoki — syknąłem zniecierpliwiony. — Jestem w szpitalu i żądam, aby dowiedzieć się, dlaczego.
Moja mama kilka razy przeniosła wzrok z taty na mnie, po czym położyła dłoń na jego ramieniu.
— Poradzę sobie z tym — wyszeptała, zachęcając go do wyjścia z pokoju z Minah, zanim wróciła do mnie. Chwyciła krzesło, po czym usiadła na nim, zanim złapała moją dłoń. — Luhan...
— Mamo, powiedz mi wreszcie — zażądałem, coraz bardziej się denerwując.
— Zemdlałeś.
— Zemdlałem? — zmarszczyłem brwi. Pokiwała głową, jej dłonie zacisnęły się na mojej.
— Pomagałeś przygotowywać stół i poprosiłam cię, byś wyłączył telewizor. Wyszedłeś to zrobić i już nie wróciłeś. Zaczęłam się martwić, więc postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Zauważyłam, że coś jest nie tak i zawołałam twoje imię. Nie odpowiedziałeś, więc ponownie to zrobiłam, aż nagle po prostu... Upadłeś. Zsunąłeś się z krawędzi stołu i uderzyłeś głową tak mocno, że miałeś wstrząśnienie mózgu, i musiałeś mieć zrobionych kilka szwów.
— Szwy? Wstrząs mózgu? — dopytywałem z niedowierzaniem. — Ale —przerwałem, próbując sobie to wszystko pookładać — dlaczego niby miałem zemdleć? — Z niedowierzaniem pokręciłem głową, próbując zrozumieć, co mówi.
— Nie wiedziałam, kochany, dopóki nie spojrzałam na telewizor i nie zobaczyłam tego na własne oczy — wyszeptała, a smutek dosięgnął jej oczu.
— Co zobaczyłaś? — zapytałem, desperacko szukając brakujących elementów układanki, która mogłaby poskładać moje życie w całość. Mama pokręciła głową i zagryzła wnętrze policzka, nie chcąc powiedzieć nic więcej.
— Mamo — westchnąłem, wpatrując się w nią ostrym spojrzeniem — co zobaczyłaś w telewizji?
— Sehun — odetchnęła, a jej oczy spotkały moje. — Został aresztowany za morderstwo, kochanie.
I wtedy wszystko uderzyło we mnie niczym tona cegieł.
Baekhyun chwycił moją dłoń i lekko nią szarpnął. Wyrywając się ze wspomnień, odwróciłem się na siedzeniu, by na niego spojrzeć.
Miał nieszczęśliwy wyraz twarzy, gdy opuszkami palców przejechał po skórze pod moimi oczami. Zamrugałem kilka razy i dopiero uświadomiłem sobie, że płakałem. Przekląłem się w duchu i odsunąłem się od mniejszego, po czym sam wytarłem oczy.
Wszystkie spojrzenia były zwrócone na mnie. Wzrok każdego z nich nieprzyjemnie palił moją skórę, przez co niespokojnie zacząłem wiercić się w fotelu. Pociągnąłem nosem wpatrzony w swoje dłonie. Nie zamierzałem się teraz załamać. Musiałem pozostać silny. Patrząc w górę, jeszcze bardziej powstrzymałem się przed załamaniem.
Po kilku minutach kompletnej ciszy, Lay wreszcie wjechał na ścieżkę prowadzącą na parking. Po kilku okrążeniach znalazł wolne miejsce, wjechał na nie i wyłączył silnik.
Nikt się nie ruszył, powietrze wokół nas było ciche, a nasze oddechy były jedynym, co można było w tej chwili usłyszeć.
Baekhyun spojrzał na Chanyeola, przygryzając wnętrze policzka. Chan otworzył drzwi, jako pierwszy przerywając grubą barykadę milczenia.
Baek trącił mnie po chwili, wskazując otwarte drzwi. Wpatrywałem się w nie, po czym przeniosłem wzrok na Yeola, który wpatrzony był we mnie. Przełknąłem ślinę, wysiadając z auta i stając za nim. Ściskając dłoń mniejszego, Chan odwrócił się do mnie.
— Jesteś pewien, że jesteś w stanie to zrobić? — zapytał cicho. Jego twarz wskazywała, że i tak zna odpowiedź.
Głośno odetchnąłem, kiwając głową.
— Jasne, chodźmy. — Przechodząc obok niego, ruszyłem przed siebie, idąc za prowadzącymi: Layem, Chenem i Kaiem. Baekhyun chwycił mnie za ramię, ciągnąc z powrotem.
— Nie musisz tego robić, przecież wiesz. Mogę poczekać z tobą w domu. Chanyeol nas odwiezie...
— Nie. — Potrząsnąłem głową, przerywając mu. — Jestem już tak daleko, więc zostaję. Poza tym, co to byłby ze mnie za chłopak, gdyby mnie tu nie było? — Serce zacisnęło mi się na dźwięk słowa, które przez ostatnie trzy lata było wykreślone z mojego słownika.
— No dobrze. — Baekhyun wypuścił powietrze, puszczając mnie. Odwrócił się do Chanyeola, który kontynuował ich cichą rozmowę, prawdopodobnie dotyczącą mnie i tego, co zrobię, gdy zobaczę Sehuna.
Cholera, nawet ja nie miałem pojęcia, co zrobię. Wszystko, czego byłem pewien to to, że nie zemdleję jak wtedy, gdy dowiedziałem się, co zrobił.
Lay zatrzymał się w pobliżu wejścia do budynku.
— Poczekajcie tutaj, zaraz wrócę — poinformował nas, zanim wszedł do środka. Przeskakiwałem z nogi na nogę, nie mogąc sobie dłużej poradzić z niepewnością. Czułem się tak, jakby żołądek zaraz miał mi odpaść, dłonie miałem wilgotne od potu, a głowa strasznie bolała. Baekhyun owinął rękę w moim pasie, przyciągając mnie do swojego ciała; jego przyciśnięte było do Yeola, którego ręka była owinięta wokół talii mniejszego.
— Jesteśmy tu dla ciebie, jasne? Nie martw się. — Zachęcił mnie cicho.
Skinąłem głową, dając mu ponury uśmiech, gdy jego ręka mocniej się zacisnęła. Biorąc głęboki oddech przez nos, czułem mdłości. Byłem gotowy wymiotować od ilości emocji, które rozchodziły się we mnie wszystkie na raz. Uniosłem głowę w sekundzie, w której Lay wrócił.
— Powiedzieli, że wyjdzie tyłem. Chodźmy. — Skinął głową w bok budynku, po czym każdy, oprócz mnie, ruszył za nim.
— Lu? — zwrócił się w moją stronę przyjaciel, marszcząc brwi, gdy zauważył, że nie idę za nim. — Lulu, idziesz?
— Tak — wychrypiałem. — Dajcie mi chwilkę, proszę.
Skinął głową, czekając ze swoim chłopakiem. Przejechałem opuszkami palców po włosach, w myślach licząc do dziesięciu z delikatnie przymkniętymi oczami. Zrelaksowałem się, rozluźniając uścisk na głowie, po czym podszedłem do Baeka.
— Wszystko w porządku?
— Tak, wszystko dobrze. Chodźmy. — Złączył nasze ręce i doszliśmy do reszty, gdy skierowali się do czegoś, co wyglądało jak bezludna okolica. Nie było tu nic poza drzwiami, które prowadziły do środka budynku. Rozglądając się, zdezorientowany zmarszczyłem brwi.
— Gdzie on jest? — zapytałem, a Lay wzruszył ramionami, trzymając dłonie w kieszeniach i również się rozglądając.
— Pani w recepcji powiedziała mi, że wyjdzie tutaj.
— Może... — przerwał mi Kai w momencie, w którym dostrzegł otwieranie drzwi i cień osoby, po chwili powoli wychodzącej na dwór. Westchnięcie wydobyło się z moich ust, a oczy rozszerzyły. Roztrzęsiona dłoń zakryła usta, gdy wpatrywałem się w Sehuna wyłaniającego z wnętrza budynku.
Wyglądał... Tak samo, ale jednak inaczej. Jego włosy były jasne i długie z przedziałkiem pośrodku. Oczy były ciemne, a szczęka była wyraźniej zarysowana. Jego ramiona drgnęły w bluzce opiętej na mięśniach, dżinsy wisiały nisko na biodrach, a na nogach miał roshe run.
Przesunął palcami po czubku swoich włosów, zanim wsunął dłonie w kieszenie spodni, kciuki zostawiając na wierzchu. Zerkając w naszym kierunku, zatrzymał się. W oczach widać było zdziwienie, a usta lekko się rozchyliły.
Spojrzał na Chanyeola, następnie przeniósł wzrok na Chena, Kaia, Laya, Baekhyuna, po czym wreszcie na mnie. Wpatrywał się w moje oczy, a ja poczułem, jak serce zamiera pod jego spojrzeniem. Nie byłem się w stanie ruszyć. Jego spojrzenie złagodniało na mój widok, rzeka uczuć przelewała się z głębi jego oczu do moich, wywołując u mnie nerwy.
— Luhan — wychrypiał i w tym momencie wszystko rozpłynęło się w powietrzu: cały gniew, rozczarowanie, smutek, szok, żal i niepokój. Ciężko przełykając ślinę, spojrzałem na resztę wpatrzoną we mnie, jednak od razu przeniosłem wzrok na Sehuna. Nie byłem w stanie dłużej się powstrzymać. Łzy pojawiły się w moich oczach, a wargi zadrżały przez bliskość jego obecności. Idąc do przodu, zrobiłem kilka wolnych kroków i nim się zorientowałem, biegłem w jego stronę. Chłopak otworzył ramiona, a z moich ust wydobył się zduszony szloch, gdy w nie wpadłem, rękoma mocno oplatając jego szyję, a nogi wokół jego pasa tudzież twarz przyciskając do szyi.
— Tak bardzo tęskniłem — zapłakałem, trzymając go tak, jakby był całym moim życiem, tak, jakby mógł się rozpłynąć i ponownie zniknąć, zostawiając mnie samego.
— Ja za tobą też. — Odetchnął w moje włosy. Jego palce przesuwały się po nich. Mocno mnie tulił, wolną ręką trzymając moje udo, bym nie spadł. — Kurwa, kochanie, tak bardzo tęskniłem — wyszeptał, mocniej mnie ściskając w swoich ramionach.
Odsuwając się od jego szyi, otarłem twarz z łez i spojrzałem na niego. Jego brązowo-piwne oczy, nos, perfekcyjne usta w kształcie serca... Nie mogąc się dłużej powstrzymać, złapałem jego twarz w dłonie i uderzyłem wargami o jego. Odbierając nagły ruch, Sehun zatopił się w moich ustach i przytrzymując tył głowy, oddawał pocałunki, chcąc zatrzymać tą chwilę na wieczność. Postawił mnie na nogach i przytrzymał za biodra, przyciągając bliżej, a nasze usta nadal były złączone.
Po kilku sekundach Sehun odsunął się bez tchu, a jego oczy skierowały się na mnie. Odgarnął włosy zakrywające moją twarz za ucho i bez przerwy się we mnie wpatrywał, prawdopodobnie ogarniając myśli, po czym oblizał wargi.
— Jesteś taki piękny — wymamrotał, przyciskając czoło do mojego. Słaby rumieniec pojawił się na moich policzkach, kiedy owinąłem go ramionami. Zamykając oczy, starałem się oddać chwili, chcąc, by to oszałamiające uczucie miłości nigdy nie zniknęło. Tym razem wyższy złapał moją twarz w swoje dłonie i kciukami drażnił policzki.
— Tak bardzo cię kocham — wyszeptał, zanim delikatnie przycisnął usta do moich, przekazując mi namiętność, którą czuł. Odrywając się, trzymał moje ręce w swoich. Pochylił się do mnie, pocierając kostki. — Boże, kocham cię — powtórzył, zamykając oczy. Pochylając się, lekko musnąłem jego usta.
— Też cię kocham — wyszeptałem. I to była prawda. Pomimo tego, co czułem dzisiaj w drodze do tego miejsca, nieważne, co się stanie, na końcu i tak zawsze będę go kochał.
Jeszcze raz otaczając mnie ramionami, przycisnął mnie do siebie, wdychając mój zapach, kiedy przysunął nos do karku, delikatnie drażniąc skórę.
— Tęskniłem za tobą. — Nie mogłam się powstrzymać od cichego chichotu przez jego powtarzanie się.
— Już to mówiłeś — wyszeptałem, gdy jego palce przejechały po skórze na moich plecach. Uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
— Bo to prawda — wymamrotał, muskając moje usta: raz, drugi, trzeci, nim się odsunął. — Przez cały czas, będąc w tej celi, jedyne, o czym myślałem, to to, jak bardzo chciałbym trzymać cię w swoich ramionach.
— Sehunnie — westchnąłem, czując ból. Pokręciłem głową, sygnalizując, że nie chcę, o tym teraz rozmawiać. Marszcząc brwi, spojrzał na mnie zdziwiony przez moją reakcję. Bawiąc się końcówkami moich włosów, chwycił mój podbródek, zmuszając mnie, bym na niego spojrzał.
— Wszystko w porządku? — Nieśmiało pokiwałem głową i zacisnąłem usta. Wszystkie emocje, które wcześniej czułem, powróciły, sprawiając, że miałem ochotę zwymiotować.
— Czuję się dobrze — wyszeptałem. Chłopak, wpatrując się we mnie, oblizał wargi, rozważając, czy nie powinien wypytywać mnie dalej, jednak szybko zdecydował się zostawić ten temat w spokoju. Chwytając moją dłoń, uspokajająco ją uścisnął.
— No dobrze, więc chodźmy. — Pociągnął mnie i ruszyliśmy do chłopaków, którzy stali, spoglądając na mnie, to na nasze splecione dłonie. Lay oderwał od nas oczy i przeniósł wzrok na Sehuna. W jego oczach można było zobaczyć błysk, a z ust wygiętych w uśmiechu wydobył się gwizd.
— Cholera Oh, dorosłeś.
— Nie mogłem zostać osiemnastolatkiem na zawsze, nie prawda, Yixing? — Sehun uśmiechnął się do niego, puszczając moją rękę, by uścisnąć dłoń ze starszym, zanim złączyli się w braterskim uścisku. Mój żołądek zacisnął się na słowa Sehuna. Wzdrygnąłem się niespokojnie, będąc wpatrzony w swoje ręce. Nie chciałem patrzeć do góry, ponieważ czułem palące spojrzenie czarnych oczu Baekhyuna na swoim ciele, domagające się wyjaśnienia, co, do cholery, to wszystko miało znaczyć. Szczerze mówiąc, nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, ponieważ sam nie wiedziałem, co się dzieje.
Oficjalnie zwariowałem.
— Cholera, brachu. — Podniosłem głowę by zobaczyć Huna stojącego przed Kaiem. — Dojrzałeś bardziej niż ja! — Poklepał jego biceps i skinął głową z aprobatą. — Musiałeś ćwiczyć.
— Musiałem być w formie, skoro musieliśmy się utrzymać. Może ciebie nie było, ale tu sprawy się nie skończyły. Nadal musieliśmy pieprzyć się z tym gównem. — Jongin trącił Sehuna, aby pokazać, że tylko się z nim drażni, ale chłopak tego nie kupił. Sprężył się, a jego mięśnie się napięły. Ściskał dłonie w pięści po swoich bokach; zaciskając je i rozluźniając, aż z łoskotem wypuścił oddech, uspokajając się.
— Radziliście sobie beze mnie? — Nawet jeśli wydawał się być zrelaksowany i chętny do rozmowy, można było wyczuć gorycz w jego głosie.
— No pewnie, że tak. — Chen wzruszył ramionami, czując napięcie w powietrzu między Sehunem i Jonginem. — Nie stalibyśmy tu, gdyby tak nie było.
— Dobrze to słyszeć — przerwał, zerkając na Chanyeola. Jego brwi powoli uniosły się do góry i zacisnął usta na widok dłoni przyjaciela złączonej z dłonią Baekhyuna.
— Jak tam, stary? — Yeol skinął głową w stronę chłopaka, po chwili przytulając go. Gdy tylko się oderwali, znowu złapał dłoń Baekhyuna. Wargi Sehuna wygięły się w ponurym uśmiechu.
— To chyba ja powinienem zadać ci to pytanie, stary — powiedział, nadal zszokowany przez niespodziankę, jaka tu na niego czekała.
Baekhyun zacisnął wargi tak, że aż nie było ich widać. Był zbyt zdenerwowany przez przeszywający wzrok Sehuna. Jego paznokcie wbiły się w rękę chłopaka, gdy nerwowo się wzdrygnął.
— Jestem pewien, że sam możesz się domyślić — powiedział, a ten zaśmiał się, kręcąc głową.
— Kto by pomyślał, co możemy dostać przy odrobinie ryzy — przerwał, cofając wszystko. — Ze wszystkich ludzi... — Baekhyun rozchylił usta.
— Co to ma znaczyć? — Spojrzał na niego. Oh uśmiechnął się, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
— Dokładnie to, co powiedziałem.
— To znaczy...? — Baek surowo zacisnął usta, w jego oczach było widać ogień.
— Powodzenia. — Poklepał wyższego po plecach.
— Cieszę się, że nadal masz poczucie humoru — zauważył Chanyeol, a jego pierś zatrzęsła się od śmiechu.
— Nie wszystko we mnie umarło, od kiedy odszedłem — odpowiedział krótko. Na jego twarzy zamiast uśmiechu pojawił się grymas, a oczy się zacisnęły. Moje serce wydawało się pękać, gdy powstrzymałem oddech. Co to do cholery miało znaczyć? Jego cięty komentarz praktycznie popychał mnie na ścianę i byłem bliski stracenia kontroli.
Chanyeol odchrząknął, również pozostając zszokowany przez śmiałe odpowiedzi Sehuna. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, stanowczo na niego spojrzał.
— Powinniśmy iść. Pewnie tęsknisz za swoim łóżkiem — powiedział, a młodszy stłumił śmiech.
— Miałem dość sprężyn wbijających się w plecy co noc. — Przewrócił oczami. — Ale bez problemu mogę powiedzieć, za czym tęskniłem najbardziej.
— Och, naprawdę? — Chan uniósł brew, czekając aż Oh dokończy.
— Mhm... — Pokiwał głową, chwytając moją rękę. — Tęskniłem za byciem z moim małym chłopcem.
Przyciągnął mnie do siebie i owinął ręce na mojej talii, przyciskając do piersi. Gdy wtulił głowę w moje włosy, przygryzłem dolną wargę, unikając napiętych, oszołomionych spojrzeń chłopaków. Przełknąłem ślinę i zmusiłem się do uśmiechu, gdy Sehun tęsknie na mnie spojrzał, jakby nie mógł uwierzyć, że stałem przed nim. Musnął czubek mojego nosa i odsunął się, łapiąc mnie za rękę.
— Chodźmy. Jestem gotowy.
Gdy dotarliśmy do samochodu, Chanyeol otworzył Baekowi drzwi. Wsiadł pierwszy, a Jongdae i Jongin zaraz za nim. W momencie, w którym chciałem wsiąść, Sehun przecisnął się i wsiadł pierwszy, po czym pociągnął mnie na swoje kolana.
Uśmiechnął się do mnie, dotykając mojego podbródka, gdy tylko drzwi się zamknęły. Przejechałem palcami po zaroście na jego twarzy, jego różowych, zapraszających do całowania ustach. Przygryzając dolną wargę, pochyliłem się do przodu, przyciskając usta do jego, chcąc cieszyć się chwilą.
Cicho jęcząc w moje usta, Sehun zacisnął dłonie na moich pośladkach i zmusił mnie, bym rozszerzył nogi, przez co siedziałem na nim okrakiem. Wciskając paznokcie w tkaninę moich dżinsów, delikatnie przygryzł moją wargę, coraz bardziej mnie pobudzając. Lekko dyszałem, a moje oczy otworzyły się i wpatrywałem się w jego brązowe źrenice.
Potrzeba, zachcianka, miłość; to wszystko tam było. Rumieniło się drobinami złota w jego czekoladowych oczach.
Zamknąłem oczy, powstrzymując łzy, które chciały wydobyć się na wierzch. Dlaczego właśnie nam musiało się to przytrafić? Zmusiłem się do otworzenia oczu i położyłem głowę na jego piersi, zdesperowany, by poczuć jego ramiona wokół siebie.
Instynktownie, ramiona Sehuna zamknęły się wokół mojego ciała, trzymając mnie blisko siebie. Wdychając jego zapach, pozwoliłem sobie jeszcze raz zacisnąć powieki. Spokojna myśl o tym, w co mogło się to zamienić, dostała się do mojego umysłu. Nawiedziła mnie tym, co nigdy się nie wydarzy.
Wyższy uspokajająco potarł moje plecy. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego rozchylonych warg prosto do mojego ucha, ogromnie mnie pocieszając.
— Jesteśmy na miejscu. — Lay wyciągnął mnie ze stanu spokoju, powodując ogromną gulę w gardle. Cicho jęcząc, podniosłem się z kolan Sehuna i gdy wysiadłem z samochodu, wpatrywałem się w dom. Chwytając mnie w talii, Oh przytrzymał mnie przy sobie, wchodząc po schodach i zatrzymując się przed drzwiami.
— Nic się nie zmieniło — powiedział, a na jego twarzy widziałem zadowolenie. Przygryzłem wnętrze policzka, uświadamiając sobie, jaka prawda kryje się za jego słowami. Przekręcił klamkę i pchnął je, a nogi zaprowadziły go do środka, ciągnąc mnie za sobą. Na jego twarzy natychmiast pojawiło się zaskoczenie. — Wow — odetchnął, a jego oczy szeroko się otworzyły.
— Podoba ci się? — zapytał Lay.
— Jest... Inaczej.
— Wiem, że to nie to, czego oczekiwałeś, ale uznaliśmy, że potrzebujemy kilku zmian — powiedział Chen, również rozglądając się po domu.
— Zmieniliście kanapy. — Szczęka chłopaka nieprzyjemnie drgnęła. Twarz pokazywała nam, jakie uczucia naprawdę kryją się za maską. — Wow.
Chanyeol zamienił bordowe kanapy na nowe, czarne. Dywany na podłogach zamieniły się w drewno.
— A mój pokój jest....
— Nadal taki sam — dokończył Lay. — Chcieliśmy go zmienić, ale Luhan przekonał nas, byśmy tego nie robili. — Sehun z wdzięcznością na mnie spojrzał, a usta docisnął do czoła.
— To mój chłopiec — wyszeptał tak, że tylko ja byłem w stanie go usłyszeć. Nie odpowiedziałem. Zamiast tego nadal nie odsuwałem się od jego boku, wiedząc, że ta urocza postawa zaraz zniknie.
— No chodźcie — przerwał Chanyeol, wymijając nas, by stanąć przed wszystkimi. — Usiądźmy. — Wskazał głową na kanapę i wszyscy ruszyliśmy za nim. Siadając obok Laya, Sehun pociągnął mnie na swoje kolana. Całując mój kark, trzymał mnie blisko siebie.
Poruszyłem się niewygodnie i szarpnąłem ręce wyższego, aż wreszcie mnie puścił. Posłał mi zdziwione spojrzenie, jednak zignorowałem go i zsunąłem się z jego kolan, siadając na kanapie kilka centymetrów od niego. Marszcząc brwi uchylił usta, żeby coś powiedzieć, jednak Chanyeol mu przerwał.
— Jesteś głodny? Chcesz coś do jedzenia? — zapytał. — Wiem, że jedzenie w więzieniu jest gówniane.
— Straciłem apetyt w tym miejscu zapomnianym przez Boga. Nawet nie wiem, jak wygląda prawdziwe jedzenie.
— Z biegiem czasu znowu wróci. — Starszy wstał, uśmiechając się szeroko. — Dobrze jest mieć cię z powrotem.
— Dobrze jest być z powrotem — odpowiedział. Yeol poszedł na ogród na tyłach domu, gdzie stal grill gotowy do włączenia i użycia.
— Luhan, mogę z tobą porozmawiać? — Baekhyun wstał i zanim byłem w stanie odpowiedzieć, złapał moją dłoń i pociągnął do kuchni. — Co ty, kurwa, robisz?
— O czym ty mówisz? — spojrzałem na niego, będąc zszokowany przez jego ostre pytanie. Wypuścił poirytowane westchnięcie.
— Wiesz, co mam na myśli, Luhan. Musisz przestać pieprzyć się z jego głową.
— Ja nie...
— Tak, robisz to. Nie możesz oczekiwać, że nie zauważy, jak w jednej sekundzie jesteś kochany, całujesz się z nim, a w drugiej się oddalasz.
— Po prostu poddałem się chwili — westchnąłem, wpatrując się w swoje dłonie.
— Nie, scena po jego wyjściu taka była. Ta w aucie już nie.
— Czego ode mnie oczekujesz?
— Powiedz mu prawdę o tym, co na serio czujesz — podkreślił. Jego oczy ze smutkiem wpatrywały się w moje. — Byłem przy tobie, gdy przechodziłeś przez to wszystko. Widziałem, co ci zrobił i jak skaleczony byłeś, gdy go zabrali. Musi wiedzieć, jak wiele bólu ci sprawił.
Przełknąłem ślinę, nie spoglądając na niego. Wiedziałem, że ma rację. Nie mogłem przetrzymywać tego dłużej, niż chciałem. Nieważne, jak bardzo starałem się zamaskować mój ból, i tak zawsze powracał. Przygryzłem dolną wargę, ze zrozumieniem kiwając głową.
— Jasne, przepraszam.
— Nie masz, za co przepraszać. Wiem, że to trudne, ale to najlepsze dla ciebie — powiedział, następnie zamykając mnie w uścisku.
— Masz rację. — Wypuściłem powietrze. — Teraz albo nigdy, prawda?
— Będę tu, jeśli będziesz mnie potrzebował.
— Dziękuję, Baek — westchnąłem, zaraz po tym wracając do salonu. Chanyeol siedział na kanapie z ręką zarzuconą na ramieniu Sehuna. Omawiali coś szeptem. Słysząc nasze kroki, przestali rozmawiać i spojrzeli na nas.
Usiadłem naprzeciwko niego i wziąłem głęboki oddech, przygryzając swoją dolną wargę. Baekhyun zdecydował usiąść obok mnie i w uspokajającym geście położył dłoń na mojej nodze, lekko ją ściskając, aby pokazać, że mnie wspiera. Spojrzałem na niego, uśmiechając się lekko, jednocześnie starając się unikać wzroku Sehuna. Chłopak starał się dowiedzieć, dlaczego zdecydowałem się usiąść tu, a nie obok niego.
— O czym rozmawialiście? — zapytał Baek.
— Biznes — odparł elegancko Lay, a jego oczy rozpromieniły się żartobliwie.
— I? — Przyjaciel przerwał, jednocześnie mrużąc oczy. — O co chodzi w biznesie?
— To nie twój zasrany interes — odparł Sehun, zaciskając szczękę. Swoim spojrzeniem twardo wpatrywał się w Byuna.
— Nie wydaje mi się, bym rozmawiał z tobą, Oh — syknął i wiedziałem, że gdyby wzrok mógł zabijać, obaj by już nie żyli.
— Baekhyun — zwróciłem mu uwagę, kręcąc głową, ale on zdecydował się mnie ignorować.
— Wydaje mi się, że siedzisz właśnie w moim domu, więc lepiej szybko się zamknij — ostrzegł, a w jego oczach można było zobaczyć prawdziwą furię.
— Bo co? — podjudził go Baek, nie chcąc zagiąć się pod twardym charakterem Sehuna. Ten zaśmiał się ponuro.
— Powiedzmy, że w więzieniu uczysz się paru rzeczy... — Uśmiechnął się łobuzersko, a jego twarz wyprana była z jakichkolwiek uczuć. — Chociażby takich, których jestem pewien, że nie chcesz, bym ci zrobił. Bądź więc mądry i przestań gadać.
Baekhyun nie otworzył już ust; nie ośmielił się odpowiedzieć i wiedziałem, że chłopak dogadał mu wystarczająco, by pozostał cicho.
— Dobry chłopiec. — Uśmiechnął się, a jego oczy błyszczały z rozbawienia. Pod tym wszystkim był jednak poważny i wiedziałem, że nie żartował.
— Wyluzuj, stary — wtrącił się Chanyeol, spoglądając na chłopaków. — Tylko żartował.
— Nie wydaje mi się. — Sehun usiadł wygodniej, opierając plecy o kanapę i przenosząc wzrok z Chana na Baekhyuna. — Żartowałeś? — Oblizał wargi, palce trzymając splecione na kolanach.
Byun poczuł napięcie rosnące w powietrzu. Jego klatka piersiowa szybko poruszała się w górę i dół, oddech był płytki. Kiwając głową, spojrzał na swoje dłonie.
— Odpowiedz mi — wysyczał głosem pełnym jadu.
— Co?
— Słyszałeś. Odpowiedz mi — nakazał. — Kiwanie znaczy gówno, póki nie usłyszę czegoś z twoich ust.
— Sehun — wtrącił Chanyeol, jednak został uciszony gestem dłoni.
— Nie. Daj mu mówić. Może nie było mnie przez kilka lat, ale to nie znaczy, że może okazywać mi brak szacunku oraz wpierdalać się w nasze interesy — oświadczył, następnie ponowny raz zwracając się do Baekhyuna: — Żartowałeś, Byun?
— Baek... — Trąciłem jego bok, próbując wydobyć z niego słowo. Zaprzeczając, pokręcił głową i wstał z miejsca.
— Nie — wyznał, a brwi chłopaka uniosły się ze zdziwienia.
— Co?
— Słyszałeś. — Usiadł, nie pozwalając Sehunowi dłużej na siebie wpływać. — Powiedziałem, że nie.
Wyższy zaśmiał się. Na jego ustach widać było uśmiech, chociaż w oczach dało zauważyć się całkiem inne uczucia.
— Wynoś się — warknął.
Wszystkich zamurowało. Nastąpiła natychmiastowa cisza. Mniejszy zbladł, nie wiedząc, jak na to zareagować.
— Co? — wymamrotał zszokowany.
Powiedziałem, że masz się wynosić.
— Sehun... — Chanyeol wstał. — Wyluzuj, młody.
— Możesz wyjść z nim, jeśli kurwa masz problem — syknął, wpatrując się w niego. — Nie myśl, że tylko dlatego, że jest twoim chłopaczkiem, będę puszczał takie zachowanie płazem.
— Jedyne, co powiedziałem, to to, że masz wyluzować, jasne? Nikt nigdzie nie idzie. To było tylko nieporozumienie — obiecał. — Powiedz mu, że to był żart, Baekhyun. — Chanyeol spojrzał na niego, wzrokiem przesyłając niemą prośbę, by przytaknął, a mniejszy to zrobił.
— Przepraszam, co? — Sehun przystawił dłoń do ucha. — Nie dosłyszałem.
— Powiedziałem, że to był tylko żart. Nie chciałem cię zlekceważyć.
— I? — Uśmiechnął się i od razu wiedziałem, czego oczekiwał. Chciał przeprosin. Przyjaciel również szybko zorientował się, o co chodzi i powstrzymując chęć uderzenia go w twarz, westchnął:
— Przepraszam.
— Wybaczam, ale jeśli ponownie odstawisz coś takiego, przeprosiny tego nie załatwią. Po prostu wyrzucę cię na dupę, jasne?
Baekhyun skinął głową, nie ośmielając się powiedzieć żadnego słowa. Wiedział, że jeśli to zrobi, to będą to jedynie przekleństwa skierowane do chłopaka.
Chanyeol usiadł zadowolony, że wszystko się skończyło i nie mogłem powstrzymać się od poczucia swego rodzaju ulgi. Wstrzymywałem oddech przez całą sytuację.
— Więc — odezwał się Kai, wstając z miejsca — kto jest głodny? — zapytał, a wszyscy spojrzeliśmy na niego, jakby miał pięć głów. Po wszystkim, co właśnie się stało, jedyne, co go interesuje, to głód? Zachichotałem, potrząsając głową.
— Jesteś taki dziwny — stwierdziłem, a Chen uśmiechnął się na moje słowa.
— Jakoś musiałem przerwać tę niezręczność. — Figlarnie poruszał brwiami, następnie mierząc wszystkich wzrokiem. — Tylko ja jestem głodny? — zapytał, a Chanyeol pokiwał głową, również wstając.
— Pomogę ci. Chodź! — Klepiąc Chena po plecach, przekierował wzrok na nas. — Chodźmy jeść.
Sehun wpatrywał się, jak wszyscy wstajemy, jednak spojrzenia nie mógł oderwać ode mnie.
— Idźcie bez nas.
— Nas? — zapytał Kai, będąc delikatnie zdziwionym, a ten skinął głową w moim kierunku.
— Chcę porozmawiać z Luhanem przez sekundę — oświadczył, a przyjaciel, spojrzawszy na mnie porozumiewawczo, skinął głową, następnie znikając w korytarzu za innymi.
— O co chodzi?
— Chodź tu. — Poklepał miejsce obok siebie, a bicie mojego serca od razu przyśpieszyło.
— Nie — wyszeptałem, a Sehun momentalnie zmarszczył brwi.
— Dlaczego nie? — zapytał, a ja przeniosłem wzrok na swoje dłonie, nie chcąc spojrzeć w jego oczy.
— Nie chcę.
— Nie wyglądałeś, jakbyś miał problem siedzieć na mnie w samochodzie — wysyczał jadowicie.
— Recz, która dzieje się pod wpływem emocji — odpowiedziałem, nie chcąc poddawać się jego ostremu tonu. Musiałem trzymać się swoich racji.
— A co to, kurwa, ma znaczyć?
— To nie powinno się zdarzyć — odparłem. — Oto, co to miało znaczyć.
— A dlaczego nie, do cholery? — wysyczał.
— Bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego — bąknąłem i niemal natychmiast w pokoju nastąpiła martwa cisza. Patrząc w górę, z trudem nabrałem powietrza, gdy moje oczy spotkały te ciemne i puste Sehuna.
— Co? — zapytał z niedowierzaniem, gdy przez kilka sekund żadne z nas nic nie mówiło.
— Słyszałeś. — Zacisnąłem dłonie w piąstki. Czułem, jak żołądek rozrywał mnie od środka.
— Nie, nie wydaje mi się — syknął, a ja w duchu przeklinałem samego siebie. Psychicznie przygotowałem się do tego, co miałem zajść między nami. — Co chcesz powiedzieć przez to, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego? — zapytał surowo. Miękkość zginęła w twardości jego głosu.
— Nie mogę tak dalej — wyszeptałem, unikając jego wzroku. — Nie mogę udawać, jakby nic się nie stało i jakbyś wcale nie zniknął na trzy lata.
— Dlaczego nagle dochodzisz do takiego wniosku? — Potrząsnął głową, będąc niesamowicie oszołomiony.
— Miałem zamiar powiedzieć ci to od jakiegoś czasu — westchnąłem łagodnie.
— I zdecydowałeś się, by powiedzieć mi o tym w dniu, w którym wróciłem? — Na jego słowa wzruszyłem ramionami. — To nie może się teraz dziać — powiedział, wzrok wbijając w ten mój. — Kilka godzin temu wszystko było dobrze. Podbiegłeś do mnie, pocałowałeś mnie, powiedziałeś, jak bardzo tęskniłeś...
— Tęskniłem, ale to nie zmienia nic w moich uczuciach do ciebie. — Spojrzałem na swoje stopy, unikając kontaktu wzrokowego. Miałem nadzieję, że otworzy się pode mną dziura i zabierze mnie z tego miejsca.
— W twoich uczuciach do mnie? — zapytał z niedowierzaniem.
— Tak. — Zacisnąłem powieki, zmuszając się do pozostania silnym. — Wiele się między nami zmieniło, Sehun.
— Ciągle to, kurwa, powtarzasz, ale nie za bardzo rozumiem, o co ci chodzi — warknął. Wiedziałem, że jego cierpliwość się kończyła. — Co się zmieniło?
— Wszystko — bąknąłem. — Kiedy dowiedziałem się, że zostałeś aresztowany...
— Luhan...
— Nie. Daj mi dokończyć — zażądałem. Czułem, jak mój głos był coraz bardziej słaby. — Czuję się tak głupio, tak kiepsko i idiotycznie oszukany. Nie mogłem poradzić sobie z faktem, że mogłeś zrobić coś tak beztroskiego... — Zaciskając powieki, wziąłem głęboki oddech. — To było dla mnie za wiele. Zemdlałem w noc twojego aresztowania — powiedziałem, a jego oczy szeroko się otworzyły.
Smutek widocznie ogarnął jego zmysły. Usta rozchyliły się w wyraźnym szoku. Widocznie kompletnie nie wiedział o tym fakcie.
— Gdy tylko się obudziłem, mama musiała przypomnieć mi, dlaczego tam trafiłem — kontynuowałem. — Dowiedziałem się też, że mam sześć szwów i wstrząs mózgu. — Czułem jego palący wzrok, jednak nie mogłem pozwolić się rozproszyć. — I żeby było jeszcze zabawniej — przerwałem na monet, czując, jak ogarnia mnie ogromny smutek — Chanyeol przyszedł mnie powiadomić o innych rzeczach, a najgorsze koszmary się spełniły.
Rozległo się pukanie do drzwi, zaskakując mnie. Odwracając się, spotkałem się z brązowymi oczami, które należały do Chanyeola i natychmiast żołądek mi podskoczył.
— Hej, mogę z tobą porozmawiać przez sekundę? To pilne. — Wydawał się być zdenerwowany; wręcz na wykończeniu. Skinąłem głową, siadając.
— Jasne, wchodź. — Wchodząc do środka, upewnił się, że zamknął drzwi, zanim spojrzał na mnie. — Wszystko w porządku? Dzwoniłem do ciebie i twoja siostra powiedziała mi, co się stało.
— Tak — Mój głos był zachrypnięty. Pochylając się, złapałem napełniony kubek i wziąłem łyka wody. — Nic mi nie jest.
Jego oczy wpatrywały się w moje z żalem.
— Zostałem poinformowany, że wiesz o Sehunie — oświadczył cicho, a ja pokiwałem głową.
— Dlatego zemdlałem — odpowiedziałem krótko, odstawiając filiżankę. — Jak z nim?
— On... — Chanyeol przerwał, starając się znaleźć odpowiednie słowo. — Nerwowo.
— To zrozumiałe — odrzekłem, czując ból w klatce piersiowej. Yeol spuścił wzrok na swoje ręce, nie wiedząc jak kontynuować.
— Słuchaj, jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć. — Przełknąłem ślinę, wiedząc, że to więcej niż zwykła wizyta i od razu przygotowałem się najgorsze.
— O co chodzi?
— Przykro mi, że to ja muszę cie o tym poinformować... — Spojrzał na mnie. — Ale Sehun nie zostanie wypuszczony na długi czas.
— Co masz na myśli?
— Wpakował się w gówno, Luhan. — Oblizał usta, przygryzając swoją dolną wargę. — Nie wydaje mi się, że będzie w stanie się z tego wykręcić. — Łzy wypełniły moje oczy, gdy przecząco pokręciłem głową.
— Nie, nie. Poradzi sobie. — Lekceważąco machnąłem ręką. — Wyjdzie z tego. Zawsze się mu udaje...
— Mają dowody przeciwko niemu, Lu. Widzieli, jak to robi. Nie ma sposobu, by go wypuścili. Policja ma to, na co czekała. Czekali od lat. Mają powód, by go zamknąć. — Słysząc jego słowa, nie mogłem powstrzymać łez spływających po moich policzkach.
— Nie. Nie. Powiedział, że przyjdzie. Powiedział, że wszystko będzie dobrze...
— Przykro mi.
— Nie! Sehun sobie poradzi. Wyjdzie z tego i wróci do domu!
— Nie wróci do domu, Luhannie. — Chanyeol przysunął się bliżej, by spróbować mnie pocieszyć.
— Wróci! — krzyknąłem. — Odwiedzi mnie i powie, że jest mu przykro, bo ominął kolację, i że jakoś mi to wynagrodzi! — załkałem, uderzając pięścią o pierś Chanyeola.
— Nie wróci, Luhan.
— Sehunnie sam mi powiedział, że mu się uda. Nie okłamałby mnie, Yeol. — Pokiwałem głową, starając się przekonać nie tylko jego, ale również siebie.
— Złożył wiele fałszywych obietnic, Luhan.
— Nie! — krzyknąłem jeszcze głośniej, wymachując rękoma we wszystkich kierunkach i rozpaczliwie starając się odepchnąć go od siebie.
— Luhan! — Chanyeol złapał moje nadgarstki, powstrzymując od kolejnego uderzenia go. — Odszedł — wyszeptał i były to ostatnie słowa, jakie wypowiedział tej nocy, zanim wpadłem w jego ramiona, histerycznie płacząc.
— Obiecałeś mi...
— Miałem nadzieję. — Sehun odezwał się po raz pierwszy od czasu, kiedy zacząłem mówić. — Miałem nadzieję, że coś takiego się nie stanie i nie byłoby tak, gdyby Taejin mnie, kurwa, nie wrobił.
— Zawsze kierujesz się gniewem, zamiast głową. Czy w ogóle pomyślałeś o tym, jak to odbije się na mnie? — zapytałem, spoglądając na niego, będąc zszokowany jego arogancją. — Czy naprawdę myślałeś, że Taejin nie zrobi czegoś takiego? Jeśli się nie mylę, Chanyeol mówił ci wiele razy, że nie atakuje się kogoś, kto coś na ciebie ma. Czekasz na odpowiedni moment i to właśnie powinieneś był zrobić, ale zamiast tego zrobiłeś, co chciałeś. Nigdy nie słuchasz.
— Jak, do kurwy nędzy, miałem pozwolić temu sukinsynowi odejść skoro wiedziałem, co zrobił? — Biorąc głęboki oddech, Sehun opuścił głowę, zanim na mnie spojrzał. — Dlaczego taka nagła zmiana? — Podrapał się po karku. — Było okej, a teraz... Teraz nawet nie wiem — wyszeptał.
— Nic nie rozumiesz, co? Nie jestem tym samym chłopakiem, którego zostawiłeś trzy lata temu.
— Nigdy cię nie zostawiłem — syknął. — Zawsze tu byłem... W twoim sercu i dobrze o tym wiesz.
— Nie było cię tu fizycznie, a właśnie tego potrzebowałem. Potrzebowałem opieki; potrzebowałem słyszeć, że wszystko będzie dobrze. A ty nie mogłeś tego zrobić.
— Jeśli bym mógł, to właśnie to bym zrobił i dobrze wiesz, że taka jest prawda — odpowiedział cicho, a smutek dosięgnął jego oczu, gdy wpatrywał się we mnie.
— Już nie wiem, jaka jest prawda, gdy chodzi o ciebie — westchnąłem zgodnie z prawdą.
— Jesteś dla mnie wszystkim — wymamrotał bardziej do siebie niż do mnie; jakby dzielił się sekretem. — Przez ten cały czas byłem zamknięty niczym zwierzę w tej zapomnianej przez Boga celi. Jedynym, o czym mogłem myśleć, byłeś ty; twój dotyk, twoje pocałunki, twój uśmiech, twoje włosy, twoje oczy, po prostu ty.
— Przestań. Nic, co teraz powiesz lub zrobisz, tego nie naprawi.
— Co mogę zrobić, by zmienić twoje zdanie?
— Nic — powiedziałem. — Nie możesz zrobić nic, ponieważ już mam wszystko pookładane.
— Nie mogę cię stracić — wyszeptał. Jego ramiona stały się ciężkie, a palce wsunął we włosy. — Nie mogę cię stracić, do cholery! — warknął, wstając szybko i wywracając stół z głośnym hukiem.
Ze smutnymi, zdezorientowanymi oczami wpatrywałem się uważnie, jak chodzi po pokoju, mamrocząc niespójne słowa pod nosem, zanim odwrócił się do mnie.
— Nie możesz mnie zostawić — zwrócił się do mnie, powstrzymując się od załamania w mojej obecności. — Nie po tym wszystkim, co razem przeszliśmy.
Przełknąłem ślinę, czując łzy piekące moje oczy. Pokiwałem głową, starając się pozbyć współczucia, które we mnie rosło.
— Nie możemy dłużej tego ciągnąć.
— Czego? — zapytał, nie mogąc zrozumieć, co mówię. — Kocham cię, czy to nie wystarczy?
— Gdybyś mnie kochał, nigdy byś mnie nie okłamał! — Uśmiechnąłem się szyderczo. Złość ogarnęła moje ciało i wiedziałem, że już mam dosyć. — Obiecałeś, że tu będziesz. Powiedziałeś, że spóźnisz się, ale obiecałeś, że uda ci się przyjść. — Moja broda drżała, gdy powstrzymywałem potrzebę płaczu. Nie mogłem się przy nim rozkleić. Za ciężko pracowałem, by złożyć się do kupy i nie było mowy, żebym ponownie miał się załamać. — Nawet mi nie powiedziałeś, że Taejin mnie obserwuje — zakpiłem, zaciskając powieki. — Musiałem dowiedzieć się od Laya, że Taejin tu był... W moim łóżku. — Przygryzłem dolną wargę, nie będąc w stanie uwierzyć w słowa wydobywające się z moich ust, tak samo, jak nie mogłem uwierzyć za pierwszym razem. — Dotykał mnie i pozwoliłeś mi myśleć co innego! Naprawdę pozwoliłeś mi myśleć, że sobie to tylko wymyśliłem, ale dobrze wiedziałeś, kto to był i miałeś czelność nie powiedzieć mi, że to Taejin?
— Miałem zamiar sam sobie z nim poradzić! Dlatego ci nie powiedziałem! — krzyknął, pociągając za włosy. Jego oczy miały ciemny odcień brązu. — Nie chciałem cię martwić. Myślałem, że pozbędę się go i nie będziemy mieli się czym martwić...
— Ale zamiast tego zostałeś aresztowany — wykrztusiłem, patrząc na swoje ręce. Poczułem ciepło spływające po moim policzku i wiedziałem, że przegrałem. — Boże, jak mogłeś być tak głupi?
— Starałem się cię chronić! — krzyknął.
— Chronić mnie przed czym? — wysyczałem, z każdym słowem pogłębiając szczelinę, szybko powiększającą się miedzy nami.
— Taejin! — wysyczał. — Na początku, kiedy dowidziałem się, że ten drań cię obserwuje...
— Czekaj, co? — spojrzałem na niego zszokowany. Sehun zamarł, przeklinając w głowie.
— Kurwa — wychrypiał, wkurzony na siebie samego.
— Obserwował mnie? — zapytałem zdziwiony, a Sehun spojrzał na mnie.
— Tak — westchnął, jeszcze raz przejeżdżając dłonią po włosach, jakby wspomnienie nadal było wyraźne w jego głowie. — Zadzwonił do mnie tej nocy i dokładnie powiedział, co miałeś na sobie, dlatego przyszedłem, by cię ochraniać.
— Wow, to po po prostu staje się coraz lepsze. — Wziąłem gwałtowny oddech, gniew pulsował w moich żyłach. — Jeszcze coś z tej nocy przede mną ukryłeś?
— Nie — powiedział, kręcąc głową i jednocześnie starając się jakoś uspokoić. — Przepraszam. Gdybym mógł to wszystko cofnąć, zrobiłbym tak. Ale nie mogę. — Wziął głęboki oddech, a dłonie położył na biodrach, mentalnie przygotowując się do tego, co miało między nami zajść. — Gdy powiedziałeś mi, że czułeś, jak ktoś cię dotykał i to nie bylem ja... Straciłem kontrolę. Jedyne, o czym mogłem myśleć, to trzymanie cię z dala od niego i zabiciu tego sukinsyna za chociażby myślenie o tym, że może położyć na tobie ręce.
— Moja rodzina wreszcie cię zaakceptowała... Akceptowali nas, wszystko wreszcie miało być normalne. — Spojrzałem na niego, a mój wzrok był tak pusty. — Ale wszystko zepsułeś.
— Możemy to naprawić. Wiem, że możemy. Tak, jak wszystko inne. Możemy przez to przejść. Przechodziliśmy przez gorsze...
— Proszę — przerwałem mu, podnosząc dłoń. Szydziłem z niego. — Oświeć mnie, kiedy przeszliśmy przez coś gorszego. — Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem; jakby postradał zmysły. — Przeszliśmy wiele, zgodzę się z tym, ale nic, nic nie dorówna temu.
— Mówiłem ci od początku, że nie będzie łatwo. Mówiłem, że moje życie nie jest spacerkiem po parku i wiesz, co mi powiedziałeś? — Nie czekał zanim odpowiem. Zamiast tego zrobił to za mnie: — Powiedziałeś, że nie odejdziesz i będziesz przy mnie, nieważne, jak wiele razy coś się zjebie.
— A ty obiecałeś, że nigdy mnie nie skrzywdzisz. — Zakrztusiłem się łzami, patrząc na niego z całym bólem, na jaki mogłem się zdobyć. Wszystkie emocje, które kryły się we mnie przez ostatnie trzy lata, teraz buzowały miedzy nami. — Powiedziałeś, że będziesz przy mnie. Powiedziałeś, że nic ci nie będzie. Pamiętasz to?
— Luhan... — Zamarł w miejscu, dobrze wiedząc, że to zrobił. Zrobił to, o czym nigdy nie myślał, że będzie w stanie zrobić: złamał mnie na milion kawałków.
— Okłamałeś mnie. Pozwoliłeś mi wierzyć, że wszystko miedzy nami będzie dobrze! Dałeś mi nadzieję, że będziemy mogli być razem bez tych niezliczonych problemów, ale to było tylko jedno wielkie kłamstwo, czyż nie?
— Nie! Myślałem, że tak właśnie będzie! To dlatego zabiłem Taejina! Chciałem pozbyć się go z tego obrazka! Musiałem się go pozbyć, bym nie musiał się już o nic martwić. Nie chciałem cię okłamać, chciałem ci powiedzieć, ale nie mogłem iść i zająć się tym gnojem, wiedząc, że na mnie czekasz. Nie mogłem ci tego zrobić!
— Ale zamiast tego wolałeś, żebym zobaczył to w telewizji? — Wpatrzony w niego z szeroko otwartymi oczami, zerwałem się na równe nogi z zupełnym niedowierzaniem. — Wolałbym wcześniej wiedzieć, że robisz coś tak niebezpiecznego... Tak nieostrożnego i myśleć nad ewentualnymi konsekwencjami, niż dowiedzieć się od kogoś innego! Czy wiesz, jak bolesne było dowiedzenie się, co się stało i że już nie będziesz częścią mojego życia na długi czas?
— Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić — powiedział czule, a jego oczy lśniły czymś, co wyglądało niczym łzy.
— To już nie ma znaczenia Sehun, ponieważ, mimo wszystko, twoje słowa nie zmienią tego, co się wydarzyło. Co się stało, już się nie odbędzie. — Chłopak opuścił dłonie, a jego ramiona zgarbiły się. Wiedział, że nie wygra ze mną tej walki.
— Jesteś moim życiem — wyszeptał. Widziałem, jak rozdarty był w tym momencie. — Jesteś dla mnie wszystkim. Bez ciebie jestem niczym.
— Jestem pewien, że znajdziesz kogoś innego.
— Nikt nie dorówna tobie. — Spojrzał na mnie tak, jakbym całkowicie postradał umysł. — Mógłbym spotykać się z tysiącem chłopaków, ale żaden z nich nie mógłby poprawić mojego dnia. Jesteś jedynym dla mnie; zawsze byłeś jedynym.
— Nie rób tego — wyszeptałem, zaciskając dłonie w pięści. Próbowałem zablokować go. Nie mogłem pozwolić, by wziął mnie na swoją stronę.
— Czego? — zapytał z pokorą.
— Nie mów takich rzeczy. Tym bardziej, kiedy nie są prawdziwe.
— Jak możesz powiedzieć coś takiego po tym wszystkim? Cholernie dobrze wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz i jak bardzo cie kocham. Nieważne, jak wiele razy nabałaganię, wiesz, w głębi duszy, że też mnie kochasz.
Wpatrywałem się, jak wbija we mnie wzrok, dłonie trzymając w kieszeniach. Klatka piersiowa nierówno poruszała się w górę i w dół. Przygryzając dolną wargę, odwróciłem spojrzenie, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać natarczywości jego ciemnych oczu.
Staliśmy tak przez jakiś czas. Żadne z nas nic nie mówiło ani nie poruszyło się do czasu, gdy wyższy ruszył w moim kierunku. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy zauważyłem, że jest coraz bliżej, aż wreszcie stanął przede mną. Zamarłem, nie będąc w stanie się cofnąć. Pochylając się, Sehun przesunął palcami po moim policzku, nierówno oddychając.
— Co... Co robisz? — wyszeptałem i zamknąłem oczy, czując jego dotyk. Milczał, dłońmi nadal badając moją twarz, a palcem przesuwając po mojej dolnej wardze.
— Jesteś taki seksowny, gdy jesteś zdenerwowany — wymamrotał, a jego gorący oddech we mnie uderzył.
— Sehun...
Jasnowłosy, patrząc na mnie z góry, zacisnął dłoń na moim podbródku, zmuszając mnie, bym na niego spojrzał. Drugą dłonią chwycił mnie za biodro i przyciągnął bliżej swojego ciała. Pochylając się, przycisnął usta do podstawy mojej szyi, muskając ją lekko, zanim przejechał ustami dalej.
— Kocham cię — wyznał. Zadrżałem, będąc zamurowany przez jego nagły, hipnotyzujący dotyk.
Przez chwilę suwał nosem po mojej szyi i ramionach, po czym odsunął się, jednak nie na tyle, bym mógł odejść. Nadal był blisko, jego usta znajdowały się tylko kilka centymetrów od moich.
— Uda nam się. Zrobię wszystko, by znowu wywołać uśmiech na twojej twarzy.
— Chciałbym ci uwierzyć — Zacząłem, kręcąc głową i wbijając zęby w dolną wargę.
— To uwierz. Uwierz mi, gdy mówię, że znowu mnie pokochasz.
Moje oczy ze smutkiem wpatrywały się w jego.
Nigdy nie przestałem.
— Zrobię wszystko, by pokazać ci, jak bardzo mi przykro. Wiem, że nie mogę nadrobić czasu, który straciliśmy, ale jestem pewien, że odzyskam twoje zaufanie.
Spojrzałem na niego spod rzęs, a tętno przyspieszyło, gdy ponownie przysunął się bliżej.
— Nie odpuszczę sobie nas. Będę walczył zębami i pazurami dla ciebie. Nie pozwolę ci odejść. Nieważne, jak bardzo będziesz próbował mnie odepchnąć. — Ponownie przygryzłem dolną wargę, nie wiedząc, co powiedzieć. Miałem być na niego zły, ale część mnie nie mogła powstrzymać się przed oddaniem się jego delikatnym dłoniom.
— Obiecujesz? — prychnąłem, wewnątrz siebie wiedząc, że właśnie skazuję się w znacznie większą przepaść, niż byłem dotychczas. Przyciskając czoło do mojego, Sehun spojrzał mi czule w oczy.
— Każdą częścią mnie, kochanie. — Pocałował mój nos i potarł go swoim. — Miedzy nami będzie dobrze — powiedział, następnie całując moje usta.
— Obiecuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top