I Like You
- Iwaizumi! Tutaj! - usłyszałem wołanie przyjaciela. Mieliśmy się spotkać przy studiu tatuażu, gdzie miałem zrobić swój pierwszy tatuaż.
Matsukawa czekał na mnie zbyt punktualnie, jak na niego. Podobno ma znajomego, który pracuje w tym miejscu. Nie jestem pewien czy zrobiłem dobrze, oddając się w ręce znajomego czarnowłosego, ale cóż... Najwyżej gdzieś zrobię poprawkę...
- Kiedyś nadejdzie twoja kolej, wiesz o tym? - zapytałem podchodząc do niego.
- Na twoim miejscu, nie byłbym tego taki pewny - odpowiedział z uśmiechem na ustach, podwijając lekko rękaw, odsłaniając przedramię, gdzie widniała niezbyt duży napis "I believe". Bladego pojęcia nie miałem, jaki to ma dla niego sens, ale wolałem nie wnikać.
Prychnąłem cicho, a następnie wszedłem do salonu, a Matsukawa za mną. Podeszliśmy do czegoś w stylu recepcji, gdzie dowiedzieliśmy się, że tatuatora, który miał się mną zajmować, jeszcze nie ma w salonie, więc musieliśmy na niego czekać. Chociaż lepsze spóźnienie, niż odwołana sesja..
Minuty mijały, a ja siedziałem na kanapie, z nosem w telefonie, a Matsukawa gadał ze swoim kumplem na zapleczu. Wyszło na to, że to nie on będzie mnie tatuował...
Nagle do pomieszczenia wbiegł wysoki mężczyzna, wyglądający na dwadzieścia parę lat. Brązowe oczy, porównywalne z mleczną czekoladą, jasnobrązowe włosy, jakby dopasowane do oczu. Ciało wyglądało na dość wysportowane. Kogoś mi przypominał, jednak nie mogłem sobie przypomnieć skąd.
- Przepraszam! Samochód mi nawalił i musiałem jechać taksówką! - zaczął tłumaczyć się szatyn
- Oikawa, nareszcie. Jeśli jeszcze raz się tak spóźnisz to nie licz na odpowiednie wynagrodzenie - powiedziała młoda pani z recepcji, a ja słysząc jak go nazwała, zacząłem podejrzewać dwie rzeczy. Pierwszą było to że szatyn jest jakimś totalnie randomowym typem o nazwisku Oikawa, a drugą, bardziej prawdopodobną, było to, że to mój przygłupi przyjaciel z dzieciństwa, Oikawa Tooru, z którym urwałem kontakt dobre cztery lata temu.
- Ty pewnie jesteś Iwaizumi. - uśmiechnął się brązowooki, kierując wzrok w moją stronę - Gdy będziesz gotowy, zapraszam do tego pokoju i wybierzemy wzór.
- A, tak... Za chwilę wejdę...
Byłem nieco zdziwiony, że moje przypuszczenia okazały się częściowo błędne. Czy ten typ, który jest tak podobny do Oikawy, na pewno może być jakimś obcym facetem...?
Po kilku minutach, które potrzebne mi były do jakiegokolwiek ochłonięcia po lekkim szoku, tak jak obiecałem, wszedłem do wskazanego przez szatyna pomieszczenia. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, była masa ramek na ścianach, z bodajże projektami rozmaitych tatuażów. Od różnych napisów, poprzez jakieś samochody, aż po portrety rozmaitych ludzi. Niedługo później, moim oczom ukazał się brązowooki, wychodzący pewnie z czegoś w stylu zaplecza.
- Siadaj i mów, co najchętniej byś chciał. Zaraz coś znajdziemy albo narysujemy, jeśli będzie to jakiś prosty wzór - odezwał się nagle chłopak, a ja zrobiłem tak jak kazał, czyli usiadłem naprzeciw niego i zacząłem mówić.
- Myślałem nad niedużą piłką do siatkówki... - powiedziałem nieco ciszej niż zwykłem coś mówić.
- Huh...? - zdziwił się szatyn - Nie jest to zbyt prosty tatuaż jak na ciebie...?
- "Jak na mnie"? Co masz przez to na myśli?
- B-bo wiesz... Osoby w wieku, powiedzmy od dwudziestu do trzydziestu paru lat, wolą coś bardziej szalonego, rozbudowanego. Nie chciałbyś czegoś większego? Albo zapytam inaczej, dlaczego właśnie piłka do siatkówki?
- C-cóż... Prawdę mówiąc miałoby to dla mnie pewne znaczenie... - odpowiedziałem nieśmiało jak na siebie. On na serio będzie o to pytał...?
- Mógłbyś mi zdradzić jakie? No wiesz, potrzebowałbym tego o wytypowania odpowiednich kolorów.
- Mój najlepszy przyjaciel i ja od małego graliśmy razem w siatkówkę... Zawsze byliśmy w jednym klubie i zdobywaliśmy różne nagrody... W ostatniej klasie liceum, przegraliśmy mecz w półfinałach, więc nie mogliśmy dalej rywalizować o reprezentację w narodowych... Obiecaliśmy sobie, że jeszcze kiedyś się zmierzymy na boisku, jednak nasz kontakt się urwał... Chciałem zrobić taki tatuaż, jako coś w stylu symbolu, który przypominałby mi o tamtym czasie, kiedy jeszcze byliśmy razem... - po skończeniu wypowiedzi westchnąłem cicho i skierowałem swój wzrok na szatyna naprzeciwko mnie.
Nawet z daleka mogłem zauważyć lekko już obeschłe, ślady po pojedynczych łzach na policzkach. Przypomniałem mu o czymś...? Może to co powiedziałem sprawiło, że skojarzył coś ze swoją historią...?
- Um... Wszystko w porządku...? - zapytałem cicho
- A, tak tak - odpowiedział przecierając rękawem oczy - Po prostu...Ehh... Nie ważne... Pokażę ci kilka wzorów i coś ci wybierzemy.
Tak jak powiedział, tak zrobił. Wstał, poszedł na definitywne zaplecze, a następnie przyniósł stamtąd książkę, a bardziej coś w stylu albumu i podchodząc z powrotem do mnie, podał mi ją z uśmiechem na ustach, jakby to, co stało się przed chwilą, całkowicie już nie istniało.
Wybrałem niezbyt rozbudowany szkic, a następnie brązowooki powiedział, bym usiadł, na leżance, na której za chwilę miał zacząć mnie tatuować.
- Wybrałeś już miejsce, gdzie ma być tatuaż? - zapytał chłopak, wkładając rękawiczki i fartuch.
- A tak, myślałem, czy mogłoby być to gdzieś tutaj - odpowiedziałem wskazując miejsce ze dwa centymetry pod obojczykiem i lekko w stronę prawego ramienia.
- Myślałem, że pokażesz obojczyk i już miałem ci to wybijać z głowy, bo jako, że jest tam kość, to boli mocniej niż w innych miejscach - zaśmiał się szatyn. - Jeśli jesteś już mentalnie gotowy, mógłbyś zdjąć koszulkę i się oprzeć na tym oparciu? Będzie mi tak łatwiej pracować.
Po raz kolejny tego dnia, zrobiłem tak jak mówił. Zdjąłem z siebie górną część ubioru i oparłem się o czarne, skórzane oparcie leżanki. Brązowooki kończąc nakładania fartucha oraz rękawiczek, podszedł z powrotem do mnie, siadając na obracanym taborecik.
- Więc zaczynamy - powiedział, włączając lampę nade mną.
W momencie, gdy dotknął mojej skóry na klatce piersiowej, przeszedł mnie delikatny dreszcz. Sam nie wiem, z jakiego to było powodu. Może to była zimna rękawiczka? A może coś innego...?
Podczas pracy szatyna była cisza, jedynym co ją przerywało, była muzyka grająca z głośników, rozmieszczonych we wszystkich, czterech kątach przy suficie. Przyjemna melodia, umilała czas, który wydawał się nieco wydłużać z każdą minutą.
- Masz dość umięśnioną klatkę piersiową... Trenujesz coś...?
- Chodzę na siłownię i pomagam w liceum jako dodatkowy trener drużyny siatkarskiej, przez co często zdarza się, żebym z nimi grał. Od odejścia tego przyjaciela, nie poświęcałem się zbytnio temu sportowi, jednak ostatni rok spędziłem właśnie na nim, dzięki innym kumplom z dawnej drużyny... - czemu ja mu się z tego tak zwierzam...?
- Czy... Wasza przyjaźń była dla ciebie ważna...? - zapytał nagle chłopak
- Gdyby tak nie było, obstawiam, że nie byłbym tutaj i nie zlecałbym tatuażu - zaśmiałem się lekko - Czasem mam wrażenie, że w pewnym momencie, po prostu się znudził...
- "Znudził się"? Myślisz, że na pewno tak mogło być..?
- Nie mam pewności, jednak tak mi się wydawało i wydaje dalej... Co jakiś czas zachowywał się jakby mnie unikał... Aż do dnia zakończenia roku, gdy przyszedł i powiedział, że cieszy się, ze spędzonych razem lat, a później podobno wyjechał, chyba do Tokio...
- Może potrzebował chwili odpoczynku...? Mogło go coś męczyć, a nie chciał o tym jakoś otwarcie mówić...?
- Tego się już chyba nie dowiemy... No cóż... Jak ci idzie z tatuażem? - postanowiłem zmienić temat, bo czułem, że zaraz się tu rozpłaczę. Pomimo, że dla większości znajomych, płacz jest u mnie rzadkością, to robię to dość często, gdy nie wiem jak mam sobie poradzić z niektórymi, męczącymi już mnie problemami.
- Za chwilę kończymy. Chcesz się przejrzeć, czy wolisz zaczekać na efekt końcowy?
- Myślę, że zaczekam. Skoro to prawie koniec, to nie zaszkodzi zaczekać trochę więcej - odpowiedziałam, na co szatyn uśmiechnął się po raz kolejny dzisiejszego dnia.
~ Magic Time Skip ~
- I jak było? - zapytał czarnowłosy czekający na mnie już na zewnątrz. Ciekawe czy pani z recepcji miała już go dość i go wyrzuciła, czy po prostu znudził się siedzeniem.
- Normalnie. Wracajmy już, bo muszę zrobić obiad, bo gdy Hanamaki wróci, nie będziecie mieli co jeść. - powiedziałem, mijając go jak gdyby nigdy nic.
- Aż tak źle? - pytał dalej Matsukawa, kiedy podbiegł do mnie i zaczął iść obok. - Dobra nie będę pytać. Odpowiedz mi tylko na ostatnie pytanie. Czy ten typ co cię tatuował, nie przypominał ci naszego Oikawy...? - na to pytanie, aż się zatrzymałem.
- M-możliwe... Chodź już... - odpowiedziałem wymijająco i ponownie ruszyłem przed siebie.
Nie minęło dwadzieścia pięć minut, a my już byliśmy pod blokiem, w którym mieszkałem jako pijawka. Matsukawa i Hanamaki zamieszkali tu jakiś rok po skończeniu liceum. Jakiś czas później, gdy uznałem, że czas się wyprowadzić, zamieszkałem tu z nimi. Może nie jestem pełnoprawną pijawką albo darmozjadem, bo co jak co, ale coś tam się dokładam i to głównie ja sprzątam i gotuję. Chyba sprawiedliwe, prawda?
Gdy weszliśmy do mieszkania, Hanamaki już na nas czekał, siedząc na kanapie i popijając coś z kubka, który dałem mu na urodziny rok temu. Że też jeszcze go nie zepsuł.
- Jadłeś coś? - zapytałem, zanim któryś z nich zdążył się nawet przywitać.
- Na mieście. Byłem z kumplami na pizzy - odpowiedział jasnowłosy
- Iwaizumi! - krzyknął Matsukawa - Takahiro mnie zdradza!
- Mógłbyś nie zlecać mi rozwiązywania waszych dram małżeńskich, nawet jeśli nie jesteście małżeństwem? A ty Hanamaki, weź zrób coś ze sobą, bo jak tak dłużej pójdzie, to nie będziesz miał gdzie mieszkać - powiedziałem obojętnie
- Myślisz, że Issei mnie wyrzuci?
- Nie on. Ja. - rzuciłem szybko, a następnie skierowałem się do swojego pokoju.
Tamta dwójka jest ze sobą bodajże od czterech lat. Moje życie miłosne w tamtym czasie, jedyne, co robiło, to leżało i kwiczało gdzieś na podłodze albo pod łóżkiem, gdzie trzymam zwykle największe śmieci, które mam. Inaczej mówiąc, ono po prostu nie istniało.
Rzuciłem się na swoje łóżko, a później wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem przeglądać Instagrama, Facebooka, pootwierałem snapy o jakichś ludzi i możliwe, że moich znajomych, po czym finalnie poddałem się uczuciu senności.
Po jakimś czasie, po przebudzeniu, zauważyłem karteczkę, leżącą na szafeczce nocnej.
"Pojechaliśmy trochę się pobawić na mieście i pewnie nie wrócimy na noc.
Takahiro i Issei"
Ciekawe czy znowu wrócą pijani... No nic... Nie zostało mi nic innego, niż szybkie ogarnięcie mieszkania i kolejny dzień z rzędu, szukanie pracy, bo jeszcze trochę i zwariuję siedząc cały czas w domu.
Tak jak zaplanowałem, ruszyłem najpierw w stronę kuchni, gdzie czekał na mnie stos naczyń do pozmywania. Jednak, gdy podszedłem do zlewu, mój wzrok przyłapał kolejną karteczkę.
"Dzwonił kumpel z tego salonu tatuażu. Ten typ co cię tatuował chciał twój numer, więc mu podałem.
Matsukawa"
No i cudownie... Nie dość że zacząłem zwierzać się temu kolesiowi, to jeszcze ma mój numer bez mojej wiedzy... Czy można upaść niżej...?
~ Magic Time Skip ~
Po skończonych porządkach, wróciłem z powrotem do swojego pokoju, wziąłem laptopa i usiadłem na łóżku i oparłem się o ścianę, kładąc urządzenie na kolanach. Czas zacząć ponownie szukać jakichś ogłoszeń do pracy...
Minęło kilka chwil, a mój telefon zaczął dzwonić. Moim oczom ukazał się nieznany mi numer telefonu komórkowego. Jako, że definitywnie jestem totalnym idiotą, postanowiłem odebrać.
- Tak?
- Iwaizumi, to ty prawda?
- To ja...? Kto mówi?
- Oikawa z salonu tatuażu. Chciałbyś może wyjść teraz gdzieś na miasto? Kino, gdzieś do kawiarni albo gdzie tylko byś chciał?
- Nie masz znajomych i dzwonisz do człowieka, którego znasz od dzisiaj?
- Reszta uznała, że nie chce im się wychodzić, więc dzwonię gdzie mogę i z kim chciałbym spędzić trochę czasu. Przy okazji możemy się bliżej poznać.
- Ehh... Niech ci będzie... Gdzie mam być?
- Mógłbyś pod naszym salonem? Niedługo kończę pracę i od razu ruszymy.
- Pasuje.
- To do zobaczenia!
Upierdliwość... Dlaczego zawsze kiedy się za coś biorę, ktoś coś nagle ode mnie chce...? No cóż... Może uda mi się go jakoś poznać i sprawdzić czy to na pewno nie jest nasz Oikawa...
Zrzuciłem z siebie dres, który miałem na sobie i założyłem jakąś pierwszą lepszą koszulkę i jakieś jeansy. Nie ma się po co stroić na zwykłe wyjście na miasto. Po dziesięciu minutach byłem już gotowy do wyjścia. Ruszyłem na spotkanie, z dopiero co poznanym szatynem...
Nie minęło dwadzieścia minut, a ja już byłem pod wskazanym przez chłopaka miejscem. Czekałem kilka minut, a z budynku wyszedł brązowooki w doskonałym humorze. Szkoda, że ja zbytnio takowego nie miałem.
- Idziemy? - zapytałem, chcąc jak najszybciej wrócić do domu.
- Kino? - zaproponował szatyn. Mialem wyjście? Jak już się zgodziłem na ten cały wypad na miasto, to co miałem zrobić?
- Kino - odpowiedziałem krótko, lakoniczną odpowiedzią.
Ruszyliśmy, więc do kina, jednak jako, że nie było tam nic, co by nas interesowało, udaliśmy się do kawiarni, gdzie zamówiliśmy po kawie na wynos. Później poszliśmy do jakiegoś pobliskiego parku i tam już zostaliśmy ja trochę dłużej. Usiedliśmy na ławeczce w chwilowej ciszy, którą postanowił przerwać mój obecny kompan.
- Więc...? Co słychać...? - on chyba na serio się nudzi, skoro pyta o to po tym, co dzisiaj mu powiedziałem.
- Teoretycznie nic, oprócz tego, że zostałem wkopany przez kumpla, ale to temat na inną rozmowę.
- Opowiedz mi coś o sobie. Chciałbym cię poznać, ale boję się wypytywać cię o pewne rzeczy, bo możesz się czuć skrępowany odpowiedzią, czy coś w tym stylu.
- Chyba ci już wystarczająco powiedziałem dzisiaj, w salonie. Teraz ty może mógłbyś mi powiedzieć coś o samym sobie - czas realizować plan "zdemaskowanie"
- Nie wiem od czego mam zacząć... - odpowiedział szatyn, spuszczając wzrok w ziemię.
- Kiedy masz urodziny? - zacząłem
- Dwudziestego lipca - odpowiedział ponownie
- Huh...? Mógłbyś powiedzieć mi do jakiego liceum chodziłeś?
- T-to takie prywatne, mało znane li-liceum...
- Ah tak... Przepraszam za swoją nieumiejętność w poznawaniu ludzi i zapomniałem o najważniejszym. Jestem Iwaizumi Hajime.
- O-oh... O-Oikawa... T-Tooru...
- Wiedziałem! - wykrzyczałem tak głośno, że chyba pół parku mnie słyszało - Ty serio jesteś debilny Shittykawa!
- J-ja... - tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim ruszył do biegu, a ja bezmyślnie zostawiłem swoją jeszcze nie skończoną kawę i pobiegłem za nim.
Biegliśmy tak przez dobre dziesięć minut, aż Oikawa zaczął zwalniać. Zapomniał o swojej kontuzji kolana przed paru lat i w pewnym momencie zatrzymał się całkowicie, kucając z bólu.
- Nic się nie zmieniłeś... Chodź tu... - powiedziałem pomagając mu wstać i dzięki Bogu, niedaleko była pusta ławka. Rozejrzałem się wokoło i znalazłem wzrokiem aptekę jakieś pięćdziesiąt metrów od nas. Pobiegłem tam, by kupić żel chłodzący.
Po kilku minutach wróciłem. Szatyn wciąż był na ławce, masując kolano. Wyciągnąłem dwie chusteczki. Jedną podałem jemu, by wytarł oczy, bo ból był tak silny, by wywołać u niego łzy, a na drugą nałożyłem kupiony chwilę wcześniej żel i zacząłem rozsmarowywać go delikatnie po kolanie mojego byłego rozgrywającego, który na szczęście dzisiaj ma na sobie krótkie spodenki.
Gdy żel już się z grubsza wchłonął, usiadłem obok szatyna i czekałem, aż ten spojrzy na mnie. Jednak to, że siedzieliśmy w ciszy, przerywanej jego pociąganiem nosem co jakiś czas, było trochę denerwujące.
- Dlaczego to zrobiłeś...? - zacząłem spokojnym głosem, by nie sprawić by rozpłakał się bardziej, jednak było to chyba niezbyt realne do wykonania
- Bałem się... - odpowiedział krótko.
- Czego miałbyś się bać...? - pytałem dalej, podając mu kolejną chusteczkę
- Bałem się uczucia... Bałem się tego, że mnie nie zaakcjeptujesz...
- Czy ty... - niedokończyłem... Nie wytrzymałem...
Obróciłem nagle głowę szatyna w swoją stronę, a następnie złożyłem na jego ustach czuły pocałunek. Taki, który, w stu procentach, nasiąknięty był młodzieńczą głupotą i tęsknotą, a gdy oddaliłem się od niego, na niedużą odległość, zobaczyłem, że po jego policzkach płyną strużki łez, które zacząłem delikatnie ocierać je kciukami.
- Czy to tego uczucia się bałeś...? - zapytałem po chwili
Brązowooki nie odpowiedział, a jedynie pokiwał głowią twierdząco. Był to dla mnie znak, że teraz już ani on, ani ja się nie musimy bać odrzucenia.
- Lubię cię, Tooru...
-------------------------------------------------
No hej hej
Witam w ten piękny dzień, czyli pierwszy dzień iwaoiweek2020
Nie będę więcej pisać, bo nie chce tu przynudzać i widzimy się już niedługo :3
~Iwa-chan
SŁOWNICZEK!
Lakoniczna odpowiedź - krótka, zwięzła, precyzyjna odpowiedź, pochodząca z Lakonii
(Rozszerzona historia weszła za mocno)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top