3

       Od przeszło dwóch tygodni spod jego ręki nie wyszedł ani jeden list. Żadne słowo nie spłynęło na czysty arkusz papieru, z posiniaczonego serca zielonowłosego. Mimo ciekawości nadal żył w niewiedzy, jak na poprzednią wiadomość zareagował starszy kolega. Niestety, po chłopaku rzadko kiedy można spodziewać się okazywania emocji. Wytworzona przez niego zewnętrzna chłodna bariera zatrzymywała w nim każdy przejaw uczuć, które posiadał. Bo posiadał, Midoriya to wiedział. I na tym kończyła się jego pewność.

     Wygłupił się z tym wyznawaniem miłości. Oczywistym było, że ktoś taki jak Todoroki Shoto jest całkowitym i niezaprzeczalnym przykładem jednostki heteroseksualnej. W innym wypadku nie miałby takiego powodzenia u płci przeciwnej... prawda? Zresztą, nawet jeśli, niepotrzebnie robił sobie nadzieje. Co osoba, pokroju czerwonowłosego, mogłaby w nim widzieć? Płaczącą, piegowatą cebulę? W dodatku zieloną.

Coś... coś podpowiadało mu jednak, żeby napisać jeszcze jeden list. Nie ryzykował już zbytnio. Wraz z pierwszą podrzuconą kopertą, wdepnął w ruchome piaski. Co prawda, każdy kolejny ruch zbliżał go do najgorszego, lecz tkwienie w bezruchu też niewiele pomagało.

— Halo, Deku, tu ziemia!

Midoriya natychmiast się otrząsnął, gdy w uszach rozbrzmiał mu głos przyjaciółki. Spojrzał zdezorientowany na swoich towarzyszy. Po raz kolejny odleciał w krainę marzeń, nie zważając na swoją obecną lokalizację. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej i nie mógł zbyt wiele na to poradzić. Szczególnie jeśli obiekt jego westchnień znajdował się niemal naprzeciwko niego.

— C-co?! Za-zamyśliłem się tylko, przepraszam! — Wymachiwał rękoma w określony tylko dla niego sposób.

— Wszystko w porządku? — w jej tonie dostrzegalne było zmartwienie. Dokładnie przyjrzała się chłopakowi. — Ostatnio jesteś taki... taki...

— Zielony? — wtrącił bezmyślnie, czego od razu pożałował, w czasie gdy dziewczyna dobierała słowa.

    Zielony? Serio?, zbeształ siebie w myślach. Po co ty się w ogóle odzywasz, Midoriya? Wyczuł na swoich skroniach pojedyncze kropelki potu i rozgrzane policzki. Już chciał coś odpowiedzieć, jakoś wyjść z tej sytuacji, lecz czyjś głos go uprzedził.

— Zdaję mi się, że od urodzenia jesteś zielony, Midoriya.

    Shoto, jak zawsze prawdomówny, wypowiedział swoje myśli na głos. Pochłonięty był jedzeniem soby, więc w pierwszej chwili nie spostrzegł purpurowej ze złości twarzy dziewczyny siedzącej przed nim. Biedny Iida wiedział, co się kroi, i że prawdopodobnie będzie zmuszony uspokoić rozemocjonowaną przyjaciółkę.

Izuku siedział spięty i nie wiedział co ze sobą zrobić. Chłopak poczuł, że na jego twarz wkradł się olbrzymi pąs. I przy okazji jego ciało wypełniło zawstydzenie. To nic nowego, że białowłosy należał do szczerych, ale tym razem było inaczej. Inaczej dla tej małej, rozczochranej kulki, która zaczęła jeść swój ryż, aby zignorować obelgi Uraraki wymierzone w Todorokiego.

***

    Kochany, Shoto
    Ostatnio moja dłoń nie mogła wytrzymać ciężaru niewielkiego długopisu, a serce myśli, że znienawidzisz mnie na wieki. Dlatego dawno nie otrzymałeś żadnej wiadomości ode mnie.
      Wystarczy aksamitna miękkość Twego głosu, każdy Twój przemyślany ruch, spojrzenie... i mam problem z opanowaniem skupienia, a słowa z trudem przechodzą mi przez gardło. Chyba właśnie z tego powodu po raz kolejny piszę list. Po raz kolejny niewiarygodnie ryzykuję wszystkim, co mam — zwłaszcza przyjaźnią z Tobą. Ale... to chyba syndrom bohatera, który rozkazuje mi próbować, nawet jeśli nie wyjdę z tego z twarzą.
     Nie mam pojęcia, jakie zdanie masz o mojej osobie, a jakie miałbyś, gdybyś wiedział, że piszę to JA. I świadomość tej niewiedzy jest frustrująca, wręcz przytłaczająca. Rozmyślam o tym niemal codziennie, i nieważne na ile sposobów do tego podejdę, jak bardzo będę Ci się przyglądać, i tak nie jestem wstanie odczytać Twoich prawdziwych uczuć. Jesteś taki niedostępny, Shoto.
      Pragnę, tylko żebyś mi wybaczył to, że Cię kocham.

    ~  Twój Anonim

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top